Wbrew niektórym obiegowym opiniom "Czarna Fedora" Guya N. Smitha to, jak na Miszcza oczywiście, całkiem udany tytuł. Czytelników zaskoczyć może fakt, że nie jest to pulpowy horror, a połączenie klimatów angielskiego wiejskiego kryminału w stylu "Midsomer Murders" z sensacyjnym thrillerem politycznym. Dodatkowym bonusem silny wątek polski, (m.in. Guy porusza tematykę zbrodni katyńskiej !).
Premier Polski (dokładniej PRLu, akcja powieści toczy się w latach 80tych) przybywa do małej miejscowości Lichfield. Ma tutaj odwiedzić Pomnik Katyński (!!!) oficjalnie za mord obwiniani byli wtedy hitlerowcy, ale Smith jasno pisze o odpowiedzialności ZSRR za zbrodnię) a następnie wziąć udział w lokalnych uroczystościach. Główną atrakcją obchodów ma być rekonstrukcja historycznego oblężenia miejscowej katedry.
Brytyjskie służby otrzymują informacje, że na polskiego premiera planowany jest zamach. Podobno Tajemnicze Siły liczą, że w ten sposób wywołany zostanie światowy konflikt (Guy nie zawraca czytelnikom głowy choćby próbą skrojenia jakiegoś wiarygodnego motywu). Agenci MI5 szukają wszędzie francuskiego zabójcy, znanego pod pseudonimem "Wilk" (!)
W tym samym czasie do Lichfield przybywa grupa hippisów. Ich przywódca to jeszcze jeden w kolekcji odrażających guyowych ekoterrorystów (Guy-myśliwy toczy na kartach swych powieści nieustającą walkę z ekologami) - w proteście przeciwko łamaniu praw zwierząt zamierza on zniszczyć unikatowy egzemplarz wystawionej w katedrze w Lichfield.
Wraz z hippisami do miasta przybywa tajemniczy Mężczyzna W Czarnym Kapeluszu. Czy jest on poszukiwanym Wilkiem ? Czy jeszcze jednym szalonym ekologiem ? Satanistycznym kultystą?
Tymczasem w Lichfield zaczynają ginąć ludzie; miejscowa prostytutka, potem jeden ze śledczych Scotland Yardu. W końcu do miejscowego komisarza policji delegowany zostaje agent specjalny - John Mayo.
W swym Writing Horror Fiction Guy opowiada autentyczną historię powstania "Czarnej Fedory". Człowiek W Czarnym Kapeluszu to rzeczywista postać, jedne z gości na weselu znajomych Guya. Kiedy Smith ujrzał go w kościele, zdecydował, że tak malownicza postać musi pojawić się w jego powieści. Miał zatem bohatera, a nie miał jeszcze nawet zarysu fabuły, a nawet pomysłu na książkę. Smith, nawet jeszcze w trakcie pisania, nie potrafił zdecydować, w jakiej roli będzie występował Czarny Kapelusz, czy będzie on bohaterem, czy też wredniakiem - ślady tej ambiwalencji widać w podrygach fabuły książkowej.
No, jak na takie okoliczności "Fedora" wyszła całkiem, całkiem nieźle. Wprawdzie fanów pulpy może zawieść brak ma gore czy seksu, ale wynagradza ogrom innych atrakcji. Czego w "Fedorze" nie ma ! Sama postać polskiego premiera godna jest Złotego Kraba - komuch odpowiedzialny za masakrę robotników Gdańsku, do tego potomek hitlerowca (!!) i, prawdopodobnie, Kuby Rozpruwacza (sic !!!). A do tego dochodzą jego dwaj ruscy ochroniarze rodem z kiepskich zimnowojennych filmów sensacyjnych, francuski zamachowiec, satanistyczny ekoterrorysta, hipisi i ich seksualno narkotyczne orgie. Wszystko to otoczone "midsomerowskim" klimatem małego angielskiego miasteczka i lokalesami zaangażowanymi w grupę rekonstrukcyjną, szykującą przedstawienie. A są jeszcze miejscowy komisarz policji na skraju ataku serca i agenci Scotland Yardu agentami. Truskawką na tym torcie, jest sam Człowiek W Czarnym Kapeluszu, raz jawiący się niczym demon prześladujący polskiego premiera, raz niczym westernowy przystojniak rodem z kingowskiej Mrocznej Wieży.
Akcja rozwija się w typowym dla Smitha, momentami nieco absurdalnym stylu. Wracają też komiczne gujowe nonsensy i fabularne przeszarżowane szalone pomysły - o ile całe główne założenie książki jest nawet poważne i daje się obronić ( z Polską w tle!!), to już finałowy showdown swym over the top przegięciem rozbraja. Dodatkowe kudosy za pistolet schowany w kapeluszu. No, ihaaaa po prostu :-)
Kiedyś w wywiadzie Smith zapytany o ulubionego
bohatera swych powieści bez wahania wymienił Człowieka W Czarnym Kapeluszu. W sumie nie ma się co dziwić - to połączenie Rolanda, Jamesa Bonda, z
nutą, wreszcie, samego Marka Sabata :-)
Górna strefa Guyów, zdecydowanie. Gdyby jeszcze nieco więcej nasty attractions, to byłoby 8/10, ale 7 to też mocna ocena. Fajna, uroczo głupia, zabawa. #smithowymświrom gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz