To znakomity film, ale czegoś mu do prawdziwej wielkości brakuje. Chyba najbardziej kłopotliwa jest jednorazowość - cała idea "Gry" to twist(y) na zakończenie filmu - jak już człowiek wie, o co kaman, ogląda się ze znacznie mniejszym zainteresowaniem.
Zgrubne streszczenie - bardzo zamożny turbokapitalista, Nicholas Van Orton (Douglas) na swe 48 urodziny dostaje od swego młodszego brata Conrada (Penn) zaproszenie do tajemniczej Gry. Zanim Nicholas zorientuje się, o co tak naprawdę chodzi, Gra się rozpoczyna - krok po kroku tajemnicze wydarzenia, coraz bardziej dziwaczne i coraz niebezpieczniejsze, prowadzą Van Ortona nad absolutną krawędź...
Naturalnie - realizacja jest perfekcyjna, aktorzy też grają nienagannie, zabawa jest przednia - po prostu brak jakiegoś pierwiastka zmieniającego "bardzo dobre" w "wielkie". Efektu nie poprawia też dość nachalne przesłanie - "przestańcie być sfokusowanymi hiperkapitalistami, znajdźcie czas dla bliskich".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz