czwartek, 22 lipca 2021

Opowieści Z Dreszczykiem. Noc Druga 7/10

W dwa lata po wydaniu „Opowieści Z Dreszczykiem”, w roku 1959, ukazała się kontynuacja, z podtytułem „Noc Druga”, zawierająca, podobnie jak „jedynka” sporo rzadko w Polsce antologizowanych a ważnych w historii literackiej grozy opowiadań, uzupełniona kilku „żelaznymi” klasykami i garścią mniej znaczących tekstów. Tym razem wszyscy prezentowani w antologii autorzy wywodzą się z kręgu kultury anglosaskiej (w pierwszym tomie pojawiły się teksty m.in. Puszkina,  Dostojewskiego, Capka czy Apollinaire’a).

 

Na początek teksty nieco trudniej dostępne, a kanoniczne w historii gatunku : 


1. Przede wszystkim Edward Bulwer-Lytton i jego opowiadanie „Duchy I Ludzie” (8/10) -  jedna z najsłynniejszych w historii opowieści o nawiedzonych domach,  prawdziwy „blueprint” dla tego rodzaju historii. 

+

Odważny poszukiwacz przygód, wraz z wiernym służącym i równie wiernym psem postanawia spędzić noc w domu, w którym straszy. Od samego wejścia zaczyna się regularna jazda - dotknięcia niewidzialnych dłoni, stuki,  puki, chłodne powiewy etc. Wraz z upływem czasu wrażenia się potęgują. Pojawiają się świetliste kule, widma zmarłych osób, blade ręce na stolikach, a w końcu przerażający, mroczny upiór o wężowych oczach. Służący w obłędzie wybiega z domu w głuchą noc, nieznana siła zabije skowyczącego ze strachu psa, bohater jednak przeciwstawi się potędze mroku, łącząc w jedno swój charakter, siłę woli oraz….niewiarę w zjawiska nadprzyrodzone (sic!).

Za dnia rusza śledztwo, mające wyjaśnić przyczyny nocnych zjawisk. W ich efekcie odnaleziony zostanie tajny pokój i wyjaśnione tajemnice spowijające przeszłość domu. Ale to nie wszystko, uparty badacz poszukuje żyjącej osoby, która stoi za wszystkimi przerażającymi wydarzeniami…. 

+

No i szkoda, że się autor uparł na to poszukiwanie, bo ostatnia, trzecia część opowiadania ciągnie je w dół - nieprzekonującymi rozwiązaniami, dziwacznym, oderwanym od sedna fabuły skrętem fabularnym i pociesznymi koncepcjami na temat życia.

Niemniej początek opowiadania - opis wydarzeń w nawiedzonym domu - jest naprawdę znakomity i do dziś zachwyca, szokując rzadkim w tamtych czasach stężeniem grozy, gęstym napięciem i, generalnie, ilością horroru w horrorze.  On właśnie unieśmiertelnił „Duchy I Ludzie” wprowadzając to opowiadanie do kanonu literackiej grozy. 

Wśród licznych, świeżych pomysłów Lyttona wyróżnia się proto-lovecraftowska koncepcja „niewidocznych istot wijących się w powietrzu” („From Beyond”). 


2. Kolejne sławne, ważne w historii gatunku opowiadanie, cieszące się zasłużoną renomą to „Córka Rappacciniego” Nathaniela Hawthorne’a (8/10).

+

Pewien młodzieniec przez okno swego apartamentu obserwuje tajemniczy ogród doktora Rappacciniego. Doktor hoduje w nim dziesiątki niebezpiecznych, trujących roślin. Tylko córka doktora, latami przyzwyczajana przez ojca do kontaktu z truciznami, może bez zagrożenia dla życia pielęgnować najgroźniejsze okazy . Niemniej jej odporność na trucizny ma swe skutki uboczne; od dotyku dziewczyny więdną zwykłe kwiaty, padają owady i jaszczurki.

Młodzian szybko zakochuje się w pięknej nieznajomej i zaczyna się z nią spotykać. Początkowo obydwoje zachowują ostrożność i dystans społeczny, mając świadomość, że każdy dotyk może sprowadzić na chłopaka śmierć, wraz z upływem czasu okazuje się jednak że chłopiec „zaraził” się przypadłością dziewczyny; również jego dotyk staje się śmiertelny.  Teraz mogą już żyć  razem, ale tym samym obydwoje zostają odcięci od świata…

+

Wspaniałe, depresyjne, ponure opowiadanie stylizowane na opowieści E.T.A. Hoffmanna (łącznie z włoskim protagonistą). Dochodzi w nim do głosu pesymizm cechujący prozę Hawthorne’a (nie będzie happy endu…) i szczególna dwuznaczność moralna finału (może się przypomnieć „Jestem Legendą” Mathesona). Klasyk!


3. Jest wreszcie James Fitz O’Brien i  sławne opowiadanie „Co To Było?” (7/10).

+

Pewien dom cieszy się sławą „nawiedzonego” Wprowadza się do niego odważna kobieta wynajmująca mieszkania wraz ze swymi równie odważnymi lokatorami. Początkowo nic się nie dzieje, pewnej nocy jednak jednego z pensjonariuszy atakuje mordercze…niewidzialne monstrum.

+

Raptem jeden jump-scare (choć przyznać trzeba, że wyjątkowo efektowny), na dodatek z napięciem zniszczonym przez regularne mordobicie, jakie z potworem urządza sobie bohater, ale najważniejszy jest sam motyw - niewidzialnego potwora, nie jakiegoś „ducha” a materialnej, niewidzialnej istoty, gotowej zabijać (podobny pomysł pojawi się w „Horli” Maupassanta, „Draństwie’ Bierce’a no i w końcu w „Zgrozie W Dunwich” Lovecrafta).

Trzeba zauważyć, że potwór u Fitz O’Briena jest jest tyleż groźny, co żałosny. Owszem ma mordercze zamiary, jednak równie silną grozę budzi zakończenie, jego straszny los.


4. Nic nie ustępuje klasą i znaczeniem powyższym tekstom Margaret Oliphant i jej „Okno Biblioteki” (7/10).

+

Młoda dziewczyna godzinami wpatruje się w okno w budynku naprzeciwko. Początkowo w ogóle nie wiadomo, czy to okno, czy tylko atrapa, kobieta jednak wkrótce zaczyna widzieć szczegóły wnętrza - szafy z książkami, krzesła i biurko, przy którym godzinami pracuje tajemniczy Mężczyzna.

Z biegiem kolejnych dni opętana widokiem dziewczyna  traci zainteresowanie   codziennością,  robi się nerwowa, niknie w oczach. Kiedy w końcu dostanie się do budynku naprzeciwko, potwierdzą się podejrzenia - tajemniczego okna w ogóle nie ma! 

Za wszystkim skrywa się ponura tajemnica rodzinna…

+

Opowiadanie Oliphant jest długie, powoli budujące nastrój niepokoju i grozy. Pozornie niewiele się dzieje, ale napisane jest tak dobrze, z napięciem dozowanym tak umiejętnie, że ta powolność w niczym nie przeszkadza a strony same znikają w oczach.

Przy okazji przypomną się i inne historie o „hipnotyzujących oknach”, od „Pająka” H.H.Ewersa począwszy aż po „Taniec Panny Sauer” Pawła Matei (z kapitalnego zbioru „Nocne”).


5. W końcu F. Marion Crawford i „Wrzeszcząca Czaszka” (8/10) - Jakby komicznie ten tytuł nie brzmiał, to wiernie oddaje on treść opowiadania… to zaskakująco ponury i nieźle straszący horror, w którym tytułowa czaszka żony mści się okrutnie na swym mężu-mordercy i jego poplecznikach.


W tomie jest też kilka absolutnych klasyków, często wydawanych i w antologiach i samodzielnie, takich jak  :


- „Studnia I Wahadło” Edgara Allana Poego (arcydzieło strachu przed tzw. „złą śmiercią” - opis tortur psychicznych i fizycznych więźnia inkwizycji, drobiazgowy, makabryczny opis lochu i zadawanych tortur),



- „Przeraźliwe Łoże” Williama Wilkie Collinsa (też archetypiczna już fabuła - pokój, w którym co jakiś czas ktoś niknie bez śladu. Mordercze ruchome łoże wjechało do dziesiątków filmów grozy jako wyjątkowo efektowny wizualnie moment),

- „Upiorny Narzeczony” Washingtona Irvinga (żart z prozy gotyckiej, „duch” zmarłego narzeczonego przybywa na ucztę zaręczynową), no i last, but not least 

  • „Uroki” M.R. Jamesa, pochodzące z klasycznego zbioru „Opowieści Starego Antykwariusza”. (wyborna opowieść o okultyście grafomanie wywierającym zemstę na swych krytykach przy pomocy rytuałów magicznych - być może zawoalowana drwina z Alistera Crowleya?).
  • „Człowiek I Wąż” Ambrose’a Bierce’a -  klasyk suspensu - historia o tym, jak można, dosłownie !, umrzeć ze strachu. Znakomite!


W „Opowieściach Z Dreszczykiem 2” znajdziemy również opowiadania Henry Jamesa („Edmund Orme”), Charlesa Dickensa („Proces O Morderstwo”), Vernona Lee („Amour Dure”) czy Edith Wharton („Później”) - wszystkie do odnalezienia w samodzielnych tomach wydanych w ramach Biblioteki Grozy przez wydawnictwo C&T.


Tom uzupełniają teksty m.in. Waltera Scotta, R.L. Stevensona, Josepha Conrada, Sakiego i Edwarda Bensona są one jednak mniejszej wagi od powyżej omówionych.


+


Dla omówionych w pierwszej części raportu opowiadań, klasycznych, pomnikowych w rozwoju literackiej grozy, a trudno dostępnych w innych wydaniach, warto pogrzebać po internetowych antykwariatach i spróbować „Opowieści Z Dreszczykiem, Noc Druga” upolować, nawet jeśli z racji wieku i rzadszej dostępności książka byłaby nieco droższa. 


  

niedziela, 11 lipca 2021

Jonathan Maberry Song Umarłych 5/10

 Kontynuacja przebojowego „Bluesa Duchów”, niestety rozczarowująca - przede wszystkim brakiem konkretnej akcji („nuda, nic się nie dzieje!”), a także niezbyt udanie prowadzonymi wątkami obyczajowymi, no i ujawniającymi się tu i ówdzie niedostatkami warsztatowymi autora.


+


„Blues Duchów” opisywał serię krwawych zbrodni, które wstrząsnęły miasteczkiem Pine Deep. Trójka uciekających przed obławą policyjną gangsterów rozbiła się na okolicznym polu kukurydzy. Jeden bandzior zginął, pozostali zaś dostali się pod wpływ złowrogiej obecności - Ubela Griswolda, seryjnego mordercy dzieci, pokonanego i pogrzebanego przed laty na bagnach, wciąż jednak nieumarłego, knującego kolejne koszmary i pozyskującego w ten sposób nowych pomocników. W finale powieści obaj  bandyci zginęli.

W tym miejscu zaczyna się „Song Umarłych”. 

Zbliża się Halloween. W Pine Deep spodziewany jest najazd tłumów turystów. Siły Ciemności wiedzione złowrogą mocą Griswolda szykują się na Krwawy Armageddon - rzeź przybyłych.

Martwi gangsterzy zostali przez niego zamienieni w ….wampiry (sic!). Teraz nas rozkaz swego mrocznego Pana nocami mordują kolejnych mieszkańców Pine Deep; każda ich ofiara również staje się wampirem i dołącza do zastępów nocy. Wspomagają ich w tym dziele dawni kompani i wyznawcy Griswolda, swoimi spiskami oplatający miasteczko. 

Jakby tego było mało w burmistrzu Pine Deep budzi się … wilkołak, a religijny maniak-morderca Eddie nieudolnie usiłuje odnaleźć i zabić nastoletniego Mike Sweeneya, przekonywany podszeptami Griswolda, że chłopiec jest „Bestią”.


