sobota, 18 kwietnia 2020

Peter Benchley Szczęki 8/10

Najsłynniejszy animal horror w historii gatunku, znakomita, sensacyjna powieść przygodowa, wzniesiona na szczyty popularności przez do dziś popularny blockbuster Stevena Spielberga. Czasami wakacyjno przygodowy klimat „Szczęk” przesłania jego grozowy rodowód, ale nie dajcie się zwieść, to jest jak najbardziej powieść grozy, na dodatek strasząca na więcej niż jednej, tej „zwierzęcej” płaszczyźnie. 

+

W nadmorskim kurorcie Amity u progu sezonu turystycznego dochodzi do tragedii - pływająca samotnie dziewczyna zostaje zaatakowana i pożarta przez rekina. Szeryf Brody chce zamknąć kąpieliska, ale pod wpływem miejscowych władz ustępuje i usiłuje wyjaśnić sprawę po cichu.

Skutki są tragiczne. Kolejnego dnia rekin atakuje w środku dnia przy wypełnionej plaży. Ginie małe dziecko i przygodny pływak. Ginie również rybak, który na prośbę policji poszukiwał agresywnej ryby.

Tym razem targany wyrzutami sumienia i atakowany przez rodziny ofiar Brody natychmiast zamyka plaże. Z instytutu oceanografii przybywa naukowiec, badacz zachowań rekinów. Mężczyzna okazuje się znajomym żony szeryfa z młodości; w pogrążającej się w małomiasteczkowym maraźmie kobiecie budzą się dawne tęsknoty i marzenia.

Ale ja nie o tym... szeryf i naukowiec łączą siły z okolicznym łowcą rekinów, niejakim Quintem, i rozpoczynają poszukiwanie złowrogiego potwora...

+

Jak pisałem, „Szczęki” to nie tylko wakacyjny przygodowy animal horror, to historia strachu, który zna każdy z nas, historia, z którą wszyscy mierzymy się właśnie teraz, wiosną 2020 w dobie epidemii koronawirusa.


Najpierw może garść cytatów z książki : „...jeden kiepski sezon prawie dwukrotnie zwiększy liczbę osób na zasiłku. (...) kolejne dwa lub trzy marne sezony (...) zrujnowałyby miasto. Gdyby ludzie nie mieli pieniędzy (...) gdyby nie mogli utrzymać domów (...) kupcy i punkty usługowe nie przetrwałyby do następnego lata”.


I już widać, co stanowi problem Amity. Nie tyle nawet Biały Rekin ludojad (ewidentnie inspirowany Moby Dickiem Hermanna Melville), co panika, którą może spowodować jego pojawienie i wiążąca się z tym katastrofa gospodarcza kurortu. 

Ta historia zdarzyła się naprawdę w tym roku w austriackim Ischgl, a w roli rekina wystąpił powszechnie nam wszystkim znany Covid-19 

Kiedy w miasteczku wybuchała epidemia koronawirusa, kiedy m.in. rząd Islandii ostrzegał, że wracający z Ischgl turyści zachorowali na covid-19, władze Ischgl starały się wyciszyć te informacje, złagodzić brzmienie, „nie straszyć turystów”. 

Zresztą, w szerszej skali, wszyscy mierzymy się z tym strachem. Czy „odmrażać” gospodarkę ryzykując chorobę ? Jak wtedy spojrzeć w oczy ofiarom ? Ale też co robić,  czy - być może relatywnie niewielkie - ryzyko, może sparaliżować całą gospodarkę ? Doprowadzić do ruiny wszystkich?

I to jest ten prawdziwy horror ukryty w „Szczękach”, prawdziwy strach drzemiący z tyłu głowy czytelników. Nadto powieść znacznie mocniej akcentuje ten element, poświęca mu więcej czasu i emocji.


Książka podzielona jest na trzy części. Na początku jest klasycznie - czytelnika witają znane z filmu sceny ataków rekina, dylematy moralne szeryfa, naciski, którym zostaje on poddany, wyrzuty sumienia wywołane błędną decyzją.

Część druga to zupełna zmiana tematu i nastroju. Wypełnia ją śledztwo Brody’ego w sprawie biznesów burmistrza. Szeryf usiłuje zrozumieć, dlaczego z takim uporem włodarz miasta upiera się przy zatajaniu obecności rekina - na jaw wychodzą brudne tajemnice i powiązania z mafią. Drugi wątek to romans żony szeryfa z naukowcem, przyznam, że zupełnie nieoczekiwany i mocno konsternujący.

W końcu finał to, budząca skojarzenia z już przywoływanym klasycznym Moby Dickiem, walka trzech mężczyzn z demonicznym rekinem. Tutaj technika narracyjna Benchleya we wcześniejszych partiach powieści nienaganna nieco go zawiodła. W trakcie czytania opisów konfrontacji bohaterów z rekinem czasami człowiek nie bardzo wie, co się dzieje. 

Na szczęście w sukurs tutaj przychodzi film, i każdy łatwo przypomni sobie dramatyczne sceny z hitu Spielberga (aczkolwiek rozwiązania fabularne obecne w książce są różne od kinowych - z finałową sceną jeszcze raz czerpiącą garściami z konfrontacji kapitana Ahaba z Białym Wielorybem).


Lektura obowiązkowa. Absolutny kanon literackiego horroru, znakomita, bardzo dobrze napisane przygodówka. Trzeba.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...