wtorek, 23 kwietnia 2019

Graham Masterton Nocna Plaga 5/10

Kolejna część pulpowo-przygodowego cyklu powieściowego opisującego walki Wojowników Nocy z siłami ciemności, wykazująca niestety pewne oznaki zmęczenia materiału.

+

Przebywający na gościnnych występach w Londynie amerykański skrzypek zostaje w biały dzień napadnięty i brutalnie zgwałcony (koniec z rynkiem young adult, to jest Masti !). Jak się okazuje, napastnikiem był Nosiciel, wysłannik nieumarłej czarownicy Isobel Gowdie, uwięzionej wieki temu przez Wojowników Nocy w wapiennych skałach Dover. Wiedźma ma zamiar rozprzestrzenić na całym świecie tzw. "chorobę bardów", zarazę duszy, porównywaną do duchowego AIDS. Chora osoba traci rozeznanie dobra i zła, szacunek dla ludzkiego życia i zasad moralnych.  Każdy zarażony (w tym i nasz muzyk) przekazuje chorobę kolejnym osobom poprzez akty seksualne odbywane....w snach (yep - it's Masterton book), plaga rozprzestrzenia się w błyskawicznym tempie, powodując lawinowy wzrost przestępczości i przemocy na świecie (pamiętajcie, wystarczy "wyśnić" sobie randkę z dowolną osobą by ją zarazić, zatem granice czy kontynenty nie mają żadnego znaczenia).


Dowiedziawszy się od zmiennokształtnego "anioła" Springera (znanego już z poprzednich części cyklu) o knowaniach sił Zła, nasz muzyk, jego punkowa kochanka i przyjaciel psychoterapeuta spróbują odnaleźć wiedźmę w opuszczonym londyńskim domostwie. Spotkanie ze strzegącymi jej upiornymi "chłopcopsami" kończy się fatalnie, bohaterowie, dzięki pomocy Springera, ledwo uratują życie.   


Transformejszyn - pora, by powołać nową drużynę Wojowników Nocy! Do zespołu dołączają syn muzyka i przybyły z nim z USA Strażnik Mocy Kasyx.  Działając wspólnie Wojownicy odnajdą wiedźmę ukrywającą się w krainach snów i przełamią jej złowrogi czar....

+  

Najogólniej pisząc, jest średnio. Jak zwykle, Masteron pisze kompetentnie i sprawnie, czyta się całość bez wysiłku czy irytacji, ale widać pewne zagubienie i zmęczenie formułą cyklu, błąd tkwiący w samym jego założeniu. O ile przygody Wojowników Nocy, ich nabzdyczone przysięgi, komiczne stroje i "supermoce" (tym razem pojawiają  się m.in zabójcza łyżwiarka i matematyczny pancerfaust) oraz walki staczane w krainach snów wywodzą się wprost z dziecięcych komiksów przygodowych, o tyle  fabuła mająca miejsce na jawie jest elementem "dorosłego" horroru (powieść otwiera brutalny gwałt homoseksualny na środku ulicy). W rezultacie otrzymujemy niby poważną powieść grozy, w której szanse na dobry klimat psują niezamierzenie bawiące swym infantylizmem wstawki komiksowe.


Również konstrukcyjnie trochę tym razem Masterton się nie popisał. Po energicznym początku akcja mocno grzęźnie, przez dziesiątki stron niewiele się dzieje, bo nie ma ani za dużo grozy ani wyśnionych przygód. Sam zaś finał jest ewidentnie niedopisany, kończony jakby na chybcika. Odnosi się wrażenie, że miało się w książce jeszcze wiele dziać, aż tu nagle gwałtowne skróty fabularne  pospiesznie zmierzają do końca. Trochę tak, jakby deadline wydawniczy przymusił Grahama do szybkiego zamykania wątków.


Na plus sama postać wiedźmy jako głównego villaina -  efektowna i przerażająca. Również krwiożerczy "chłopcopsy" oraz gnijący, trędowaci Nosiciele budzą dreszcze grozy i obrzydzenia. 


Jak pisałem, czyta się dobrze, związki z poprzednimi częściami serii zupełnie marginalne - spokojnie można czytać jako samodzielną powieść. Tylko nie bardzo wiadomo, po co - ani ona szczególnie dobra, ani zabawnie odjechana. Ot, taki standardowy, codzienny horror fare. 


Godne polecenia głównie dla fanów Mastertona.

środa, 17 kwietnia 2019

John Saul Taniec 8/10

Znakomita powieść gotycka, budząca skojarzenia z prozą Daphne du Maurier ("Rebeka"), trochę Virginii Andrews ("Kwiaty Na Poddaszu") i w końcu z samym Robertem Blochem i jego "Psychozą".
+
Kevin Deveraux przybywa wraz ze swą rodziną na letnie wakacje do położonej na Florydzie posiadłości rodowej, w której mieszka jego ciężko chora matka. Upływ lat nie zmienił charakteru kobiety, jest ona, tak samo jak w dzieciństwie Kevina, pełna gniewu i agresji wobec całego otoczenia, Pomiata ona i terroryzuje wszystkich wokoło, zwłaszcza opiekującą się nią uległą i pokorną córką Marguerite, synową i dzieci Kevina zaś darzy wręcz nienawiścią. (znającym "Kaznodzieję" może słusznie stanąć przed oczami babka l'Angelle). Wkrótce matka umiera na atak serca, okazuje się jednak, że przed śmiercią zastawiła na syna swoistą pułapkę - sprytnymi zapisami testamentowymi praktycznie zmusza go do pozostania w rodzinnym domu na stałe.
Po początkowej konsternacji rodzina zaczyna się oswajać z nową sytuacją. Kevin postanawia przekształcić dom w luksusowy pensjonat, dzieci też cieszą się na przeprowadzkę, córka, początkująca tancerka baletowa, kontynuuje naukę baletu u ciotki, prowadzącej zajęcia taneczne dla miejscowych dziewcząt. 
Zachowanie Marguerite zaczyna się wraz z upływem czasu zmieniać. Bratanicę wręcz uwielbia - faworyzuje ją w grupie, ma nadzieję zrobić z niej słynną primabalerinę, syna Kevina coraz bardziej jednak nie znosi i zaczyna być wobec niego niemiła.
Wkrótce dochodzi do tragedii. Podczas szalejącego orkanu ginie w wypadku samochodowym żona Kevina. Stopniowo narasta poczucie zagrożenia. Nocami na grobie rodzinnym dzieci obserwują ducha zmarłej babki, znikają bez śladu kolejne uczennice kursów baletowych Marguerite, po nich zaś służąca rodziny.
Nadchodzi upiorny finał, w trakcie nocnej burzy dójka  dzieci musi ratować swe życie przed śmiertelnym zagrożeniem.
+
 "Taniec" to wzorcowy niczym metr w Sevres przykład tzw. southern gothic, powieści gotyckiej osadzonej w realiach amerykańskiego Południa. Mamy tu wszystko, co w powieści gotyckiej jest potrzebne - ponure domostwo, mroczne tajemnice rodzinne, narastające napięcie, w końcu serię brutalnych morderstw. Wszystko to jest naprawdę świetnie warsztatowo napisane. Saul jest mistrzem opowiadania, fabuła rozwija się gładko, przejrzyście, wciągając czytelnika w świat opowiadanej historii i ani na chwilę nie odwracając jego uwagi zbędnymi wątkami.
Bardzo umiejętnie wykreowane są postaci występujące w powieści, rodzina Deveraux, Kevin, jego żona, obydwoje dzieci. Kapitalna jest też nieszczęśliwa ciotka Marguerite, w pamięć zapadają też wiarygodne portrety miejscowych mieszkańców - młodzieży zaprzyjaźnionej z rodzeństwem Deveraux, służby, policjantów.
Fanów horroru uspokoję, grozy jest w "Tańcu" co niemiara i do tego bardzo konkretnej. Mimo że powieść to slowburner i długimi początkowymi rozdziałami nic się nie dzieje, to, jak już się zaczyna suspens i straszenie, to naprawdę jest mocno.
Jeżeli coś skrytykować, to mały minus należy się za ramę fabularną powieści. Od początku łatwo się domyślić, o co kaman w opowiadanej historii,  a w połowie książki wszystko staje się wręcz oczywiste. Od tego momentu czytelnikowi zostaje tylko śledzenie, jak Saul rozpisze pozostałą część opowieści. Na szczęście rozpisał go naprawdę perfekcyjnie -  jest bardzo klimatycznie, gromy biją, burza szaleje, duch babki straszy na cmentarzu a trup ściele się gęsto.
Troszkę też więcej spodziewałem się po finale - po stężeniu grozy i makabry samo zakończenie wydało mi się nieco mdławe. Ale nie zmienia to odbioru całości.

Nie spodziewałem się, że "Taniec" aż tak bardzo mi się spodoba. Gorąco polecam wszystkim fanom grozy,  a przede wszystkich fanom prozy  gotyckiej, a w ogóle każdemu miłośnikowi dobrej literatury.  Nigdy bym nie pomyślał, że Phantom Press znienacka, w samym środku różnych pulpowych hutsonów i gujsmithów wyda powieść tak daleką od pulpy, jak to tylko możliwe -  wyrafinowaną, elegancką i znakomicie napisaną.  Już się cieszą na lekturę kolejnych powieści Saula.

PS.
Dziwne, że nikt nie nakręcił jeszcze filmu. W dobrych rekach powstałby wspaniały blockbusterowy thriller.

PS.
Polska okładka mocno pulpowa, ale wspaniała - jedna z lepszych w historii Phantom Press. Nawiązuje ona polskiego tłumaczenia tytułu; powieść w oryginale nazywa się "Unloved" ale próba dosłownego przekładu mogłaby być uznane za spojlerowanie, stąd chyba ten "Taniec".

czwartek, 11 kwietnia 2019

Maciej Szymczak Sinobrody 6/10

Zbiór opowiadań Macieja Szymczaka "Sinobrody" to nie tylko rozrywkowy horror, zbiór "opowieści okrutnych", ale również całkiem poważny manifest światopoglądowy i ideowy autora. Mimo pewnych wad, głównie konstrukcyjnych, to pozycja całkiem udana i warta uwagi fanów grozy.
Wszystkie teksty w zbiorze pisane są "na poważnie", raczej z myślą o przekazaniu czytelnikowi opinii i poglądów Autora na określone tematy, niż z intencją zabawienia czytelnika komercyjnie rozumianym horrorem. W opowiadaniach jest obecna mitologia słowiańska, krytyka kleru katolickiego i agresywnego, obłudnego chrześcijaństwa (czasami udaje się to bardziej, czasami mniej).
Zacznę od zdania krytyki - w książce jest nieco błędów, a to korekta się zdrzemnęła, a to redakcja tekstów była czasami zbyt łaskawa - w wielu miejscach frazę można było podrasować, zbędne akapity wyrzucić lub poprawić. Tak, że od strony technicznej, warsztatowej, jest jeszcze sporo przestrzeni do poprawy.


Od strony merytorycznej wyodrębnić można w zbiorze dwa typy opowiadań - jedne łączą opowieść historyczną z elementami fantastyki i grozy, drugie osadzone są we współczesności. W swej treści wszystkie one zawierają bardziej lub mniej zawoalowane ataki na instytucjonalny kościół katolicki, zachowując ciepłe uczucia dla czasów przedchrześcijańskich i prasłowiańskich bóstw.
+
Tytułowy "Sinobrody" (7/10) opowiada o postaci historycznej, Gillesie de Rais, przybocznym Joanny d' Arc. Był on, obok Erzsebeth Bathory czy Vlada Tepesa jednym z bardziej nie/sławnych i malowniczych monstrów w historii, sadystą pedofilem, i prawdopodobnie, wyznawcą Szatana. Szymczak bawiąc się historią przeklętego hrabiego w zakończeniu pozwala sobie na szyderstwo i drwinę z naiwności chrześcijańskiego przebaczenia.

"Biblia Diabła" (7/10) jest kolejnym historycznym horrorem, przedstawiającym autorską wersję losów powstania niesławnego średniowiecznego rękopisu Codex Gigas, znanego m.in. z uwagi na umieszczony w niej słynny obraz diabła. Opowiadanie przypomina troszkę miniaturowy danbrownowski thriller, z efektownym (i, naturalnie, kapkę bluźnierczym) twistem końcowym.

"Vaticanus" (7/10) toczy się współcześnie, ale to chyba najciekawsze opowiadanie w całym zbiorze, nieco przywołujące wspomnienie filmu "Książę Ciemności" Johna Carpentera - jeszcze jeden szyderczy atak Szymczaka na instytucjonalny kościół, w którym w efektownej scenie zwiedzania archiwów watykańskich narrator odkrywa mroczną prawdę ukrytą za oficjalną fasadą



Po trzech dłuższych tekstach napięcie (a i, przyznam, jakość literacka) nieco siada. W opowiadaniu "Pajęczyna"(5/10) pojawia się słowiańskie bóstwo Chors, które, występując pod postacią demonicznego pająka, żywi się snami zmarłych. Pewnego mężczyznę dręczą koszmary ukazujące śmierć żony i dwójki dzieci. Pomysł pajęczego boga snów jest wybitnie rokendrolowy, ale pogubiłem się nieco w przenośniach opowieści i mimo paru dobrych momentów nie bardzo mi się, koniec końców, spodobała.

Również "Hotel Nawia" (5/10) to nieco mniej udane opowiadanie. Tym razem mamy do czynienia z kierowcą, który postanawia spędzić noc w przydrożnym hotelu Nawia (nazwa hotelu to oczywisty ukłon wobec danych wierzeń słowiańskich - to miejsce, do którego trafiają ludzie po swej śmierci). No i tyle w temacie... Niestety sama akcja, mimo że budząca momentami dalekie skojarzenia z samym "Widmem Nad Innsmouth" Lovecrafta (podobny nocno-hotelowy anturaż) nieco zawodzi, a wykorzystanie w niej prześladujących bohatera "nawek" raczej, niezamierzenie, śmieszy, niż straszy.

W niewielkim opowiadaniu "Piramida" (6/10) pojawiają się środkowoamerykańska piramida, kryształowa czaszka, kosmici porywający ludzi i zaraza grożąca całemu gatunkowi ludzkiemu. Pomysł był tu lepszy niż wykonanie, to raczej treatment czegoś większego, czegoś, co mogłoby przypominać dobry odcinek Archiwum X.

"Przymierze", flirtujące z biblijną przypowieścią o Abrahamie gotowym, w imię zawarcia paktu z Bogiem złożyć życie swego syna w ofierze, skręca w mocno bluźnierczym i niepoprawnym politycznie  kierunku (osoby religijnie wrażliwsze niech się czują ostrzeżone). Tekst jednak jest raczej złośliwą wprawką niż pełnoprawnym opowiadaniem - zamiast grozy jest tylko próba profanacji mitu.
"Dłużnik" opisuje desperację człowieka, który przygnieciony zobowiązaniami postanawia wybuchnąć i wyrównać rachunki, niczym w Michael Douglas filmie "Upadek".

Ostatnie teksty, "Walkiria" czy "Słoneczny Wojownik" nie mają już w ogóle charakteru opowieści niesamowitych - oba oddają fascynację autora czasami przeszłymi, kulturą i wierzeniami pogańskimi.+


Generalnie, mimo pewnych słabości narracyjnych, lektura zbioru była zajmująca i satysfakcjonująca.  Przyznam, że te "historyczne" wypadają w mojej ocenie sporo lepiej. Są nieco dłuższe lepiej budują napięcie, ciekawiej też wypada ich konstrukcja. Ciekawy jestem, w którym kierunku podąży pisarstwo Szymczaka - czy bardziej w kierunku prozy rozrywkowej, czy bardziej w kierunku quasi-religijnych utworów w rodzaju "Słonecznego Wojownika". Osobiście na rodzimowiercę się nie przestawię, więc memu sercu bliższe jest proste, pulpowe straszenie - ale nic,  jak mawiają piłkarze, time will tell.

niedziela, 7 kwietnia 2019

Shaun Hutson Dzień Śmierci 7/10

Energiczny pulpowy zombie horror, w którym żywa akcja i dużo grozy pozwalają przejść do porządku nad brakami logicznymi i wadami warsztatowymi.
+
Podczas porządkowania terenu przycmentarnego dwaj robotnicy odnajdują miejsce pochówku straconej przed laty czarownicy. Jeden z nich zabiera z grobu tajemniczy medalion. Magiczna moc artefaktu zamienia go w monstrum - po przybyciu do domu morduje żonę i córkę. Kolejnej nocy ginie sąsiadka. Potwór wyrywa oczy swym ofiarom.
Policja wkrótce osacza zbrodniarza - w ciągu dnia jest on niezwykle osłabiony i łatwo zostaje schwytany. Gdy zapada ciemność, odzyskuje on siły i wpada w morderczy szał. Wyrywa się z uwięzi w szpitalu, do którego został przewieziony, by ostatecznie, wypadając z okna, zginąć wraz z pilnującym go pielęgniarzem.
To jednak dopiero początek koszmaru. Ciała obu mężczyzn wracają do życia i w niezmiernie efektownej scenie wydobywają się ze świeżych grobów, mordując przy okazji miejscowego księdza. Od tej pory w mieście znikają kolejni ludzie. Okazuje się, że każdy zabity natychmiast dołącza do rosnącej hordy krwiożerczych, bezokich zombie. Potwory, kierowane przez grabarza atakują dom szefa miejscowej policji, w którym jego żona bada przeklęty medalion. Na szczęście w walce przeciw nim skuteczna okazuje się bron palna. Policjanci rozpoczynają szukanie kryjówki potworów...


