wtorek, 21 maja 2019

Norbert Góra Brutalność między 5 a 6/10

"Brutalność" Norberta Góry to zbiór opowiadań niesamowitych budzący nieco mieszane uczucia;  efektowne i sprawnie opisane sceny grozy budzą uznanie, niestety rozwiązania fabularne, niekiedy zbyt proste i banalne, rozczarowują.
+
W wypadku opowiadań "E-mail z zaświatów" czy "Wirtualne Demony" same ich tytuły są spojlerami. W pierwszym przypadku mail od zmarłej matki ostrzega bohaterkę przed niebezpieczeństwem grożącym rodzinie, w drugim zaś dowiadujemy się, że Internet to Brama, przez którą na świat przybywają Piekielne Demony. Jak pisałem wyżej, w obu tekstach pojawiają się dobre, mocne momenty grozy, fabuły obu są jednak rozczarowująco proste.
Do bardziej udanych należą nieco ketchumowskie w treści teksty - "Praca Twoich Marzeń" i "Mężczyzna Który Chciał Więcej". To dwie brutalne historie, w których ofiara handu żywym towarem ("Praca..."), czy też kobiety terroryzowane przez morderczego maniaka seksualnego ("Mężczyzna..."), biorą krwawy odwet na swych prześladowcach. Opowiadania te, pozbawione elementu fantastycznego, budzą skojarzenia z dalekowschodnimi revenge thrillerami w rodzaju "I Saw The Devil", i to w nich najbardziej do głosu dochodzi tytułowa brutalność.
W opowiadaniu "Koszmar Nocnej Zmiany" diabeł wraca po latach by odebrać dług od jednego z pensjonariuszy szpitala dla umysłowo chorych. I jeszcze raz mamy do czynienia z połączeniem efektownych scen grozy (nocny atak na szpital) z banalnym i irytującym naiwnością finałem.
Warto zwrócić uwagę na "Przewodnik Koszmarów" - chyba najzręczniejsze w całym zbiorze opowiadanie, z efektownie zawiązaną fabułą, opisującą zemstę zdemaskowanego scenicznego showmana, wywołującego u widzów tytułowe koszmary. Jedynie pomysł wyjściowy fabuły jest dyskusyjny - można było spróbować wykreować bardziej wiarygodne okoliczności prezentacji umiejętności Przewodnika.
Również w "Wyspie Boga Agonii" punkt wyjściowy fabuły - wyspa więzienna przeznaczona dla kilku seryjnych morderców - jest średnio udany. Za sama fabuła z grasującym w więzieniu lovecraftowskim "Potworem Mówiącym Bhlerg" jest dla odmiany zręczna, odpowiednio straszna i przynosząca żywsze bicie serca.
"Niech Przyjdzie W Chwale" jest chyba najsłabsze w całym zbiorze. Znowu zawodzi strasznie banalny pomysł wyjściowy. Domorośli sataniści na koncercie black metalowym przyzywają Złego, który, trzeba trafu, odpowiada na ich wezwanie.
I wreszcie "Dom Bez Opieki", opowiadający historię pielęgniarza, który w domu opieki natrafił na upiorną tajemnicę, którą pragnie wyjawić policji. Jeszcze raz ciekawy pomysł i rozczarowująca konstrukcja, przewidywalnie poprowadzona kreską od punktu A do punktu B
+
Lektura "Brutalności" wzbudza, jak wielokrotnie pisałem, mieszane uczucia. Konkretne, udane pomysły wyjściowe i dość sprawny styl narracji budzą uznanie, jednak z drugiej strony nie można uwolnić się od odczucia niedosytu. Z trzech elementów tworzących udaną prozę gatunkową - formalnego warsztatu pisarskiego, dobrego pomysłu wyjściowego i ciekawego rozpisania akcji - ten ostatni wyraźnie kuleje. Większość opowiadań stanowczo zbyt prosto i oczywiście zmierza do celu. Nie dyskwalifikuje to tych tekstów, tam jest dużo grozowego dobra. Mocne sceny i sporo tytułowej "brutalności" momentami przypominają Barkera. Tyle, że takiego Barkera bezpiecznego, bez nuty szaleństwa i namiętności, które czynią prozę Anglika tak niezwykłą. Pamiętając doskonałe opowiadanie Góry z antologii Sny Umarłych liczyłem nie nieco więcej. Całość tak pomiędzy 5 a 6.
PS.
(Przy okazji małe sprostowanie - macocha to matka ojca, a ojczym to mąż matki, zaś wujek i ciocia, nawet jeśli opiekują się siostrzenicą, są nadal tylko wujkiem i ciocią. To w kontekście pierwszego opowiadania)

wtorek, 14 maja 2019

H.M. Morrow Autostrada Do Piekła 3/10

Do bólu pulpowy horror sensacyjny w klimacie VHSów z lat 80-tych, niestety, mocno nieudany. Pomimo, że niektóre pomysły fabularne są ożywiająco szalone a akcja jest z założenia dynamiczna, i pełna wydarzeń, absolutnie fatalne wykonanie psuje końcowy efekt.
+
Tajemnicza, piękna kobieta, Annis de Morriganis (sic!)  zdobywa władzę w pewnym motocyklowym gangu. Wprowadza się do mieszkania całkowicie nią oczarowanego szefa; wszystkich pozostałych mężczyzn podporządkowuje sobie Magicznym Pocałunkiem. Pod jej wpływem zmieniają się oni w okrutne, pełne zła i przemocy, bestie. Brutalnie rozbijają konkurencyjny gang, szykują się też do zniszczenia kolejnej motorowej grupy.
Tylko pewna cygańska motocyklistka jest świadoma prawdy. Widziała ona już zagładę swego poprzedniego gangu. Annis tak naprawdę jest sukkubem przybyłym z piekła, by żerować na ludzkich duszach, które wysysa swymi pocałunkami, zmniejszając jednocześnie ich ciała do rozmiarów laleczki (sic !!! naprawdę tak jest wymyślone!).
W złowrogim dziele pomaga jej demoniczny kowal, dbający o jej stworzony w piekle motocykl i grono piekielnych demonów kryjące się w opuszczonym garażu (tak ! kanał w tym garażu prowadzi prosto do piekła!).
Nasza Cyganka posiada na swym ciele magiczne tatuaże oraz Magiczny Kryształ, którymi potrafi skutecznie walczyć z sukkubem. Teraz, wraz z gronem porzuconych przez oczarowanych motocyklistów dziewczyn przybywa na miejsce bitwy gangów by powstrzymać rosnące w siłę Zło...
+
Z opisu fabuły "Autostrada Do Piekła" wygląda na mokry sen fana pulpy. Już sam genialny w swym kretyniźmie pomysł "wysysania" ofiar i zawieszania ich miniaturek pod spódnicą zasługuje na Złotego Kraba. Do tego dochodzą Demoniczny Motocykl, garaż łączący się poprzez kanał naprawczy z piekłem i grono diabelskich pomagierów rodem z komedii Jana Drdy. Wszystko to jest okraszone akcją rodem z szybkiego  c-klasowego filmu sensacyjnego (w rodzaju tych, jakie pożyczało się kiedyś w osiedlowych salonach video) i  mnóstwem wulgarnego seksu.
A jednak czyta się okropnie a książka zamiast bawić złości i nudzi. Winą tego jest naprawdę fatalny warsztat autora (tragiczne polskie tłumaczenie tylko pogarsza sprawę). Wątła, chaotyczna narracja, naprawdę fatalne dialogi i nieudane, jak z jednego kartonowego szablonu wycięci bohaterowie.
Generalnie element grozy wypada w powieści licho (pominąwszy oczywiście szalony pomysł z wysysanymi ofiarami), dominuje licho i chaotycznie prowadzony wątek sensacyjny - wojna gangów motocyklowych. Przez książkę plątają się w związku z tym tabuny niepotrzebnych, niczym się od siebie nie różniących postaci motocyklistów. Mimo, teoretycznie, sporej ilości wydarzeń i, pozornie żwawego tempa akcji czytanie dłuży się i nuży serdecznie.
Do tego jeszcze, niczym truskawka na torcie, porażający chamstwem wątek romansu "dobrego" motocyklisty z Cyganką...."dziewczyno, odkąd się umyłaś to, chociaż jesteś brzydka i chuda, jakoś mi staje na twój widok, więc ostatecznie mogę zrobić ci ten zaszczyt i przespać się z tobą." Zonk po prostu, aż uwierzyć nie można, że ktoś tak naprawdę pisał. W ogóle mam wrażenie, że powieść pisał jakiś młody motocyklista, więcej w niej bowiem fascynacji motorami, gangami i przygodnym seksem niż przemyślanej fabuły. H.M. Morrow to pseudonim, w copywrightach autor oznaczony jest jako Leo Giroux. Chyba nic już więcej nie napisał. Trudno powiedzieć, żeby świat literackiego horroru wiele stracił. Tylko dla najbardziej zawziętych fanów niskopiennej pulpy.

PS.
Oryginalny tytuł angielski to "Black Madonna", w sumie ciekawszy niż "Autostrada Do Piekła". Nie wiem, czemu Phantom Press go zmienił (bał się "obrazy uczuć religijnych")? O-wa, toć zeszłego roku powszechnie znany Remigiusz Mróz wydał własny horror "Czarna Madonna" (a "Black Madonna" to też jedna z najbardziej znanych przygód w horrorowym systemie fabularnym KULT, który nieustannie wszędzie zachwalam).


PPS.
Do treści powieści dostosowała się obrzydliwa okładka. Ja rozumiem, że pulpa, ale nawet jako pulpa powinno to jakoś funkcjonować. Tymczasem okładka "Autostrady" to wyjąca w niebo tandeta - źle narysowana dama w dezabilu a do tego idiotyczny "drogowskaz" Way to Hell. Oczy bolą.

poniedziałek, 13 maja 2019

Stephen King Cujo 6/10

"Cujo" to wyprawa Stephena Kinga na terytorium animal horroru, wyprawa, niestety, średnio udana. Zwyczajowa wirtuozeria narracyjna z trudem maskuje fakt, że z pulpowym horrorem Kingowi jest po prostu nie po drodze, a animal najlepiej wypada właśnie w wersji pulp.
+
Donna Trenton przyjeżdża wraz z czteroletnim synkiem do położonego na uboczu warsztatu samochodowego. Nie wie, że właściciel warsztatu nie żyje, zagryziony przez swego, chorego na wściekliznę, psa. Zaraz po przybyciu na miejsce jej auto odmawia posłuszeństwa, a wściekły pies biegający po obejściu nie pozwala jej opuścić samochodu. Na domiar złego, nikt nie wie o ich losie na skutek bowiem zbiegu okoliczności zarówno mąż Donny, jak i rodzina mechanika wyjechali na dłuższy czas.
Rozpoczyna się upiorne oblężenie. Kobieta wraz z małym dzieckiem, bez jedzenia i picia, w dusznym letnim upale musi przez dwie doby tkwić w zamkniętym pojeździe. Każda próba wyjścia wiąże się z atakiem oszalałej bestii. Tymczasem mąż, nie potrafiąc dodzwonić się do domu, zaczyna się niepokoić...
+
Streszczenie fabuły "Cujo" jest niewielkie, bo też niewiele się w powieści dzieje. I to jest właśnie mój z nią problem. Bo czyta się wspaniale, to jest w końcu King, a do tego jeszcze młody King. Warsztatowo, formalnie, wszystko jest naprawdę zapięte na ostatni guzik. Do tego postaci oraz relacje międzyludzkie wykreowane są, jak zawsze u Stefana, perfekcyjnie. Małżeńskie dramaty obu opisanych w powieści amerykańskich rodzin są przejmujące i wciągają czytelnika. Ciekawie również przedstawiają się biznesowe problemy Vica Trentona (zabawny subplot Malinowych Zingersów).

Ale, sory, to miał być animal horror. A właśnie sfera horroru, grozy sprawdza się w "Cujo" nieszczególnie dobrze.
Po pierwsze, bernardyn jako zagrożenie prezentuje się średnio. Po prostu. To tak poczciwe, ładne i, z zasady, miłe zwierzę, że najgorsze nawet opisy jego wściekłego szału nie budzą odpowiedniego dreszczu przerażenia.
Po drugie - King pisze.....za dobrze. Animal horror to podgatunek z założenia mocno pulpowy. Tutaj liczy się głównie makabra, gore, szokowanie czytelnika. Tu nie ma co za bardzo myśleć i kombinować. ma być prosto i brutalnie. Postaci ludzkie mają mniejsze znaczenie, nie ma co roztrząsać ich dramatów czy problemów, są głównie potrzebne jako ofiary morderczych ataków szalejącej fauny.  A z pulpową wulgarną przemocą King sobie radzi gorzej niż nie/sławny Guy N. Smith (który notabene zripował główną scenę "Cujo" - oblężenie samochodu -  w swych "Wężach"). W rezultacie powstała świetna powieść obyczajowa z makabrycznym wątkiem wściekłego psa.
Jako powieść grozy "Cujo" wypada i tak nieźle (jednak King to geniusz i jego opisy ataków wściekłego psa mają odpowednią siłę rażenia), ale jednak daleko od naprawdę dobrych dokonań Mistrza.
Widać, że sam King miał podczas pisania kłopoty z niedoborem horroru w horrorze - stąd chyba próba powiązania Cujo z "potworem z szafy" małego Tada, próba jednak mocno nieudana.

Podsumowując, czyta się, jak zawsze Kinga, rewelacyjnie, obyczajowo wszystko jest przekonujące i wciągające, ale od strony grozy mocno przeciętnie. Ze znanych mi powieści Króla - najsłabsza, tylko 6/10 (a cały punkt dodany za bardzo mocny i bardzo udany, w sumie zaskakujący, finał).

Niekoniecznie na początek znajomości z Kingiem.

czwartek, 2 maja 2019

Guy N. Smith Neofita 6/10

Okultystyczny horror "młodzieżowy", średnio udany. Trochę grozy, niestety niezbyt wiele pulpowego szaleństwa i guyowych absurdów (które tak ubarwiają lekturę),  momentami zaś wkrada się nudząca, zatykająca słowna papka...
+
Mieszkający samotnie na wsi potomek pary miejscowych satanistów (ihaaa ! na początek Guy rocks)  pragnie zerwać z wiszącą nad nim klątwą rodziców. Chce opuścić rodzinny dom, w którym straszą go upiory kryjące się pod schodami oraz w czarnym ołtarzu na strychu, przy którym czciciele Szatana odprawiali swe magiczne rytuały.
Mimo ostrzeżeń chłopak wiąże się z córką miejscowego farmera, która postanawia rzucić rodzinny dom i wyjechać razem z bohaterem z wioski. Niestety, wokół młodego mężczyzny dochodzi do szeregu tragicznych wypadków : najpierw ginie zaczepiający go miejscowy chłopak, umiera kobieta, z którą miał przelotny romans, a w końcu wybucha w płomieniach stacja benzynowa, na której wraz ze swą dziewczyną mieszka po opuszczeniu wioski.
Pasmo nieszczęść trwa również w mieście, w którym Joby zarabia jako śpiewak folkowy, śpiewając i grając na gitarze w lokalnych klubach i salach. Każdy występ kończy się kolejną tragedią i śmiercią niewinnych osób - barmanka nieszczęśliwie rani się potłuczonymi butelkami i wykrwawia na śmierć, wpadłszy w amok  mężczyzna zabija gołymi rękami dwoje osób,  rozszalały słoń w objazdowym zoo doprowadza do wybuchu paniki.
Czy winna jest wisząca nam chłopakiem klątwa, czy może też jego dziewczyna ma związek z tymi wydarzeniami ? Obydwoje wracają do wioski, by zmierzyć się z drzemiącym w niej starym złem.
+
"Neofita" nie cieszy się, nawet wśród #smithowychświrów dobrą opinią, trochę może niezasłużenie. Jasne, to nie jest topowy Smith, ale też zdarzały się boskiemu Guyowi znacznie gorsze pozycje. Posczególne składniki opowieści całkiem zgrabnie pasują do siebie - kolejna mała angielska wioska, kolejna grupa dziwacznych, groteskowych postaci niczym z tekstów gabrielowego Genesis. Do tego sataniczne rytuały, sporo nieco seksu i przemocy, nieco grozy - da się to czytać z przyjemnością.
Są jednak również wady. Przede wszystkim książka jest za duża - pomysł był wątły, taki w sam raz na malutkiego paperbacka. Tyczmasem Smith rozciągając go do rozmiatów normalnej "legit" powieści, momentami ględzi i po prostu przynudza.
Słabą stroną "Neofity" są również jump scary. Smith dobrze sobie radzi z opisami gore przy animal attackach, tak przy horrorze okultystycznym czasami idzie mu średnio. W "Neoficie" sporo scen w założeniu strasznych razi nieudolnością, trochę śmieszy a trochę, ponownie, nudzi.



Jest w powieści potencjał początkowego pomysłu, ale mdłe wykonanie powoduje, że szansa na naprawdę dobry horror została tym razem stracona  Nic to,  Guy napisał tak wiele powieści, że na pewno z nawiązką zdoła odrobić to wrażenie przeciętności (PS. Już odrobił - czytany później Szatan, z akcją toczącą się w ZSRR, o pierwszym sekretarzu partii opętanym przez demona - jest znacznie lepszy !).




















Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...