Znakomity żart literacki Oscara Wilde, połączenie opowieści o duchach i komedii, warte przypomnienia i ponownej lektury, szczególnie, że w sensie metaforycznym oddaje ono obecne nastawienie pop-kultury do klasycznego horroru.
+
Amerykański milioner kupuje od lorda Canterville jego rodowy zamek, nie zważając na lojalne ostrzeżenia lorda o straszącym w posiadłości duchu przodka.
Pierwszym, co rzuca się w oczy Amerykaninowi, kiedy wraz z całą rodziną sprowadza się do zamku, jest paskudna plama na podłodze jadalni. To, jak informuje służba, niemożliwa do usunięcia krew jednej z ofiar popełnionego w przeszłości morderstwa. Dla przybyłych z nowego świata przybyszy nie ma jednak rzeczy niemożliwych - plamę natychmiast wywabia specjalny czyścik marki Pinkerton.
Zgodnie z ostrzeżeniami nocą Upiór faktycznie zaczyna straszenie - jęcząc snuje się korytarzami zamku, podzwaniając przy tym zardzewiałymi łańcuchami. Jego pojawienie spotyka się jednak z murem niezrozumienia. Amerykanie nie okazują ani drobiny strachu, mało - pan domu proponuje środek na nasmarowanie skrzypiących łańcuchów a para bliźniaków chichocząc i krzycząc obrzuca ducha poduszkami!
Każdego dnia sytuacja staje się gorsza. Upiór stara się jak może, by jakoś przerazić mieszkańców zamku, wymyśla coraz to nowe kreacje i metody - wszystko na nic. Kolejne próby wzbudzenia strachu przynoszą mu kolejne porażki i upokorzenia. W końcu sam duch zaczyna się bać kolejnych pomysłów szalonych bliźniaków (ci straszą go kiedyś kukłą…”Upiora Rodu Otisów”!).
Przedmiotem drwin staje się również Krwawa Plama. Duch codziennie z mozołem odtwarza ją w jadalni, używając do tego farbek, podkradanych nastoletniej córce Otisów, Virginii. Codziennie też plama jest ponownie usuwana. Wkrótce Upiorowi kończy się czerwona farba, plama zatem zaczyna się, ku kolejnym drwinom rodziny, mienić wszystkimi kolorami tęczy…
Pewnego dnia Virginia spacerując samotnie po zamku natyka się na smutnego, załamanego Upiora. Dziewczyna jako jedyna, zamiast prześladować ducha, czuje dla niego współczucie. Postanawia mu pomóc w jego ciężkim losie…
+
Śmiech to uczucie silniejsze od strachu, śmiech potrafi pokonać strach, dlatego „Upiór Rodu Canterville’ów” to raczej komedia, a nie horror; lektura nikogo z pewnością nie przestraszy, natomiast wielu serdecznie rozbawi. Humor Oscara Wilde jest tutaj w pełnym rozkwicie.
Śmieszy „krwawa” plama, malowana co rano kolejnymi farbkami, śmieszy pan domu polecający na skrzypiące łańcuchy odrdzewiacz, śmieszy duch przestraszony kolejnymi figlami bliźniaków. Zabawne są kreacje Upiora, którymi chce przerazić przybyszów zza wielkiej wody : „Czerwony Ruben”, „Ponury Gibeon”, „Niemy Daniel czyli Szkielet Samobójcy”, pocieszne jego bezskuteczne groźby i klątwy. Szczególnie komiczny jest moment, kiedy, krańcowo upokorzony, decyduje się, że zamiast straszenia przejdzie do kroków ostatecznych - Krwawych Czynów. Postanawia ruszyć do akcji, kiedy tylko kur zapieje dwa razy, ale kur…nie pieje drugi raz! Dogłębnie rozgoryczony Upiór mamrocze : „Niech szczeźnie drób przeklęty! Przyjdzie jeszcze dzień, kiedy przebiję mu gardło dzielną włócznią i zmuszę go by zapiał dla mnie w godzinie swej śmierci!”
Naturalnie głównym źródłem humoru jest przeciwstawienie sobie Upiora, reprezentującego angielską przeszłość, przywiązanie do tradycji, zrytualizowaną codzienność arystokracji, z nowoczesnością, racjonalnością, i, wręcz, gruboskórnością Amerykanów. Wilde pisał to z zamiarem zażartowania ze współczesnych, fabuła „Upiora” w obecnych czasach stanowić może jednak metaforę stosunku wszystkich obecnych czytelników do gatunku. Z biegiem lat my wszyscy staliśmy się bowiem, niczym Otisowie, niewrażliwi na „nadprzyrodzony strach”, straciliśmy wiarę w duchy upiory i potwory, prędzej się zaśmiejemy niż przestraszymy czytając o czymś w rodzaju „Martina Szaleńca czyli Tajemniczej Maski”.
Współczesny horror, chcąc dotrzeć do swego czytelnika musi go zaszokować albo okrucieństwem, albo niepokojem istnienia - często porzucając w ogóle narracje nadprzyrodzone (Jack Ketchum, Cormac McCarthy). „Upiór Rodu Canterville’ów” stanowi szczególną „ucieczkę do przodu”, od razu sam zamienia w żart niewiarygodną opowieść.
Znakomite, niewielkie opowiadanie. Godzina lektury - jazda obowiązkowa.
PS.
„Upiór Rodu Canterville’ów” był filmowany wielokrotnie - to w zasadzie klasyka komedii familijnej. Różne są wersje, animowane, krótkometrażowe, kinowe, telewizyjne. Co ciekawe, został on również sfilmowany przez w Polsce przez TVP na przełomie lat 60-70 w efemerycznej serii „opowieści niesamowitych”. Lordem Canterville był Czesław Wołłejko a Virginią młodziutka Anna Nehrebecka. Można chyba wynaleźć na jutubie. Warto, bo, w przeciwieństwie do wielu innych adaptacji - ta jest wierna literackiemu pierwowzorowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz