niedziela, 12 kwietnia 2020

Stephen R. Donaldson. Wojna Złoziemnego Kamienia. 10/10

Drugi tom Kronik Thomasa Covenanta Niedowiarka, w której tolkienowskie schematy i rozwiązania fabularne połączone są z psychoanalizą stanu duchowego bohatera, który przekonany jest, że Kraina, w której przyszło mu przeżywać swe niezwykłe przygody, to tylko wytwór jego chorego umysłu.

+

Przeżywszy miesiąc od pierwszej przygody Covenant zostaje po raz drugi „wezwany” na pomoc Krainie. Minęło w niej czterdzieści lat, Lord Foul Wzgardliwy zebrał ogromną armię, która pod przewodnictwem jednego z Furii (odpowiednik Nazguli) atakuje Siły Dobra. 

Radą Lordów, zarządzających „dobrą” stroną włada Wielki Lord Elena. Wysyła ona poselstwo do sojuszników - Gigantów, sama zaś rusza w pole na czele armii, którą zarządza dowódca Hile Troy - inny przybysz z naszego świata.

Między Covenantem a Troyem narasta niechęć. Dowódca sił zbrojnych nie może zrozumieć braku zaangażowania Niedowiarka, jego dystansu i, właśnie, braku wiary wobec Krainy. Jest też coraz bardziej zazdrosny o względy Wielkiego Lorda, Elena ma wyraźną słabość do przywołanego pisarza.

Tymczasem resztki poselstwa przynoszą złe wiadomości z krainy Gigantów - zostali oni pokonani przez demonicznego drugiego Furię.

Armia Lordów będzie musiała przeciwstawić się siłom Lorda Foula samodzielnie.

Hile Troy opracowuje plan bojowy. Część sił wyruszy, by działaniami podjazdowymi jak najbardziej opóźnić marsz armii Foula, a trzon wojsk uda się do miejsca Ostatecznej Bitwy, by tam przygotować się jak najlepiej na starcie. Wielki Lord Elena, w towarzystwie tylko Covenanta wyrusza na samotną misję odnalezienia zaginionego przed wiekami też. Siódmego Działu Mądrości w nadziei, że pomoże on w zmaganiach wojennych...

+

Covenant to nie jest łatwa w czytaniu fantasy. Owszem, warsztatowo to jest doskonałe a fraza jest poetycka i piękna, ale tutaj nie mamy do czynienia tylko z młodzieżową turbo-przygodą. Owszem, gdy akcja przyspiesza (w części drugiej, w której opisane są działania wojenne) trzeba się aż mocno trzymać, tak gna na łeb na szyję. Czasami (historia upadku Gigantów) zbliża się ona z kolei do typowego horroru. Niemniej czytelnik cały czas musi szukać ukrytych znaczeń, przenośni, aluzji, kodów łączących fantastyczną przygodę z wewnętrznym stanem śmiertelnie chorego człowieka.


Powieść podzielona jest na trzy części. Pierwsza stanowi pewne wyzwanie dla czytelnika. Prawie nic w niej się nie dzieje, dominuje użalanie się nad sobą Niedowiarka i łażenie po korytarzach i ogrodach Revelstone. 

Druga część to 100% adrenaliny - ona najbardziej zapadnie w pamięć po lekturze. Opowiadana jest z perspektywy Hile Troya, marudzący wiecznie Covenant prawie w ogóle w niej nie występuje. Dostajemy za to rewelacyjnie opisaną kampanię wojenną (no, zakończenie jest za bardzo Deus ex machina, nie będę spojlerował, ale zbyt prosto to się poukładało) i w bonusie dwa przerażające horrory - opowieści ocalałych z wyprawy do miasta Gigantów.

Ostatnia partia to podróż Eleny i Covenanta do serca kolejnej góry - Melenkurion (do tzw. Korzeni Ziemi), gdzie ukryta jest mądrość Siódmego Działu. Tutaj początkowo zbyt dużo jest romansu, zbyt mało fantastycznego gazu i energii, a tchórzliwy i marudzący Covenant potrafi doprowadzić do szału, ale naprawdę wstrząsający finał powieści z nawiązką nadrabia wszystko.


Charakterystyczną cechą Kronik jest „samowystarczalność” kolejnych części. Mimo faktu, że opowieść stanowi większą całość, każdy tom można czytać oddzielnie - na początku wita czytelnika bardzo kompetentne streszczenie, a każda kolejna przygoda stanowi zamkniętą dramaturgicznie całość - Covenant na koniec przygody wraca do „naszej” rzeczywistości.


Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka to ArcyKanon fantasy - to trzeba znać koniecznie, choć lektura jest z tych dość wymagających a główny anty-bohater nadal wkurza jak cholera

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...