środa, 17 lipca 2019

Dominik Łuszczyński Chorały Z Pogranicza Czasu 6/10 albo 2/10

Lektura "Chorałów Z Pogranicza Czasu" pozostawiła mnie skonsternowanego i pełnego mieszanych uczuć. Debiutancki tom opowiadań Dominika Łuszczyńskiego jest z jednej strony pełen ciekawych pomysłów fabularnych, potrafi urzec, momentami wręcz zachwycić, niesamowitym nastrojem i umiejętnie budowanym klimatem,  jednak na pierwszy plan wybija się okropna, absolutnie nieznośna maniera literacka, taka jakby próba naśladowania młodopolskiego stylu tłumaczeń Poego, twórczości Micińskiego, Przybyszewskiego czy młodego Grabińskiego.
Cóż za diabeł podkusił Dominika Łuszczyńskiego, by swym opowiadaniom nadać tak nieznośną formę ?  Już pominę, że dziś generalnie dość ciężko się znosi tę estetykę, ale przede wszystkim - przywołani autorzy pisali, mówili i myśleli tym kwiecistym stylem, oni nim omawiali sytuację geopolityczną czy plotki towarzyskie, oni nim zamawiali absynt w Jamie Michalika. Dla nich to była naturalna metoda komunikacji. Dziś to tylko naśladownictwo, i nawet najbardziej udane będzie nieco pretensjonalne, a jak jeszcze dojdą do tego błędy językowe (a w "Chorałach" doszły...) to efekt jest co najmniej kontrowersyjny. (bo bywa wręcz opłakany).
A szkoda, bo kiedy już przecierpimy tę nieszczęsną formę, czeka nas zajmująca przygoda literacka i sporo dobrego czytania. Opowiadania w tomie  zbudowane są na intrygujących, świeżych pomysłach i wszechobecnym nastroju niesamowitości i tajemnicy. Niewiele się w nich dzieje, są one z zasady dość statyczne, ale ich klimat zastępuje akcję czy jump scare'y.
+
Całość rozpoczynają tytułowe "Chorały Z Pogranicza Czasu". Bardzo udane opowiadanie, przywołujące klimat z wczesnych tekstów Kata  - ponury, mroczny klasztor w środku nocnego lasu, krwawe witraże, tajemnicze schody wiodące wgłąb ziemi i skryty tam konwent czarnych mnichów planujących bluźniercze samospalenie.
Zapada w pamięć również "Apoteoza Ohydztwa", tekst o odrzuceniu inności, brzydoty, w którym odrażający i budzący niechęć "pięknych ludzi" bohater znajduje ukojenie w leśnej jaskini, gdzie ukrywa się przed światem społeczność najbardziej obrzydliwych i szpetnych kreatur.
"Portale" to krótki tekst ze zgrabnym twistem - mężczyzna całymi latami wyczekuje na poznanie tajemniczych, zamkniętych na strychu portali do innych światów.  Bardzo ciekawe są też  "Gromniczne Szepty" (znowu tytuł rodem z liryki Romana Kostrzewskiego) w których czuwająca u wezgłowia podopieczna zmarłego słyszy głos płomienia umieszczonej w jego dłoniach świecy. Głos ten przypomina jej koszmar dzieciństwa u boku zmarłego.
"Mariaż" jest nieco żwawszy narracyjnie, odnosi się też wrażenie, jakby łatwiej się go czytało (a może z biegiem stron przywykłem nieco do tej dziwacznej stylistyki?). Opowiadanie to najbardziej w całym tomie przywołuje ducha twórczości Lovecrafta. Młody naukowiec szuka zaginionego w Szwarzwaldzie starszego przyjaciela. Poszukiwanie kończy się powodzeniem, poszukiwacz poznaje także tajemnicę zagubionych w okolicznych lasach ruin. Przyznam, że w tym opowiadaniu nieco zabrakło odpowiednio efektownego pomysłu końcowego, który mógłby zgrabnie sklamrować nastrojową opowieść.
Ponura "Piastunka" to mroczna baśń -  kobieta piastująca nocną porą niemowlę wspomina z narastającą goryczą śmierć jej własnego dziecka. "Zwierciadlaność" niesie w sobie echa "Portretu Doriana Graya" - jej treścią jest nadchodząca starość, wywołana tym groza,  oraz próba ucieczki od niej. Z kolei zręczny ekologiczny horror "W ciszy wśród piór" opisuje zemstę przyrody na tępym agresorze. I wreszcie "Oczy Zamknięte...", budzące skojarzenia z prozą Stefana Grabińskiego, opowieść o ślepcu, któremu nieznajoma kobieta przywróciła radość życia, a której zniknięcie radość tę odebrało.
Na koniec zostawiłem dwa opowiadania, które nieco mniej przypadły mi do gustu. To "Niemoc" i "Sen Siostry Magdaleny" - w tym pierwszym stary muzyk tracąc wiarę w swą muzykę będącą dla niego sensem życia, w chwili nadchodzącej śmierci szuka oparcia nawet u Diabła, w  drugim siostra zakonna uświadamia sobie we śnie ciężar śmiertelnego grzechu spowijający jej duszę - nie potrafi jednak wyrwać się z tego snu, by móc ją oczyścić. Oba opowiadania charakteryzuje pewna "niekonkretność" tekstu, stąd niższa ich ocena.
+
Debiut Dominika Łuszczyńskiego budzi skojarzenia z debiutem samego Stefana Grabińskiego, który pisząc "W Pomrokach Wiary" również uległ pokusie nadmiernej stylizacji i kwiecistości stylu. Jeśli się przebić przez ten styl, odkrywają się wspaniałe zalążki opowiadań i świetne świeże pomysły. Liczę na rychły powrót Łuszczyńskiego do "dorosłego" horroru (teraz, zdaje się pisze on jakiś cykl młodzieżowej czy nawet dziecięcej grozy), talent literacki ukazany w "Chorałach" na to zasługuje. Nie ukrywam jednak, że bardzo bym chciał, by porzucił on manierę twórczą, którą tak zawzięcie krytykowałem powyżej, by nowe teksty pisane były normalnym językiem.
Polecam odważnym czytelnikom, którzy zniosą dziwaczną formę by odkryć dużo mrocznego uroku.
(PS. Punktacja 2/10 to oczywiście żarcik, ale poważniej, to jeden punkt w dół za styl obniżyłem.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...