Ależ kawał filmu !
Przywykło się uważać za najlepszy western wszechczasów bądź to "Dobry, Zły, Brzydki", bądź też "Dawno temu Na Dzikim Zachodzie" - kolejne arcydzieła Leone. Tutaj trzy uwagi :
- Przede wszystkim - wrzucanie do jednego wora wspaniałych, klasycznych amerykańskich westernów z lat 50tych i porównywanie ich z późniejszymi, cyniczymi i okrutnymi produkcjami Włochów uważam za nieporozumieni. (a najlepszy western wszechczasów to "W Samo Południe").
- Sprowadzanie całego nurtu spaghetti westernu do filmów Leone to typowy błąd dzisiejszych fanów kina. A gdzie "Django" (ten prawdziwy, nie Tarantinowski)? Gdzie "Wielka Cisza", "Navajo Joe", "Smierć Jechała Konno" czy "Wielki Pojedynek" ? To filmy równie dobre (jeśli nie lepsze) od filmów Leone.
- Last but not least - w końcu o tym filmie mowa, niedocenienie drugiej części dolarowej trylogii to duży błąd.
Dwóch łowców nagród, dzika banda, za której szefa wyznaczono wyjatkowo wysoką nagrodę, najbogatszy bank, na który banda się zasadza - to składniki tej piekielnej mikstury. Akcja mknie naprzód bez zbędnych zawahań czy zwrotów, trup ściele się gęsto (ale nie tak absurdalnie, jak w niektórych późniejszych spaghetti), gdzieś w tle pojawia się tajemniczy motyw osobistej zemsty (genialna melodia pozytywki w zegarku jak zwykle - Morricone).
Aktorzy grają świetnie - Eastwood jak zwykle, Van Cleef ponadprzeciętnie (w sumie wręcz kradnie show Clintowi). Kapitalna banda Indio - od samego Volonte, przez rzeszę eurowesternowych weteranów - Bregę, Pistillego (kolejna świetna rola), szalonego (dziwnym nie jest...) Kinskiego, czy Sambrella. Muzyka Morricone - absolutna poezja. realizacja Sergio Leone też perfekcyjna, każda scena świetna, z jednej strony "wygrana" na max,a z drugiej nieprzeteatralizowana, jak się to Sergio zdarzało później (zwłaszcza w obu "Dawno Temu..."). Brak wspomnianej teatralizacji spowodował żwawe tempo i nieprzeciągnięcie filmu.
Arcydzieło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz