Zastanawiało mnie milczenie, w jakie po opublikowaniu dobrzej przyjętej debiutanckiej powieści "Maska Luny" (2005) i zbioru opowiadań "Chłopiec Z Aluminiowym Kubkiem" (2007) popadł Jarosław Moździoch. Dowiedziałem się ostatnio, że autor ten nie żyje. To straszna wiadomość, a dla polskiej grozy duża strata. Potencjał literacki Moździocha był bowiem bardzo duży - w swych najlepszych momentach pisał on po prostu rewelacyjnie i mógłby stać się jednym z najlepszych polskich autorów grozy. Szkoda trochę, że tych wspaniałych momentów na "Chłopcu" jest nie za wiele. Właśnie, to chyba największa wada zbioru - nierówny poziom. Od momentów wręcz genialnych, przez przeciętne aż po zwyczajnie liche. Gdyby agresywny redaktor wymógł na autorze lepszą selekcję, powstałaby książka świetna, a nie tylko dobrze rokująca.
Tom otwiera mroczny "Pensjonat Heli", opowieść o przestępczej bandzie, która w trakcie ucieczki zatrzymuje się w położonym na uboczu tytułowym hoteliku, prowadzonym przez dwie samotne kobiety. Szkoda, że odniesienia do mitologii nordyckiej są słabo zrozumiałe dla przeciętnego, niewprowadzonego w temat czytelnika - ale finał historii, choć przewidywalny, jest odpowiednio straszny i makabryczny.
Kilka kolejnych opowiadań jest albo srodze przeciętne ("Autor Opowieści..", "Studnia Spełnionych Marzeń") albo wręcz fatalne (infantylne "Coś" - takie teksty to się na matmie w tylnej ławce pisało, aż wstyd publikować), by dotrzeć do ponurej, udanej "Medeyi", gdzie tajemnicza bohaterka odwiedza prowincjonalne francuskie miasteczko, niosąc ze sobą śmierć.
Jeszcze lepsza jest "Pralnia" - ligottiańskie weird fiction, historia zbyt ciekawego pracownika nocnej zmiany, odkrywającego tajemnicę zamkniętych pomieszczeń w swym nowym miejscu pracy. Rewelacja.
I znowu następuje seria tekstów słabych ("Do zobaczenia", "Spadek") i bardzo słabych ("Zupa Rybna"), po których przychodzi czas na może najlepszy tekst całego zbioru - "Rattus Urbanus". Niby nic nadzwyczajnego, niby standardowy animal attack, inspirowany "Szczurami" Jamesa Herberta, ale opowieść o szczurzej armii kłębiącej się w tunelach i kanałach Warszawy i atakującej bezdomnych jest napisana wręcz kapitalnie. Pełna akcji, autentycznej grozy - po prostu klejnot. Tym większe rozczarowanie przynosi kolejny mizerny tekst - "Śląski Naśladowca Hieronima Boscha".
Na szczęście całość, niczym sławna już truskawka na torcie, wieńczy opowiadanie tytułowe - genialne studium w makabrze, balansujące pomiędzy weird fiction a wczesnym Barkerem (z czasów Ksiąg Krwi), opowiadające o dziwacznym chłopcu z upodobaniem do picia surowej krwi, oraz o pewnym okrutnym wydarzeniu w rzeźni, w której zdobywał on swój przysmak.
Znalezione w sieci recenzje "Chłopca" nie były z reguły zbyt przychylne, ale nie bardzo się z nimi zgadzam. Autora poznaje się przecież po jego najlepszych, a nie najgorszych dziełach. Z tego punktu widzenia debiutancki zbiór Moździocha był znakomitą obietnicą. Pal sześć te nieudane teksty, ale "Chłopiec" czy "Rattus" to opowiadania wręcz wspaniałe (takie 10/10), parę innych ("Medeya", "Pralnia") to również rewelacyjne historie. Do tego z jednej strony imponująca różnorodność tematyki, z drugiej zaś godna odrębnej pochwały konsekwencja artystyczna, przypominająca chwilami faktycznie Clive Barkera. Na odrębną pochwałę zasługuje elegancki, przejrzysty styl narracji. Książkę czyta się jednym tchem, z uznaniem dla warsztatowej sprawności Moździocha.
Mimo, że łączna ocena całego zbioru jest przeciętna (słabe teksty "ciągną" go w dół), książka warta jest polecenia, w szczególności zaś wyróżnione powyżej znakomite opowiadania. 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz