sobota, 28 października 2023

Joe Hill Upiory XX Wieku 5/10

A taki miał być świetny, amerykanski….no cóż, nie zawsze wystarczy być synem swego ojca. O ile klony tatowych powieści wychodzą Joe Hillowi świetnie (rewelacyjne “Pudełko W Kształcie Serca”, doskonały “NOS4A2”), to w pisaniu opowiadań nie jest aż tak dobrze. A przynajmniej - nie było - rzecz bowiem o debiutanckim zbiorze Hilla, “Upiory XX Wieku”.

Zresztą, żeby być uczciwym - zbiór ma generalnie oceny wśród czytelników bardzo wysokie, moje narzekania są zatem dość ekscentryczne i całkiem prawdopodobnie inni fani horroru tych zastrzeżeń nie będą podzielać. I żeby być uczciwym jeszcze bardziej - to nie jest bardzo zły zbiór opowiadań. Nie, one są dobrze napisane, nieźle wymyślone - to sie może podobać. Problemem jest rozczarowanie - po autorze naprawdę świetnych powieści można spodzierwać się równie świetnych opowiadań. Tymczasem tekstom z “Upiorów” często czegoś prakuje, jakiegoś puncha, mocnego pomysłu, zakręconego finału. One zbyt często mają dość generyczny przebieg i dość irytujące patenty fabularne. I mimo, że warsztatem jakoś się to broni, najczęściej na koniec kolejnej opowieści pojawia się mniejszy lub większy zawód.


I kiedy już marudny czytelnik zupełnie się w swych narzekaniach pogrąży, z niechęcią na otwartą książkę będzie spoglądał, Hill zaserwuje dwie kapitalne perły - na sam koniec zbioru! Trochę z nich “too late heroes” żeby wcześniejsze rozczarowanie uratowały, ale miło, z wysokiego C, kończą lekturę. Żeby zatem oddać mą wahającą się ocenę debiutu Joe Hilla, przedstawię opowiadania w takiej kolejności, w jakiej występują w “Upiorach”.


Otwierający zbiór “Najlepszy Nowy Horror”  (7/10) akurat nie zawodzi.  Wydawca magazynu poświęconego grozie trafia przypadkiem na znakomite, choć mocno niepokojące opowiadanie. Usiłuje skontaktować się z jego autorem, by uzyskać zgodę na publikację. W końcu na jakimś konwencie grozy udaje mu się uzyskać namiary. Wieczorem przybywa na odludzie…

Dobry klimat, nieco autotematyczna fabuła, gdzie Hill bawi się z czytelnikiem tą gatunkową przewidywalnością -  typowy „american gothic”, kłaniający się Texas Chainsaw Massacre i innym tego typu narracjom.


Ale dalej zaczyna się już jazda w dół… “Upiory XX Wieku”( 5/10) to banalna do bólu ghost story o duchu zamordowanej dziewczyny straszącym w upadającym kinie. Chciał Hill tę banalność podbić sugerowanymi znaczeniami o relacji kino-kinomani (wszyscy widzący ducha zostają filmowcami ze Spielbergiem na czele), ale nieprzekonująco. ZNACZNIE lepiej wyszło to Barkerowi w “Synu Celuloidu”


Następny, “Pop Art” (5/10) to może i dobre opowiadanie, ale kiepski horror. Treścią jest przyjaźń między narratorem a nadmuchiwanym (dosłownie, jak balon!) szkolnym kolegą. Piękna metafora umierania, kiedy przyjaciel stopniowo traci powietrze (jak stary balon…), dyskretne podważanie wiarygodności narratora (sam jakby “nie podlegał grawitacji”), ale generalnie więcej w tym ambitnych zamiarów niż efektu końcowego. No i NIE HORROR.


“I Usłyszysz Śpiew Szarańczy”  (6/10) to campowy retelling “Przemiany” Kafki, no ale, panie….na próżno tu szukać wstrząsająco-groteskowej głębi znaczeń oryginału, tego opisu alienacji, upiorności “realnego świata” wobec osoby chorej, ot, porządnie opowiedziana historia przemiany pewnego chłopaka w owada z finałową szkolną masakrą, żeby było bardziej “horror”. Nic nie wnosi ani do literatury ani do gatunku.


Podobnie mieszane uczucia budzą “Synowie Abrahama”  (6/10). Tytułowy “Abraham” to dobrze znany profesor Van Helsing, łowca wampirów supreme. Niestety w życiu codziennym nasz bohater okazuje się być Paskudnym Przemocowym Ojcem, który chcąc ze swych synów zrobić kolejne pokolenie Łowców Wampirów wbija im swe fobie pasem do głów. Finałowy twist jest, mimo ojcowej przemocowości, niewystarczająco uzasadniony psychologicznie, i mocno rozczarowuje.


“Lepiej Niż W Domu” (4/10), no, tu już jest zupełnie słabo… nie mająca nic wspólnego z horrorem opowiastka o nieco nieuporządkowanym emocjonalnie dziecku i jego miłości do nerwowego Taty…. cóż, w rodzinie Kingów czasem zbiera ambicja napisać Wielką Amerykańską Literaturę i tym razem trafiło na Joego… Chciałbym zrozumieć, co Hill chciał mi powiedzieć, ale nie dałem rady. Że Tata jest fajny ? Meh 


Co naprawdę dziwne, oceny zbioru nie podnosi nie ratuje znany i niedawno z powodzeniem zekranizowany “Czarny Telefon” (6/10). No, jeżeli nawet to słynne opowiadanie nie potrafi odpalić, to już nie wiem, co będzie potrafiło. “Telefon” okazał się prostą historia o porywaczu dzieci -  uwięziona przez niego ofiara nawiązuje kontakt z duchem poprzednika, który radzi mu zatłuc porywacza słuchawką. 

Mnóstwo niepokończonych wątków - siostra, zabity siekierą brat Alberta, generalnie chaos fabularny i mocno przewidywalne emocje. Nie wiem, po co ktoś z tego nakręcił film, chyba dla nazwiska.


“Między Bazami” (6/10). To fajnie, że Hill lubi baseball ale szkoda, że nie lubi klasycznych opowiadań, które stanowią zamknięte story, W szczególności szkoda, że nie wyznaje zasady, aby opowiadanie miało kończyć się dobrą pointą…choć tym razem za pochwałę zasługuje zgrabna zabawa “niewiarygodnym narratorem” - przez długi czas gotowi jesteśmy współczuć z Wyattem, pracownikiem wypożyczalni kaset, któremu się z koleżanką w pracy nie układa, a który wracając do domu jest “świadkiem” makabrycznego odkrycia. W ten sam sposób (aczkolwiek na poziomie znacznie wyższym) zabawił się z czytelnikiem w opowiadaniu “Nona” ze zbioru  “Szkieletowa Załoga” sam Tata Stephen.

 

“Peleryna” (6/10). Pewien chłopiec miał w dzieciństwie magiczną pelerynę, dzięki której potrafił się unosić w powietrzu. Znajduje ją już jako dorosły, przegrany facet - i podlatuje do okna byłej dziewczyny…Niby nie jest źle, ale, no stanowczo, nie potrafi ten zbiór odpalić, jak należy, wciąż czegoś brakuje 


W “Ostatnim Tchnieniu” (7/10), jest lepiej niż do tej pory. Niewiele tu fabuły, na pierwszy plan wysuwa się odrażający, niepokojący pomysł muzeum zbierającego “ostatnie tchnienia” umierających ludzi, mocno creepy atmosfera i wreszcie udany finał!


Niestety, kolejne opowiadania znowu nieco  zawodzą. W “Śniadaniu Wdowy” (5/10) znów nie bardzo wiadomo, co, kto i po co. Jest Wielki Kryzys, pewien włóczęga trafia do mieszkania owdowiałej kobiety, zostaje suto nakarmiony i obdarowany ubraniami po zmarłym mężu, tymczasem w ogródku jej dzieci bawią się w grzebania trupa…jest dosłownie o parę zdań, dwa, trzy akapity, od czegoś świetnego, ale atmosfera niedopowiedzenia jest raczej irytująca niż inspirująca.


No i “Bobby Conroy Wraca Zza Światów” (5/10)…Na planie “Świtu Żywych Trupów” aktor statysta grający zombiaka usiłuje wrócić do grającej w tym samym filmie młodzieńczej miłości, która, niestety dla naszego bohatera,  ma  już męża i syna. A wszyscy zombie-statyści są naprawdę martwi i naprawdę zombie. Miało być świeżo, ale wyszło znowu dość  słabo.


No i kiedy już rozczarowany, kwękający czytelnik niczego dobrego się po “Upiorach” nie spodziewa, nagle Joe Hill uderza weirdem smolistym niczym proza Ligottiego. W “Masce Mojego Ojca” (9/10) pewna rodzina, chyba przed kimś uciekając, wyjeżdża do domku na odludziu, a po przybyciu na miejsce wszyscy zaczynają nosić maski….brrrr…. to można czytać i czytać, i starać się poukładać te puzzle. Owszem, trochę trudno ogarnąć kierunek, ku króremu zmierza opowiadania, ale wszystko zastępuje fascynujący, przerażający klimat.


No i na sam koniec jeszcze jeden beton - “Dobrowolne Zamknięcie (8/10) - kolejny duszny weird krążący tematycznie wokół “Domu Z Liści”. Autystyczny chłopiec buduje w swym pokoju dziwaczne konstrukcje z kartonu, którymi można dotrzeć do innych światów a można też zaginąć bez śladu…Kapkę przeciągnięte, przez co punch i klimat się trochę rozmywa, ale generalnie moc.


No i tak to jest - powieści bardzo dobre, bez kombinowania napisane, z werwą i narracyjnym talentem odziedziczonym po Tacie, a w debiutanckich opowiadaniach za dużo kombinowania i pretensjonalności. Czyta się bez bólu, ale - u mnie przynajmniej - więcej było rozczarowania niż zadowolenia. Świetne weirdy końcowe poprawiły nastrój (już nie ocenę), ale czy  słusznie zaliczane są “Upiory XX Wieku” do klasyki nowoczesnej grozy? Do końca przekonany nie jestem. 

piątek, 27 października 2023

Grzegorz Kopiec Plon 6/10

Najpopularniejszy polski horror AD 2023, powieść lubiana i wysoko oceniana tak przez fanów jak i przez krytykę, czego wyrazem fakt, że “Plon” był  jedynym reprezentantem rodzimej grozy w dziesiątce plebiscytu “Lubimy Czytać”, gdzie zresztą zajął naprawdę doskonałe 4 miejsce (wyprzedzając m.in. świetne “Tajemne Rysunki” Jasona Rekulaka), najwyższe wśród polskich pozycji, no, rzecz naprawdę godna lektury i  poznania.


+


W Lublińcu żyje rodzina Wojtalów. Ojciec, matka, czwórka dzieci. Szczęśliwe rodzinne pożycie przerywa tragedia - śmierć, w dniu swoich 18tych urodzin, najstarszego syna, Krzysztofa. 


Przyczyną śmierci był, jak orzeczono, silny atak alergicznej astmy, ale Monika, rok młodsza siostra Krzysztofa, nie chce przyjąć do wiadomości, że coś tak banalnego mogło doprowadzić do śmierci brata, sugeruje, że za tragedią musiało się kryć coś tajemniczego i złowrogiego, po czym rozpoczyna śledztwo mające zbadać ostatnie chwile jego życia.


Dziewczynie mimo starań niewiele udało się ustalić, a po roku ma miejsce kolejna tragedia Monika w dniu swych 18tych urodzin ginie w mającym miejsce podczas przyjęcia urodzinowego tragicznym wypadku. 


Zdruzgotana tragedią żona popada w katatoniczny stupor, Wojtala jednak nie poddaje się rozpaczy, chce walczyć ze złym losem, za kolejny rok 18tkę skończą przecież najmłodsze dzieci - bliźniaki. Ojcu w śledztwie pomaga partner Moniki, oficer policji z lokalnego posterunku. Bada on związek, jaki ze sprawą ma ograniczony umysłowo pacjent lublinieckiego szpitala psychiatrycznego, posiadający dziwną moc przewidywania nadchodzących tragicznych wydarzeń (tajemne rysunki obrazujące śmierć w rodzinie Wojtalów).


Sam Wojtala coraz bardziej dopuszcza do swej świadomości, że nad jego rodziną wisi jakaś “klątwa”. Okoliczności śmierci obojga dzieci nie dają mu spokoju, uderzająco przypominają bowiem okryte tajemnicą, wypierane z pamięci wydarzenia sprzed lat, sytuacje, których był uczestnikiem, tragedię, której był sprawcą. Jak się okazuje, “śmiertelna klątwa”  ma imię, tyle, że cała sprawa  dotyczy osoby dawno już zmarłej… czy mamy tu do czynienia z zemstą zza grobu, czy też może martwa przeszłość nie jest aż tak martwa. No a przede wszystkim - czy słuszne jest, bo to dzieci miały cierpieć za winy rodziców?



Wojtala, chcąc złamać klątwę i  ratować rodzinę, opracowuje absurdalny plan - miesiącami w ogrodzie buduje doskonale przygotowany schron, w którym jego najmłodsze latorośle, odcięte od wszelkich zagrożeń które może przynieść im świat, przeczekają koszmarną datę.


Ale tragedia nie jest tak łatwa do uniknięcia - autor ma dla nas naprawdę zaskakującego (pal sześć, czy bardzo mądrego…) końcowego twista.


+


Obawiałem się początkowo, że “Plon” będzie kontynuacją poprzedniej powieści Grzegorza Kopca “Eksperyment”, powieści również popularnej wśród polskich fanów grozy, powieści, która mi się jednak specjalnie nie podobała - na dodatek  nie uważam wykreowanych tam postaci za wystarczająco ciekawe, by kontynuować ich losy. Na szczęście “Plon” jest czymś zupełnie innym, czymś ciekawszym i śmielej pomyślanym.


“Plon” to historia rodzinna opisująca wzajemne relacje między jej poszczególnymi członkami w obliczu tragedii i zagrożenia, to trochę thriller - z postacią mordercy-mściciela na horyzoncie, i trochę horror w klimacie “zemsty zza grobu”. Połączenie dość typowe dla prozy Deana R. Koontza, do której twórczość Grzegorza Kopca najbardziej bym przyrównał. No dobra, grozy w opisywanych wydarzeniach nie ma może zbyt wiele, ale nadrabiają to  efektowne sploty fabularne, kolejne twisty  i znaki zapytania, które powodują, że chce się czytać dalej w oczekiwaniu na końcowe rozstrzygnięcia.


No a ten koniec…. samo finałowe założenie zaskakująco przypomina powieść …Guya N. Smitha (#smithoweświry, przybywajcie!) “Przeklęci”. Ten sam bunkier wybudowany w ogródku celem odizolowania się od nadchodzącego zagrożenia, to samo szaleństwo ogarniające stopniowo rodzinę.  No i właśnie w finale autor ma dla nas naprawdę totalnego twista - nawet jeśli nie całkiem przekonującego, to bardzo efektownego; zaskakującego a nieoczywistego.


Dodatkowy plus za dobry, przekonująco opisany wątek w lublinieckim szpitalu psychiatrycznym, no i generalnie za umiejętnie oddany lokalny koloryt Lublińca - bardziej intryguje niż przesłodzony Kfason czy wannabeParyż z “Eksperymentu”.

Skoro już mowa o “Eskperymencie” - nadal psychologia postaci zdaje się nieco szwankować (to był jeden z moich zarzutów do poprzedniej powieści), co tym razem dokucza tym bardziej, że “Plon” jest historią, gdzie najważniejsze wydawało się być właśnie odpowiednie odmalowanie traumy rodziców tracących kolejne dzieci. Tymczasem wewnętrzne emocje w rodzinie Wojtalów, mimo że niby buzujące, nie bardzo przekonują, wydają się raczej elementem przesuwającym fabułę powieści do przodu niż prawdziwą, autentyczną emocją. Co jednak szczególne, nie razi to bardzo i nie odbiera przyjemności z lektury - uwaga skupia się bardziej  nad pytaniem”dokąd to wszystko zmierza”.


“Plon” to nadal nie do końca jest to, co najbardziej lubię w grozie czytać, ale doceniam i sam progres warsztatu i popularność wśród fanów. Trzymam kciuki za wenę i energię Grzegorza i już czekam na kolejne powieści (nawet jeśli miałaby to być kontynuacja “Eksperymentu” :-) ).


Jak już napisałem fani Koontza (a jest ich sporo), powinni polubić Grzegorza Kopca - jest podobny vibe. Warto poznać.

czwartek, 19 października 2023

Mateusz Żyła Kat. Biografia Zespołu. 10/10

Brak skali, po prostu brak skali. IMO najlepsza książka muzyczna, jaką czytałem. Wyznam, że nie jestem do końca obiektywny, historia zespołu KAT opowiada bowiem o osobach, które znam osobiście i o sprawach, które znam osobiście, niemniej mam wewnętrzne przekonanie, że na mój zachwyt książką nie ma to żadnego wpływu. To po prostu niesamowita historia, niesamowicie opowiedziana.


Zacznijmy od samych faktów - historia powstania zespołu KAT, jego sukcesów, konfliktów, rozpadów i połączeń i znowu konfliktów jest sama w sobie szalenie fascynująca. Kiedy do tego dodać świetne pióro Mateusza Żyły i jego benedyktyńską wręcz pracowitość - te setki wywiadów, materiałów, wspomnień które zgromadził w książce - no to jest absolutny hit.


Żyła ułożył tę całą przebogatą historię w niezwykłą, sensacyjną., to śmieszną i komediową, to dramatyczną, chwilami tragiczną opowieść. Z pasją oddał koloryt mijających dekad - PRLowskie ejtisy, dzikie najntisy, rzeczywistość XXI wieku. Z pasją odmalował wszystkich tej historii bohaterów - muzyków, managerów, technicznych, przyjaciół zespołu. 


A teraz ważne. 


Jak wszyscy zainteresowani tematem Kata wiedzą, bodaj czy nie najważniejszym, najbardziej nurtującym fanów tematem jest konflikt pomiędzy liderami Kata - Romkiem Kostrzewskim i Piotrem Luczykiem. Konflikt brzydki, z biegiem lat coraz brzydszy - ze strony wyłącznie Luczyka, coraz bardziej pogrążającego się w żółci, nienawiści i zazdrości wobec doskonale sobie radzącego na rynku i uwielbianego przez fanów Romana.

Do tego Mateusz Żyła był bliskim przyjacielem zmarłego dwa lata temu Romka, autorem jego biografii, praktycznie członkiem rodziny. Pomimo tego jednak potrafił wzbić się ponad osobiste sympatie, potrafił oddać Luczykowi sprawiedliweść (obecnie, rozwścieczeni jego żenującymi postępkami fani hejtują go na każdym kroku i odmawiają jakichkolwiek zasług), potrafił, pomimo odmowy udziału w pracach nad biografią, tak tę opowieść ułożyć, wykorzystać stare wywiady, wypowiedzi etc, że się braku Luczyka nie odczuwa, a jego wkład w dorobek Kata jest należycie uhonorowany.  


Żyła, mimo kokieteryjnego zastrzeżenia, że "nie będzie pisał o muzyce na poszczególnych płytach, pozostawiając jej ocenę fanom", równie uczciwie, sprawiedliwie i kompetentnie opisał  kolejne pozycje w dyskografii wszystkich muzyków, ponownie zachowując tutaj, obok fanowskiego uwielbienia, mnóstwo rzetelnej uczciwości.


I wreszcie - to właśnie wyróżnia biografię Kata od innych, standardowych pozycji muzycznych - autor to polonista, koneser języka, poeta, który sam potrafi docenić potęgę i piękno dobrego tekstu metalowego. Potrafi poddać taki tekst analizie (a gęste w metafory, neologizmy, skróty i różne wtręty językowe teksty Kostrzewskiego takiej analizy wymagają) i tym zachwycić zwracającego uwagę na te tematy czytelnika.

Mało, Żyła, mając kompetencje i smak potrafi uczciwie skrytykować, kiedy nieudany tekst na to zasługuje - tak jest np. z , sorry Roman, nie gniewaj się w tej Walhalli, bełkotem uskutecznianym na płycie Alkatraz "Error", który mniej wymagający fani zwykli zbywać "nowoczesne tematy, inne podejście", a tam naprawdę tylko kilka fragmentów (z genialnym "Życie pyk, lufa pyk") się broni.


Wspaniała lektura - śmiałem się podczas czytania, wściekałem, wzruszałem, płakałem a przede wszystkim, słuchając kolejnych płyt, zachwycałem dziedzictwem Kata, jego genialnymi płytami i przebojami.


PS.

Jak sam tytuł głosi - biografia jest nieautoryzowana. 

Znany to znakomicie podsumował metalowy influencer Maria Konopnicka - tylko taka warta jest przeczytania. A warta jest po stokroć. Wielkie, wielkie brawa.

poniedziałek, 9 października 2023

Grady Hendrix Poradnik Zabójców Wampirów Klubu Książki Z Południa. 9/10

Dżizzz, ale to jest dobre! Na tle zgranego, wydawałoby się, do bólu motywu Wampira W Małym Miasteczku Hendrix rozpisał wspaniałą, fascynującą opowieść, z jednej strony bawiącą gatunkowymi, perfekcyjnie poprowadzonymi, rozwiązaniami, z drugiej dotykającą tematów poważniejszych, roli kobiety w konserwatywnej rodzinie, relacji małżeńskich,  przyjaźni a nawet (to już taki hendrixowy trademark) niesprawiedliwości społecznych w USA.


+


Do prowincjonalnego południowego miasteczka amerykańskiego wprowadza się nowy mieszkaniec, siostrzeniec niedawno zmarłej starszej pani. Mężczyzna jest uroczy, przystojny i łatwo wkręca się w miejscowe towarzystwo. Wywiera on duże wrażenie na grupie pań, niepracujących gospodyń domowych, które w wolnym czasie spotykają się we własnym klubie literackim by tam omawiać lekturę kolejnych thrillerów lub książek true crime. Przybysz  zyskuje również uznanie ich zamożnych mężów, a jego propozycja wspólnej inwestycji w osiedle mieszkaniowe mające powstać na terenach, gdzie obecnie gnieździ się kolorowa biedota, niesie ze sobą obietnice wielkich zysków.


Podczas wizyty gościa w domu głównej bohaterki dochodzi do niezręcznego wydarzenia cierpiąca na demencję teściowa zaczyna w pewnym momencie histeryzować, wspominać tajemniczego mężczyznę, który w jej dzieciństwie doprowadził do ruiny jej ojca, jakieś zniknięcia dzieci…. Synowa, Patricia, była ciekawa całej sprawy, zwłaszcza zaś rzekomo posiadanego przez staruszkę zdjęcia sprawcy, doszło jednak do tragedii - pod nieobecność gospodarzy dom stał się celem inwazji agresywnych szczurów, które dosłownie zagryzły kobietę, dotkliwie też poraniły usiłującą ją bronic  opiekunkę.


W leżącym opodal osiedlu czarnoskórej biedoty zaczynają znikać lub popełniać samobójstwa, dzieci i nastolatki. Na miejscu widywana jest furgonetka nowo przybyłego mieszkańca Zachodzi podejrzenie, że mężczyzna sprzedaje młodzieży narkotyki. Kiedy bez śladu znika z domu kolejne dziecko, Patricia wraz z innymi rusza na poszukwnaie do podiaskiego lasu, gdzie znajduje rzeczoną furgonetkę oraz sąsiada wessanego w udo nieprzytopnej dziewczynki.


Kobieta wraca zszokowana do zamożnej dzielnicy Old Village i po wspólnej naradzie z przyjaciółkami decyduję się powiadomić o sprawie policję - mąż jednej z nich służy na lokalnym posterunku. Zamiast jednak detektywów na zebranie wpadają ….mężowie. Wściekli tłumaczą, że ich durne podejrzenia są niczym nie poparte, wyssane z palca, wynikające z lektury krwawych książek, że szkodzą niewinnemu człowiekowi, a przecież James Harris został ich poważnym partnerem biznesowym, zainwestował duże środki w korzystne dla wszystkich inwestycje, jest wspaniałym kumplem i sąsiadem!!!!


Sprawa kończy się wielkim skandalem. Kobiety zmuszone są wycofać ze swych absurdalnych twierdzeń, sama Patricia zaś po przedawkowaniu prozacu trafia na intensywną terapię i obserwację psychiatryczną.


Mijają trzy spokojne lata. Panowie kręcą biznesy, kobiety prowadzą domy i co miesiąc omawiają kolejną książkę. Aż tu nagle pewnego wieczoru do Particii odzywa się….duch zmarłej teściowej, polecając jej kontakt z czarnoskórą opiekunką. To ona posiada zaginione zdjęcie mężczyzny sprzed lat. Kobiety, stwierdziwszy nadzwyczajne podobieństwo z rzeczonym Jamesem Harrisem wspólnie decydują, że konieczne jest wznowienie porzuconego lata temu śledztwa….


+


Hendrix to jedna z najjaśniejszych gwiazd współczesnego horroru i każda kolejna książka tylko to potwierdza. Nie inaczej jest z “Poradnikiem” - przy jej lekturze ręce z zachwytu same składają się do oklasków. 


Autor tematycznie porusza się w samym środku grozowych toposów. Małe miasteczko, przybysz, który okazuje się wampirem, seria tajemniczych wypadków - wszystko wręcz na prawie cytatu z “Miasteczka Salem”  czy, jeszcze bardziej filmowego hitu VHSowego “FrightNight”. Ale właśnie wtedy, kiedy doświadczony czytelnik szykuje się do dyskretnego ziewnięcia (znowu wampir? łaaaaa…) Hendrix zaczyna się bawić konwencją….


Mamy oto grono gospodyń domowych (był w najntisach popularny serial “Gotowe Na Wszystko” - Desperate Housewives, służący Hendrixowi ewidentnie jako punkt wyjścia całej historii), które wykrywają “wampira”. Wątki, poszlaki i ślady są tak oczywiste, że gość zostaje zdemaskowany bardzo szybko, po ledwie 1/3 powieści I  nagle opowieść wampiryczne przechodzi w społeczną paranoję spod znaku “Żon Ze Stepford”! 

Mężowie mają pieniądze, mają swe męskie rozrywki i układziki z oskarżanym mężczyzną, mają z nim rozliczne biznesy, których histeryczne baby nie będą psuły! Panowie traktują  ustalenia żon jako babskie fanaberie, wymysły i niewiarygodne nonsensy. Oskarżany jest przecież  sympatyczny, miły, zamożny,  w relacjach biznesowych z wszystkimi rodzinami, więc w czym problem? W paru czarnoskórych biednych dzieciach? A kogo to obchodzi!


No właśnie, uwaga Hendrixa pozornie skupia się na opowiadaniu fascynującej, pełnej napięcia, jump scare’ów historii grozy, ale tak naprawdę największą siłą powieści jest znakomita obserwacja obyczajowa - opis dominacji zamożnych mężczyzn nad nie pracującymi żonami, ich tyranii domowej. A zostaje jeszcze miejsce na cięty lewicujący (sorry, prawaki ;-) komentarz społeczny -  pojawia się silnie akcentowany wątek różnic pomiędzy osiedlami zamożnych białych a zamieszkałymi przez czarnych slumsami, dosłownie spychanymi w niebyt przez powstające tuż obok luksusowe osiedle, 


Co ciekawe, w powieści tak pozornie skoncentrowanej na bohaterkach ich postacie nie są  specjalnie interesujące. To raczej takie archetypy - jest zagorzała dewotka,  jest przejadająca się “grubaska”, jest też kostyczna zrzęda. Na ich tle główna bohaterka wyróżnia się odwagą, siłą wewnętrzną i determinacją, która pozwoli w końcu zmusić pozostałe koleżanki do działania - kiedy to panie wspólnie zrozumieją, że wampir zagrażać zaczyna teraz ich dzieciom! 

Z kolei wszyscy mężczyźni w powieści są absolutnie daremni - buc w buca, od pierwszego do ostatniego. Tyrani domowi, przemocowcy fizyczni, psychiczni i ekonomiczni, do tego zdradzający żony i zbyt często sięgający do kielicha. No a pierwsze skrzypce gra sam wampir. Jest doskonały -  zimny, cyniczny, inteligentny, pełen przy tym przerażającego uroku wampir. 


Mimo charakterystycznego dla stylu Hendrixa lekkiego, graniczącego momentami wręcz z komedią tonu (ten tytuł!), “Poradnik” to regularny mocny horror, pełen napięcia i trzymającej za gardło akcji. Naprawdę znakomita książka, dowód na nieustającą siłę gatunku. Rzecz konieczna -  instant classic.


PS

Pytanie nie “czy”, ale “kiedy” będzie ekranizacja? Bo aż się prosi. 

Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...