Tymczasem bohaterski Malcolm Crow, który w „Bluesie Duchów” przeciwstawił się mordercy Karlowi Rugerowi zaznaje rozkoszy narzeczeństwa z Valerie Guthrie. Niepokoją go jedynie wymamrotane przez umierającego (hehe…) przestępcę „pozdrowienia od Ubela Griswolda”. Łączy swe siły z dociekliwym reporterem lokalnej prasy. Ten badając przeszłość Griswolda odkrył tajemnicze zbieżności z historią pewnego niemieckiego czarownika i wilkołaka, który uciekł w XIX wieku do Ameryki.

Chcąc wyjaśnić mroczne sekrety obaj mężczyźni wybierają się na opuszczoną posiadłość farmera…


+


„Blues Duchów” wygląda chwilami jak efekt zakładu literackiego, w wyniku którego autor postanowił w jednej powieści umieścić jak najwięcej archetypów gatunkowych. W rezultacie powstał horror prawdziwie „wszystkomający” - wilkołaki, wampiry, kultyści, gangsterzy, nieumarły czarownik, czy morderca-maniak religijny. W „Bluesie Duchów” Maberry zgrabnie porozstawiał wszystkie te potwory na planszy, miejmy też nadzieję, że w trzeciej części („Wschód Złego Księżyca”) dojdzie do efektownego finałowego showdownu, bo, niestety,  w „Songu Umarłych” prawie NIC SIĘ nie dzieje! 

To jest właśnie główny zarzut wobec powieści. NUDA. „Song Umarłych” cierpi na syndrom „wypełniacza”, łącznika pomiędzy efektownym prologiem a (oby) zajmującym finałem. Autorowi brakło ciekawych  pomysłów na prowadzenie fabuły, na nowe przygody czy starcia. Szkoda, bo właśnie w dynamicznych scenach akcji,  w drastycznych jump scare’ach Maberry wypada najlepiej, tymczasem strony „Songu Umarłych” wypełnia głównie kiepska proza obyczajowa.  Maberry może i chce być Kingiem, ale zdecydowanie nim nie jest. Tam, gdzie King ze swobodą i polotem snułby swe historie, budował charaktery postaci, wciągał czytelnika w gęstwę emocjonalną tam Maberry zwyczajnie nudzi, a chwilami jego nieporadność i infantylizm opisu wzbudzają zażenowanie czytelnika. 

Śmieszy lukrowany, rodem z harlequinów, opis wzajemnych uniesień Crow i Val Guthrie, nie przekonuje zachowanie (Val obawia się powiedzieć Malcolmowi o jego spodziewanym dziecku w obawie że ją….rzuci? sic?) irytuje zwyczaj nieustannego popłakiwania, czy to ze smutku czy z nadmiaru szczęścia.

Crow z jednej strony gotów jest śmiertelnie (i infantylnie) obrazić się na reportera, który ma kłopoty z przyjęciem na wiarę najbardziej szalonych fragmentów historii Pine Deep, by jednocześnie samemu zaprzeczać możliwości powrotu zabitych przestępców do życia nawet wobec dość oczywistych faktów i dowodów.


Dobym przykładem fabularnych niedostatków „Songu” są wątki burmistrza i Eddiego Holownika. Oba przewijają się nieustannie przez karty powieści nie docierając do żadnych konkluzji. Wilkołak jak się budził na początku, tak się budzi i na końcu książki, a Holownik nieudolnie uganiający się po wsi za młodym chłopcem śmieszy nieudolnością.

Nawet fabularne spiętrzenie - wyprawa na farmę Griswolda - razi brakiem proporcji. Opis wędrówek po stromych zboczach, zarośniętych „kolciliściem” dróg pasuje raczej do fantasy, niż wiejskiego horroru. Normalnie, jakby facet w Zaklętym Zamczysku Za Siedmioma Górami mieszkał. Wbrew intencjom autora taki przestrzelony opis osłabia efekt grozy, jaką wzbudziłoby zwykłe, opuszczone rozpadające się gospodarstwo. 


Na domiar złego zdradzając na wczesnym etapie, że nikt z głównych bohaterów nie zginie, Maberry pozbawił opowieść fabularnego napięcia. W rezultacie przez większość lektury „Song Umarłych” przynudza a nawet irytuje, tylko chwilami nawiązując do świetnego poziomu „Bluesa Duchów” (wyróżniają się zwłaszcza nocne ataki wampirów na kolejnych mieszkańców Pine Deep i efektowny, energiczny finał).


Nic, trzeba czekać na „Wschód Złego Księżyca” w nadziei, że fabularnego mięsa będzie w nim zdecydowanie więcej. „Song” jest tylko niezbyt udanym etapem pośrednim, którego lektura jest jednak konieczna, by móc złożyć w całość opowiadaną przez Maberry’ego opowieść.

środa, 7 lipca 2021

Francis Marion Crawford Wędrowne Duchy 7/10

Francis Marion Crawford napisał za życia całe mnóstwo powieści, ale dziś pamiętany jest głównie dzięki  zbiorowi opowiadań grozy „Wandering Spirits”. No, pamiętany raczej w kręgu kultury anglosaskiej. W Polsce to autor mało znany i rzadko wydawany. Dopiero nieocenione w przybliżaniu klasycznej grozy wydawnictwo C&T pozwoliło zapoznać się polskiemu czytelnikowi z jego dorobkiem.

I doskonale, opowiadania z tego zbioru w pełni zasługują na pamięć i trwanie w sercach fanów literackiej grozy, niektóre słusznie nawet uznawane są za kanoniczne wręcz arcydzieła. Mowa tu głównie o przerażającej „Górnej Koi” chwalonej m.in. przez M.R. Jamesa i H.P. Lovecrafta, a także groteskowo przerażającej „Wrzeszczącej Czaszce” czy wampirycznej „Krew To Życie”.

Ale tak naprawdę wszystkie opowiadania z „Wędrownych Duchów” są udane i zasługują na odrębne omówienie, co niniejszym uczynię :


+


Na początek „Upiorny Uśmiech”   - ponury podworzec, kamienne mury, wśród nich zaś stary właściciel, jego zakochany syn wraz z wybranką swego serca, daleką kuzynką.  Starzec umiera i zabiera ze sobą do grobu ponurą tajemnicę, która może swym cieniem zmącić szczęście zakochanych. 

O ile sama tajemnica żadną niespodzianką nie jest - czytelnik domyśli się jej od samego początku opowiadania - o tyle na wielką pochwałę zasługuje wyjątkowo intensywna, przygniatająca atmosfera grozy. Znakomity opis końcowy zejścia do grobu, świetne granie motywem „upiornego uśmiechu”. Strong stuff.


W sławnej „Wrzeszczącej Czaszce” atmosfera wszechobecnej grozy jest jeszcze mocniejsza. Czaszka zamordowanej żony bierze odwet na zbrodniczym mężu, a następnie szuka dalszej pomsty na przyjacielu męża, który podpowiedział okrutny sposób zabójstwa.  Dosłownie potraktowana wizja tytułowej „wrzeszczącej czaszki” wydaje się dość groteskowa, ale Crawford zaskakująco mocno,  współcześnie potrafi podkręcić poziom strachu.  Naprawdę scary!

„Czaszka” została przeniesiona w latach 60-tych na ekran kin, ale w słabej, nie wartej pamięci, ekranizacji.


„Człowiek Za Burtą” to mroczna i ponura, przepełniona gęstą atmosferą grozy morska opowieść niesamowita, o duchu utopionego marynarza prześladującym załogę pewnego statku i szukającego zemsty na wiarołomnym bracie bliźniaku. Po raz kolejny podziwiać można umiejętność budowania gęstego napięcia i atmosfery grozy, z tym, że opowiadanie jest nieco za długie, przegadane, przez co chwilami tempo przysiada i historia traci na dramatyczności.


„Krew To Życie” - Zamordowana dziewczyna wraca po śmierci by ssać krew swego ukochanego. To klasyczne, chwalone przez samego Lovecrafta opowiadanie wampiryczne, nieco w stylu „Panny Młodej Z Krainy Snów” Gautiera, zawiera, co charakterystyczne dla całej niesamowitej twórczości Crawforda,  sporo  mroku i do dziś działajacej grozy. 


No i wreszcie „Górna Koja” najsłynniejsze - zasłużenie - opowiadanie w dorobku Crawforda, to, które mieści się w kanonie literackiej grozy. Konstrukcja jest bardzo prosta - na statku jedna z kajut jest „przeklęta” (nawiedzona). Podczas trzech następujących po sobie podróży płynący nią pasażerowie wyskoczyli za burtę. 

Narrator, osoba trzeźwo myśląca i twardo stąpająca po ziemi, nie chce dać wiary złej sławie otaczającej pomieszczenie, jednak już pierwszej nocy płynący z nim na tytułowej „górnej koi” drugi pasażer faktycznie zrywa się z posłania, w panice wybiega z kajuty w panice i znika za burtą - jako czwarta ofiara tajemnicy.

Po jego zniknięciu w kajucie rozpoczynają się dziwne, niewytłumaczalne zjawiska - bezustannie otwiera się bulaj, co jakiś czas pomieszczenie spowija odór stęchłej morskiej wody, w końcu zaś, kiedy  bohater zdecyduje się nocą  przeszukać  upiorną górną koję, jego ręce natrafią w ciemności na  jakieś gnijące monstrum…

Następnego dnia mężczyzna zaczyna myśleć, że wszystko, co go spotkało nocą to  jedynie przywidzenie (wspominałem o jego „twardym i realistycznym” podejściu) niemniej suma niepokojących zjawisk była tak silna, że wspólnie z kapitanem statku postanawia spędzić noc na czuwaniu w przeklętej kajucie…


Nawet nie sam pomysł - dość, zdawałoby się, generyczna ghost story, ciekawa jedynie poprzez morskie realia (choć w tym aspekcie „Człowiek Za Burtą” robi jeszcze mocniejsze wrażenie), wyróżnia „Górną Koję” co , (po raz kolejny!) wyjątkowo wręcz intensywna atmosfera grozy. Właśnie to umiejętne wzbudzanie lęku u czytelników wpisuje „Górną Koję” w kanon literackiej grozy.


Po „Koi” następuje zmiana klimatu, ostatnie dwa opowiadania są wyraźnie bardziej pogodne i optymistyczne. Co zaskakujące jednak, oba są równie udane co ich „grozowi” poprzednicy :

„U Wrót Raju” - ha! Pomyślałby kto, „pozytywne” opowiadanie o duchach! Czytelnika wita klimat rodem z najbardziej „gotyckich” opowieści E.A. Poego. Ponury młodzieniec w ponurym domostwie, z ponurą, snującą upiorne przepowiednie nianią - wypisz, wymaluj, Roderick Usher albo inny nadwrażliwiec. Tenże młodzian, pogrążon w melancholii snuje swe ponure rozważania, które można streścić klasycznym „życie jest ciężkie a potem się umiera”. Ale wszystko do czasu, do chwili, w której zakocha w pewnej uroczej i pięknej pannie. Ta miłość (zdziw!) odmieni jego życie. Dręczący jego posiadłość duch Pani Wód podejmie wprawdzie próbę zmącenia jego szczęścia, ale przegra z miłością.

Jak się czyta, wydaje się banalne do bólu, naiwne i wręcz śmieszne, ale naprawdę to urocze, i wyjątkowo wręcz udane opowiadanie. Na ekstra pochwałę zasługuje kapitalna kreacja postaci panny młodej - to nader rzadkie w ghost stories, które zasadniczo charakterem bohaterów się nie zajmują.

I na koniec „Duch Lalki” , jeszcze jedno udane i  „ciepłe” ghost story. Gdy zaginie wysłana ze sprawunkami córeczka lalkarza,  to właśnie tytułowy duch lalki  przywiedzie odchodzącego od zmysłów ojca do drzwi szpitala, w którym leży dziewczynka. Mimo pogodnego charakteru całości warto zwrócić uwagę na znakomite studium strachu rodzica (fani Giallo przypomną sobie znakomite „Who Saw Her Die?” - „Chi La Vista Morire”). 


+


Wbrew tytułowi zbioru Crawforda nie bardzo interesują duchy rozumiane jako widma jęczące w białych giezłach i podzwaniające łańcuchami. Istotą jego opowiadań są niebezpieczne, nadnaturalne fenomeny, gotowych zabijać swe ofiary, przed śmiercią okrutnie je strasząc.

