Znakomity zimnowojenny horror sci-fi, zamknięta w pigułce paranoiczna atmosfera amerykańskich fiftiesów, powieść niezwykłym, do dziś trwającym wpływie nie tylko na horror, ale wręcz na całą pop-kulturę.
+
W kalifornijskim miasteczku Mill Valley rozprzestrzenia się dziwna psychoza - ludzie skarżą się, że ich najbliżsi „nie są sobą”, że to podstawione na ich miejsce sobowtóry, tylko udające żywych ludzi. Lokalny doktor wysyła swych skarżących się pacjentów do zaprzyjaźnionego psychiatry. Ten uspokaja, potwierdza, że tego typu przypadki niewytłumaczonych monomanii zdarzały się już przeszłości i zapowiada, że choroba powinna wkrótce ustąpić.
Faktycznie, po kilku dniach większość pacjentów odwiedza doktora i odwołuje swe wcześniejsze sensacje. Sytuacja jednak zamiast wyjaśnić, zagęszcza się - przyjaciel doktora, pisarz Jack Bellicec wzywa go wieczorem do swego domu i okazuje przedziwne zjawisko w piwnicy - ciało, przypominające rozmiarem samego Belliceca, nie do końca jeszcze ukształtowane - brak odcisków palców, niewyraźne rysy twarzy itp. Chwilę później ciało wprawdzie znika, ale doktor nie daje wiary wyjaśnieniom psychiatry, sugerującego zbiorowe złudzenie. Wkrótce badając przyziemie w domu swej przyjaciółki Betty (ona również skarży się, że „jej ojciec nie jest sobą”), odnajduje on kolejne kształtujące się ciało a obok niego dziwny, roślinny kokon, którego substancja zasila rosnący ludzki korpus.
Bohaterowie, przekonani, że w Mill Valley ma miejsce przerażająca konspiracja, bezskutecznie usiłują zawiadomić władze krajowe, po czym, po odkryciu kolejnych, upodabniających się do nich samych, kokonów, w ataku paniki uciekają z miasta. Po nocy spędzonej w przydrożnym motelu decydują się jednak na powrót - Prawdziwi Amerykanie nie zostawią przecież swej rodzinnej ziemi na pastwę jakichś „najeźdźców”!
Jak się okazuje, w ciągu paru dni Mill Valley drastycznie podupadło - drogi wiodące do miasta są zrujnowane, sklepy pozamykane, wszędzie jest brudno, a po pustych ulicach wiatr szamocze śmieciami. Nieliczni przechodnie zimnym, nieobecnym wzrokiem łypią na przybyłych.
Doktor postanawia skontaktować się z pewnym profesorem, który jako pierwszy ostrzegał przed tajemniczymi kokonami…
+
Akcja powieści toczy się w roku 1976, prezydentem jest Jimmy Carter, ale niech nikt nie da się oszukać - „Inwazja Porywaczy Ciał” wydana została po raz pierwszy w roku 1954. Obecna wersja została nieco „zupdatowana” przez autora dla potrzeb nowego wydania (być może pod kątem słynnej filmowej adaptacji Philipa Kaufmana) - niemniej książka to nieodrodne dziecko lat pięćdziesiątych.
Świadczy o tym przede wszystkim obłędny, legendarny już dzisiaj pomysł wyjściowy - inwazja polegająca na „podmianie” ludzi przez ich wrogie, kosmiczne sobowtóry. Już nie „macki” czy „czułki” - tym razem źródłem grozy mają być „zwykli” ludzie, wyglądający jak najbliżsi przyjaciele czy członkowie rodziny, bracia, rodzice, małżonkowie…. Ten, naprawdę rewelacyjny, wspaniały pomysł, wyrosły na bazie fiftiesowej antykomunistycznej histerii panującej w USA stanowi odzwierciedlenie najprawdziwszego lęku i pogłębiającej się paranoi, w której najbliższy członek rodziny może nagle okazać się „obcym”. Wtedy przecież komisja McCarthy’ego demaskowała coraz to kolejnych „komunistów” wśród sławnych i powszechnie uwielbianych osób, to samo mogło zatem mieć miejsce w najbliższym sąsiedztwie każdego Amerykanina!
Co ciekawe, siła tego lęku jest ponadczasowa. Lata pięćdziesiąte przeminęły, krucjata senatora McCarthy’ego okryła się zasłużoną niesławą (sprawdzić, czy nie popiera jej jeszcze jakieś krajowe pancerne hiper-prawactwo), ale mechanizm podziału społeczeństwa, narastania wzajemnej wrogości pozostaje przez lata taki sam. Czym bowiem innym jest dzisiejszy podział społeczny w Polsce? Czy nie są wrogimi kosmitami „pisowscy kuzyni” ze wsi, albo „pełowski, zdradziecki” motłoch lemingów z wielkich miast?
Ale dość o polityce - w końcu mowa tu o książce. Bowiem, pozostawiając na boku lęki stojące za powstaniem „Inwazji”, jako fantastyczny horror sprawdza się ona rewelacyjnie. Nikomu nie można wierzyć, każdy może być (i każdy jest) OBCYM. To naprawdę, perfekcyjny pokaz paranoi. Sporo wspaniałych, budzących dreszcze grozy, dynamiczna, żywa akcja, efektowne rozwiązania fabularne. To jest absolutny kanon literackiej grozy.
Przyznać trzeba że jakimś tytanem stylu to Finney nie jest. Powieść napisana jest sprawnie, ale bez żadnych fajerwerków, takim „gazetowym”, dziennikarskim piórem. Bohaterowie są zupełnie papierowi, służą wyłącznie prowadzeniu fabuły do przodu. Nic czytelnika nie wzruszy ani rodzący się z przyjaciółką z lat szkolnych doktora romans, ani stosunki małżeńskie państwa Bellicec.
Jedyne, co się rzuca w oczy, to dość pociesznie wykreowane postaci kobiece. Panie w powieści to takie „żony ze Stepford”, w perkalowych spódnicach i czółenkach na półóbcasie - zupełnie jak z fiftiesowych filmów s-f. To jeszcze jeden znak czasu, w którym powieść powstała (warto porównać z samymi „Zonami ze Stepford” i tam opisanymi paniami). Nawet finałowe wsparcie doktora przez jego partnerkę budzi skojarzenia raczej z „W Samo Południe” (rok powstania 1950) niż z nowoczesną, samodzielną kobietą.
Końcową ocenę nieco obniża okropny, deus ex totalna machina, groteskowo optymistyczny finał. Bombastyczne, zakończenie (nawet słynna mowa Churchilla „we will never surrender”” została zacytowana!) niezamierzenie śmieszy - do kompletu jeszcze „Union Jack” w tle powinien wybrzmieć…Można odnieść wrażenie, że to zakończenie zostało na Finneyu wymuszone przez wydawcę, do tego stopnia nie pasuje ono klimatem do całości powieści. Niemniej to szczegół - co do zasady, „Inwazja Porywaczy Ciał” to must read - arcykanon literackiej grozy.
PS.
Tak rewelacyjna powieść była przenoszona na ekran wiele razy. Najbliżej oryginału jest wersja Dona Siegela z 1956, ale zdecydowanie najlepsza wersja to film Kaufmanna z 1978, z Donaldem Sutherlandem, Brooke Adams, Jeffem Goldblumem i Leonardem Nimoyem. To prawdziwe arcydzieło, jeden z najlepszych horrorów sci-fi powstałych w historii kina. Mimo przeniesienia akcji z miasteczka do San Francisco nic nie zanikła atmosfera paranoi, a mnóstwo jump scare’ów, gęstniejące z minuty na minutę napięcie i totalnie depresyjna wymowa filmu pozostanie z widzami na lata (te przerażające wycie „porywaczy ciał”, wskazujących rękami uciekających bohaterów! Brrrr!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz