poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Algernon Blackwood Wendigo I Inne Upiory 8/10

Algernon Blackwood      Wendigo I Inne Upiory     8/10


Lovecraft nie pojawił się znikąd. Jego twórczość wynikała, co oczywiste, z inspiracji innymi autorami. A wśród tych autorów, obok Poego czy Arthura Machena, najważniejsze miejsce zajmuje Algernon Blackwood. Autor ten był przez długie lata w Polsce niepublikowany i praktycznie nieznany, ale już w roku 2006 (jak ten czas leci!), nieocenione wydawnictwo C&T uraczyło fanów grozy znakomitym wyborem „Wendigo”, przekrojowo ukazującym główne wątki i nurty twórczości słynnego Anglika. 

Kilka opowiadań z tego tomu to absolutny kanon literackiego horroru, dlatego omówione zostaną nieco szerzej. Na początek creme de la creme :


+


„Wierzby”

Dwu przyjaciół płynie w dół Dunaju małą łodzią. Na granicy austriacko-węgierskiej (mamy początek XX wieku) natrafiają na niesamowity obszar gęsto porośnięty wierzbami. Wodą przemyka dziwnie wielka wydra, po przeciwnej stronie rzeki krzyczy coś do nich tajemniczy podróżny płynący na swej łodzi…

Mężczyźni przybijają na wypoczynek do wysepki na środku rzeki. W nocy niepokoją ich dziwne odgłosy i iluzje, wydaje się, jakby jakaś wielka siła naciskała na mały namiot. W obu wędrowcach narasta irracjonalne przekonanie, że za pozorem cichej przyrody ukrywa się coś strasznego, obcego,  jakieś złowrogie istoty z innego wymiaru. Chcą jak najprędzej opuścić niesamowite miejsce, okazuje się jednak, że ktoś przebił nocą ich kanu i ukradł jedno wiosło. Zanim zaschnie smoła uszczelniająca dziurę łodzi, musi minąć kolejna noc.

Groza narasta z każdą chwilą, tylko małe ognisko dzieli ich od ciemności, od tajemniczych odgłosów, od istot, które pozostawiły na wysepce głębokie ślady…. 


Brrrrr! Przywołany już Lovecraft nazywał „Wierzby” najlepszym opowiadaniem grozy wszechczasów i nawet jeśli to opinia nieco przesadzona, to na pewno każdego czytelnika urzeknie gęsta atmosfera narastającej grozy. Wybornie napisane, mimo upływu lat wciąż potrafi nieźle nastraszyć. Horror przyrody, ukryta tajemnica , szum wierzb, wody i  wiatru, Coś z Innego Wymiaru - HPL czerpał z klimatu i pomysłu Blackwooda całymi garściami. 

Przyroda jako mroczna siła wróci  i w „Pikniku Pod Wiszącą Skałą”, i w „Blair Witch” a ostatnio w „Ruinach” Scotta (z którymi „Wierzby” mają wiele wspólnego). Jazda obowiązkowa!


+


„Sekretny Kult”

Podróżujący po Niemczech angielski kupiec decyduje się odwiedzić swą dawną szkołę, w której spędził lata dzieciństwa. Szkoła była surowa, zasadnicza, ale z biegiem czasu wspomnienia wypiękniały i obecnie Anglika przepełnia głównie sentymentalne rozrzewnienie. 

Nie zważając na niejasne ostrzeżenia przygodnie napotkanego księdza rusza w pieszą wycieczkę do odludnej wsi, w której położona była szkoła. Bez trudu odnajduje budynek; urzędujący w niej nauczyciele (tzw. Bracia) z życzliwością, wylewnie przyjmują wizytę dawnego ucznia.

Wraz z upływającymi na rozmowach i jedzeniu godzinami przybysz zaczyna się niepokoić; każda jego próba pożegnania się spotyka się z serdeczną odmową i zaproszeniem do dalszego pozostania. Atmosfera pomału tężeje - kiedy zniecierpliwiony mężczyzna stanowczo podchodzi do drzwi, Bracia siłą blokują mu dojście. Wszyscy obecni wyraźnie czekają na  wizytę Najważniejszego Brata, a w kontekście  gościa coraz częściej pada słowo „Opfer”, które z niejasnego powodu (Anglik znakomicie przecież mówi po niemiecku) wypada z głowy kupca…


„Secret Cult” to opowiadanie z kanonicznej serii przygód nadnaturalnego detektywa-okultysty Johna Silence (C&T zapowiada jeszcze na ten rok kompletne wydanie! Stay alert!). Jest tu wszystko, co składa się na wspaniały horror - tajemnica, kultyści-sataniści (ihaaaa), upiorne domiszcze pośrodku opuszczonej wioski (przypomina się klasztor lubieżnych mnichów libertynów z „Justyny” markiza de Sade), sam wujek S(a)taszek zstępujący w kluczowym momencie pomiędzy wyznawców.  Rzecz absolutnie kanoniczna - klimat jak z wczesnych utworów Kata.


+


„Starożytna Magia”

Angielski turysta dość przypadkowo, chcąc uwolnić się z niewygody zatłoczonego pociągu, trafia do małego, średniowiecznego miasteczka francuskiego. Początkowo mężczyzna planuje spędzić tu tylko jedną noc i pojechać nazajutrz kolejnym pociągiem, ale tajemniczy urok spowijający miejscowość zatrzymuje go na miejscu przez parę dni. Kiedy w końcu wydaje się, że będzie się jednak pakował i zbierał do odjazdu, przypadkowe spotkanie pięknej córki właścicielki zajazdu, która wyraźnie nie szczędzi awansów przybyszowi, budzi w podstarzałym Angliku tajemne emocje, pasji i pożądania.

Za gładką fasadą rzeczywistości mężczyzna wyczuwa jednak jakieś mroczne tajemnice - wszyscy mieszkańcy, zdaje się, obserwują go sekretnie, czekają na coś, zbliża się jakaś kulminacja. Pewnej nocy dziewczyna żąda od przybysza jasnej deklaracji, ten jest zaś całkowicie  zauroczony jej wpływem …


Kolejne opowiadanie z cyklu o Johnie Silence, dość podobne w sumie  do „Sekretnego Kultu” (angielski turysta podróżujący po Europie natrafia na tajny konwentykl satanicznych Kultystów chcących go uwięzić wśród siebie) to kolejny klasyk literatury grozy, jedna z najsłynniejszych opowieści o czarownicach, a przy tym widoma inspiracja fabularna dla Lovecrafta piszącego „Widmo Nad Innsmouth”. 

Opuszczone, ciche miasto skrywające sekrety, przybysz wciągnięty  w spiralę wydarzeń sięgających przeszłości, wiążących go z tym miejscem - to wszystko zaczerpnięte jest wprost z opowiadania Blackwooda. Tyle, że HPL, mało zainteresowany mechanizmami  pożądania wątek uwodzenia opuścił, podkręcając za to volume horroru do maksimum.


+


Pozostałe teksty w tomie można podzielić z grubsza na trzy grupy. Pierwsza z nich  dotyczy grozy i zachwytu wzbudzanych przez dziką przyrodę (naturalnie w tej kategorii mieszczą się omówione już „Wierzby”), sił Natury rozumianych jako „pogańskie”, przeciwne chrześcijaństwu, a tym samym śmiertelnie niebezpieczne. 


Tutaj rozpocząć należy od tytułowego opowiadania, „Wendigo” swą sławą prawie dorównującego „Wierzbom”. „Wendigo” to opis wyprawy myśliwskiej w kanadyjskie zimowe lasy, podczas której tajemniczy rogaty olbrzym napada, porywa wędrówców z namiotów, wprowadza ich w  rodzaj napędzanego głodem obłędu, a wręcz zamienia fizycznie w podobne sobie monstrum.  Na plus zaliczyć można ciekawą kreację samego „wendigo”, ale wobec głębi, jaką z tematu potrafią wydobyć nowsze podejścia („Cmętaż Zwieżąt” Kinga, „Głód” Almy Katsu), tekst Blackwooda, jaki by nie był słaby i kanoniczny, nieco rozczarowuje.


W „Uroku Śniegu”  pewien turysta prawie zamarza na smierć wyszedłszy nocą w wysokie góry na narty - a wszystko to z uwagi na fascynacje (a wręcz pożądanie), jakie wzbudziła w nim  tajemnicza. piękna dziewczyna - uosobienie pogańskiej siły śniegu. Energiczne, krótkie „Przejęcie” opisuje jak pewien ludzki „wampir”, osobnik pełen energii i witalności, skonfrontowany z pewnym ponurym i martwym spłachetkiem ziemi traci cały swój wigor i siły i  wkrótce umiera jako cień człowieka - martwe miejsce zaś rozkwita bujnym życiem.  I jeszcze „Z Przeszłości”, w którym prastary las, pamiętający jeszcze elfy (?) zastawia pułapkę na przechodzącego nim inżyniera, planującego wycinkę starodrzewu.  


Druga grupa opowiadań prezentuje temat  „nawiedzonych domów”.  Dwa opowiadania,  ażby się chciało napisać, generyczne, ale to niesprawiedliwe, bo to przecież tacy autorzy jak Blackwood uczynili tego rodzaju historie archetypami gatunku. W wyjątkowo mrocznym i ponurym   „Tajemniczym Lokatorze” straszy  duch zmarłego przed laty na trąd mieszkańca (brrrr!) a w „Pustym Domu” pewną (groteskowo wręcz strachliwą) parę ghostbusterów nawiedzają wspomnienia dawnej zbrodni popełnionej w budynku.


No i trzecia grupa - klasyczne ghost stories. W „Drugim Skrzydle” przy łóżku wnuka pojawia się duch dziadka, zamieszkujący tytułowe drugie skrzydło ogromnego ponurego podworca, a w „Dotrzymanej Obietnicy” zmarły mężczyzna po śmierci, zgodnie z obietnicą, odwiedza mieszkanie swego przyjaciela (to samo, ale sporo lepiej, napisał Grabiński w „Ultima Thule”).


A na zakończenie nietypowy w tym zestawieniu „Max Hensig” - mroczny thriller, studium suspensu. Pewien przebiegły morderca truciciel, uniewinniony z braku dowodów,  poprzysięga zemstę krytycznie o nim piszącemu reporterowi. Prześladuje go, w końcu, zagnanego w narożnik, zaprasza do baru na pożegnalnego drinka; reporter wie, że podczas tego spotkania psychopata zadraśnie go trującą igłą… Perfekcyjnie budowane napięcie finałowych scen, dalekie  echa „Obserwatora” Le Fanu - jest moc. 


„Wedigo” to zbiór absolutnie konieczny i kanoniczny,  głównie z uwagi na wspaniałą, klasyczną trójcę (no, czwórcę, to, że nieco niżej oceniam „Wendigo” nie czyni go mniej klasycznym) opisaną na początku. Do zdobycia chyba tylko na allegro, ale bardzo warto. Jazda obowiązkowa!


PS.

Co ciekawe, twórczość Blackwooda nie wzbudza większego zainteresowania filmowców. Nie licząc drobiazgów telewizyjnych (z reguły z at 50-tych i 60-tych XX wieku) jest tylko C-klasowe „Wendigo” z 1978 roku, nie cieszące się zbyt dobrą opinią (4.0 na imdb). Owszem, jest kilka innych filmów o tym samym tytule, ale bazują one bezpośrednio  na legendzie, a nie na opowiadaniu Blackwooda.

 

#algernonblackwood, #wendigo, #weirdfiction, #klasycznagroza, #KANON

wtorek, 23 sierpnia 2022

Grady Hendrix Horrorstor 7/10

Bardzo „tradycyjny” horror o nawiedzonym domu, połączony ze zjadliwą satyrą na korpo-kulturę wielkopowierzchniowych salonów sprzedaży, wydany w brawurowej formie …. katalogu meblowego. 


+


W jednym z  salonów meblowych firmy ORSK (nie mylić z IKEA, absolutnie nie, autor zupełnie nie to miał na myśli!) wieczorami, po zamknięciu, dochodzi do aktów wandalizmu. Kanapy są pobrudzone Pewną Substancją (pisząc wprost „kupą”, choć to słowo nie pasuje do Standardów Komunikacji ORSK), giną lub są niszczone inne drobne przedmioty. Straty nie są bardzo duże, ale coraz bardziej widoczne w kolejnych miesięcznych zestawieniach. Manager salonu, ambitny Basil musi wyjaśnić sytuację przed przybyciem Zespołu Kontrolnego, który (jak to w korpo), może narobić mnóstwo kłopotów, aż do zamknięcia „źle prowadzonego” salonu włącznie, prosi więc dwie podwładne, by zostały wraz z nim w nocy w sklepie i ustaliły przyczyny tajemniczych wydarzeń. 


Podczas pierwszego patrolu panie natykają się na….dwoje innych pracowników ORSKA. W pogrążonym w mroku zamkniętym salonie zamierzają oni nakręcić materiał filmowy o nawiedzonym sklepie. Podobno na tym samym miejscu w XIX wielu było zlokalizowane ciężkie więzienie, którego naczelnik wdrażał w życie brutalne metody wychowawcze - ciężką, sadystyczną pracą ponad wszelkie ludzki siły  zmierzał do „resocjalizacji więźniów”. Para filmowców liczy, że dobrze nakręcony, ciekawy materiał uda się z powodzeniem sprzedać do telewizyjnego reality show o nadprzyrodzonych zjawiskach.


Podczas dalszego obchodu ekipa natyka się na ….. bezdomnego, który nocami  pomieszkuje sobie w salonie. Wygląda na to, że żadnych tajemnic ani duchów nie ma, zawiedzeni filmowcy amatorzy decydują się zatem na przeprowadzenie i nakręcenie dla potrzeb swojej produkcji  fikcyjnego seansu spirytystycznego. W trakcie zabawy bezdomny zaczyna nagle wygrażać wszystkim obecnym nieswoim, niesamowitym głosem po czym, ni stąd ni zowąd…podrzyna sobie gardło! Najgorsze okazuje się po chwili, kiedy martwe ciało znika bez śladu. Kobiety obawiają się „upiora”, racjonalny Basil jednak rusza na poszukiwanie bezdomnego  - jak mówi, „nie może dopuścić, by ranny szaleniec pobrudził krwią wyposażenie meblowe”.


Tymczasem w mrocznych zakamarkach pomieszczeń budzą się  upiory zamęczonych więźniów…


+


„Horrorstor” to spory, w pełni zasłużony przebój literacki. To świetnie napisane, energiczne i efektowne połączenie rasowego horroru i komedii, mocna, „filmowa” przygoda a jednocześnie ostra satyra na konsumpcjonizm i korporacjonizm, a wszystko w szalenie efektownej formie katalogu sklepowego.


I to od niego trzeba rozpocząć omówienie. Pomysł Hendrixa jest po prostu genialny i genialnie wykonany. Rozdziały rozpoczynają opisy kolejnych ORSKowych mebli - wszystkie one występują w fabule! Wraz z upływem powieści kolejne meble zaczynają być coraz bardziej makabryczne, to narzędzia tortur rodem z powieściowego więzienia.

Na wewnętrznej części okładki załączona jest mapka salonu, w którym rozgrywają się wydarzenia - bardzo przydatna podczas lektury. Do tego jeszcze dochodzą materiały uzupełniające : ulotki reklamowe, wewnętrzne instrukcje korporacyjne, dokumenty HRowe,  wszystko to spójne z fabułą -  kreatywność Hendrixa sięga szczytu.

 

Bardzo dobra - to charakterystyczne dla Hendrixa, jest kreacja głównych postaci. Cała piątka  bohaterów jest sympatyczna, ciekawa i dobrze poprowadzona,  a ich przypadkowo zrodzona przyjaźń, to, jak gotowi są walczyć jeden za drugiego, ujmująca. Obok Amy szczególnie wyróżnia się Basil; początkowo przedstawiony jest jako buc i drętwy korpo-szczur, z biegiem czasu  staje się jednak coraz  bardziej ludzki, odważny i gotowy do poświęcenia dla swej załogi.


Element grozy jest w „Horrorstorze” bardzo klasyczny, taki „by the numbers”. Hendrix punkt po punkcie odhacza obowiązkowe elementy horroru o nawiedzonym budynku (dokładnie sklepie), prezentuje ponurą historię więzienia, demonicznego Nadzorcę i jego sadystyczne metody (fani Guya N. Smitha skojarzą klimat z wydanych przez Dom Horroru „Pogrzebanych”). Są zgrabne jump scare’y, jest sporo filmowo prowadzonego suspensu, wszystko generalnie gra i buczy, jest OK. No ale właśnie - „OK”. Czyli żadnych nadzwyczajnych wodotrysków, ot, regularny, dość przewidywalny horror, z niewielką w sumie dawką przemocy (w powieści giną raptem dwie osoby).



Hendrix lubi pod płaszczykiem swych horrorów przeprowadzić krytykę współczesnego turbo-kapitalistycznego świata. „Horrorstor” jest tego chyba najmocniejszym przykładem. Szyderka z korpo-kultury i nakręcanego przez sklep konsumpcjonizmu („kosz na zakupy kompulsywne”!) trwa przez cały czas trwania akcji.  Może czasem autor  staje aż nadto zapamiętały jest w tej krytyce - szczególnie porównywanie sadystycznego więzienia z pracą w salonie meblowym wydaje się zbyt kwadratowe, również końcowe „wyciszanie” afery rzez ORSK jest o jeden korpo-demoniczny krok za daleko - ale nawet jak nieco przesadzone, to bardzo efektowne, a przede wszystkim z zabójczym poczuciem humoru. Każda „orskowa” chwila w fabule to czystej wody komedia i czytelnik niejeden raz parsknie głośno śmiechem.


Jak już pisałem, styl jest wyborny, lekki jak piórko, a że Hendrix nie leje zbyt wiele wody,  to niewielki „Horrorstor” jest  lekturą na dosłownie jedno popołudnie (ale bo też i oderwać się nie można od czytania). Może niekonieczne zasługuje na najwyższe oceny, ale zabawa przednia, a  za sam kapitalny pomysł formalny należą się wielkie brawa.  „Instant classic”.

sobota, 20 sierpnia 2022

Toni Morrison Umiłowana 6/10

 Mainstreamowi zdarza się czasami flirtować z literaturą grozy, wykorzystywać klasyczne dla horroru motywy czy rozwiązania fabularne. Czasami efekt bywa wybuchowy - po Doris Lessing („Piąte Dziecko”) dziś pora na kolejną noblistkę - Toni Morrison i jej „Umiłowaną”.


Na początek ważne zastrzeżenie - „Umiłowana” to jest arcydzieło literatury (nagrodzona Pulitzerem), zatem „ocena” 6/10 (mimo, że całkiem wysoka) nijak się ma do jej klasy artystycznej - to jest, jak się pisze na luksusowych koniakach „V.S.O.P” - to tylko subiektywna próba oddania, na ile ta wybitna powieść mieści się w granicach gatunkowej grozy, ile w niej takiego jarmarcznego, campowego funu, jaki niosą ze sobą „horrory”. Każdy miłośnik dobrej literatury powinien po twórczość Morrison sięgnąć koniecznie (nawet jeśli nie szuka powieści grozy).


+


Zbiegła niewolnica, Sethe, mieszka wraz ze swą córką Denver w domku nawiedzanym przez ducha. Hałasy, tupania - no, klasyka gatunku. Wszystko wskazuje na to, że to duch zmarłej tragicznie córeczki Sethe, na której grobie matka poleciła tylko napisać „umiłowana”. I Sethe i Denver do tego stopnia przyzwyczaiły się do zjawisk nadprzyrodzonych w ich domu, że prawie już nie zwracają na nie uwagi. 


Pewnego dnia do Sethe przybywa Paul D., inny zbiegły niewolnik, jej dawny znajomy z południowej plantacji. Między mężczyzną a kobietą nawiązuje się uczucie, Paul nie zamierza jednak dzielić mieszkania z duchem i - dosłownie - „wypędza” go z domu.

Dzień później do domu trafia tajemnicza dziewczyna; na pytanie o imię odpowiada „Umiłowana” (Beloved). Nie trzeba Sherlocka Holmesa, by zrozumieć, że to wygnany duch wraca w ludzkiej postaci. Umiłowana wchodzi w relacje z pozostałymi członkami rodziny; zaprzyjaźnia się z Denver (ta jako pierwsza od razu rozpoznaje w przybyłej zmarłą jako niemowlę siostrzyczkę), nie odstępuje wręcz matki, niechętnie zaś reaguje na Paula D (choć doprowadzi ta niechęć do szczególnych konsekwencji…).


Wraz z gęstniejącą atmosferą rozwija się, w serii flashbacków, coraz bardziej mroczna historia. Dowiadujemy się o starej plantacji, na której poznali się Sethe i Paul D, o demonicznym nadzorcy niewolników, który zmienia ich życie w piekło, o ucieczce ciężarnej Sethe, narodzinach malutkiej Denver w trakcie tej ucieczki,  o przybyciu do domu teściowej, która została wykupiona z niewoli przez niewolniczą pracę swego syna.

W tymże domu odnajduje zbiegów złowrogi nadzorca, który ruszył ich śladem z plantacji. Na myśl o powrocie do niewoli Sethe podejmuje najbardziej dramatyczną decyzję…. 

Gdy prawda dociera do Paula D., ten, nie potrafiąc sobie z nią poradzić, zrozumieć, zostawia Sethe i wyprowadza się z domu. Trzy kobiety - matka i jej córki, zostają osamotnione, w coraz bardziej oddalającym się od rzeczywistości stanie…


+


Na początek klasyczne pytanie - ile jest „czystego” horroru w „Umiłowanej”? Powieść oczywiście nie powstawała jako campowa rozrywka, to ponure, przejmujące arcydzieło literatury, tylko dla „ozdoby” używające akcesoriów gatunkowych. Tak naprawdę o wiele bardziej przerażajace są rzeczywiste losy bohaterów, ich dramat i tragedia, niż grozowe jump scary - choć przyznać należy, że z biegiem stron i na tym froncie atmosfera zaczyna nieźle gęstnieć. 

Kiedy czytelnik dotrze do sedna grozy czającej się w historii „Umiłowanej”, może się pojawić taka myśl „eee, no przesadziła kobita, takie rzeczy się Nie Dzieją naprawdę, to przekombinowane” (mnie się pojawiła - przez chwilę). Ale, jak się okazuje (to najbardziej przejmujące) - podstawą powieści jest autentyczna historia (!), losy zbiegłej z niewoli Margaret „Peggy” Garner, którą strach przed powrotem do niewolnictwa pchnął do opisanych przez Morrison ekstremów.


Morrison polemizuje też z instytucją „dobrych białych panów” - że niby owszem, byli źli sadystyczni biali, ale byli też biali „dobrzy” i „wyrozumiali”. Przecież plantacja, z której iciekali bohaterowie „Umiłowanej” długimi latami była jedną z najlepszych dla swych niewolników. Istotą koszmaru jednak jest nie tylko bezpośrednie traktowanie niewolników - istotą koszmaru jest sama instytucja niewolnictwa, sytuacja, w której człowiek jest pozbawiony prawa do swego życia, do samego siebie, jest przedmiotem zależnym od woli innego człowieka.  No i nawet najlepsze miejsce może w mgnieniu oka zmienić się w piekło na ziemi (tak się dzieje na plantacji, kiedy przybywa nowy nadzorca).


Nie ma sensu dużo pisać o warsztacie pisarskim Morrison, jest po prostu obłędny. Znakomite postaci bohaterów, genialny język, mistrzowski styl.  „Umiłowana” nie straszy i nie bawi jak hity Złotej Ery, bo to nie jest campowa rozrywka, tylko Naprawdę Wielka Literatura. Powieść zostanie z czytelnikiem na zawsze - koniecznie!


PS.

Powstał film w królewskiej obsadzie (Ophrah jako Sethe!) ale zbiera mieszane oceny - podobno niespieszny i chwilami przynudza. Nie wiem, nie widziałem.


PPS.

„Umiłowana” jest częścią nieoficjalnej trylogii powieściowej, kolejne książki w cyklu to „Jazz” i „Raj”. Chyba dawno nikt ich nie wznawiał a szkoda, e-booki przytuliłbym natychmiast.


wtorek, 9 sierpnia 2022

Alma Katsu Głód 10/10


Dan Simmons w znakomitym „Terrorze” opisał tajemnicę uwięzionej w lodach Arktyki wyprawy badawczej, Alma Katsu zaś przedstawiła w „Głodzie” dzieje tragicznej wyprawy Donnera.


+


Ze Springfield wyrusza do Kalifornii wyprawa pionierów. Oficjalnie przewodzi jej powszechnie lubiany, jowialny i życzliwy George Donner, naprawdę jednak gros decyzji podejmuje rozważny, choć nie cieszący się sympatią podróżnych James Reed.

W wyprawie pionierskiej ważne jest utrzymywanie odpowiedniego tempa - konieczne jest przebycie łańcucha gór Sierra Nevada, oddzielającego Kalifornię od równin środkowych, zanim surowa zima odetnie uczyni wszystkie przełęcze. 

Niestety grupa Donnera traci sporo czasu w drodze -  jest nienadzwyczajnie zorganizowana i zarządzana a pouczenia i upomnienia rozważnego James Reeda są lekceważone i zakrzykiwane przez głupszych uczestników. 

Donner cały czas uspokaja wędrowców - w jednym z punktów na trasie ma czekać na nich wytrawny podróżnik, Lansford Hastings, który podobno parę lat temu wytyczył znakomity skrót, pozwalający zaoszczędzić sporo drogi i czasu.

Po przybyciu do fortu okazuje się jednak, że Hastingsa w nim nie ma - odjechał z inną grupą, co gorsza, jadący przed ludźmi Donnera dziennikarz zostawił alarmujące ostrzeżenia przed tymże skrótem. Wcale tak bardzo nie skraca drogi, jest potwornie wyczerpujący, wiedzie przez słone pustynie  i ziemie pozbawione jakiejkolwiek żywności - jednak chytry właściciel fortu, chcąc rozreklamować skrót zapewniający placówce stały ruch i obrót, ukrywa te wiadomości przed grupą. Pionierzy ruszają przez  pustynię, w morderczym marszu tracą siły, kolejne zwierzęta i zapasy żywności, a przede wszystkim czas.


Wokół karawany narasta niewyjaśnione, poczucie tajemniczego zagrożenia. Rozpoczyna wszystko zaginięcie małego chłopca. Wkrótce zostają odnalezione jego zwłoki -  mimo, że nie noszą śladów zębów zwierząt, są obrane z mięsa do kości i wyglądają niczym złożone w ofierze. Krążą legendy o jakimś tajemniczym plemieniu indiańskim, wyznającym potworny, ludożerczy kult.


Wkrótce dziwny rodzaj obłędu dopada jednego z obecnych przy znalezieniu zwłok pionierów. Mimo, że umiera on na suchoty, napędzany dziwnym szałem rzuca się na piękną żonę Donnera. Jego córkę zaś nawiedzają głosy zmarłych, ostrzegające przed dalszą drogą.

W końcu dochodzi do dziwnego zdarzenia - Tamsen Donner twierdzi, że ogniem przepędziła grupę tajemniczych potworów atakujących karawanę, pozostali jednak nie chcą uwierzyć rozhisteryzowanej kobiecie.


Dodatkowo W trakcie marszu w grupie narastają  konflikty. Ubożsi ze złością obserwują zamożniejszych, głodni sytych. Narastają też złe namiętności i żądze. Atrakcyjna młoda żona Donnera  uwodzi innych podróżnych a tajemnica mrocznej namiętności łączącej Jamesa Reeda z jednym z kowbojów doprowadza do bójki, w której stajenny ginie.

Coraz bardziej skłócona i podzielona grupa wędruje dalej. W pewnym momencie podróżnych zatrzymuje  nieustannie padający śnieg. Jest przełęcz, surowe góry i nic do jedzenia….


+


Człowiek jest największym potworem chodzącym po ziemi - ta myśl, obecna wśród obecnych twórców literatury grozy, leży również u podstaw znakomitego „Głodu”, horroru opartego o autentyczną historię, tragedię tzw. wyprawy Donnera, której uczestnicy, uwięzieni na nieprzekraczalnej zimą przełęczy w górach Sierra Nevada, dopuścili się aktów kanibalizmu.


„Głód” to najbardziej efektowny opis „wendigo” - szaleństwa spowodowanego głodem, autentycznej legendy indiańskiej, chętnie wykorzystywanej przez   literaturę grozy („Cmętaż Zwieżąt”, „Wendigo”), szaleństwa wiodącego do kanibalizmu. Co jednak charakterystyczne, Katsu nie nurza się w gore’owych opisach kanibalistycznych orgii, nie one stanowią siłę napędową powieści. Autorka kładzie akcent na budowanie napięcia, na opis narastającego wśród pionierów obłędu, na mrok, tajemnicę, na poczucie zagrożenia wywoływane przez demony otaczających słabnących pionierów niczym wilki.

W ostateczności sam drastyczny finał ma  raptem parę stron. Ale i to wystarczy….


„Głód” napisany jest rewelacyjnie, nie  sposób się od powieści oderwać - nawet jeśli mniej więcej każdy wie, czym się ona skończy, kto zginie a kto przeżyje (wystarczy luknąć do Wikipedii) -  to i tak ciekawi jesteśmy tego,  „jak” dojdzie do tego, do czego doszło.

Dwie największe siły powieści Katsu to znakomita kreacja bohaterów i, przy pozornie prostej fabule, mistrzowsko zapleciona, bardzo gęsta intryga. 

Świetne, niejednoznaczne charaktery, cała gama motywacji wiodących do określonych zachowań i znakomicie prowadzona fabuła, pełna napięcia, narastającej grozy, skrywanych tajemnic, relacji i uczuć. Jest niezwykły, wybornie poprowadzony wątek homoseksualny, jest tragiczny romans, jest femme fatale…


Warto też zwrócić uwagę na maestrię konstrukcyjną historii Kesebergów, plątaninę motywów i wątków spajających „Głód” w jedną całość, wyjaśniających tragedię  i obłęd, którym zakończy się tragiczna wyprawa. 

No, przyznać trzeba, że w samym finale narracja jest prowadzona tak swobodnie, że nie każdemu musi przypaść do gustu. Sporo czytelników może poczuć się nieco zawiedzionymi, uznać zakończenie za nieco chaotyczne zdawkowe i nie domykające niektórych wątków. Mnie osobiście wszystko wydało się znakomite, ale mogę zrozumieć ewentualną krytykę tych elementów.


Po lekturze powieści Katsu długo czułem się brudny, czułem na plecach oddech Mroku Poza Krawędzią Świata. Wspaniała lektura, zachwycająca i mrożąca krew w żyłach. Dostałem znacznie więcej, niż się spodziewałem. 



PS.

Są plany ekranizacji „Głodu” - prawa autorskie już jakaś wytwórnia zakupiła, ale coś prace nad filmem nie ruszają. Szkoda - oglądałoby się.


PPS.

Kolejną po „Głodzie” powieścią Katsu jest „The Deep”, ponownie historia oparta o autentyczne wydarzenie -   katastrofę Titanica. PLS niech to ktoś wyda w Polsce! ASAP!


PPPS.

Porównania „Głodu” z powieścią Dana Simmonsa „Terror” są oczywiste i siłą rzeczy się nasuwające -  w obu wypadkach punktem wyjścia jest wyprawa badawcza która zakończy się tragedią - ba, nawet rok wydarzeń jest ten sam - 1847! Obie powieści budowane są dość podobnie -  od początku czytelnik wie, czym skończy się opowiadana historia, ma świadomość nadchodzącej klęski. W obu przypadkach poznamy też rozbudowane backstories uczestników, prowadzące do ich określonych zachowań w trakcie podróży, mrok, otaczający  podróżnych, zakradający się do ich obozów i do ich umysłów, w końcu koszmar głodu, wiodący do  kanibalizmu; ostatecznie złamanie tego właśnie tabu stanowiło drive który dla obydwojga autorów. 



czwartek, 4 sierpnia 2022

Brian Lumley Nekroskop 3 : Źródło 4/10

 


Lumleya pomysł na wampiry jest obłędny, jeden z ciekawszych a bardziej niedocenianych w historii całego horroru. „Wampirze jaja” składane wewnątrz ludzkich organizmów, wykluwające się z nich oślizgłe lovecraftowskie monstra zamieszkujące ciała swych nosicieli - no, to jest czad komando. Niestety, w trzecim tomie serii autora poniosło w rejony, na których zna się znacznie słabiej - przygodowe fantasy. No i wyszło znacznie słabiej…


+


Walka „esperowskich” jednostek wywiadu brytyjskiego i sowieckiego trwa nadal. Brytyjczycy podejrzewają, że w położonym na Uralu tajnym kompleksie badawczym w Perchorsku prowadzona jest hodowla wampirów wysyłanych przeciwko siłom Zachodu. Wysyłają swego agenta celem zbadania sytuacji. Ten zostaje rychło schwytany i  uwięziony w ośrodku. 

Na miejscu okazuje się, że prawda o Perchorsku jest  inna - na przełęczy zlokalizowana jest brama wiodąca do innego świata, do świata wampirów. Czasami przez nią przedostaje się na ziemską stronę jakiś potwór. Rosjanie wysłali już kilka misji badawczych, ale żadna z nich nie wróciła i z żadną nie ma kontaktu. Jako, że brak już ochotników do samobójczych wypraw, w kolejną wysłany zostaje angielski jeniec. 


Nekroskop Harry Keogh zasadniczo się już wycofał z wywiadowczego biznesu, odmawia kolejnym próbom włączenia go do służby, kiedy jednak dowiaduje się o zniknięciu bez śladu z swego syna, Harry’ego Juniora, kiedy przeprowadzone nadprzyrodzone śledztwo wskazuje, że ten trafił ….do świata wampirów, Harry wyrusza w ślad za agentem.


Na miejscu obaj panowie trafiają w sam środek  wojny. Wampiryczni lordowie łączą swe siły przeciwko tajemniczemu magowi, zwanemu Rezydentem, który utworzył w górskiej kotlinie niepodlegającą władzy wampirów enklawę. Anglicy dołączają do sił Rezydenta…


Tymczasem w kompleksie w Perchorsku nie dzieje się dobrze. Mający pieczę nad badaniami naukowiec zostaje zainfekowany wampiryzmem i próbuje uciec. Ryzyko rozniesienia zarazy zmusza władze ośrodka do podjęcia Ostatecznych Środków zabezpieczeń.


+


Trzeci tom „Nekroskopa” niesie ze sobą znaczącą zmianę. Nadal treścią opowieści są zimnowojenne zmagania wywiadów Zachodu i Wschodu, ale zamiast mrocznego horroru, który nadawał tej walce ton w pierwszych tomach, teraz  mamy do czynienia z dark fantasy. 


No i to jest zła wiadomość niestety. Przede wszystkim powieść jest praktycznie pozbawiona grozy, to mieszanka przygodowego fantasy z thrillerem szpiegowskim. I o ile to fantasy jeszcze nie jest najgorsze; tutaj przeciętnie bo przeciętnie, ale jakoś Lumley ciągnie historię, to mozolne poszukiwania rodziny prowadzone przez Keogha i przepychanki o to, kto jest ważniejszy wśród zarządzających Perchorskiem sowieckich agentów serdecznie nudzą.


Na dodatek, bez efektownych jump scare’ów ozdabiających wcześniejsze tomy, w „Źródle” wyraźniejsze stały się słabości prozy Lumleya - „kwadratowy” styl, nieciekawe postaci, brak naprawdę interesujących pomysłów fabularnych. Jedyny element gatunkowego horroru - wątek zarażonego naukowca, który pojawia się w końcowych fragmentach powieści, od razu poprawia emocje, jest efektowny i przerażający, z jednej strony pokazując, że w pomyśle tkwi jeszcze mnóstwo świeżej energii do wykorzystania, z drugiej tym bardziej budząc niezadowolenie mdławą fabułą „Źródła”.


„Nekroskop : Źródło” warto poznać głównie jako łącznik między znakomitymi pierwszymi tomami a równie dobrą częścią czwartą, jako samodzielna przygoda fantasy sprawdza się słabo.


Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...