Crawford nie oszałamia niezwykłymi pomysłami, może nieco wyróżnia się groteskowa „wrzeszcząca czaszka”. Zamiast tego uwodzi czytelnika intensywnością opisu koszmarnych zdarzeń, konsekwentnym budowaniem atmosfery grozy i dobrą kreacją postaci. W tym wypadku ważniejsze od zaskoczeń fabularnych (co się dzieje) jest to, jak umiejętnie Crawford potrafił to opisać. „Wrzeszcząca Czaszka”, mroczny „Pasażer Za Burtą”, „Krew To Życie” ucieszą każdego fana klasycznej grozy, no a „Górna Koja” to już minor classic -  koniecznie do poznania. Warto!

czwartek, 1 lipca 2021

Marisha Pessl Nocny Film 9/10

 Ile by się nie mówiło o „Nocnym Filmie”, to jest tego stanowczo za mało. Ta książka to absolutna petarda, niesłychanie zręczne połączenie blockbusterowego przygodowego thrillera, z odrealnionym, ocierającym się o weird fiction, horrorem. Niesamowite przeżycie, dające radość zarówno zwolennikom sensacyjnej prozy rozrywkowej, jak i fanom mrocznych, pokręconych fabuł.


+


Stanislas Cordova to otoczony tajemnicą reżyser filmowy, twórca kultowych horrorów. Po serii sukcesów (w 1979 był otrzymał nawet Oscara!) wycofał się ze zgiełku medialnego świata do swej luksusowej posiadłości „The Peak”, położonej w górach Adirondack. Tajemnica spowija zarówno jego życie prywatne, jak i kolejne, coraz bardziej mroczne, dzieła. Fanatyczni wyznawcy jego twórczości, tzw. „cordovici” mają własną stronę na darknecie, gdzie wymieniają się informacjami, snują różne teorie spiskowe a także zwołują się na tajne pokazy kolejnych filmów swego idola.

Dziennikarz śledczy Scott McGrath od lat ma na pieńku z Cordovą. Kiedyś, na podstawie nie sprawdzonych informacji oskarżył go publicznie o udział w przerażających zbrodniach (w tle były satanistyczne rytuały i zaginięcia dzieci), w efekcie musiał zapłacić wysokie odszkodowanie a jego  reputacja legła w gruzach. Gdy w tajemniczych okolicznościach samobójstwo popełnia córka Cordovy - Ashley, McGrath wyczuwa szansę na rewanż. Postanawia przeprowadzić własne śledztwo w tej sprawie. 

Wykorzystując dawne kontakty dociera do policyjnych akt sprawy, ustala podstawowe fakty i rusza śladem ostatnich dni Ashley. Wkrótce dołącza do niego dwójka młodych ludzi, przystojny wielkomiejski bump Hooper i wannabe aktorka Nora, dość przypadkowo wplątani w bieg zdarzeń.

I rozpoczyna się naprawdę imponujące swym rozmachem śledztwo. Naprawdę, warto uzbroić się w notes i coś do pisania - dziesiątki miejsc, ludzi, zdarzeń zaczną czytelnikowi wirować przed oczami. Poszukiwacze trafią m.in do szpitala psychiatrycznego, z którego uciekła Ashley, ponurych slumsów, w których się ukrywała,  luksusowego hotelu, studia tatuażu, w końcu na tajną imprezę do dziwacznego, perwersyjnego klubu nocnego(rodem wprost z „Oczy Szeroko Zamknięte” Kubricka).Z każdą poznaną osobą, z każdym kolejnym miejscem robi się coraz mroczniej. Pojawia się w tle czarna magia, rytuały voodoo, klątwy. 

Tymczasem śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, obejmuje teraz byłych aktorów, współpracowników i znajomych Cordovy. Gęsty całun tajemnicy otacza zwłaszcza wydarzenia, mające miejsce w „The Peak” . Powracają opowieści o  satanistycznych rytuałach, porwanych dzieciach, ofiarach ludzkich - jest jasne, że poszukiwacze będą musieli sami wybrać się na nocne odwiedziny w złowrogiej posiadłości….