"Dzień Śmierci" Shauna Hutsona lokuje się wpół drogi pomiędzy twórczością Guya N.Smitha a Grahama Mastertona. Od tego pierwszego Hutson zapożyczył angielską prowincję  z jej niepowtarzalnym klimatem, od drugiego dynamiczną, pełną makabry i przemocy akcję. W rezultacie powstał zgrabny, pełen akcji horror, który powinien przypaść do gustu sympatykom obu wspomnianych autorów.
Jasne, w powieści nie ma nic odkrywczego, motywy przeklętego artefaktu, zemsty po latach, ataki zombie - wszystko to było już wałkowane w horrorze ze sto razy. Ale też nie w nowatorskich pomysłach siła Hutsona, a w werwie, z jaką opowiada on swoją historię, w stężeniu makabry i grozy, w dynamicznej akcji.
I tutaj Hutson wypada bardzo korzystnie. Historia szybko mknie naprzód, mnożą się kolejne jump scare'y a żywe trupy wypadają niezmiernie efektownie, przywołując echo znanych z filmowego cyklu hiszpańskich  templariuszy (podsobne jak kinowe monstra, zombiaki Hutsona są pozbawione oczu). Overall radosny, pulpowy fun bez szczególnych ambicji czy pretensji.
Słabiej wypada konstrukcja postaci. Bohaterowie "Dnia Smierci" są papierowi do bólu, a opisy relacji międzyludzkich młodemu Hutsonowi wyszły pociesznie.  Podczas gdy taki Guy N. Smith potrafi, tworząc swych bohaterów, cedzić złośliwości kwaśne jak zeschła cytryna, to idylliczne opisy  małżeńskiego szczęścia szefa policji, upływającego pomiędzy młodzieńczym seksem i wzajemnym szeptaniem "kocham cię" niepomiernie śmieszą.
Jest też powieść fabularnie niechlujna, nawet uwzględniając jej pulpowy charakter. Zupełnie nie wiadomo, po co w prologu pojawia się torturowana i stracona czarownica (jej postać już później nie wraca). Zniknięcie kilkuset osób w miasteczku obchodzi, wydaje się, wyłącznie grupkę miejscowych policjantów. Do tego dochodzi jeszcze banalny, generyczny finał.  No i te dwumiesięczne badania, w wyniku których udało się ustalić, że "Mortis Dei" oznacza "Dzień Smierci" -  nie dziwota, że Anglicy sobie Brexit przegłosowali. Tytani intelektu normalnie...






Pomijając wyżej wymienione mankamenty (większość z nich złożyć można na młody wiek autora - pisząc "Dzień Smierci" Hutson miał, jak sam pisze, dziewiętnaście lat) całość opisana jest całkiem zręcznie i czyta się piorunem. Dużo horroru w horrorze, dynamiczna akcja, efektowne żywe trupy i do tego wszechobecny pulpowy klimat. Byłby fajny oldschoolowy film z tego. Fani Mastertona i Guya nie powinni być rozczarowani. Trochę naciągane 7/10.

piątek, 5 kwietnia 2019

Clive Barker Potępieńcza Gra 10/10

Uwielbiam wczesnego Barkera, po prostu uwielbiam, a "Potępieńcza Gra", szczególna wariacja opowieści o zakładzie z diabłem (Polakom znanej choćby z historii pana Twardowskiego), to kolejny przyczynek do tego uwielbienia.
+
Były więzień zostaje zatrudniony jako ochroniarz pewnego milionera. Ten obawia się ostatnimi czasy o swe życie, zaczął otrzymywać różne ostrzeżenia o groźby. Sprawa dotyczy niespłaconego długu hazardowego, który .
Nowy ochroniarz przybywa do silnie strzeżonej posiadłości, i podejmuje swe obowiązki. Na miejscu poznaje uzależnioną od heroiny córkę bogacza oraz grono jego znajomych i współpracowników. poznaje też bliżej samego pracodawcę.  Obu mężczyzn łączy, jak się okazuje, namiętność do hazardu - to z tej właśnie przyczyny bohater otrzymał swą posadę.
Wieczorami rozpoczynają się tajemnicze incydenty - próby wkroczenia przez wierzyciela na teren posesji. Pierwszy atak zostaje odparty przez sforę psów obronnych, nocne wizyty jednak nasilają się;  w trakcie kolejnej giną wymordowane wszystkie psy, ostatecznie zaś agresorowi, wraz z gronem upiornych pomocników udaje się przedostać do domu i skonfrontować z milionerem. Jak się okaże, nawet życie wieczne i bogactwo mogą być przekleństwem.
Wkrótce potem nagła śmierć mężczyzny kończy, zdawałoby się, sprawę. Wierzyciel podejrzewa jednak, że to tylko sprytny wybieg hazardzisty - porywa  jego córkę żądając od ochroniarza wydania miejsca pobytu dłużnika.
W położonym na odludziu zrujnowanym hotelu dochodzi do finałowej konfrontacji pomiędzy walczącym o odzyskanie dziewczyny ochroniarzem a siłami zła.
+
Pisząc "Potępieńczą Grę", swój pełnometrażowy debiut powieściowy, Barker mógł pozwolić sobie na  odpowiedni rozmach narracyjny. Już nie trzymał się formuły krótkich opowiadań, znanych z "Ksiąg Krwi", nie musiał też kondensować fabuły, jak to miało miejsce w pisanych z góry z myślą o rychłej ekranizacji "Powrocie Z Piekła" czy "Cabalu". Tym razem mógł on zmierzyć się z amerykańską szkołą "dużej" opowieści - historii rozlewnej, bogatej i wciągającej  czytelnika w swój świat. Jak mu wyszła ta zmiana formuły? Przyznaję, jako die hard fan nie jestem zbyt obiektywny, ale uważam "Potępieńczą  Grę" za jeden z najlepszych znanych mi horrorów, dorównujący zaletami najsłynniejszych powieściom Strauba, Kinga czy Simmonsa.
Historia podzielona jest z grubsza na trzy części (do tego dochodzą prolog - efektowny dla polskiego czytelnika, bo osadzony w Warszawie wczesnej wiosny 1945 i retrospektywna opowieść milionera). Pierwsza to slowburner, prawie nic nadzwyczajnego się w niej nie dzieje - poświęcona jest ona głównie na prezentację poszczególnych bohaterów. W części drugiej - opisującej oblężenie domu dłużnika przez siły magii, zaczyna się regularne straszenie. Finał to Grand Guignol w scenerii zapowiadającej scenariusz gry fabularnej KULT (inspirowanej potężnie właśnie prozą Clive Barkera).
Świat Barkera to nie jest do końca ten świat, który nas otacza. To dziwaczne terytorium, nadrealna kraina, pełna mrocznej magii, namiętności tajemnicy kryjącej się tuż za materią rzeczywistości. W tym świecie losy ludzkie nie mają większego znaczenia i nie interesują czytelnika, dlatego z bohaterów powieści  w pamięci nie zostaną ani anonimowy ochroniarz, ani jego ukochana - narkomanka, ani nawet unikający zapłaty za dług hazardzista. Za to nikt, kto czytał "Potępieńczą" nie zapomni ani przeklętego maga Mamouliana, ani jego pomocnika, przerażającego Połykacza Żyletek.

Powieść napisana jest porywająco, wciąga jak bagno w lekturę, nie pozwala odłożyć książki na półkę. Warsztatowo jest wyraźnie bardziej dopracowana niż mocno szkicowe, momentami wręcz niechlujnie napisane "Powrót Z Piekła" czy "Cabal". Wielka szkoda, że, począwszy od "Potępieńczej Gry" właśnie Barker rozpoczął romans z dark fantasy. Nadal czyta się go świetnie, kilka tytułów powstało naprawdę rewelacyjnych ("Kobierzec, "Wielkie Sekretne Widowisko"), ale jednak jego twórczość stopniowo oddaliła się od czystego gatunkowo horroru. Nawet późniejsze próby powrotu do ulubionego gatunku ("Wąwóz Kamiennego Serca") nie były już tak udane jak "Potępieńcza Gra". Arcydzieło i kanon współczesnej grozy. 10/10

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

William Shakespeare Makbet V.S.O.P. 10/10

Od pewnego czasu chodziła za mną tego rodzaju prowokacja... bo niby jasne - grupa poświęcona jest literaturze grozy. Omawiane są tu książki, które można określić mianem "horroru". Skoro jednak nazwa grupy mówi o "horrorze w literaturze", to dlaczego nie pójść głębiej, i nie poszukać elementów grozy w dziełach literackich na co dzień się z horrorem, ba, z literaturą gatunkową w ogóle nie kojarzących.
No to postanowiłem spróbować grubo, z samym Szekspirem, a żeby sobie ułatwić zadanie wybrałem "Makbeta", dramat nadzwyczaj krwawy i makabryczny, w którym grozy, duchów i zbrodni jest co niemiara.
+
Treść "Makbeta" jest zasadniczo tak znana, że jej pewnie i opisywać nie trzeba, ale spróbuję zgrubnie, chociażby pod kątem potrzeb naszego gatunku.
Działając z poduszczenia trzech upiornych wiedźm, wróżących mu królewską koronę, zachęcany jeszcze przez żądną sławy i zaszczytów żonę szkocki wódz, Makbet skrytobójczo morduje nocującego w jego zamku króla Duncana. Podejrzenia kieruje on na królewskich synów, którzy tej samej nocy uciekają do sąsiedniej Anglii. Makbet zasiada na opuszczonym tronie Szkocji.
Na tym jednak nie koniec zbrodni. Wkrótce z rąk wynajętych morderców ginie przyboczny Makbeta, Banko, który, będąc obecnym przy wróżbach wiedźm mógłby zdradzić ambicje władcy.
Niewiele to pomaga. Niechęć do władcy i plotki dotyczące prawdziwego przebiegu zamachu rozchodzą się po Szkocji, rośnie grono przeciwników. Ten odpowiada narastającą falą terroru, mordowane są rodziny przeciwników Makbeta.
Tymczasem syn Duncana, Malcolm planuje zbrojny powrót z Anglii.
+
Najbardziej popularna teoria dotycząca narodzin gatunkowego horroru wiąże ten fakt z pojawieniem się, w końcu XVIII wieku, powieści gotyckiej. Istnieje jednak kuszący pogląd, zgodnie z którym za "horrory" uznać już można krwawe dramaty powstające w elżbietańskiej Anglii (taki pogląd wyrażają m.in. Steve Jones i Kim Newman w swym świetnym Horror - 100 Best Books, podobnie pisał również sam H.P.Lovecraft w swym Supernatural Horror in Literature). Właśnie wypełnione przemocą, zbrodnią i makabrą sztuki autorów takich jak Christopher Marlowe, Cyril Tourneur, John Webster, czy najsłynniejszy z nich - William Shakespeare, zawierały taką mnogość budzących grozę elementów i wątków, że można je uznać za gatunkowe horrory.
Przyznać trzeba, że "Makbet" zawiera imponującą ilość elementów radujących serce fana grozy. Jest w dramacie miejsce na nadprzyrodzone jump scare'y - duch zamordowanego Banka straszy Makbeta podczas uczty, demoniczne wiedźmy i ich królowa, Hekate, spiskują przeciw ludziom w scenach rodem z "The VVitch". Jest też szereg brutalnych, krwawych zbrodni, poczynając od nocnego morderstwa króla Duncana i jego przybocznych, przez zamach na Banka, aż do masakry rodziny Macduffa.
Czytając "Makbeta" nie można mówić o "warsztatowej" maestrii, czy technicznej sprawności - mamy tu do czynienia ze Sztuką, z Poezją, z absolutnie genialnym arcydziełem literatury (kto nie zadrży czytając monolog Makbeta na temat nicości życia?). Z co drugiej strony dramatu atakują znane, ponadczasowe cytaty, wiersze, powiedzenia. No a główne postaci ? Pal sześć Makbeta, ale przerażająca, zachęcająca do zbrodni, zżerana ambicjami, ostatecznie zaś tracąca rozum i ginąca samobójczo lady Makbet stała się już archetypem kulturowym.
"Makbet" to rzadka sposobność, by, czytając atrakcyjną, wypełnioną porywającą (a momentami przerażającą) akcją sztukę, obcować z Absolutem. Tu już nie chodzi o to, żeby przeczytać, "Makbeta" warto czytać (albo obejrzeć jakąś adaptację) wielokrotnie.
PS.
Ekranizacji Makbeta jest bez liku,. Gorąco polecam dwie - Akiry Kurosawy "Tron We Krwi" (z fabułą przeniesioną do feudalnej Japonii) i ponure, krwawe dzieło Romana Polańskiego. Nakręcona w 1971 roku adaptacja najbardziej wydobywa z tragedii elementy horroru i grozy. Dobrze obsadzona jest też ostatnia filmowa adaptacja, z 2015 (w roli Makbeta Michael Fassbender). Jakby ktoś dopadł spektakl londyńskiego National Theatre, też będzie zachwycony.
PPS.
Pierwszy raz nie odważę się na stawianie oceny, nie/sławne "cyferki". tak, jak pisałem, czytając Szekspira obcujemy z arcydziełem literatury, to nie podlega ocenianiu, to jest kategoria KOSMOS. Każda próba jej liczbowego zapisania musi skończyć się oczywistym 10/10.
PPPS.
Warto porównywać różne przekłady Makbeta. ja czytałem tłumaczenie Jerzego Sito, nowoczesne, agresywne (się nawet "kurwa mać" pojawia) bardzo "filmowe".

