poniedziałek, 29 lipca 2019

Aleksandra Zielińska Kijanki I Kretowiska 4/10

Niestety, zbiór opowiadań Aleksandry Zielińskiej "Kijanki I Kretowiska" nie przypadł mi do gustu. Rzecz nie w tym, że to są słabe opowiadania, przeciwnie, odnoszę wrażenie, że to naprawdę dobra literatura, kłopot polega na tym, że liczyłem na coś innego. Pisząc w skrócie uważałem (znając wcześniej jeden z publikowanych tekstów - "Igła W Oku Wielbłąda"), że będę miał do czynienia z "regularnym" tomem opowieści niesamowitych. Tymczasem lwiej części "Kijanek I Kretowisk" znacznie bliżej do - tak niegdyś określanej - literatury kobiecej, niż do horroru. Owszem, opowiadania z reguły mają posmak "literatury niepokoju", budowane są na granicy pomiędzy realnym a niesamowitym, zdecydowanie jednak zbyt mało w nich grozy, suspensu, konkretu, a zbyt dużo takiego "kobieto-pisania".
Wiem, wiem, że używanie terminu "literatura kobieca" to seksizm i anachronizm, cóż jednak począć, jeżeli spora grupa opowiadań w zbiorze to podręcznikowe wręcz przykłady tego typu prozy. Bohaterki będą musiały m.in.  zmierzyć się  z porzuceniem ("Limbo"), zagrożeniem nowotworem piersi ("Tereska Patrzy Na Widma"), następstwami poronienia ("Kałamarnica Olbrzymia..."), czy romansu pozamałżeńskiego ("Klechdy Z Zebraczego Jaru").

Nieco ciekawiej dla fana horroru przedstawia się inna grupa opowiadań, taka, w których istnieje już subtelny posmak niesamowitości. Na przykład w otwierającym zbiór "Do Zobaczenia Dziewczynki", w którym prosta opowieść o dwu małych siostrach kryje w sobie bardzo niepokojące podteksty, czy w "Mówiono O Nim Zły", ukazującym ukryty pod powierzchnią wiejskiego życia mrok i zbrodnię. W "Pięknym Chłopcu"  ból po zaginięciu dziecka zmienia w potwora udręczonego rodzica a w mrocznej "Pani Jeziora" ponownie stają naprzeciw siebie dwie siostry.

No i na koniec dwie perełki. Najpierw wspomniana już wcześniej "Igła W Oku Wielbłąda". Zaczyna się ono niewinną zabawa dzieci,  później jest miejsce na dziwaczne kultystyczne rytuały młodzieży w opuszczonym budynku, na koniec zaś pomału narastająca przez cały czas groza tężeje w niezwykły horror o posmaku apokaliptycznym.
Drugie opowiadanie to "Wesoło Jest W Bullerbyn", taka polo-rustykalna wariacja na temat "Zawsze Mieszkałyśmy W Zamku" Shirley Jackson. Podobnie jak w słynnej powieści, także tutaj niesamowita historia opowiadana jest z perspektywy szalonego, mściwego umysłu nie rozróżniającego dobra od zła.

Warsztatowo napisane jest wszystko dobrze, czyta się szybko i bardzo "przyjaźnie". Autorka doskonale sobie radzi i z opisami stanów wewnętrznych swych bohaterek, i ze scenografią opowiadań (duża część historii z tomu osadzona jest w realiach polskiej wsi. Nadaje to pewnej spójności całemu zbiorowi i jest ciekawym zabiegiem formalnym). Gdybym miał tu coś krytykować, to wydaje się, że czasami opowiadaniom w zbiorze brakuje bardziej "konkretnego" zakończenia. Niekiedy ma się wrażenie, że autorka tylko otarła się o właściwy finał, rozwiązanie sytuacji zawartych w tekście, że trzeba jeszcze było pociągnąć temat ze dwa akapity. W rezultacie miewałem poczucie niedosytu, nadmiernej subtelności, braku końcowej klamry narracyjnej.

Nie mogę z czystym sumieniem polecić zbioru "Kijanki I Kretowiska" fanom horroru. Nie mogę jednak nie dlatego, by opowiadania w nim zawarte były słabe, po prostu one niekoniecznie są do fanów grozy adresowane. Oceniając wyłącznie subiektywną satysfakcję z lektury musiałbym dać niskie - 4/10 - a taka ocena wydaje się, wobec wartości literackich zbioru, zbyt surowa. Zdecydowałem zatem, w drodze wyjątku w cyklu, "oficjalnej" oceny cyfrowej nie wystawiać.

czwartek, 25 lipca 2019

Leslie Alan Horvitz Krwawy Księżyc 3/10

"Krwawy Księżyc" to książka bardzo rozczarowująca, zamiast energicznego pulp horroru otrzymujemy kiepsko napisany i skonstruowany thriller medyczny z bladym wątkiem sensacyjnym.
+
W USA ma miejsce seria niewytłumaczalnych, absurdalnych zbrodni. Sprawcy w chwilę po ich popełnieniu zapadają na nieznaną chorobę. Badania laboratoryjne wykazują obecność nieznanego wirusa atakującego mózg i prowadzącego w przeciągu paru tygodni do śmierci. Sprawa trafia do specjalizującej się w chorobach zakaźnych agencji CDC, tymczasem ma miejsce napad na laboratorium prowadzące badania; zamordowana zostaje jedna z pracownic a próbki wirusa wykradzione.
Kolejne ogniska choroby pojawiają się w okolicach luksusowego górskiego kurortu Shadow Pines. Prowadzący śledztwo epidemiolodzy z CDC żądają zamknięcia ośrodka, właściciele jednak, mając na względzie planowany wielki turniej golfowy, chcą to uniemożliwić. W tym celu zatrudniają cynicznego prawnika, szukającego wszelkich sposobów nacisku na badaczy.
+
Przeciętny pomysł, mało zgrabna konstrukcja całości, brak napięcia fabularnego i drętwy styl - "Krwawego Księżyca" nie ma za co pochwalić. 
Zacząć trzeba od tego, że autor nie bardzo czuje horror jako gatunek.  Za grozę odpowiadać ma morderczy szał, jaki opanowuje zarażone ofiary. Pomysł ten dawał nadzieję na zgrabne jump scare'y,  jednak zaraz został zarzucony i później w powieści już prawie nie powraca. W rezultacie "Krwawy Księżyc" w ogóle nie straszy. A wszystko dlatego, że Horvitza  bardziej  interesujące są wirusy i działalność CDC (tak przynajmniej można wywnioskować próbując prześledzić jego późniejszą karierę literacką. Gos uwagi w książce poświęca on samej agencji, biologom badającym zagrożenie, ich wzajemnym relacjom i motywacjom. Usiłuje też (choć niezbyt zgrabnie) wpleść w to wątek sensacyjny, oprycha nasłanego przez właścicieli kurortu obawiających się odpływu gości.

W powieści występuje zbyt dużo postaci, niestarannie skonstruowanych i plątających  się chaotycznie po jej stronach. Na dodatek w rezultacie niezbyt sprawnej narracji bywa, że czytelnik  musi sobie przypominać kto, z kim, gdzie i po co przebywa w danej scenie. 

Niestety, nie polecam - powieść zupełnie nieudana.

PS.
Wątki zbliżonych do powieści Horvitza pojawiło się w serialu Helix. Był w nim i wybuch śmiertelnego wirusa, morderczy szał, w jaki wprawiał on zarażone ofiary, byli i dzieli badacze z CDC usiłujący panować chorobę. Z kolei inny film, "Bloody Moon", nie ma z "Krwawym Księżycem" nic (poza tytułem oczywiście) wspólnego - to nieco zwariowany slasher spod ręki niesławnego Jesusa Franco. 

niedziela, 21 lipca 2019

Stephen King Christine 7/10

"Christine" to, jak wiadomo (w końcu książka Kinga to już klasyk współczesnego horroru) opowieść o nawiedzonym samochodzie ze skłonnościami do mordu. Pomysł  ten sam w sobie jest na tyle wątły (a momentami wręcz groteskowy), że Król musiał użyć całego swego talentu narracyjnego by historię rozbudować w pełnoprawny, całkiem udany horror obyczajowy.
+
Niepozorny nastolatek  Arnie Cunningham wbrew zdaniu rodziców i swego najbliższego przyjaciela Dennisa kupuje od dziwnego, nieprzyjemnego starucha zdezelowany, stary samochód. Od tej chwili większość swego wolnego czasu poświęca na renowację Christine (samochód ma bowiem imię). Zmienia się również charakter chłopaka, staje się on bardziej pewny siebie, ale też bardziej nerwowy i agresywny.
Pewnej nocy grupa chuliganów, wtargnąwszy do garażu, w którym parkuje Christine, zupełnie demoluje auto. Arnie początkowo jest zrozpaczony, błyskawicznie jednak, co zaskakujące, przywraca Christine do doskonałości.
Wkrótce wszyscy bandyci giną nocą w serii wypadków spowodowanych przez tajemniczy samochód. prowadzący śledztwo policjant podejrzewa zemstę Arniego, ten jednak zawsze posiada żelazne alibi, sama Christine jest zaś zupełnie nieuszkodzona.
Mnożą się niepojące zdarzenia. Leigh, dziewczyna Arniego, zaniepokojona jego rosnącą na punkcie Christine obsesją i namawiająca go do pozbycia się samochodu  mało nie umiera w trakcie przejażdżki, krztusząc się kawałkiem hamburgera, a dociekliwy policjant ginie w kolejnym wypadku samochodowym, w trakcie którego Arnie oczywiście posiada niepodważalne alibi.
Dennis i Leigh badają tajemniczą przeszłość poprzedniego właściciela Christine, odkrywając przerażające fakty...
 +
"Christine" to kolejny popis graniczącej z arogancją brawury młodego Kinga, dla którego, zdawało się, nie było tematu zbyt wątłego, by nie podjął się wyzwania zamiany go na dobry horror. Pomysł "zabójczego samochodu" nie ma sam w sobie zbyt wiele grozy; łatwo może też zamienić się niezamierzenie w parodię, jednak Kingowi udało się jakoś go obronić, "rozsmarować" niczym mały kawałek masła na wielkiej pajdzie chleba. Pocieszna w sumie stara landara, z groteskową mocą "samoodnawiania" się dostała dla wzmocnienia efektu ponurą i niesamowitą historię, gnijący odór śmierci i garść nawiedzających ją duchów Do tego doszła jeszcze parę mocnych scen, fala brutalnych zabójstw i pełen napięcia finał - w sumie nie można narzekać na ilość emocji w opowieści.
Technika literacka Króle jest jak zwykle nienaganna. Ulubiona w latach 70tych i 80tych konstrukcja 3-częściowa ze zgrabną zmianą perspektywy w środku, energiczny styl, a poszczególne rozdziały (wyliczone z grubsza na 10-15 minut lektury) ozdobione są cytatami popularnych rockowych piosenek poświęconych samochodom (mamy przy okazji taką kingową listę przebojów)


Błahość głównego pomysłu książki prowokuje do szukania ukrytego w niej znaczenia. Robert Ziębiński w rewelacyjnej "Stephen King - Instrukcja Obsługi" opisuje "Christine" jako metaforę dorastania, a szczególnie roli, jaką w tym procesie ma pierwszy w życiu samochód amerykańskiego nastolatka. To celna obserwacja, mnie podczas lektury nasunęły się jeszcze dla dodatkowe przemyślenia.
Po pierwsze "Christine" jest powieścią o dojrzewaniu. (tak, jak "To" jest powieścią o dzieciństwie).  Końcowe lata ogólniaka to specyficzny czas w życiu, wraz z końcem szkoły i wyborem studiów zaczyna się zupełnie nowy etap, etap, w którym człowiek ponosi znacznie większą odpowiedzialność za swe życie, sam zaczyna podejmować ważne decyzje i wybory. To również czas pierwszych miłości. King znakomicie oddał ten obyczajowy aspekt w swej powieści.
I drugie - jest też "Christine" metaforą nałogu alkoholowego. Długimi momentami właśnie tak opisywany jest stosunek Arniego do ukochanego samochodu, sposób, w jaki ten toksyczny związek niszczy jego relacje międzyludzkie i życiowe aspiracje, jak zmienia jego osobowość i odbiera mu wszystko to, co było dla niego ważne.


Generalnie - jak  zazwyczaj u Kinga, lektura warta poświęconego czasu, dobra, porządna, zapadająca w pamięć książka. Polecam, aczkolwiek King napisał wiele ZNACZNIE lepszych rzeczy.


PS.
Na popularność "Christine" wpływ ma świetny film Johna Carpentera. Nieco zmienił on koncepcję prowadzenia akcji (chociażby koncept pochodzenia zła tkwiącego w samochodzie), ale overall wyszedł spory hit, popularny do dziś, dobrze też korespondujący z obecną, "stranger thingowską" modą na ejtisy.

PPS.
Wszyscy wiedzą, jak wyglada Stephen King, zatem zamiast jego twarzy załączam zdjęcie samej Christine. 


środa, 17 lipca 2019

John Saul Stwór 7/10

John Saul to świetny a trochę niedoceniany twórca grozy, niewiele w mojej ocenie ustępujący samemu Stephenowi Kingowi. Jego książki cechują się ciekawymi pomysłami, sprawnie rozwijającą się, bogatą w sceny grozy fabułą i nienagannym warsztatem. Nie inaczej jest z powieścią "Stwór", zgrabnie łączącą motywy znane z "Dr. Jekylla I Mr' Hyde", "Żon Ze Stepford" i "Kukułczych Jaj Z Midwich" w lekko pulpowy techno horror.
+
Wspinający się po szczeblach korporacyjnej kariery w innowacyjnej firmie Tarren Tech manager otrzymuje awans wiążący się z przeprowadzką do niewielkiego, położonego w górach miasteczka Silverdale, praktycznie zarządzanego przez Tarren Tech i zamieszkałego głównie przez jego pracowników.
Na miejscu wszystko wydaje się idealne niczym w Truman Show - czyste ulice, zdrowe jedzenie w marketach, uśmiechnięci i przyjaźni mieszkańcy. Uwagę nowo przybyłych wzbudzają miejscowe nastolatki, bardzo silne i nad wiek wyrośnięte. Mężczyzna liczy, że jego chorowity i drobny syn Mark w nowych warunkach również nabierze tężyzny.
Niestety, jeden z miejscowych chłopaków zaczyna przejawiać objawy narastającej agresji. Najpierw podczas meczu futbolowego ciężko rani jednego z przeciwników, później, w ataku szału, bije do nieprzytomności Marka Tannera, po czym ucieka w otaczające miasto góry. Policja rusza w ślad za nim, a Mark trafia do eksperymentalnego centrum medycznego, prowadzonego oczywiście przez Tarren Tech. Wkrótce wraca z niego, zaskakująco szybko wyleczony i tryskający fizyczną energią.
Zapisuje się do miejscowej drużyny futbolowej, szybko rośnie i nabiera siły. Również on zaczyna jednak bez powodu wybuchać niekontrolowaną złością.
Tymczasem z miasteczka nikną osoby zadające niewygodne pytania...
+
Czytanie Saula to czysta przyjemność. Sprawnie wykorzystuje on znane elementy układanki - "idealne" miasteczko skrywające tajemnicę, drapieżna korporacja prowadząca nieetyczne badania i eksperymenty, szalony doktor i narastająca atmosfera paranoi. Do tego dochodzą jump scare'y wywoływane atakami wściekłych nastolatków. 
Również styl zasługuje na wielkie brawa - napisane to jest prawie tak dobrze, jak powieści Kinga (a chyba lepiej się technicznie pisać nie da). Za to Saul, przeciwnie do Króla z Maine, bardzo rozważnie gospodaruje słowami, nie przygniata akcji długimi opisami, napędza ją szybkimi dialogami i pełnymi akcji scenami. Ta sprawność narracyjna  cechuje Saula bez względu na to czy pisze pulpowy horror rozrywkowy ("Stwór") czy elegancki southern gothic ("Taniec"). Szczerze polecam - dobra zabawa i materiał na niezły old schoolowy horror w stylu ejtisów.

Dominik Łuszczyński Chorały Z Pogranicza Czasu 6/10 albo 2/10

Lektura "Chorałów Z Pogranicza Czasu" pozostawiła mnie skonsternowanego i pełnego mieszanych uczuć. Debiutancki tom opowiadań Dominika Łuszczyńskiego jest z jednej strony pełen ciekawych pomysłów fabularnych, potrafi urzec, momentami wręcz zachwycić, niesamowitym nastrojem i umiejętnie budowanym klimatem,  jednak na pierwszy plan wybija się okropna, absolutnie nieznośna maniera literacka, taka jakby próba naśladowania młodopolskiego stylu tłumaczeń Poego, twórczości Micińskiego, Przybyszewskiego czy młodego Grabińskiego.
Cóż za diabeł podkusił Dominika Łuszczyńskiego, by swym opowiadaniom nadać tak nieznośną formę ?  Już pominę, że dziś generalnie dość ciężko się znosi tę estetykę, ale przede wszystkim - przywołani autorzy pisali, mówili i myśleli tym kwiecistym stylem, oni nim omawiali sytuację geopolityczną czy plotki towarzyskie, oni nim zamawiali absynt w Jamie Michalika. Dla nich to była naturalna metoda komunikacji. Dziś to tylko naśladownictwo, i nawet najbardziej udane będzie nieco pretensjonalne, a jak jeszcze dojdą do tego błędy językowe (a w "Chorałach" doszły...) to efekt jest co najmniej kontrowersyjny. (bo bywa wręcz opłakany).
A szkoda, bo kiedy już przecierpimy tę nieszczęsną formę, czeka nas zajmująca przygoda literacka i sporo dobrego czytania. Opowiadania w tomie  zbudowane są na intrygujących, świeżych pomysłach i wszechobecnym nastroju niesamowitości i tajemnicy. Niewiele się w nich dzieje, są one z zasady dość statyczne, ale ich klimat zastępuje akcję czy jump scare'y.
+
Całość rozpoczynają tytułowe "Chorały Z Pogranicza Czasu". Bardzo udane opowiadanie, przywołujące klimat z wczesnych tekstów Kata  - ponury, mroczny klasztor w środku nocnego lasu, krwawe witraże, tajemnicze schody wiodące wgłąb ziemi i skryty tam konwent czarnych mnichów planujących bluźniercze samospalenie.
Zapada w pamięć również "Apoteoza Ohydztwa", tekst o odrzuceniu inności, brzydoty, w którym odrażający i budzący niechęć "pięknych ludzi" bohater znajduje ukojenie w leśnej jaskini, gdzie ukrywa się przed światem społeczność najbardziej obrzydliwych i szpetnych kreatur.
"Portale" to krótki tekst ze zgrabnym twistem - mężczyzna całymi latami wyczekuje na poznanie tajemniczych, zamkniętych na strychu portali do innych światów.  Bardzo ciekawe są też  "Gromniczne Szepty" (znowu tytuł rodem z liryki Romana Kostrzewskiego) w których czuwająca u wezgłowia podopieczna zmarłego słyszy głos płomienia umieszczonej w jego dłoniach świecy. Głos ten przypomina jej koszmar dzieciństwa u boku zmarłego.
"Mariaż" jest nieco żwawszy narracyjnie, odnosi się też wrażenie, jakby łatwiej się go czytało (a może z biegiem stron przywykłem nieco do tej dziwacznej stylistyki?). Opowiadanie to najbardziej w całym tomie przywołuje ducha twórczości Lovecrafta. Młody naukowiec szuka zaginionego w Szwarzwaldzie starszego przyjaciela. Poszukiwanie kończy się powodzeniem, poszukiwacz poznaje także tajemnicę zagubionych w okolicznych lasach ruin. Przyznam, że w tym opowiadaniu nieco zabrakło odpowiednio efektownego pomysłu końcowego, który mógłby zgrabnie sklamrować nastrojową opowieść.
Ponura "Piastunka" to mroczna baśń -  kobieta piastująca nocną porą niemowlę wspomina z narastającą goryczą śmierć jej własnego dziecka. "Zwierciadlaność" niesie w sobie echa "Portretu Doriana Graya" - jej treścią jest nadchodząca starość, wywołana tym groza,  oraz próba ucieczki od niej. Z kolei zręczny ekologiczny horror "W ciszy wśród piór" opisuje zemstę przyrody na tępym agresorze. I wreszcie "Oczy Zamknięte...", budzące skojarzenia z prozą Stefana Grabińskiego, opowieść o ślepcu, któremu nieznajoma kobieta przywróciła radość życia, a której zniknięcie radość tę odebrało.
Na koniec zostawiłem dwa opowiadania, które nieco mniej przypadły mi do gustu. To "Niemoc" i "Sen Siostry Magdaleny" - w tym pierwszym stary muzyk tracąc wiarę w swą muzykę będącą dla niego sensem życia, w chwili nadchodzącej śmierci szuka oparcia nawet u Diabła, w  drugim siostra zakonna uświadamia sobie we śnie ciężar śmiertelnego grzechu spowijający jej duszę - nie potrafi jednak wyrwać się z tego snu, by móc ją oczyścić. Oba opowiadania charakteryzuje pewna "niekonkretność" tekstu, stąd niższa ich ocena.
+
Debiut Dominika Łuszczyńskiego budzi skojarzenia z debiutem samego Stefana Grabińskiego, który pisząc "W Pomrokach Wiary" również uległ pokusie nadmiernej stylizacji i kwiecistości stylu. Jeśli się przebić przez ten styl, odkrywają się wspaniałe zalążki opowiadań i świetne świeże pomysły. Liczę na rychły powrót Łuszczyńskiego do "dorosłego" horroru (teraz, zdaje się pisze on jakiś cykl młodzieżowej czy nawet dziecięcej grozy), talent literacki ukazany w "Chorałach" na to zasługuje. Nie ukrywam jednak, że bardzo bym chciał, by porzucił on manierę twórczą, którą tak zawzięcie krytykowałem powyżej, by nowe teksty pisane były normalnym językiem.
Polecam odważnym czytelnikom, którzy zniosą dziwaczną formę by odkryć dużo mrocznego uroku.
(PS. Punktacja 2/10 to oczywiście żarcik, ale poważniej, to jeden punkt w dół za styl obniżyłem.)

środa, 10 lipca 2019

Hugh B. Cave Miasteczko Nebulon 6/10

Sprawnie napisana, godna polecenia pulpowa wariacja na temat demonicznych dzieci, dobrze znany chociażby z "Kukułczych Jaj Z Midwich" (aka filmowa Wioska Przeklętych).
+
Grupa dzieci wspólnie bawiących się w domu należącym niegdyś do założyciela miasta, Gustava Nebulona, zaczyna się dziwnie zachowywać. Mnożą się akty agresji i bezsensownej destrukcji. Wkrótce w mieście pojawiają się również ofiary, najpierw porwane z wózeczka i utopione niemowlę, późnej brutalnie zamordowani we śnie; bezdomny i samotnie mieszkająca para emerytów.
Zaniepokojeni dorośli rozpoczynają śledztwo, które ustala, że zmarły milioner przed śmiercią usilnie studiował magię voodoo.
Tymczasem pewnego wieczoru dzieci uciekają od rodziców. Całą grupą atakują jeden z domów, w którym zamknięta jest ich koleżanka, podejrzewana o zdradzenie tajemnicy dorosłym.
Gdy przybycie policji przerywa oblężenie, napastnicy przenoszą się do domu Nebulona. W ślad za nimi podążają dorośli...
+
Powieść Cave'a to typowy wytwór Złotej Ery horroru. Dobry, choć niespecjalnie oryginalny pomysł, ciekawa fabuła z dużą ilością akcji i porządnymi jump scare'ami, do tego bardzo sprawny warsztat. Czysta rozrywka, może i bez specjalnych ambicji artystycznych, ale na naprawdę dobrym poziomie.
Wszystko w książce działa prawidłowo - małe miasteczko, niepokojące domostwo, tajemnica milionera sprzed lat, magia voodoo, demoniczne dzieci ze świecącymi na czerwono oczami, okrutne morderstwa. Wielbiciele klasycznych ejtisowych horrorów będą się świetnie bawić.
Nieco rozczarowuje zakończenie, pozbawione jakiegoś ekstra tąpnięcia. Całość grozy kończy się gdy kilku policjantów po prostu....rozpędza zgromadzenie i zatrzymuje prowodyrów. Po żywej akcji, umiejętnie budowanej grozie i sporej dawce napięcia to taki trochę mokry kapiszon (i punkt w dół końcowej oceny).
Niemniej overall dobra, warta polecenia, pulpowa zabawa.



poniedziałek, 8 lipca 2019

George R.R. Martin Gra O Tron 10/10

Pierwszy tom legendarnej sagi, rozpopularyzowany do maksimum przez fenomenalny serial HBO.
+
Władający Północą Eddard Stark obejmuje stanowisko Namiestnika Króla (coś na kształt szefa rządu) i przybywa do stolicy królestwa - Królewskiej Przystani. Na miejscu oplata go natychmiast sieć intryg -  jego poprzednik zmarł dość nagle podczas badania sprawy nieślubnych dzieci królewskich. W tym samym czasie narasta konflikt pomiędzy jego rodem a możnymi Lannisterami. Starkowie oskarżają Lannisterów o zamach na życie Brana, jednego z synów Eddarda, i zatrzymują najbardziej podejrzanego o jego zorganizowanie Tyriona Lannistera.
Gdy Stark podejmuje śledztwo poprzedniego Namiestnika, na jaw wychodzą ponure tajemnice, mogące podważyć prawo do tronu księcia Joffreya, pierworodnego syna króla.
Po śmierci króla Eddard usiłuje przejąć władzę w mieście, zostaje jednak aresztowany przez lojalne wobec następcy tronu (a dokładnie - przekupione przez wspierających go Lannisterów) siły wojskowe.
Tymczasem po drugiej stronie morza ostatnie dzieci poprzednio władającej królestwem Westeros, obalonej siłą dynastii Targaryenów, szukają wsparcie zbrojnego, które pozwoli im odzyskać tron. Młodziutka Daenerys wychodzi za mąż za władcę stepowych wojowników - khala Drogo.
+
Nie ma sensu próbować streszczać fabuły Gry O Tron. Zna ją na wyrywki chyba każdy, każdy bowiem chyba oglądał hiperpopularny (i słusznie!) serial. Warto tylko podkreślić, że pierwszy jego sezon zaskakująco wręcz wiernie oddał bogactwo fabuły książki - starając się odwzorować akcję jeden do jednego, często wręcz korzystając z ciętych dialogów i one linerów z powieści. To rzadki przypadek, w którym (będzie herezja - wiem), produkcja filmowa zastępuje w całości lekturę książki.
Różnice fabularne są absolutnie minimalne (mowa oczywiście o pierwszym tomie), wynikające praktycznie wyłącznie z ograniczeń budżetowych. W pierwszym sezonie fundusze nie pozwalały jeszcze na kręcenie scen bitewnych, w konsekwencji występujące pod koniec fabuły działania wojenne pomiędzy rodami Lannisterów a Tullych i Starków są w powieści lepiej opisane - łatwiej można zrozumieć logikę stoczonych walk.
Dodatkowe pochwały należą się Martinowi za warsztat. Powieść napisana jest energicznym, wciągającym w lekturę stylem, podzielona zaś na krótkie, 10 stronowe rozdziały, zachęcające wręcz do kompulsywnego czytania. To wzorcowy pageturner, w którym strony znikają w tempie płonącego siana


Gra O Tron to sensacja kulturowa. Genialna, pełna intryg, akcji, fabuła, szereg barwnych, niejednoznacznych postaci (brak wyraźnego podziału na dobrych i złych), znakomity styl - uzależnia wręcz narkotycznie. Absolutny kanon fantasy

piątek, 5 lipca 2019

Paperbacks From Hell

Jedna z najciekawszych książek traktujących o literackiej grozie. Rewelacyjnie, z nerwem, talentem i poczuciem humoru napisana, sama czyta się jak świetna powieść, jednocześnie efektownie opisując boom gatunkowy, jaki przeżywał literacki horror w latach 70- tych i 80-tych.

POczątek złotej ery paperbackowego horroru wyznaczająogromne powodzenie (i znakomite adaptacj filmowe) Dziecka Rosemary Iry Levina (1967) i Egzorcysty Williama Petera Blattyego (1971). do tej listy Hendrix dodaje jeszcze jako trzecią pozycję - Obcego Thomasa Tryona.
Wraz z pulikacją tych powieści horror okazął się aktrakcyjny również jako współćżesna opowieści obyczjaowa dla osób dorosłych. Wcześnej gatunek wystepował najczęściej w formule horroru science fiction (Inwazja Porywczy Ciał, Jestem Legendą) lub powieści gotyckiej (powieści DShirley Jackson) czdęśto z romantycznymi podtekstami, jako tez różnych powieści "młodzoezowych" (w formule znanej ze Scooby Doo).
Zmierzch boomu przyszedł wraz z ogromną popularnością "miczlenia Owiec" - najpierw ;powieśi póćniej mulitoskarowego dilmy. Od tego momentu pojaiwłą się mofda na noewą grozę, realistyczną, pobawioną wątkó fantastycznych oraz jarmarcznej często estetyki kolorowego kiczu.
Dwie dekady pomiędzy tymi granicami to właśnie Złota Era Horroru, czas niebywałego powodzenia paperbackowych książeczek, pełnych mocnych scen, przemocy i seksu, często gęsto złego smaku, jarmarcznych, grand guignolowych rozwiązań.
Autor  podzielił swą opowieść tematycznie na osiem rozdziałów. Całość rozpoczyna horror sataniczny/okultystyczny. Tu właśnie jest miejsce na Rosemary i Egzorcystę, tu taj omówione są Sentinel Jefrreya Horvitza i Swięte Miejsce Herberta. W rozdziale poświęconym Demonicznym Dziecom jest seria Omen czy Hobgoblin Johna Coyne. Następnie pora na anima attack - tutaj spotkamy się psy koty ,swienie, byki, insekty orki, rekiny, mrówki ,robaki jaszczyrkize Szczękami Petera Benchleya, serią Krabów Naszego Olóbionego Guya N. Smitha (no chyba !) Jamesem Herbertem i jego Szczurami (oraz Mgłą!) .
Na szczególną uwagę zaThomas Harrisasługuje część poświęcona nawiedzonym domom. Tutaj czeają już Burnt Offerings Robets arrasco, Horror Amityville (cała seria), Hell House Mathesona, House Next Door Anne Rivers Siddons, Pan nie Thomas Tryona a nawet ony Ze Stepford Iry Levina i twórczośc Ramseya Csmpbella
Weird Science otwieca RobinCook i jego COma Gotyk&ROmantyk to Virgina ANdresw i Kwiaty Na Poddaszu, WYwiad Z Wampirem Anne Rice, ale i Les Daniels ze swym wampirem Villanuevą, George R.R.martin z Ostatnim Rehjstem Fevre Dream, Chelsea Wuinn Yarbro i Hotel Transylvania czy Suzy McKee Charnas i Gobelin Z wampirem\Bliski polskim czytelnikom będzie rodział "Nieludzie, tu bowiem odnajdziemy bardzo pochlebne omówenie wczesnej twórczości ulubionego w olwce Grahama Mastertona (Manitou, Dżinn
Całość konćza zbrodniczy psychopaci, gdzie będzie i Czerwony SMok i Miliczenie Owiec
- 8 rozdziałów,
- bardziej zapomniani pulprzy niż megagwiazdy, Obcy Moerta Caslte
- ilu znanych w Polsce autorów i co o nich pisdze
- dlaczego w Polsce jej raxzej nie będzie (80% autorzy nieznani) - Stoker dla non-fiction
- setki ilustracji
- związek z końcem ery w Polsce (spóźnionej o dekadę w stosunku do PfH)
- wznowiona linia PFH

poniedziałek, 1 lipca 2019

Guy N. Smith Szatan 7/10

Udany polityczny pulp horror osadzony w realiach późnego ZSRR, oparty na ciekawym, oryginalnym pomyśle wyjściowym, wypełniony dużą ilością akcji i jump scare'ów.
+
Niespodziewanie umiera pierwszy sekretarz KC KPZR (w tekście błędnie nazywany "sekretarzem generalnym"). Prominentni działacze partii potrzebują nieco czasu, by zdecydować, kto obejmie po min schedę, nadto zbliżają się ważne rozmowy międzynarodowe. Wpadają więc na szalony (godny pióra Guya) pomysł - przy pomocy zatrudnionego przez KGB medium...wskrzeszają zmarłego polityka.
Wkrótce okazuje się, że to nie był najlepszy pomysł. Powstały z martwych sekretarz w niczym nie przypomina kulturalnego, planującego rozbrojenie i odprężenie polityka, jakim był za życia. Przeciwnie, w kraju natychmiast rozpętuje brutalny terror anty-religijny, prześladuje Żydów a swą konfrontacyjną wobec Zachodu polityką zmierza wyraźnie w kierunku wywołania III wojny światowej.
Próbując naprawić swój błąd, pozostali członkowie Biura Politycznego organizują raz za razem zamachy na życie tyrana. Wszystkie one kończą się jednak niepowodzeniem. Giną w nich zamachowcy, spiskujący zmuszani są do samobójstwa, demoniczny zaś sekretarz rośnie w siłę.

Ostatnią nadzieją jest pewien funkcjonariusz KGB, delegowany do ochrony polityka. Plany zamachu ułatwia fakt, że kochanka ochroniarza, kochanka, znana aktorka operowa Moskwy, wpadła w oko sekretarzowi.  
+
Paliwem do "Szatana" były prawdopodobnie autentyczne wydarzenia mające miejsce w ZSRR w połowie lat 80tych po śmierci 1 sekretarza KC, Leonida Breżniewa (w krótkim czasie stanowisko to zajmowali, jeden po drugim, Jurij Andropow i Konstantin Czernienko - obaj zmarli po kilku miesiącach sprawowania władzy). Guy bazując na tym wymyślił bardzo wciągającą (aczkolwiek faktograficznie nonsensowną) fabułę o demonie wcielającym się w ciało zmarłego polityka i brutalną polityką zmierzającym do atomowego końca świata.

Filip Rutkowski w swej recenzji "Szatana", chwaląc tak ciekawy pomysł wyjściowy jak i sprawność narracyjną słusznie przyrównał "Szatana" do prozy Mastertona (technicznie o wiele przecież lepszej od nastiesów Smitha). Powiązanie zimnowojennej polityki z horrorem budzi również skojarzenia z innym pulpowym gwiazdorem - Brianem Lumleyem i jego serią "Nekroskop".
Tak czy inaczej - "Szatana" czyta się zaskakująco wręcz dobrze. W powieści dzieje się dużo, trupy zamachowców ścielą się gęsto, demoniczny tyran budzi grozę i przerażenie. Fajne są subploty z nawróconą żoną kgbowca i jego kochanką aktorką.
Trochę ten żar gaśnie pod koniec powieści. Akcja zaczyna się kitwasić, wątki rwać i zmierzać donikąd a końcowa - chyba - apokalipsa jest już opisana tak kiepsko, że w sumie nie bardzo wiadomo, jak i dlaczego to wszystko się skończyło. 
Ale przy pulpie to niewielkie zastrzeżenia - co do zasady #smithoweświry będą miały dobrą zabawę. 

Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...