Włamanie do „The Peaks” nie przynosi upragnionych wyjaśnień, raczej mnoży kolejne wątpliwości, w tym jednak momencie rzeczywistość otaczająca McGratha zaczyna się zniekształcać. Znikają kolejni ludzie, zmieniają się miejsca, wydarzenia - w pewnym momencie przerażony dziennikarz zaczyna mieć paranoiczne przekonanie, że znalazł się w środku kolejnego filmu Cordovy…


+


„Nocny Film” jest absolutnie niezwykły. Bawi jak powieść sensacyjna, uwodząc szybką rozrywkową fabułą, ciekawymi twistami fabularnymi, bogactwem wątków, niezwykłą, nowoczesną konstrukcją. W tym samym zaś czasie zachwyca weirdowym, nierealnym klimatem,  odjechanymi pomysłami, tężejącą ze strony na stronę atmosferą grozy i mroku otaczającego głównego bohatera.

Na starcie jest rewelacyjnie wymyślona postać Stanislasa Cordovy. To takie skrzyżowanie Romana Polańskiego z Davidem Lynchem (i może trochę Dario Argento) - twórca kultowy i kontrowersyjny, otoczony tajemnicą „badacz mroku”, twórca wymyślnych, obrazujących zło drzemiące w człowieku filmów.

Badacze którzy ruszą śladem tajemnicy, wkraczają (w sposób przypominający „Krainę Chichów” Carrolla albo znany kinowy horror Johna Carpentera - „W Paszczy Szaleństwa”) w świat wykreowany przez wyobraźnię reżysera, wkraczając niejako w jego „kolejny film”.

„Fabuła” tego filmu jest niezwykle misternie, wręcz drobiazgowo, skonstruowana. Mimo natłoku informacji, osób i wydarzeń lektura nie nuży ani na chwilę. Pessl posiada  niezwykłą umiejetność skupienia uwagi, kreacji dziesiątków ciekawych wątków, nie traci ani strony na złapanie fabularnego oddechu, na odpoczynek.

Do tego dochodzi nowatorska, brawurowa forma. Akcję wzbogacają zrzuty stron internetowych,  strzępki notatek, skany dokumentów - mało, dla potrzeb powieści powstały fikcyjne adresy w sieci, zawierające dodatkowe materiały. To oczywiście gimmick reklamowy, taka sztuczka sprzedażowa a’la „Blair Witch Project” (do niczego niepotrzebna - znalazłem te materiały na stronie Pessl i przejrzałem pobieżnie), ale zarówno sam pomysł jak i realizacja zasługują na duże uznanie, przyczyniając się do wykreowania tajemniczej atmosfery śledztwa


Ukoronowaniem powieści są rewelacyjne, zaskakujące a przy tym wiarygodne i przekonujące twisty końcowe - o dziwo, Pessl tworząc je potrafiła zadowolić zarówno miłośników sensacji jak i fanów horroru. Ogromne brawa.


Trzeba szczerze przyznać, że, bohaterowie „Nocnego FIlmu” są mało interesujący. Cała trójka detektywów jest dość generyczna a ich losy mało interesujące - czytelnik raczej chce, by  poznać kolejne warstwy sekretów otaczających rodzinę Cordovy. Ale może tak miało być? Może właśnie o to chodziło, żeby całość uwagi skupiona była na Cordovie i jego niezwykłej córce?


KONIECZNIE trzeba przeczytać. To już jest klasyk grozy! KULT


PS.

Że jeszcze nikt tego nie nakręcił! Ależ byłby serial (koniecznie serial, nie da się takiej gęstwy wątków, postaci i wydarzeń upchnąć w film kinowy).


PPS.

Dla złapania klimatu można pokusić się o kilka „cordovickich” tytułów filmowych : „Zagubiona Autostrada”, „Mulholland Drive”, „Twin Peaks”, „Dziecko Rosemary”, „Chinatown”, „Lokator”, „Wstręt”, „W paszczy Szaleństwa”, „Harry Angel”, „Głęboka Czerwień” - każdy może sam dalej ciągnąć listę.


Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...