Dorobek Guya N. Smitha przypomina nieco fasolki wszystkich smaków. Zasadniczo niezdrowe, trochę taka grzeszna przyjemność, ale niektórych przyciąga i skłania do sięgnięcia po więcej. Niestety, czasami trafi się na cukierek o smaku rzyga... i tak właśnie jest z powieścią "Śmiertelny Lot".
Nowo powstała firma przejmuje opuszczone lotnisko z zamiarem przekształcenia go w wielki port lotniczy. Miejsce od początku wydaje się pechowe, szybko toczących się prac budowlanych nie są jednak w stanie powstrzymać ani dwa morderstwa rytualne, ani awarie, ani nawet pożar niszczący maszyny budowlane.
Otwarcie portu niewiele zmienia. Lotnisko cieszy się złą sławą. Osoby tam pracujące są rozdrażnione i konfliktowe. W tajemniczych wypadkach ginie właściciel ziemi, który sprzedał ją koncernowi. Znika bez wieści jeden z głównych udziałowców spółki. W końcu dochodzi do najgorszego, rozbija się samolot pasażerski, w katastrofie ginie kilkadziesiąt osób.
Okazuje się, że lotnisko zostało zbudowane na terenie dawnego kręgu druidów. Po wiekach wracają upiory danych kapłanów, miejsce jest przez nich przeklęte...
Trzeba to powiedzieć jasno - "Śmiertelny Lot" jest książką fatalną. Nic w niej nie działa prawidłowo. Lichy, banalny pomysł, nieudolnie skonstruowana fabuła, mdli bohaterowie (a w zasadzie ich brak), okropny styl. Do tego jeszcze dochodzi tragiczne, najgorsze możliwe, tłumaczenie. Chwilami myślałem, o ile lepiej czytało się ostatnio wydanych "Przeklętych", (których tłumaczył Paweł Waśkiewicz), ale przecież szkoda byłoby jego pracy dla pozycji tak marnej jak "Doomflight".
Naprawdę, to nie jest ani dobre, ani zabawne. Jasne, żadna powieść Smitha nie jest tak zwyczajnie "dobra", Guy pisze na to zbyt pociesznie. Ale pomysły fabularne zawarte w jego książkach bywają naprawdę godne uznania, zdarzają się świetnie wymyślone, mocne jump sceny, pojawiają się charakterystyczne, groteskowe postaci. Zaskoczyć też potrafi angielski humor Autora lub jego złośliwe przemyślenia społeczno polityczne.
Nawet jak czasami nic Guyowi w powieści nie wyjdzie, to załapuje się ona na kategorię "tak złe że aż dobre". Koronnym przykładem jest okultystyczny cykl "Sabat", który traktowany poważnie byłby katastrofą, a z uwagi na całkowicie absurdalną fabułę powieści i komiczne postaci (z absolutnie odrażającym głównym "bohaterem" na czele), czyta się wspaniale i bawi do łez.
Niestety - "Śmiertelny Lot" jest warsztatowo gorszy od najgorszego Smitha, humoru nie ma w nim za grosz, nie ma też praktycznie żadnej intrygi ani żadnych bohaterów. Po prostu najnędzniejsza znana mi książka "Krula" (a znam ich całe mnóstwo).
Nawet najbardziej oddany fan musi czasami rzucić ręcznik na ring. Mam nadzieję, że to najgorsze, co Gujowi się kiedykolwiek napisało. 3/10 (z czego aż dwa punkty z fanowskiego obowiązku).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz