sobota, 25 sierpnia 2018

Guy N. Smith Wampiry Z Knighton 8/10

Kontynuacja przygód Johna Mayo, agenta Scotland Yardu, poznanego już w powieści "Czarna Fedora".

Mayo, poszukując ukojenia po niespodziewanej śmierci swej ukochanej, przybywa na  do położonego na walijskim pograniczu małego miasteczka Knighton. Niestety, wraz z jego przybyciem senne miasteczko opuszcza spokój. Narasta fala antyangielskich zamieszek - na murach wypisywane są nacjonalistyczne walijskie hasła, podpalane są letnie domy należące do Anglików. Wkrótce sytuacja w Knighton pogarsza się. W pożarze ginie para przybyszów z Anglii, a na ulicach znajdowane są martwe ofiary z przegryzionymi szyjami.
Miejscowi mieszkańcy wiążą wszystkie złe zdarzenia z  osobą Mężczyzny W Czarnym Kapeluszu. Ten rozpoczyna własne śledztwo, obserwując nocami krążące ulicami Knighton trupioblade młode kobiety, ubrane w obcisłe czarne stroje.  Dni spędza Mayo romansując z pracownicą miejscowego biura pośrednictwa nieruchomości (szybko się z żałoby otrząsnął...) Na przeszkodzie planom trwalszego związku stoi jednak partner kobiety - właściciel biura. Zaborczy mężczyzna dosłownie więzi dziewczynę w swym domu, jakoby chcąc ją uchronić przed niebezpieczeństwami miasta - potencjalnymi zamachami nacjonalistów, atakami "wampirów" oraz groźnym tajemniczym przybyszem.

W swym "Writing Horror Fiction" Guy N. Smith zaleca, by umieszczać akcję powieści w małej miejscowości; automatycznie powoduje to wzrost jej sprzedaży wśród mieszkanców.  "Wampiry z Knighton" to przykład zastosowania tej metody, jeszcze jeden małomiasteczkowy horror w dorobku Smitha. Czytelnik znajdzie tu dobrze znane elementy stylu Guya;  niespiesznie rozwijajaca się akcja, galeria groteskowych postaci, kilka zgrabnych scen grozy. Jest też miejsce na nieco charaktersystycznego dla Miszcza złośliwgo humoru.
Główne założenie fabularne jest, jak często bywa u Smitha, całkowicie absurdalne, ale sam pomysł połączenia wampiryzmu i walijskiego separatyzmu jest uroczy i zasługuje na pochwałę.
Zaskakująco poprawna jest też konstrukcja powieści - "Wampiry" mają początek, rozwinięcie i w miarę ogarnięte zakończenie - a to nie zawsze sie Guyowi udawało.

Zabawny pomysł, dobra fabuła, porządna realizacja - same plusy. Jedna z lepszych powieści Guya, można ją czytać samodzielnie, można też w parze z poprzedzającą ją "Czarną Fedorą". Dla #smithoweświry jazda obowiązkowa.  Gorąco polecam, dobra zabawa.

piątek, 24 sierpnia 2018

P.William Fałśzerze Z SS 6/10

Sensacyjny "tygrysek", opisujący zorganizowaną przez SS operację produkcji milionów sfałszowanych funtów szterlingów oraz najbardziej znane tajn eoperacje wywiadowcze, w których waluta ta została wykorzystana.
Na początku przedstawione jest tworzenie przez SS jednostki odpowiedzialnej za powadzenie produkcji, kłopoty z określeniem odpowiedniego papieru, matryc oraz numerów seryjnych fałszowanych banknotów, następnie weryfikacja wiarygodności podróbek w bankach szwajcarskich.
Pierwotnie nadzó nad operacją miałsam Reinhardt Heyrdich, po jego śmierci w zamachu praskim objąłtę pieczę Walter Schellenberg.
Druga część tygryska to działania prowadzone przy wykorzystaniu fałszywej waluty - uwolnienie hrabiego Ciano, sfinansowanie agenta "Cicero", próba zakupu alianckiej broni u jugosłowiańskiej partyzantki, w końcu nieudane zatopienie skrzyń z banknotami w alpejskim jeziorze. Wszystko to w klimacie rodem z "Siedmenastu Mgnień Wiosny" - gabinety dostojników SS, Schellenberg i Kaltenbrunner...tyko Stirlitza brakuje.
Zabawny z dzisiejszej perspektywy jest język, któym napisany jest tygrysek. Pełen świeżej jeszcze powojennej nienawiści do wszystkiego co niemieckie, dziś nieodparcie śmieszy - wszyscy Niemcy to alkoholicy, degeneraci, złodzieje i tchórze. Wszystko, co niemieckie jest z definicji ohydne i odrażające. Biorąc pod uwagę jednak fakt, że książeczka powstawałą niewiele w dziesięć lat po zakończeniu wojny, ta złość jest zroozumiała.
Propagandy relatywnie niewiele, szpiegowsko sensacyjna fabułą temu nie służy, ale czuć u Williama takie soc-realistyczny sznyt - gdyby tylko złapał odpowiedni temat, zaraz zacząłby piań z zachwytu nad sukcesami pańswiatowego komunizmu.

piątek, 10 sierpnia 2018

Guy N. Smith Czarna Fedora 7/10

Wbrew niektórym obiegowym opiniom "Czarna Fedora" Guya N. Smitha to, jak na Miszcza oczywiście, całkiem udany tytuł. Czytelników zaskoczyć może fakt, że nie jest to pulpowy horror, a połączenie klimatów angielskiego wiejskiego kryminału w stylu "Midsomer Murders" z sensacyjnym thrillerem politycznym. Dodatkowym bonusem silny wątek polski, (m.in. Guy porusza tematykę zbrodni katyńskiej !).

Premier Polski (dokładniej PRLu, akcja powieści toczy się w latach 80tych) przybywa do małej miejscowości Lichfield. Ma tutaj odwiedzić Pomnik Katyński (!!!) oficjalnie za mord obwiniani byli wtedy hitlerowcy, ale Smith jasno pisze o odpowiedzialności ZSRR za zbrodnię) a następnie wziąć udział w lokalnych uroczystościach. Główną atrakcją obchodów ma być rekonstrukcja historycznego oblężenia miejscowej katedry.
Brytyjskie służby otrzymują informacje, że na polskiego premiera planowany jest zamach. Podobno Tajemnicze Siły liczą, że w ten sposób wywołany zostanie światowy konflikt  (Guy nie zawraca czytelnikom głowy choćby próbą skrojenia jakiegoś wiarygodnego motywu). Agenci MI5 szukają wszędzie francuskiego zabójcy, znanego pod pseudonimem "Wilk" (!)
W tym samym czasie do Lichfield przybywa grupa hippisów. Ich przywódca to jeszcze jeden w kolekcji odrażających guyowych ekoterrorystów (Guy-myśliwy toczy na kartach swych powieści nieustającą walkę z ekologami) - w proteście przeciwko łamaniu praw zwierząt zamierza on zniszczyć unikatowy egzemplarz wystawionej w katedrze w Lichfield.
Wraz z hippisami do miasta przybywa tajemniczy Mężczyzna W Czarnym Kapeluszu. Czy jest on poszukiwanym Wilkiem ? Czy jeszcze jednym szalonym ekologiem ? Satanistycznym kultystą?
Tymczasem w Lichfield zaczynają ginąć ludzie; miejscowa prostytutka, potem jeden ze śledczych Scotland Yardu. W końcu do miejscowego komisarza policji delegowany zostaje agent specjalny - John Mayo.

W swym Writing Horror Fiction Guy opowiada autentyczną historię powstania "Czarnej Fedory". Człowiek W Czarnym Kapeluszu to rzeczywista postać, jedne z gości na weselu znajomych Guya. Kiedy Smith ujrzał go w kościele, zdecydował, że tak malownicza postać musi pojawić się w jego powieści. Miał zatem bohatera, a nie miał jeszcze nawet zarysu fabuły, a nawet pomysłu na książkę. Smith, nawet jeszcze w trakcie pisania, nie potrafił zdecydować, w jakiej roli będzie występował Czarny Kapelusz, czy będzie on bohaterem, czy też wredniakiem - ślady tej ambiwalencji widać w podrygach fabuły książkowej.

No, jak na takie okoliczności "Fedora" wyszła całkiem, całkiem nieźle. Wprawdzie fanów pulpy może zawieść brak  ma gore czy seksu, ale wynagradza ogrom innych atrakcji. Czego w "Fedorze" nie ma ! Sama postać polskiego premiera godna jest Złotego Kraba - komuch odpowiedzialny za masakrę robotników Gdańsku, do tego potomek hitlerowca (!!) i, prawdopodobnie, Kuby Rozpruwacza (sic !!!). A do tego dochodzą jego dwaj ruscy ochroniarze rodem z kiepskich zimnowojennych filmów sensacyjnych, francuski zamachowiec, satanistyczny ekoterrorysta, hipisi i ich seksualno narkotyczne orgie. Wszystko to otoczone "midsomerowskim" klimatem małego angielskiego miasteczka i lokalesami zaangażowanymi w grupę rekonstrukcyjną, szykującą przedstawienie. A są jeszcze miejscowy komisarz policji na skraju ataku serca i agenci Scotland Yardu agentami. Truskawką na tym torcie, jest sam Człowiek W Czarnym Kapeluszu, raz jawiący się niczym demon prześladujący polskiego premiera, raz niczym westernowy przystojniak rodem z kingowskiej Mrocznej Wieży.
Akcja rozwija się w typowym dla Smitha, momentami nieco absurdalnym stylu. Wracają też komiczne gujowe nonsensy i fabularne przeszarżowane szalone pomysły - o ile całe główne założenie książki jest nawet poważne i daje się obronić ( z  Polską w tle!!), to już finałowy showdown swym over the top przegięciem rozbraja. Dodatkowe kudosy za pistolet schowany w kapeluszu. No, ihaaaa po prostu :-)

Kiedyś w wywiadzie Smith  zapytany o ulubionego bohatera swych powieści bez wahania wymienił Człowieka W Czarnym Kapeluszu. W sumie nie ma się co dziwić - to połączenie Rolanda, Jamesa Bonda, z nutą, wreszcie,  samego Marka Sabata :-)

Górna strefa Guyów, zdecydowanie. Gdyby jeszcze nieco więcej nasty attractions, to byłoby 8/10, ale 7 to też mocna ocena. Fajna, uroczo głupia, zabawa. #smithowymświrom gorąco polecam.

wtorek, 7 sierpnia 2018

Joseph Sheridan Le Fanu Osobliwe Zdarzenia 7/10

Lovecraft niespecjalnie cenił twórczość Le Fanu. W swym "Supernatural Horror In Literature" poświęcił mu raptem kilka słów, w korespondencji z przyjaciółmi jawnie krytykował słabe tempo narracji, staroświeckość stylu i nadmierną religijność pisarza. Ale nawet Lovecraft nie zawsze ma rację, czego dowodem wydany przez C&T zbiór opowiadań, zatytułowany "Osobliwe Zdarzenia".

Kolekcję otwiera "Duch I Nastawiacz Kości", ludowa, humorystyczna ghost story o pijanym nawet po śmierci irlandzkim szlachcicu, z dowcipem zbudowanym na pomyłce ducha, który zamiast whisky sięga po butelkę z wodą święconą,
Potem przychodzi pora na najlepszy w mojej ocenie tekst zbioru "Tajemnicza Historia Irlandzkiej Hrabiny". Jest to pozbawiony elementów nadprzyrodzonych ponury thriller, o samotnej, bezbronnej dziewczynie uwięzionej w domu wrogiej nastającego na jej majątek, rodziny. Suspens finałowych scen można kroić nożem - genialne i przerażające (Piotr Borowiec wskazuje na ciekawą okoliczność - otóż opowiadanie to jest czymś na kształt streszczenia, treatmentu słynnej powieści Le Fanu "Stryj Silas". Ciekawym czy ta hisoria, tutaj świetna i zwarta, nie zostanie aby zagadana przez książkę. Nic, powieść na półce czeka swego czasu, to się przekonam).
Jeżeli nie "Hrabina" to na pewno na miano najlepszego opowiadania w tomie zasługuje kolejny tekst - "Osobliwe Zdarzenie Z Życia Malarza Schalkena". To zbudowana wokół obrazu tytułowego malarza ponura i pełna autentycznej grozy opowieść o dziewczynie, która wbrew swej woli została wydana za mąż za demonicznego przybysza (tożsamość przybysza w zasadzie nie pozostawia wątpliwości, że mamy doi czynienia  . Również tutaj suspens scen odwiedzin upiornego narzeczonego w domu malarza, czy końcowe jump scenes mrożą krew w żyłach.
"Rozdział Z Dziejów Pewnej Rodziny Z Hrabstwa Tyrone"  to kolejny obyczajowy thriller z życia wyższych sfer irlandzkich - opowieść o młodej, ładnej żonie, która wyjeżdża wraz z dużo starszym, ale miłym i życzliwym mężem do jego wiejskiej posiadłości. Tam jednak zachowanie męża się zmienia, atmosfera gęstnieje, pojawia się też demoniczna, ślepa dama utrzymująca, że jest prawowitą żoną lorda - i znowu będziemy mieć do czynienia z budzącymi dreszcze grozy zdarzeniami.
Klimaty opowieści ludowych powracają wraz z "Laurą Srebrny Dzwoneczek" i "Zmarłym Zakrystianem". Pierwsza z nich trochę przypomina "Malarza Schalkena", opisując związek tytułowej Laury z demonicznym bytem rodem z ponurych wiejskich opowieści, druga zaś to opowieść o diable, który przybywa po duszę martwego grzesznika.
Zakończenie tomu, "Prawdziwa Opowieść O Nawiedzonym Domu" to jeszcze jedna ghost story, (w mojej ocenie mniej udana), w której grupa duchów pojawiająca się przed oczyma pewnej rodziny stara się opowiedzieć na nowo historię tragedii sprzed lat.


Można się zgodzić z Lovecraftem - Le Fanu faktycznie buduje narrację swych historii niespiesznie, dużą wagę przykłada do tła opowieści, do obyczajowych niuansów. W efekcie w trakcie lektury silnie odczuć można klimat XIX wiecznej, wiktoriańskiej Irlandii (większość opowiadań tam właśnie się toczy). Z tym, że nie jest to żaden zarzut, a przeciwnie, zaleta ! Spokojny rytm opowieści pozwala na wejście w odpowiedni dla klasycznej grozy nastrój. Gore faktycznie w opowiadaniach nie ma, ale jest dużo suspensu a i jump scenes się przydarzają. A w końcu Le Fanu nie konkuruje ze współczesnym horrrem ekstremalnym!
Co do "religijności", ani ona jakaś nadmierna, ani odwołanie do niej nie szkodzi dobrym tekstom - tak, jak nie szkodzi historiom Le Fanu.
Styl Irlandczyka jest elegancki i miły dla oka, sposób opowiadania przejrzysty, a polskie tłumaczenie z zasady staranne i zachowujące klimat epoki (parę drobnych błędów jest bez większego znaczenia).

Dwa opowiadania  są znakomite, jedno słabsze, cała reszta solidna. Książka niekoniecznie dla każdego, wspomniane spokojne tempo i staroświecki klimat mogą odstręczyć co bardziej krewkich współczesnych fanów horroru. ale dla rozsmakowanych w klasycznej grozie i ghost stories będzie to gratka


PS.
Ponownie powołam się na opinię popularyzującego niestrudzenie klasyczną grozę Piotra Borowca, który w swej świetnej recenzji "Osobliwych Zdarzeń" opisał zawarte w zbiorze teksty jako, teoretycznie, najsłabsze (bo uzupełniające dorobek Le Fanu w Polce). Jeżeli tak wyglądają "słabe" teksty Le Fanu, to ja poproszę o więcej ! (np. "Carmillę").

Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...