czwartek, 22 czerwca 2023

Yrsa Sigurdadottir Pamiętam Cię 6/10

Czasem osadzeni mocno w swym gatunkowym mateczniku autorzy chcą spróbować innego chleba, dodać nieco oryginalności do swojego dorobku. Islandzka autorka Yrsa Sigurdadottir, najbardziej znana ze swych powieści kryminalnych, w “Pamiętam Cię” postanowiła spróbować sił na terytorium grozy. Wyszło dobrze, tak, jak się można spodziewać po skandynawskich thrillerach - zimno, ponuro i mrocznie, ale z pewnymi brakami i zastrzeżeniami dotyczącymi zwłaszcza obcego autorce elementu niesamowitego.


+


“Pamiętam Cię” opowiada dwie, wzajemnie się przeplatające historie (oczywiście fabularnie powiązane - to w końcu nordic crime novel, nawet jeśli z niesamowitym twistem). W pierwszej z nich, tej która gatunkowo jest właśnie nadnaturalnym horrorem, trójka ludzi, małżeństwo w finansowym kryzysie i wdowa po ich bliskim przyjacielu, jeszcze oszołomiona tragedią, która na nią spadła, przybywa do opuszczonej ponurej islandzkiej wioski, z nadzieją wyremontowania chylącego się ku upadkowi domostwa i uruchomienia tam pensjonatu. 

Przybysze prześladowani i straszeni są przez tajemnicze wydarzenia - nie mogą w żaden sposób wrócić, nie mają bowiem własnej łodzi, a wezwać przewoźnika nie mogą, bo im się tajemniczo rozładowały wszystkie komórki. 

Tajemnica wkrótce przybiera postać upiora małego chłopca, a kolejne budzące grozę manifestacje doprowadzają w końcu do zgęszczenia atmosfery pomiędzy trójką uwięzionych. Wybuchają wzajemne niesnaski, żale, wychodzą na jaw skrywane brudne tajemnice (no czyżby - w końcu it’ a nordic crime novel…)


W drugim wątku (tutaj już panuje klimat typowy dla skandynawskiego thrillera) psychiatra współpracujący z policją stara się wyjaśnić przyczyny dewastacji lokalnego przedszkola , w którym tajemniczy sprawca wymalował na ścianach ponure groźby, oraz wiążącego się (jak się zaraz okaże) z tą dewastacją dziwnego samobójstwa starszej kobiety. Oczywiście (it’s a nordic… no właśnie) “ślad wiedzie w przeszłość” - okazuje się, że podobna dewastacja miała miejsce już dziesiątki lat temu, że podobnie dziwne samobójstwa i niewyjaśnione śmierci dotknęły innych starszych osób, że w końcu wszystkie te osoby za młodu mieszkały (no, no??? brawo, Szerloku) w znanej nam już z drugiego wątku, ponurej wiosce, gdzie wylądowała skłócona trójka. 


+

+


No więc tak - dobrze się “Pamiętam Cię” czyta, klimat nordycki jest zachowany, jest zimno, ciemno, ponuro, a opowieść zbudowana jest w oparciu o kłębiące się paskudne historie z przeszłości i traumy mierzących się z nimi bohaterów. Niemniej chyba więcej radości z lektury mieć będzie fan skandynawskich kryminałów niż wielbiciel literackiej grozy, gdyż powieść to taki jakby “kryminał plus” w którym wątek nadprzyrodzony nie jest do końca przekonująco rozpisany.


Powieść jest bardzo sprawnie napisana, dwie historie przeplatają się jedna a przez drugą, pomału zmierzając do wspólnego zakończenia, a autorka “pogania” czytelnika umiejętnie  kończąc każdy rozdział mocnym cliffhangerem.


Co do postaci - nieźle napisany jest główny bohater, współpracujący z policją psychiatra Freyr, mierzący się z cierpieniem utraty małego synka i rozpadem przygniecionego cieżarem tragedii małżeństwa. Tu jest Skandynawia na pełnej. Nieco gorzej wypadają inni. Tak policjantka, w którą prowadzi śledztwo Freyr jak i  jego była żona niczym szczególnym się nie zapisują w pamięci. Pewien zawód sprawia też będące teoretycznie w środku akcji trio uwięzione na wyspie Hesteyri - trochę w celu zaskoczenia czytelnika twistami fabularnymi Sigurdadottir zaniedbała psychologię postaci.


Niestety, najsłabiej wypada zakończenie powieści. Jak wiadomo “finis coronat opus”, a w wypadku “Pamiętam Cię” tego końca….prawie że nie ma!

Samo (mocno zadłużone w “Ringu”) rozwiązanie zagadek jest generyczne do tego stopnia, że aż człowiek w trakcie lektury nie chce uwierzyć, że może być tak banalne. Próżno czekać jakiś Finałowy Straszny Twist, wszystkie te przewidywalne zagrywki, doprowadzą do konwencjonalnego zakończenia.

Po drugie, nie wiem, czyżby podczas pisania Sigurdadottir jakieś deadliny zaczęły ścigać? Bo to chyba pośpiech doprowadził do wręcz “niedopisania” niektórych wątków. Czytając powieść, patrząc na kurczącą się ilość stron i ilość pootwieranych pytań zastanawiałem się “jeny, jak ona to wszystko zdąży pozamykać?”. Ano - nie zdążyła… i sporo kwestii pozostało albo w ogóle bez odpowiedzi, albo z rozwiązaniami tak szczątkowo zarysowanymi, że aż trudno je zaakceptować.


I jeszcze mały ale istotny zonk faktograficzny - najpierw czytamy, że wszystkie telefony uwięzionej na wyspie Hesteyri trójki mają wyczerpane baterie,  aż tu nagle dwie doby później jednym z nich bohaterowie  dziarsko sobie robią foty? 


Podsumowanie - “Pamiętam Cię” jest ciekawą próbą połączenia klimatu skandynawskiego thrillera z horrorem. Zgrabna (choć, powtórzę, przewidywalna do bólu) zagadka, dwie przeplatające się linie fabularne, sprawne pióro - na pewno warto poświęcić klika wieczorów na lekturę. Mimo paru wad - instant hit.


PS.

Instant hit - nic zatem dziwnego, że powstała szybko, już w 2017 roku, ekranizacja. Chyba można znaleźć w sieci ;-) 


środa, 7 czerwca 2023

Guy N. Smith Festering 7/10


“Ucieczka Na Wieś” zakończona niepowodzeniem…100% Guya w Guyu, setny ubaw da wiernych fanów


+


Para freelancerów z Londynu decyduje się na przeprowadzkę w wiejskie okolice. Byłoby sielankowo, ale w okolicy trwa suche lato aż to nagle pewnego dnia pompa, zasilająca domostwo naszych bohaterów, przestaje dostarczać wodę -  okazało się, że nie działa ona przy niskim poziomie wód gruntowych.

Cóż robić - trzeba zamówić ekipę do wywiercenia studni głębinowej. Faktycznie następnego dnia rzutki lokalny przedsiębiorca przysyła dwóch robotników, którzy wkrótce przebijają się do wody. Niestety wydobywające się spod ziemi źródło koszmarnie wręcz śmierdzi i nie trzeba proroka, by przewidzieć, że próbka wysłana do badania laboratoryjnego potwierdza niezdatność wody do spożycia. 

Jako że przedsiębiorca pracuje na umowie o dzieło - nie będzie miał zapłacone, jeśli zapewni czystej wody, podejmowane są kolejne akcje, mające na celu a to “oczyszczenie pokładu ziemnego” przez który przechodzi nawiert, a to poszukiwania innych miejsc. Ale kolejnego dnia pracy jeden z robotników nie pojawia się w pracy - okazuje się, że zachorował…

Seria chorób, nieszczęśliwych wypadków i ataków morderczego szału dotyka kolejnych zatrudnionych przy nawiercie osób. W końcu do roboty będzie się musiał wziąć, przy braku innego personelu, sam właściciel - w końcu chce dostać zasłużone wynagrodzenie! Giną w tragicznych okolicznościach kolejne ofiary, a każda z nich pokryta od stóp do głów obrzydliwymi ropniami, wypryskami i wrzodami ociekającymi cuchnącą mazią…


Tymczasem w malżeństwie nienajlepiej się dzieje. Podczas słubowej podróży męża do Londynu pani domu wdaje się w dziki romans z miejscowym hydraulikiem. A mąż nie lepszy…będąc w Londynie, gnany dziwną żądzą, umawia się z prostytutką… Na domiar złego obydwoje  również zostają zakażeni paskudnymi ropnymi wrzodami, które pojawiają się na ich ciałach…


Lokalny doktor zwracając uwagę na szerzącą się falę nieszczęść bada przeszłość wioski i odkrywa, że w czasach Cromwella doszło w niej do procesu i egzekucji pewnego mężczyzny, który wrócił z podróży do Londynu cały pokryty wrzodami i cieknącymi. ropniami. Ciało skazanego zostało pochowane na tym terenie, gdzie dzisiaj robotnicy usiłują dokopać się do wód głębinowych….


+


Wobec braku kolejnych tytułów boskiego Guya po polsku, fan zmuszony jest sięgnąć po dokument źródłowy w oryginale. I jakże było warto! Znajdziemy tu wszystko to, za co #smithoweświry uwielbiają swego Krula! Tony obrzydliwości, wulgarny seks, zły smak, prosty (acz chwytliwy) plot, galerię uciesznych postaci i ten jedyny w swoim rodzaju sarkastyczny humor GNS. Guj perfekcyjnie żongluje znanymi sobie elementami i dostarcza swoim fanom kolejnego smakowitego wypieku. Jeronie, jak ja za tym tęskniłem!


Powieść zbudowana jest absolutnie przewidywalnie i typowo dla Guya. Jak zwykle  jest mała miejscowość, jest backstory wiodąca w przeszłość a kolejne manifestacje ,,zła” to doskonale znana z dziesiątek innych jego książek mieszanka morderczego szału i seksualnej obsesji. No i git majonez - tu wszystko ma grać i buczeć znajomą nutą. Postaci są odpowiednio zabawne i groteskowe, fabuła całkiem zwarta i żwawa a spiętrzenia akcji rozpisane porządnie. Zwyczajowa dawka sarkastycznego humoru jeszcze poprawia odbiór.


“Festering” należy w kontekście fabuły książki tłumaczyć jako “Ropienie” i jest to tytuł absolutnie self explanatory… Wrażliwsi - uwaga na żołądki! W obrzydliwych opisach wrzodów, ropni, wyprysków, zmian skórnych, w cuchnącej mazi sączącej się z ran GNS osiąga mistrzostwo. 


Mały minus za układ powieści - zaczynając od opisu “klątwy ropienia” Smith pozbawił się elementu zaskoczenia, niejako “zaspojlerował” nadchodzące wydarzenia. W rezultacie wszyscy czytelnicy doskonale wiedzą, co się dzieje. Ale takie zarzuty można stawiać w sumie nawet najwybitniejszym dziełom sztuki (nie byłby Hrabia Monte Christo ciekawszy, gdyby nikt nie wiedział, co co kaman tajemniczemu przybyszowi?) - w sumie każda metoda ma swoje przewagi. 


Absolutnie do zapomnienia, zupełnie przeciętna, bardzo polecana fanom pulpowego horroru pozycja. #smithoweświry - stay alert!


PS.

Szkoda, że “Ropienie” nie wyszło u nas w trakcie Złotej Ery. Idealnie by się wpasowało w profil Phantom Pressu. Naprawdę setnie się bawiłem.

piątek, 2 czerwca 2023

Stephen King Szkieletowa Załoga 5/10

“Szkieletowa Załoga” drugi, po rewelacyjnej “Nocnej Zmianie” zbiór opowiadań Stephena Kinga to spory zawód. Zawód wywołany głównie nierównym poziomem zebranych tekstów. O ile bowiem “Nocna Zmiana” była jak szkatułka pełna klejnotów, o tyle “Załoga” przypomina raczej gąbczasty, mdławy keks, w którym tylko co jakiś czas, stanowczo za rzadko, można wyłowić pyszne bakalie. Naprawdę, ta rozpiętość jest aż dziwna - są bowiem w tomie opowiadanie absolutnie genialne, wyróżniające się nie tylko na tle zbioru, na tle dorobku Kinga, ale wręcz na tle całej literatury grozy. Tym większe zatem rozczarowanie, że pozostałe teksty są tak boleśnie przeciętne - takie dokładnie na 5/10, a i parę grubszych potknięć się przytrafiło. 


Bo oddać sprawiedliwość Mistrzowi, pochwalić to, co pochwalenia godne, rozpocząć warto od highlightów kolekcji. Przede wszystkim zatem kłania się pomnikowa “Mgła” (8/10), do tego stopnia ważna i znana, że aż czasami  “kanibalizująca” cały zbiór (moje wydanie jest właśnie z filmową Mgłą na okładce). Historia jest prosta jak drut - jak to często u Kinga bywa, nie oryginalność pomysłu się liczy a jego (w tym wypadku perfekcyjne) wykonanie. 

+

Przez małe miasteczko w Maine przetoczyła się wściekła burza. Następnego dnia rano sporo osób udaje się do centralnego supermarketu na zakupy - wiadomo, jedzenie, picie i potrzebne do napraw wywołanych burzą szkód narzędzia i materiały. W tym czasie nad okolicę nadciąga dziwna, gęsta mgła - w której, jak się wkrótce okazuje, grasuję przeróżne mordercze stwory.

Oblężeni ludzie barykadują się w sklepie, wkrótce zaczynają się między nimi spory co do toku dalszego postępowania, część zaś popada w religijny fanatyzm i szykuje się do złożenia krwawej ofiary w celu zakończenia koszmaru…

+

Nie ma co wiele pisać, chyba każdy zna “Mgłę” (jak nie z książki to za pośrednictwem popularnej ekranizacji z 2007 roku). Pomysł generyczny, chwilami prostacki na granicy cringe’u, taka kingowska zabawa motywami fiftiesowych horrorów sc-fi  (i cała kolekcja lovecraftowskich straszydeł w bonusie), do tego po uszy zadłużona w hitchcockowskich “Ptakach”, ale wykonanie jest wspaniałe, trzymające w napięciu, angażujące, ani na chwilę nie pozwalające na odłożenie książki na bok. Jest przy tym co czytać, gdyż “Mgła”, mimo że formalnie to opowiadanie, jest bardzo słusznych rozmiarów - mogłaby wyjść w kieszonkowym formacie jako samodzielna powieść.

Przygód, jump scare’ów, momentów napięcia nie brakuje, ale na plan pierwszy stopniowo wysuwa się psychologia uwięzionych - doskonałe studium osobowości poszczególnych bohaterów, ciekawsza od przewidywalnie rozwijającej się akcji. 

Portretując narodziny obłąkańczej sekty King, jak to często mu się zdarza, z furią atakuje fanatyzm religijny. 

Jeszcze zdanie nt adaptacji filmowej Franka Darabonta. Długi czas jest to rzetelna, wierna powieści produkcja, z nieco pociesznymi, tandetnymi efektami specjalnymi, mam jednak pretensje o histeryczny, absurdalnie okrutny finał filmu.  A przy tym tandetny emocjonalnie i zakłamany (potworna, starotestamentowa kara za “brak pomocy kobiecie w potrzebie”). 



Ale prawdziwym  creme de la creme “Szkieletowej Załogi” są trzy opowiadania : “Tratwa”, “Nona” i “Babcia”. Cała trójka to pełnotłuste 10/10, zachwycające pomysłem, klimatem, jump scare’ami. “Tratwa” opowiada o tragicznym losie grupki młodych ludzi, którzy wybrali się na nocne pływanie po jeziorze, na którym czekało ich spotkanie z tajemniczą, przerażającą plamą. Jedynym w miarę bezpiecznym miejscem jest unosząca się na wodach zalewu drewniana tratwa, pomost dla pływających. 

Po prostu cudowne, jedno z najlepszych opowiadań Kinga, duszny klimat, pesymistyczny przekaz, grozę można ciąć nożem - ręce same składają się do oklasków (“Tratwę” przypominają, w ogólnym zarysie fabularnym, znakomite “Ruiny” Scotta Smitha).


Druga z kolei jest deliryczna “Nona”, coś na kształt zakręconego love story (z vibem Bonnie I Clyde w tle!), fascynujące zeznanie seryjnego mordercy, którego do zbrodni popycha …miłość. 

Tak jest z Noną. Dziewczyny -szczury ??? No śle it’s a Stephen King story! W jego rękach zamienia się to w fascynujące zeznanie seryjnego mordercy (Bonnie i Clyde vibe w tle). Szczególne brawa za finałowy, “caligaryczny” twist (to się nazywa dopiero “niewiarygodny narrator”!) -  a wiemy przecież ,że efektowne  zakończenie to u Kingam rzadkość!.


No i za deser urocza “Babcia” (przeniesiona parę lat temu na ekrany kinowe), wnuk zmuszony jest spędzić pewien czas sam na sam ze swoją babcią, która, okazuje się, skrywa przed światem mroczne oblicze…(tak, jest kultystką Starszych Bogów! Ihaaaa!)  Prosta konstrukcyjnie, ale bardzo krzepka fabularnie, klimatyczna i znakomicie strasząca opowieść, czerpiąca i z Lovecrafta (Dexter Ward, Coś Na Progu) i z Wellsa (Historia Pana Elveshama), a w pomyśle “upiornej rodziny” przypominająca “Moją Matkę Wiedźmę” Ewersa. Miód, malina - z, ponownie! - genialnym zakończeniem.


W zwycięskiej grupie wymienić jeszcze trzeba rasowy horror “Ciężarówka Wuja Ottona” (9/10)….i to niestety tyle, jeśli idzie o pozytywy zbioru. 



Powtórzę, nie to, że reszta opowiadań jest słaba, nie, ona jest w przeważającej większości mocno przeciętna. Przeciętna jest jest, zbudowana na banalnym pomyśle, “Małpa”, przewidywalny, wtórny wobec  znakomitego filmu “Targets”  thriller “Bunt Kaina”, blady  “Skrót Pani Todd” (mimo osobistej sympatii Kinga, w zakończeniu porównującego bohaterkę opowiadania do swej żony), a przywołująca na myśl makabreski Rolanda Topora “Szkoła Przetrwania” jest bardziej niesmaczna niż zabawna.


Jest w zbiorze kilka raczej bladych opowiadań science fiction : “Jaunting”, “Edytor Tekstu” czy

 bieda-lemowski “Świat Plaży” (szaleństwo piaszczystej planety ogarnia kolejnych lądujących na niej astronautów). Jest para słabych wierszydeł (sic! no po co?), przeciętne opowiadania “gangsterskie (“Weselna Chałtura” i ”Człowiek Który Nie Podawał Ręki” - objęty klątwą, na skutek której uścisk jego ręki zabija każdego człowieka - finał naprawdę do przewidzenia…) jest wreszcie mdląco sentymentalna, kończąca zbiór  ghost story “Cieśnina”.


Najbardziej jednak rozczarowuje druga “novella” z kolekcji, “Ballada O Celnym Strzale” (nb. jeden z pierwszych wydanych w Polsce tekstów króla, był jako minipowieść w Fantastyce). W tej historii był duży potencjał szansa na klimat, na tajemnicę i na grozę, ale  King zabił to absurdalnym pomysłem małego duszka żyjącego w maszynie do pisania. Dżizzzz… to jest patent który, dobrze napisany mógłby może śmieszyć w Świecie Dysku ale w zbiorze opowiadań grozy? Cringe jak cholera, aż się chce złośliwie zapytać “co było pite?” Naprawdę, są pomysły tak głupie, że nawet geniusz Kinga ich nie uratuje i cienkie rączęta elfika wychylające się spomiędzy klawiszy maszyny do pisania należą właśnie do tej kategorii.

 

+


Wywołane na początku opowiadania - z tercetem “Tratwa”, Nona” i “Babcia” na czele to są jedno w drugie arcydzieła literatury grozy, do tego dochodzą wspaniała filmowa “Mgła” i cięty “Wujek Otton. Reszta jest to zapomnienia (w kilku przypadkach litościwego…). Oczywiście, że polecam - toż to Stephen King, w sumie klasyk gatunku - ale słów krytyki - jak widać - nie szczędzę.


Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...