Guy N. Smith Pan Ciemności 7/10

Zjadliwy paszkwil krytykujący pod postacią "satanicznego" horroru, brytyjski system szkolnictwa zamkniętego.
+
Do położonej w górskich pustkowiach Szkocji prywatnej szkoły z internatem przybywa młoda nauczycielka.
Szkoła jest elitarną "przechowalnią" dla dzieci z zamożnych rodzin, które nie poradziły sobie na studiach. Opłacając wysokie czesne rodzice kupują sobie spokój i uwalniają się od niechcianych w domu latorośli.
Dyrektor zarządza instytucją żelazną ręką. Nacisk kładziony jest na sport - siłę i tężyznę fizyczną uczniów, oraz na brutalną dyscyplinę i kary fizyczne. Ktokolwiek nie potrafi się zaadaptować, przeżywa straszne chwile. Gdy jeden ze słabszych uczniów ucieka nocą ze szkoły, zostaje wytropiony przy pomocy psów gończych a po schwytaniu wychłostany. Doprowadzony do ostateczności popełnia samobójstwo.
W trakcie biegu przełajowego umiera dziewczyna, która ze strachu nie przyznała się do zapalenia wyrostka robaczkowego. Jej ciało zostaje wykradzione z miejscowej kostnicy, by zostać ofiarowane w satanistycznym rytuale, który odbywa się nocą na pobliskim cmentarzu.
Młoda nauczycielka, świeżo przybyła do szkoły usiłuje wyjaśnić tajemnicze zgony, tymczasem sama po tym, jak na jaw wychodzi jej dziewictwo (don't ask me - it's a Guy's story) staje się przedmiotem prześladowania przez kultystów.
+
Pulpowy horror z akcją osadzoną w brytyjskiej surowej szkole to w zasadzie samograj. Nic specjalnie nie trzeba specjalnie wymyślać - brutalny codzienny reżim, kary cielesne, prześladowanie słabszych, przemoc seksualna -  samo się pisze. Tak też postępuje Smith. Niespecjalnie wykorzystuje elementy fantastyczne, budzi dreszcze niepokoju i grozy samym szkolnym otoczeniem. W  opowieści można znaleźć wątki i rozwiązania fabularne znane z takich filmów jak "Widmo" (Les Diaboliques) Clouzota (w opisie szkoły i brutalnego dyrektora) czy nawet swojski "Kroll" (prześladowania słabszych). Wszystko jest w miarę sprawnie opowiedziane i naprawdę trzyma klimat.
Garść fabularnych nonsensów i niedociągnięć (w końcu ilu uczniów było w tej szkole ? Dziesięciu ???)  nie wpływa specjalnie na ogólny odbiór.
Za to brakuje w "Panu Ciemności" czegoś ekstra, czegoś, co zrobiłoby z niego rasowy, pełnokrwisty horror. Element fantastyczny nieco zawodzi, przewidywalny do bólu pomysł ani przez chwilę nie sili się na oryginalność, zmierza dość monotonnie pomiędzy kolejnymi, dość oczywistymi elementami fabuły.


To dobra, jak na Guya, książka, naprawdę całkiem udany horror, ale biorąc pod uwagę możliwości i potencjał powieści - w sumie małe rozczarowanie. Mogłoby być rewelacyjnie, jest "tylko" dobrze. 5/10 z oczywistymi bonusami - za pulpowy charakter, i za nazwisko. Końcowa ocena 7/10. 

Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...