piątek, 24 czerwca 2022

Czarny Pająk 8/10

Cykl „narodowych” antologii opowieści niesamowitych swą genezą sięga PRL. To wtedy, w połowie lat 70-tych PIW zdecydował się na zestawienie takiej serii. Właśnie w jej ramach ukazał się zbiór z języka niemieckiego, zatytułowany (od najdłuższego opowiadania w nim zawartego) „Czarny Pająk”.

Jako, że czasy obecnie dla literackiej grozy nastały lepsze, PIW zdecydował się na ponowne wydanie swej serii, jako część trzecia ukazały się właśnie „Opowieści niesamowite z języka niemieckiego”.


Jako że antologia zestawiona została jeszcze w PRL, ukazuje ona charakterystyczne dla ówczesnych czasów cele i sposoby promowania literatury niesamowitej, cele raczej historyczne i literaturoznawcze, niż stricte rozrywkowe. Stąd w kompilacji nacisk położony został z jednej strony na  Wielkich literatury niemieckiej (Goethe, von Kleist, bracia Mann, Heyse, a jako Ślązak wyróżnię dodatkowo wywodzącego się spod Raciborza romantyka - Josepha von Eichendorffa).

Po drugie, pojawią się także pisarze „gatunkowi”, tacy, którzy świadomie wybrali fantastykę i grozę jako pole swej ekspresji artystycznej. Tutaj przede wszystkim wspomnieć należy o E.T.A. Hoffmannie i jego serdecznym druhu, hrabim Friedrichu de La Motte Fouque, o wiedeńczyku Gustavie Meyrinku i na koniec o dwu - znakomitych!- autorach skażonych niestety romansem z nazizmem - Hannsie Heinzu Ewersie i Karlu Hansie Stroblu.

Wkład ww autorów w literaturę grozy jest nie do przecenienia, a zamieszczone w „Opowieściach” opowiadania to dzieła pomnikowe, zasługujące na bliższe omówienie


Ernst Theodor Amadeus Hoffmann - „Piaskun”  10/10 - brak skali! Bohater, Nathaniel, uciekając przed nadmiernym („wulgarnym”) realizmem otaczającego go świata (symbolizowanym przez "przyziemną" narzeczoną Klarę) zakochuje się  bez pamięci w córce swego sąsiada, pięknej niczym lalka Olivii Spalanzani, nie zważa przy tym na jej chłód  i brak emocji - dziewczyna jest małomówna, powściągliwa i całymi dniami bez reakcji wysłuchuje miłosnych zwierzeń młodzieńca. Nie słucha on dziwnych plotek ani ostrzeżeń, co doprowadzi w końcu do makabrycznego (ale i upiornie groteskowego) finału, w którym powróci prześladujący go od dziecka koszmar o tytułowym "Sandmannie" (w PRL dzieci znały go pod imieniem "dziadka piaskowego"), demonie wyrywającym swym ofiarom oczy. A do tego jeszcze dochodzi przewrotna, zupełnie w swej twistowości współczesna coda. 


"Piaskun" jest absolutnym arcydziełem proto-horroru, pomimo dwustu lat wciąż zachwyca, przeraża i manipuluje czytelnikiem. to jest lektura obowiązkowa dla każdego fana horroru - absolutny klasyk i KANON grozy. To właśnie dla tego opowiadania warto w ogóle zawracać sobie dzisiaj głowę Hoffmannem, którego nazwisko w XIX wieku stanowiło wręcz synonim „opowieści grozy”, ale którego inne utwory (no, poza znakomitą powieścią „Diable Eliksiry”, która winna być ASAP wznowiona!) dzisiaj nieco już trącą myszką.


Friedrich de la Motte Fouque był przyjacielem Hoffmanna (panowie swój krąg literacki nazwali „braćmi serapiońskimi”), znany jest najbardziej z romantycznej powieści grozy „Ondyna”, a w „Opowieściach” reprezentowany jest przez znakomite opowiadanie „Mandragora”  (8/10). To klasyczna już opowieść (R.L. Stevenson zripował jej fabułę w swym opowiadaniu „Diabeł W Butelce”) o magicznym acz przeklętym artefakcie, buteleczce z korzeniem mandragory, który obdarza swego posiadacza wszelkimi ziemskimi bogactwami, w zamian jednak żądając po śmierci duszy dla Piekła. Jedyne wyjście, by uniknąć potępienia, to sprzedanie flaszki za cenę mniejszą, niż cena zakupu. Co jednak zrobić, kiedy kupujący otrzyma „mandragorę” za jeden grosik? 

Sporo strachu,  nieco humoru, znakomity twist na koniec - „Mandragora” to urocza, świetnie napisana historia i mimo patyny czasu wciąż atrakcyjna lektura.


Jednak najważniejsze i „najmocniejsze” opowiadania zbioru napisali nie/sławni Hanns Heinz Ewers i Karl Hans Strobl. Straszna szkoda, że się im przydarzył ten „flirt” (tak to określmy) z nazizmem, przez to latami nie byli oni wydawani w PRL. „Czarny Pająk” był jedyną możliwością zapoznania się polskich fanów grozy z ich twórczością, a szkoda, bo pomijając paskudne afiliacje i wybory polityczne, obaj to „Opoweiści” to wybitni twórcy grozy; bardzo warto poznac ich dorobek. 


„Pająk” (11/10!) H.H. Ewersa to jedno z najbardziej fascynujących opowiadań grozy wszechczasów, (nb. jawna inspiracja dla lovecraftowskiego "Ducha Ciemności /Nawiedziciela Mroku”). W paryskim pokoju hotelowym, tydzień po tygodniu, dokładnie o tej samej porze dnia, popełniają samobójstwo trzej kolejni goście. Policja namawia bezdomnego studenta, by podjął ryzyko lokator. Pokój znajduje się pod dyskretną obserwacją (zostaje nawet poprowadzona do niego linia telefoniczna!), a bohater, zdeterminowany, by wyjaśnić zagadkę, prowadzi dziennik swego zamieszkania. 

Gdy bez większych wydarzeń mija pierwszy tydzień, gdy spokojnie płyną kolejne dni, wszyscy zaczynają mieć nadzieję, że fatalne wydarzenia ustały, tymczasem Wkrótce zaczyna obserwować tajemniczą nieznajomą z okna naprzeciwko....


No i Karl Hans Stobl wraz z opowiadaniem „Rozpustna Mniszka” (10/10).

Inżynier budowlany, pracujący przy rozbiórce starego klasztoru, badając jego historię dociera do mało budującej opowieści z przeszłości - miejsce to było istną jaskinią rui i poróbstwa, a  najgorsza sława otaczała niejaką siostrę Agatę (sic!). Lubieżna kobieta nurzała się w rozpuście z wszelkimi napotkanymi mężczyznami, i nawet  będąca efektem rozwiązłości śmiertelna choroba weneryczna nie powstrzymała jej dzikich ekscesów Gdy prawda wyszła na jaw, dziki Tłum z Pochodniami ruszył za mniszką z żądzą samosądu.


Inżyniera prześladują wyjątkowo realistyczne wizje Agaty umykającej przed rozwścieczonym tłumem. Przez kilka nocy mniszka znajduje schronienie w zakamarkach klasztoru, kiedy jednak budowlaniec w trakcie prac rozkuje tajne przejście, za jego pomocą mieszczanie dopadną siostrę Agatę i wymierzą jej srogą karę. Teraz duch mniszki zapragnie zemsty na winnym jej cierpienia inżynierze. O zgrozo, jego żona zaczyna się niepokojąco upodabniać do przeklętej…


Na początku najntisów, jak tylko skończył się PRL wyszły zbiory opowiadań „autorów przeklętych” - „Dama Tyfusowa” Ewersa i „Kościana Ręka” Strobla. Nakłady były tak duże, że do dziś łatwo nabyć na na allegro - naprawdę BARDZO warto (zupełnie niedawno wydawnictwo Golem przypomniało dwie powieści Ewersa, „Uczeń Czarnoksięski” i „Alrauna”, ale nakład był tak niewielki, że, przyznam, trudno je znaleźć w internecie).


Co więcej w zbiorze?

Przede wszystkim „Czarny Pająk” (9/10), najdłuższe opowiadanie antologii. Jego autorem jest szwajcarski duchowny Jeremias Gotthelf, z nastawienia zdaje się taki ówczesny Jędraszewski, twardy, konserwatywny i surowy.  Swoje mroczne kazanie („nie słuchajcie podszeptów Szatana, bądźcie bogobojni, spokojni, pokorni i ufni”) ubrał w znakomitą, przerażającą opowieść -  uciskani rolnicy, by zadowolić żądania swego pana feudalnego, zawierają pakt z Diabłem (świetny, zapowiadający „Rosemary’s Baby” motyw męża oddającego swe dziecko diabłu). Kiedy później chłopi chcę okpić Złego, ten wywiera na nich potworną zemstę - w twarzy oddanej Szatanowi służebnicy wykluwa się („Alien” vibe!) obrzydliwy, rozsiewający zarazę (modernizmu)  czarny pająk. 

„Kuba ty mnie nie maluj na kolanach ty mnie malu dobrze” - ksiądz Gotthelf swoje dzieło wykonał perfekcyjnie. Koszmarne jest to kazanie, ale uczciwie - totalnie przerażające.


To jednak nie koniec atrakcji. Uwagę przyciąga świetne „Germelshausen” Friedricha Gerstackera (8/10), klasyczna już opowieść o przeklętej wiosce, która tylko raz na 100 lat pojawia się na jeden dzień na powierzchni świata (miłośnicy prozy Stefana Dardy na pewno rozpoznają ten motyw, wykorzystany wprost w cyklu Czarny Wygon).

„Opowieść o Statku Upiorów” (7/10) Wilhelma Hauffa, to taki orientalny „latający Holender” (latający Arab?), w której przygodny podróżny trafia na pokład przeklętego okrętu, gdzie co noc rozgrywana jest ta sama tragedia, rzeź członków załogi (tym razem zadowoleni będą fani „Piratów Z Karaibów”).


Skoro już wywołałem tego Eichendorffa - jego opowiadanie, „Posąg Z Marmuru” (6/10) to pięknie napisana alegoryczna opowieść; kontrast poznanej przez bohatera niewinnej, czystej dzieweczki i wyuzdanej „marmurowej Wenus” jest metaforą „światowych rozkoszy” odrywających młodego  człowieka od „ścieżki prawości”.


Warto akapit poświęcić klasykom. Johann Wolfgang Goethe w „Historii Neapolitańskiej Śpiewaczki” opowiedział prostą, zgrabną historię o duchu byłego kochanka nawiedzającego po śmierci swą niewierną ukochaną. „Żebraczka Z Locarno” Heinricha von Kleista to całkiem straszna miniaturka, dosłownie jeden jump scare, gdzie duch tytułowej żebraczki mszcząc się za  krzywdę doprowadza do śmierci i pożaru zamku . 

W pamięć zapada też efektowna „wampiryczna” nowela noblisty Paula Heysego „Piękna Abigail” (nie, nie ta od Kinga Diamonda). Mężczyzna spotyka nocną porą w hotelowym pokoju swą miłość sprzed lat, i, porwany wspomnieniem, idzie z nią na nocną przechadzkę, która kończy się u bramy cmentarza…

Z opowiadań braci Mann lepszy jest „Pies” Heinricha, w którym duch mężczyzny wstępując w ciało ukochanego psa i szuka zemsty na swej niewiernej żonie.


Z pozostałych opowiadań warto tutaj przywołać ponurą baśń Ludwika Tiecka „Jasnowłosy Eckbert”, „Dom Bulemanna” Theodora Storma (mroczną wersję „Opowieści wigilijnej”, ze skąpym bogaczem uwięzionym w swym pustym domu wraz z potwornymi kotami i „Kochankę Szatana” Oscara Schmitza, pozbawioną elementów nadprzyrodzonych historię szczególnego wakacyjnego romansu. Pewien nauczyciel muzyki wpada w sidła tajemniczej, zamaskowanej niczym kochanka Szamoty damy, która, pociągana jego brakiem urody, traktuje go jak uosobienie Szatana. Mężczyzna z kolei w postaci zamaskowanej damy wyobraża sobie wszystkie znane kobiety; gdy przypadkiem przy kuracyjnym stole rozpozna swą partnerkę, erotyczny czar pryśnie… :-) 


+


PIWowska seria „narodowej grozy” to wielka atrakcja nie tylko dla fanów horroru ,ale dla każdego czytelnika ceniącego sobie dobrą literaturę. Wielkie nazwiska i słynne opowiadania, klasyczna proza i znakomicie strasząca groza. To się, mimo upływu czasu, mimo patyny wieków, wciąż znakomicie czyta.


Nie będę ani trochę obiektywny w ocenie tego wyboru. „Czarny Pająk” to jedna z pierwszych książek grozy, którą, dziecięciem jeszcze będąc, wyszukałem w swojej bibliotece, to tom w pełnym tego słowa znaczeniu „formatywny” dla mnie, kształtujący moje zainteresowania literackie na całe życie. Subiektywnie, dodając element emocjonalny, byłoby na pewno 10/10, a opowiadania Hoffmanna, Ewersa i Strobla poznać powinien każdy szanujący się fan grozy. KANON i jazda obowiązkowa.


czwartek, 16 czerwca 2022

Tomasz Jacek Graczykowski Na Krawędzi Mroku 7/10

„Ci, Którzy Trwają” Tomasza Jacka Graczykowskiego, podszyty Lovecraftem action horror z detektywem revenantem (nieumarłym), prowadzącym brutalne, nadnaturalne śledztwo ku chwale mrocznych Przedwiecznych Mocy to jedno z najlepszych (jeżeli nie To Najlepsze) opowiadań wydanych w serii Sny Umarłych. W tomie „Na Krawędzi Mroku” autor przedstawia, obok tego właśnie tekstu, cały zbiór historii oddających hołd Mistrzowi z Providence. Historii bardzo udanych, przetwarzających charakterystyczne motywy fabularne, klimat, styl pisania w nową, intrygującą (i bardzo konkretnie straszącą!) jakość.

+

Już same tytuły nie pozostawiają cienia wątpliwości, a im dalej, tym mocniej widać inspirację twórczością Old Genta. „Zgroza W Provelence”, „Senior Rodu Colledrall”, „Śniący W Mroku”, „Ci, Którzy Trwają” czy „Zieleń Z Głębi Ziemi” - zasadniczą część opowiadań w tomie stanowią świadomie pisane pastisze lovecraftowskie, takie, można by napisać, „fanfiki”. Z tym, że to żaden zarzut! Graczykowski, wykorzystując zbliżone motywy i rozwiązania fabularne, operując podobnym rytmem i stylem narracji, potrafi zaintrygować czytelnika, wciągnąć go do swego wypełnionego kosmiczną grozą świata, stworzyć wrażenie, że oto czytamy jakiś zagubiony tekst samego H.P.L.

To wrażenie to efekt ciekawego zabiegu artystycznego. Popularne dla lovecraftowskich fanfików podejście polega na tworzeniu własnych (często banalnych) fabuł przygodowych i ozdabianiu ich elementami mitologii Cthulhu. Takie zabiegi grzeją serca zaprzysięgłych fanów (i graczy role-playowego CoC - można wykorzystywać je w kolejnych kampaniach ) ale mają niewiele znaczenia artystycznego. Tymczasem Graczykowski używa tylko nastroju i rytmu prozy Lovecrafta przy tworzeniu własnych opowieści, opowieści osadzonych w jego własnym świecie i opisujących jego własne koszmary.

Nie „macki” i niewypowiadalne imiona kolejnych kosmicznych bóstw, a duszny klaustrofobiczny klimat, zakazane księgi i skrywane mroczne tajemnice. Jest początek XX wieku (nieco wcześniej, niż u samego Old Genta). Anglia - „trójkąt” miast Mining. Mastern i Easting - gdzie kolejni „samotni w ciemności” bohaterowie (w opowiadaniach Graczykowskiego prawie nie ma interakcji międzyludzkich, tylko pierwszoosobowy narrator relacjonujący koszmary) stają do konfrontacji z tajemnicami otaczającego ich świata i z niewypowiedzianą grozą.

Właśnie, z grozą. Opowiadania Graczykowskiego łączą solidny warsztat z poważnym podejściem do tematu. Żadnych mrugań okiem, żadnej zgrywy czy postmodernistycznych zabaw w „krainy Lovecrafta” - tu wszystko jest pisane na poważnie z jedyną intencją - przerazić czytelnika. To 120 % horroru w horrorze.

Tom rozpoczyna „Spoczywaj W Pokoju”, szczególna wariacja na temat Ogara/Reanimatora. Dwu przyjaciół, makabryczny zakład polegający na wykopaniu i pochowaniu w innym miejscu świeżych zwłok, nastrój, nastrój i jeszcze raz nastrój a na koniec bardzo lovecraftowski twist.

Najdłuższe opowiadanie zbioru, „Zgroza W Provelence” łączy archetyp fabularny Widma Nad Innsmouth (samotny bohater przybywa to tajemniczej, opustoszałej miejscowości) z kosmiczno-roślinnym horrorem rodem z Wierzb Algernona Blackwooda (czy bardziej współcześnie - z Ruin Scotta Smitha). Nb. Graczykowski nie waha się, podobnie do samego Lovecrafta, recyclingu własnych pomysłów fabularnych powtarzając scenariusz „Zgrozy” w końcowej „Zieleni Z Głębi Ziemi”.

„Dziennik Philipa Derckheta” (znany ze Snów Umarłych 2019) to klaustrofobiczna, duszna opowieść o mężczyźnie uwięzionym w tajemniczej budowli w środku lasu. Na pozór pułapka wydaje się nie mieć żadnego wyjścia, co jakiś czas jednak w ścianach usłyszeć można dziwne szuranie, w końcu usilne poszukiwania pozwalają odnaleźć wąskie przejście…

Drugi dziennik „Adama Middletona” po raz kolejny wykorzystuje schemat fabularny opuszczonego miasteczka do którego przybywa tytułowy bohater by objąć spadek po zmarłym wuju, „Senior Rodu Colladrall” nawiązuje klimatem do cmentarnych opowieści Lovecrafta, a „Śniący W Ciemności” opowiadając historię zaginionego w lesie naukowca zaskakuje finałowym zapętlonym twistem.

+

Jednak trzeba przyznać, że co za dużo, to bywa niezdrowo. Po pewnym czasie kolejne pastisze lovecraftowskie zaczynają nieco nużyć powtarzalną scenerią i klimatem - znowu samotny bohater, znowu opuszczone miasteczko, znowu Mroczna Tajemnica. Na szczęście Graczykowski potrafi nadać świeżości swym pomysłom, potrafi wyjść poza własny schemat.

Po pierwsze jest w tomie klasyczne ghost story „Dom Opiekuna”, w którym kolejne dziewczynki znikają bez śladu w upiornym domu dziecka, są też przypominające prozę Stefana Grabińskiego „Fantomy Przeszłości”, gdzie nad grobem zamordowanej matki bohatera dopada koszmar minionych zdarzeń.

Ale najciekawsze efekty uzyskuje Graczykowski mieszając horror z rasowym science fiction.

Tak właśnie ma miejsce w „Czasie Zarazy”. Ludzkość w obliczu pandemii zombie decyduje się na Nuklearną Czystkę. Efekt jest pożałowania godny. Świat zmienia się w atomową pustynię, a nieumarli jak żerowali, tak żerują. Nadzieję daje tylko jeden sygnał z tzw. Szklanego Miasta, gdzie trwały prace nad szczepionką. Z misją wysłany zostaje samotny (no jasne…) najemnik. Czeka na nas klimat znany z "Ucieczki Z Nowego Jorku" - bohater kontra ponury, pełen niebezpieczeństw zombie-pokaliptyczny świat.

Schemat post-apo wykorzystuje też „Miasto, Którego Nazwa Nic Już Nie Znaczy”. Tym razem świat ginie w morderczej mgle, której opary niosą śmierć wszystkim żywym istotom. Jedynym ratunkiem są wystające ponad poziom tej mgły wieżowce w wielkich miastach, a jedynym pożywieniem ocalałych są….inni ludzie. Samotny (taaaa….) łowca rusza w ślad za wypatrzoną parą…

Dziwne wrażenie zostawia tekst „W Cieniu Krzyża”. W świecie przyszłości chrześcijanie są…..prześladowaną mniejszością (to efekt Świętego Oburzenia wywołanego przez kolejne wychodzące na jaw skandale kościelne). Nocą w opuszczonej szkole dziewczynka chce uratować kolegę przed brutalnym pobiciem - wszystko prowadzi do tragedii. Napisałem „dziwne wrażenie” bo w obecnej Polsce założenie wyjściowe może budzić irytację - kościół katolicki siłą i prokuratorską pięścią narzuca swe przekonania wszystkim, rządząca partia knuje, jakby tu za żarty z religii wsadzać….no, chyba lepiej by ten tekst wyglądał w Czechach, zeświecczonej Europie czy multikulturowej, lineralnej Ameryce. Autorowi jednak założenie wyjściowe spodobało się do tego stopnia, że całą powieść (pod tym samym tytułem) wydał. Mam na Kindlu, ale chyba sobie odpuszczę…

No ale - last but not least - najważniejsze opowiadanie zbioru, najlepsze, najstraszniejsze i najefektowniejsze - "Ci, Którzy Trwają”.

Jeszcze raz science fiction - tym razem niedaleka przyszłość. Były policjant poszukuje brutalnego seryjnego mordercy, zwanego, ze względu na charakterystyczne okaleczania ciał ofiar, Kolekcjonerem Twarzy. Wydaje się przewidywalne? OK, zacznijmy zatem od tego, że bohater jest "byłym" policjantem z uwagi na fakt że....nie żyje. Jego ciało zostało po śmierci ożywione przez ukryty w trzewiach ziemi, kosmiczny byt.  Byt ten żywi się złem ludzkości, cierpieniem i krzywdą. To w potrzebie złożenia ofiary bóstwu bohater, niczym swoisty Dexter, łowi wszelkiej maści obrzydliwców. Metody jednak, jakimi dochodzi on do prawdy również niż z dobrem nie mają wspólnego....

Akcja pędzi na łeb, na szyję, trup ściele się gęsto, krew bluzga na prawo i lewo, a stężenie grozy i makabry wręcz szokuje czytelnika. O ile sam pomysł podziemnego przedwiecznego bóstwa ma charakter lovecraftowski, to całość opowiadania, pełna efektów gore i krwi w technikolorze bardziej przypomina drapieżny, energiczny styl Clive Barkera z czasów genialnych "Ksiąg Krwi” czy też założenia gry fabularnej „Kult”. Dla samego tego opowiadania warto cały zbiór nabyć!

+

Są autorzy, którzy stanowczo zasługują na więcej uznania, tacy trochę „schowani” wśród innych, głośniejszych, bardziej popularnych czy bardziej promowanych nazwisk. Do takich autorów należy właśnie Tomasz Jacek Graczykowski. „Na Krawędzi Mroku” to stanowczo zbyt mało honorowany i zbyt mało omawiany zbiór. Niniejszym staram się oddać mu choć trochę sprawiedliwości. Czekam niecierpliwie na kolejne książki!

PS.

Dla fanów H.P. Lovecrafta - to nie to, że „stay alert”, tu trzeba ASAP gnać do księgarni i kupić !(zwłaszcza, że wydawca - Phantom Books, kończy działalność).

środa, 8 czerwca 2022

Anna Musiałowicz Kuklany Las 8/10

Towarzysz Lenin mawiał - „dawieriaj, no prawieriaj - ufaj, ale sprawdzaj”.  Recenzje „Kuklanego Lasu” Anny Musiałowicz są z reguły dobre i pozytywne, jednak to, co z nich wyczytywałem budziło obawy, że powieść nie musi być tak  do końca w moim stylu -  skrócie, że  nie będzie wystarczająco „straszna” i  że nie będzie wystarczająco efektowna fabularnie, Tak, że siadałem do czytania raczej z niepewnością niż z nadzieją na coś nadzwyczajnego. Tym przyjemniejsze jest zaskoczenie. „Kulany Las” okazał się bowiem znakomicie wymyślony,, świetnie napisanym i bardzo dobrze straszącym horrorem, taką współczesną mroczną baśnią opowiadającą  o różnych obliczach miłości rodzicielskiej.


+


Na obrzeżach powiatowego miasta (a niechby był to np. Ostrów Wielkopolski…), naprzeciw szeregu eleganckich i nowoczesnych domków jednorodzinnych, pod lasem, stoi zapadająca się, zaniedbana chałupa. W chatynce umiera pogrążona w mrokach Alzheimera kobieta, której jedyną opiekunką jest upośledzona umysłowo córka.

Choroba odcina staruszkę od komunikacji ze światem, ale w jej głowie wirują emocje, wspomnienia i troski. Kobieta wraca myślami do wypadku, który spowodował upośledzenie córki Natalii, swój gniew skierowany wobec syna, którego winiła za nieszczęście, i męża, który ochronił chłopca przed furią wściekłej matki. 

Najsilniejsza jest jednak obawa o los ukochanej córki, strach przed pozostawieniem jej samej na wrogim świecie. Właśnie ten strach utrzymuje staruszkę przy życiu, nie pozwala śmierci wejść do zniszczonego domku i zabrać jej ze sobą. Umysł kobiety opanowany jest obsesją zapewnienia córce „własnej” rodziny, dziecka, które będzie mogła pokochać, partnera, by z nim iść przez życie…


Tymczasem pobliski las skrywa swe tajemnice. Błąka się po nim zagubiony, ośmioletni chłopczyk a młody mężczyzna wracający do domu po kłótni z ukochaną myli dobrze znaną drogę…Obydwaj spotkają w gąszczu drzew Natalkę i otrzymają od niej małe, gałgankowe laleczki…


No dobra, zapyta się ktoś, ale jak to tak, „błąka się chłopczyk”? Rodzice go nie szukają, policja? Ano nie, przecież Maciuś wrócił z leśnego spaceru ze swym ojcem. Teraz siedzi grzecznie w swoim pokoju, wpatruje się nieruchomo w okno, rysuje las a na każde pytanie odpowiada „tak, mamo” i „dobrze, mamo”…

+


Ależ to jest dobre! I fabularnie i warsztatowo. Niewielka książeczka (170 stron na „kindlowe” oko) czyta się dosłownie sama, wciąga i nie pozwala na przerwanie lektury aż do końca - to lektura na jedno fascynujące posiedzenie. 

Przede wszystkim znakomity jest pomysł wyjściowy, i nie chodzi tu tylko o tytułowy „kuklany” (lalkowy) las, potrafiący „zamieniać osoby” (choć ten znany z podań ludowych, a w literaturze grozy, z twórczości Arthura Machena koncept jest tutaj wykreowany bardzo świeżo i oryginalnie), ale, przede wszystkim, o, tak to nazwę, „wewnętrzne uniwersum myśli umierającego człowieka” (ktoś zna może sagę fantasy „Kroniki Thomasa Covenanta” Stephena Donaldsona?). 


Tak, w centrum powieści jest bowiem umierająca kobieta i jej matczyna troska o pozostawioną na świecie  samotnie córkę. Jest gniew na tych, których uważa za winnych stanowi Natalii, jest determinacja w zapewnieniu córce „normalnego życia”. Pomocnikiem w realizacji planów staruszki jest właśnie Kuklany Las. 

Powieść nie wyjaśnia charakteru związku pomiędzy kobietą a lasem (czarownica?) - pozostawia to do wyobraźni i interpretacji czytelnika. No, ciekawy to zabieg artystyczny, rozwijający czytelnika, aczkolwiek nie przeczę, że w prostocie swego ducha nie pogardziłbym jakimś rozdziałem dodatkowym wyjaśniającym, z punktu widzenia zamiaru artystycznego autorki, ten związek.


Jako się rzekło, tematem „Kuklanego Lasu” jest matczyna miłość. O ile w centrum fabuły jest rzeczywiście troska umierającej kobiety o swą córkę, o tyle gros uwagi czytelnika skupi się jednak na na pierwszym planie powieści,  tam, gdzie mama małego Maćka będzie się coraz bardziej niepokoiła, dziwnym obcym zachowaniem synka po  jego powrocie z leśnej wycieczki.

Jakżesz to jest efektownie napisane!   Te sceny, kiedy mama zwraca się do swego dziecka, a ono mechanicznie, bez śladu uczucia i emocji odpowiada „tak”, „dobrze”, „dziękuję”. Brrrr, kto z rodziców nie rozpozna w tym momencie swych własnych, głęboko chowanych, lęków !!!\


Nienaganna jest technika narracji. Tutaj wszystkie wątki są potrzebne, ciekawe i wymyślnie, w sposób przemyślany, bardzo efektowny powiązane - nic i nikt nie jest pozostawione przypadkowi! I mroczne, mściwe wspomnienia z przeszłości umierającej, i baśniowo niepokojące wydarzenia z głębi Kuklanego lasu i zgrabny subplot z siostrą (wiodący do najbardziej creepy momentu w powieści).


Musiałowicz wykazuje się dobrą ręką do kreacji bohaterów i tworzy galerię ciekawych,  budzących zaintersowanie postaci, których losy nie będą dla czytelnika obojętne. Uwagę przyciągają przede wszystkim Natalia i jej umierająca matka (to ciekawe, główną postacią powieści jest nieprzytomna, konająca kobieta!), ale sympatię budą i obydwoje rodzice Maćka, i postrzelona siostra,  nawet sąsiedzi popatrujący na „domek czarownicy”.


+


Ależ ma polska groza ostatnio branie! Naprawdę, każdy miesiąc niesie nowe, niezwykłe, ciekawe tytuły. Do wcześniej chwalonych „Pętli” Kamil Staniszek i „Otwieram Oczy” Szymon Majcherowicz, dołącza teraz z przytupem „Kuklany Las” Anna Musiałowicz. Brawo!


PS.

Anna Musiałowicz oprócz „Kuklanego Lasu” wydała jeszcze baśniowy horror „Diabeł Zza Okna” (2020) a jej ostatnią powieścią jest „Śnieg Jeszcze Czysty”. Wprawdzie recenzje (w przeważającej mierze pochlebne…) znowu straszą fanów horroru - podobno autorka odeszła od gatunkowej jednoznaczności - ale wiecie, co mawiał towarzysz Lenin. Biorąc pod uwagę, jak dobrze napisany i wymyślony jest „Kuklany Las” trzeba będzie jak najszybciej się przekonać.

wtorek, 7 czerwca 2022

Anne Rice Królowa Potępionych 7/10

Trzeci tom wampirzej sagi Anne Rice, nieco inny od poprzedników, trochę zmieniający tonację i rytm całej opowieści, ale wciąż utrzymujący wysoki poziom i fascynujący czytelników nowymi rewelacjami, nowymi kierunkami rozwoju fabuły.


+


Akasza, przebudzona z trwającego 6000 lat snu miłością do pięknego Lestata, decyduje się na Akcję Bezpośrednią. Wyrywa się ze swego sanktuarium, zabijając przy okazji Enkila (komu potrzebny stary mąż, jak na horyzoncie majaczy młody kochanek?) i ciężko raniąc opiekuna Mariusza. No a uwolniona to dopiero daje…


Jak czytelnik pamięta z poprzedniej części sagi, mnóstwo wampirów ciągnie na wielki koncert Lestata (tak, wracamy do wydarzeń z poprzedniej części sagi) z zamiarem zamordowania „odszczepieńca” i „zdrajcy wampirycznych tajemnic”. W trakcie przedstawienia wybucha istne pandemonium, mordercze potwory rzucają się na Lestata i jego przybocznych, ale jakaś Nieznana Siła interweniuje, ratuje pięknego rockmana a jego przeciwnicy, rażeni tajemniczą mocą, stają w płomieniach i ulegają samospaleniu.


Jak się okazuje, to nie jakaś Nieznana Siła, nie zakochany w Lestacie Mariusz (leży przygnieciony ruinami zawalonego Sanktuarium), to sama Królowa stoi za tym wszystkim. Już od jakiegoś czasu wdraża w życie swój (absurdalny) plan wymordowania wszystkich wampirów świata. Jej moc zniszczyła istniejące schroniska wampirów („domy sabatowe”), a ocalałe monstra spaliła  magicznym ogniem. Wydarzenia na koncercie Lestata to tylko finał hekatomby.


Zaraz po występie Akasza porywa Lestata i planuje kolejny (jeszcze bardziej absurdalny!) plan - tym razem, w celu zapewnienia na świecie pokoju postanawia ona …. wymordować wszystkich mężczyzn!!!! (no, prawie wszystkich, egzemplarze rozrywkowo-rozpłodowe mają ocaleć). No sic! 


Grupa wampirycznych niedobitków, wśród nich bliscy Lestata - mama/kochanka Gabriela,  były partner Louis, gej Armand wraz ze swym nowym kochankiem, starożytne potwory - Khayman, Pandora i Mariusz, oraz tajemnicza, prastara wampirzyca Maharet, dręczona jest  koszmarnymi snami, wspomnieniami o dwu bliźniaczych siostrach, czarownicach, które tysiące lat temu zostały porwane i uwięzione w Egipcie na rozkaz Akaszy i Enkila, zazdrosnych o ich magiczną moc. 

Tylko ocaleni mają szansę stawić czoło oszalałej Akaszy….


+


Z perspektywy czasu, patrząc na rozmiar całej sagi, początkujący ją „Wywiad Z Wampirem” wydaje się kameralny, wręcz skromny fabularnie. W „Wampirze Lestacie historia wampirów odnalazła swą, sięgająca starożytnego Egiptu, głębię, w „Królowej Potępionych” Anne Rice postawiła zaś na „szerokość”. 


Przede wszystkim - na nowo, z zupełnie nowej perspektywy opowiedziana jest historia Pierwszych Wampirów. Tym razem widzimy wszystko oczyma bliskowschodnich bliźniaczek - czarownic, które są przedmiotem różnych molestowań ze strony rządzonego przez Enkila i Akaszę Egiptu (przy okazji Rice kotwiczy tutaj swą drugą sagę, tę o rodzie czarownic z Mayfair). Opętanie pary królewskiej przez demony (i będący tego efektem wampiryzm) to kara za dręczenie Maharet i Mekare. Ten element sagi wypada najlepiej, ten jest pasjonujący i trzymający w napięciu.


Działania Akaszy po uwolnieniu również opisane są z energią i pasją, aczkolwiek od strony logiki fabularnej to, jako się rzekło, pasmo idiotyzmów i nonsensów. Po pierwsze, nijak nie wiadomo, dlaczego królowa postanowiła wymordować wszystkie wampiry świata (motyw „zemsty na odbierających życie” jest, patrząc na okrucieństwo samej Akaszy okrutnie nieprzekonujący).

A do tego dochodzi komiksowy, „seksmisyjny” plan wybicia samców w celu „zapobieżenia wojnom”. Ponownie przypominając, że sama Akasza  do nadmiernie  pokojowych istot się nie zalicza, to przed wszystkim - czyżbyśmy zapomnieli, że ostatnie 6000 spędziła jako martwa  marmurowa figura? To co ona, wiadomości w tv oglądała, by z taką furią się obudzić i obwiniając mężczyzn o całe zło świata wymyślić swój absurdalny holocaust? To przecież nonsens fabularny, chyba zdrzemnęła się autorka, a i redakcja i conieco.


Niemniej nie ma to dużego znaczenia, tak jest wszystko  z werwą i animuszem opisane, że czyta się to doskonale i chętnie „zawiesza niewiarę” w pogoni za kolejnym fabularnym twistem. 

Już pierwsza część, ta „wampirokalipsa” zwieńczona koncertem Lestata jest pełna energii, akcji i wydarzeń. Znakomita jest, jak już pisałem - najlepsza z całej powieści - backstory bliźniaczek -  tak naprawdę trzon opowiadanej w „Królowej Potępionych” historii. Uzupełniona o nowe fakty i okoliczności geneza narodzin wampiryzmu jest fascynująca i  porywająca. 

Nawet kolejne masakry Akaszy też są z nerwem opisane - choć trzeba przyznać, że samo zakończenie powieści jest niezbyt udane. Po setkach stron napinania grozy następuje takie mikre „pffff”. Aż się chce zawołać - „no i co, to JUŻ koniec?’.


W „Królowej Potępionych” na planszy pojawiają się nowe postaci, wzbogacające tkankę sagi. Obok bliźniaczek Maharet i Mekare do gry tutaj wchodzi  prastary egipski wampir Khayman, pojawiają się też  młodzi - urocza Jesse z Talamaski i znany już dziennikarz z „Wywiadu Z Wampirem”, tym razem jako kochanek Armanda. 

Ano właśnie, skoro o kochanku mowa… - w „Wywiadzie” sugerowany homoseksualizm bohaterów miał posmak zakazanego owocu, buntu, rewolucji. W „Królowej Potępionych” LGBT jest już powszednim, absolutnie normalnym elementem świata wampirów. Mariusz kocha Armanda,  Armand Daniela,  frywolny Lestat -  Louisa (co nie przeszkadza mu być kochankiem Akaszy). Nawet relacja Maharet z Jesse podszyta jest homoerotyzmem - a dopiero element kazirodczy (Maharet jest „babką” Jesse) dodaje odpowiedniej pikanterii ich relacji.


„Królowa Potępionych” to bardzo udana, wartościowa część sagi, może i najlepsza jej część? Odpowiednio utrzymane, szybkie tempo akcji, sporo ciekawych, zajmujących bohaterów, dobrze zachowana równowaga między strzelistościa, chwilami wręcz bombastycznością stylu Ricde a radością czytelniczą płynącą z energii fabularnej. Bardzo dobra powieść, polecam!


PS.

Ale w żadnym wypadku nie jako tzw. stand alone! Wydaje się, że fabuła powieści jest niemożliwa do ogarnięcia bez znajomości poprzednich części.


PPS.

„Królowa Potępionych” została, na fali popularności „Wywiadu Z Wampirem” zekranizowana. Samą Akaszę zagrała Aliyah, natomiast Lestata - bardzo dobrze - Stuart Townsend. Mało ocalało z fabuły książki, która dodatkowo zawierała wątki z „Wampira Lestata” (osią akcji jest Wielki Koncert Lestata).


piątek, 3 czerwca 2022

Franz Kafka Opowieści I Przypowieści 5/10

 Franz Kafka latami uważany był wyłącznie za twórcę „mainstreamowego”, za autora „bezprzymiotnikowej” literatury pięknej i jakakolwiek próba jego gatunkowego przyporządkowywania uważana była za herezję. W ostatnich latach zrozumienie znaczenia, jakie ma jego twórczość dla współczesnego weird fiction powoduje zmianę tej  optyki i  coraz więcej czytelników „literatury niepokoju” sięga po jego prozę. Niemniej nieprzygotowany badacz, poszukujący tych grozowych tropów w twórczości Kafki dostanie „Opowieściami I Przypowieściami” zdrowo po łbie…


Wydany przez PIW tom stanowi chyba całość dorobku nowelistycznego słynnego mieszkańca Pragi, zbierając w jedno tak słynne arcydzieła pokroju „Przemiany” czy „Kolonii Karnej” jak i mniej znane teksty, krótkie szkice, opowiadania nieukończone, ulotne myśli zapisywane na serwetkach w praskich piwiarniach, no wszystko. W takiej formie książka zainteresuje jednak wyłącznie historyków literatury i die hard fanów Franza, gotowych czytać wszystko, co wyszło spod jego pióra. 

Zbiór miesza utwory wybitne ze słusznie zapomnianymi a w tej masie skrawków, szkiców, ulotnych fragmentów, dziwacznych, niedowarzonych prób literackich, w tym „popiele” trzeba dopiero doszukiwać się „gwiaździstych dyjamentów”. Ale jak się już na taki diament trafi, to warto przyjrzeć się mu z bliska, warto zrozumieć, jakie znaczenie ma twórczość Kafki dla  ambitnej grozy, jak bardzo zadłużone  jest u niego współczesne weird fiction.


Przede wszystkim „Przemiana” (10/10) 

Gregor Samsa, utrzymujący ze swej pensji całą rodzinę komiwojażer (to  bardzo ważny element opowieści!), pewnego dnia budzi się w swym łóżku przemieniony w….wielkiego robala(nb. często mylnie utożsamia się tego robaka z karaluchem, Kafka nazwał go po prostu „der Ungeziefer” - czyli „robak”, a z opisu przypomina on raczej żuka). 

W robaczym ciele nadal tkwi umysł Samsy. Początkowo głównym zmartwieniem mężczyzny jest ukrycie swego stanu przed rodziną. Nie pozwala otworzyć drzwi do swego pokoju, liczy, że może wszystko wróci do normy, mijają jednak kolejne godziny,  a Gregor nie może udać się do swej pracy! W końcu do domu przybywa jego oburzony przełożony, a wtedy tajemnicy nie da się już dłużej ukrywać -  drzwi do pokoju, ku powszechnej zgrozie, staną otworem….

Od tego momentu zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki, długimi momentami utrzymana w groteskowej tonacji opowieść o - z jednej strony - postępującej alienacji samotnego bohatera, z drugiej - o sposobach adaptacji bliskich do zmienionego stanu rzeczy. Wkrótce okazuje się, że najgorsze, co z nowej sytuacji wynika, to fakt, że Gregor przestał zarabiać, utrzymywać swą rodzinę! Teraz wszyscy muszą podjąć jakieś prace, a to wkrótce powoduje narastanie niechęci wobec robaczego „darmozjada”.


Mimo zabawnych momentów, nastrój depresji jest obezwładniający - Samsa jest coraz bardziej samotny, opuszczony, znienawidzony, rodzina coraz bardziej od niego oddalona, coraz bardziej mu niechętna. „Przemiana” to naprawdę złowroga opowieść, trochę też metafora śmiertelnej choroby, alienującej chorego od reszty świata.


Drugi weirdowy must read to „Kolonia Karna” (10/10). Przejezdny gość, można powiedzieć, turysta, odwiedza tytułową kolonię, w której ma być świadkiem okrutnego ukarania pewnego przestępcy. Oficer prowadzący egzekucję z zapałem i gorliwością opisuje zarówno szczegóły techniczne upiornego urządzenia, mającego być narzędziem wykonania kary,  jak i zalety całego systemu penitencjarnego, w ramach którego kara będzie wykonywana. W tym systemie więzień nie musi wiedzieć, za jaką zbrodnię ma być ukarany,  tak naprawdę nie jest nawet konieczna pewność, że przestępstwo zostało popełnione - najważniejszym elementem jest bowiem właśnie brutalna, nieuchronna kara.


Oficer z uznaniem wspomina surowość i zdecydowanie poprzedniego zarządcy kolonii, skarży się  również na nowe władze, jego zdaniem stanowczo zbyt pobłażliwe, zbyt niechętnie patrzące na „sprawdzone” rozwiązania starego systemu. Wraz z upływającym czasem w służbiście narasta niepokój  - obserwuje niezadowoloną reakcję swego rozmówcy, narasta w nim przekonanie, że to nie żaden „przypadkowy podróżnik”, że to wysłannik ze Stolicy, współdziałający z Nowymi Władzami zwolennik „liberalizacji”… 

W ostatecznym akcie determinacji żołnierz gotów jest na wszystko, by wykazać zalety Kolonii i obowiązujących w niej drastycznych kar…


„Kolonia Karna” to wykrzywiony obraz totalitarnego, sadystycznego państwa, drwina z systemu, w którym „porządek” i „stare prawa” ważniejsze są od jakiejkolwiek logiki, to drwina z wszelkiej maści surowego konserwatyzmu i militaryzmu, uosabianej w czasach Kafki z tzw.  „pruskim drylem”, znanej później z III Rzeszy, czy z soldatesek Ameryki Płd. 

W opisach wewnętrznych gier politycznych liberalizującego się państwa, w sporze pomiędzy „starym” a „nowym zarządcą” można też odnaleźć zapowiedź klimatu  ligottiańskich korporacji.


Oprócz tych dwu kanonicznych opowiadań fana grozy powinien zainteresować wyjątkowo mroczny, ponury „Głodomór” - opowiadanie o mężczyźnie głodzącym się do krawędzi śmierci w ramach objazdowego show; wszystko w jego życiu funkcjonuje, dopóki  widowisko budzi zainteresowanie odwiedzających, po pewnym czasie jednak publiczne głodowanie przestaje przyciągać uwagę…

Z kolei opowiadanie „Odmowa” ma w sobie potencjał „Zarządcy Miasta” Ligottiego, z podobnie czarnym humorem - postać Pułkownika, jedynego kontaktu miasteczka z rządem, który rytualnie odmawia wnioskom i prośbom mieszkańców to weird w stanie czystym.

„Sęp” - genialna makabreska z drastycznym finałem


Wsród pozostałych tekstów zbioru najbardziej wyróżnia się wstrząsający „List Do Ojca”. 

Tutaj mamy do czynienia z weirdowym archetypem postaci Ojca, silnego, władczego, dominującego, takiego „macho” o trochę wręcz boskich przymiotach, reprezentującego wszystko to, z czym sam Kafka sobie w życiu nie radzi. Jest jednak ten Ojciec jednocześnie nieczuły, okrutny, jest głupcem przebojowością, hałaśliwością i swą żywotnością „zakrzykującym” problemy rodzinne i  życiowe. 

To nie jest fikcja literacka, to „się działo naprawdę”. Kafka pisze w nim o swych własnych relacjach rodzinnych, pisze ostro, szczerze, to list naprawdę bolesny w swej wymowie, pozwalający nieco zajrzeć w neurotyczną duszę pisarza. 

Artystycznym przetworzeniem „Listu Do Ojca” jest  świetne, mroczne opowiadanie „Wyrok”, gdzie syn usiłuje uzyskać zgodę swego ojca na własny ślub, zakończone drapieżnym jump scarowym finałem.


Uwagę przyciągnie jeszcze kilka opowiadań animalistycznych („Budowa”, „Śpiewaczka Józefina”, „Rozmyślania Psa”) w których poprzez zwierzęce metafory Kafka ponownie manifestował będzie lęk przed światem, alienację, neurozy, no, taki klasyczny „kafkizm”.


I to tyle. Dla nieprzygotowanego „normika” (jakim jest piszący te słowa) grzebanie w całej masie fragmentów literackich, dziesiątków „drabbli” o niczym, stron, zdań, słów, bez wyraźnego kierunku, jakiegoś kształtu było, nie ukrywam, męczące. Tak, jest wspólny dla wszystkich tekstów jakiś klimat ogólnego wycofania, nieśmiałości wobec grubiańskiego świata, obaw i  lęków,  ale nader rzadko ubrane jest to w satysfakcjonującą formę literacką


„Więcej” nie zawsze znaczy „lepiej”.  Znana jest historia, jak umierający Kafka prosił swego przyjaciela Maxa Broda o spalenie swych rękopisów. Ten słusznie nie posłuchał, sprzeniewierzył się woli Kafki i w ten sposób   świat poznał „Proces”, „Zamek” czy „Przemianę”. Ale może Kafka nie miał na myśli tych arcydzieł, a właśnie dziesiątki tych krótkich, dziś interesujących wyłącznie badaczy literatury, ew. die hard fanów  autora skrawków?


„Przemiana”, „Kolonia Karna”, „Głodomór”, „Wyrok” - koniecznie! Reszta stanowczo niekoniecznie….



Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...