Przyzwoity film nawet nie milicyjny, a bezpieczniacki. Tak, tak, jego bohaterami są dzielni SBcy (którym teraz obcinamy emerytury :-) z kontrwywiadu, walczący z zachodnią szajką szpiegowską.
Z Polski przemycane są na Zachód brylanty, po pewnym czasie szajka postanowiła rozszerzyć swój repertuar o szpiegowskie mikrofilmy. Kiedy w niewyjaśnionym wypadku ginie szefowa szajki (tytułowa Zuzanna), przemyt ustaje do ustalenia nowego kontaktu. W tym momencie zainteresowała się sprawą SB. W miejsce kuriera z Zachodu pojawia się nasz agent kontrwywiadu (świetny jak zawsze Filipski). Szybko i sprawnie rozpracowywuje bandę i byłoby wszystko aż za łatwe, gdyby nie dziewczyna, która tuż przed triumfalnym zakończeniem zadania daje dziarskiemu agentowiz zaskoczenia w bańkę.
Agent zostaje uwięziony, ale przed jego zamordowaniem dziewczynę ruszają wyrzuty sumienia - uwialnia więc Filipskiego. Banda zajmuje piętro budynku, cięzko pobity i mdlejący co chwila Filipski blokuje parter. Wywiązuje się długotrwała strzelanina...
Początek filmu stara się przypominać filmy z Bondem - szybka, efektowna akcja z "przejęciem" kuriera, potem nastepuje dobry, ale za krótki fragment śledztwa, no, a potem ciężkawa, zdecydowania za długa partia rozgrywana w siedzibie szajki. Gdyby zmienić proporcje, wydłużyć działania operacyjne a skrócić finałowy showdown, zdecydowania poprawiłoby to proporcje. Jako się rzekło - lata 70te w PRLowskim kinie sensacyjnym kładą nacisk na profesjonalne działanie naszych służb śledczych (tutaj głównie w pierwszej części filmu), finał, chyba pod wpływem Filipskiego, heroiczno martyrologiczny niczym Batman Franka Millera. Bezimienny agent to mdleje, to mężnie odzyskuje świadomość i natychmiast rzuca się w bój.
Ale i tak jest zupełnie przyzwoicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz