Gdyby twórcy „Dziś W Lesie Nie Zaśnie Nikt” poczekali rok ze swym filmem, mieliby do realizacji naprawdę dobry scenariusz. „Dzień Wagarowicza” Roberta Ziębińskiego jest bowiem perfekcyjnie skrojonym slasherem, powieścią napisaną ze wielką świadomością gatunku, z umiejętnością budowania napięcia i fabularnych kulminacji.
+
Marzec 1956. W Moskwie umiera Bolesław Bierut. Edward Ochab, sekretarz KC PZPR, obawiając się drastycznej walki o władzę, jaką ta śmierć może spowodować na szczytach partii, wysyła swą nastoletnią córkę wraz z gronem przyjaciół na Mazury, do partyjnej leśniczówki.
W okolicy zlokalizowana jest tajna radziecka basa naukowa, w której prowadzone są badania nad superżołnierzem. W ośrodku toczy się zimna wojna pomiędzy sadystycznym prymitywnym szefem, a odpowiedzialną za proces badań, piękną, genialną ale i nieco demoniczną, panią doktor.
Poszczególne efekty kolejnych nieudanych eksperymentów zakopywane są w pobliskim lesie.
Tuż przed przybyciem młodzieży do leśniczówki okolicą wstrząsa seria zaginięć lokalnych mieszkańców. Najpierw w niewyjaśnionych okolicznościach ginie wracający nocą przez las do domu mężczyzna. Jego ciało zostaje odnalezione następnego dnia ze śladami kłów i szponów nieznanych zwierząt. Następnie znika bez śladu jego zrozpaczona żona, prowadzący śledztwo milicjanci, okoliczny ksiądz.
Tylko tajemniczy, mieszkający samotnie odludek może pomoc młodzieży w leśniczówce, której grozi śmiertelne niebezpieczeństwo...
+
Już sam pomysł połączenia typowego slashera z opowieścią o potworach (w kinie to się nazywa „monster movie”), na dokładkę wzbogacony szalonymi naukowcami i tajemniczymi eksperymentami prowadzonymi w tajemniczych bazach jest świetny (fanom polskiej pulpy przypomni się może „Dwugłowy Aligator” Roberta Cichowlasa wydany przez Phantom Books), a do tego opowieść została naprawdę wybornie napisana, rozrywkowo, ale absolutnie poważnie i z szacunkiem dla czytelnika. Żadnych zbędnych dowcipasów, żadnej fuszerki czy niedoróbek, fachowa, prezyzyjna robota.
No właśnie - na szczególne pochwały zasługuje naprawdę misterna konstrukcja. Podczas lektury „Dnia Wagarowicza” momentami wręcz słychać cichy szmer idealnie nasmarowanego i ustawionego mechanizmu, który niczym w szwajcarskim zegarku napędza akcję powieści. „Dzień Wagarowicza” jest napisany zupełnie jak dobry horror kinowy, budząc naturalne skojarzenia z klasykami rodzaju „Halloween” czy „Piątek 13-tego”. Jump scare’w od groma, napięcia mnóstwo, bardzo dobrze, zwłaszcza uwzględniając dość lekki i rozrywkowy charakter całości, wykreowani bohaterowie - rezolutna i odważna Inga Ochabówna czy ponury, ale do bólu efektywny Roman Kielecki. Zgrabnie też wypadli villainowie z ruskiej bazy - kartoflany pułkownik Kopinski i wyglądająca jak postać z Hellboya Olga Winowiczowa.
Warsztatowo powieść to tzw. „płomień na słomie”, czyta się tak szybko że wręcz znika w oczach. Po prostu nie sposób się oderwać od sensacyjnej, pełnej przygód i grozy akcji.
Jeśli się do czegoś przyczepić, to nieco słabiej wypada stylizacja historyczna. Skoro autor zdecydował umieścić fabułę powieści w tak interesującym czasie, jak wiosna 1956, to warto było na maksa wyciągnąć różne wczesno PRLowskie smaczki. Tymczasem realia epoki użyte są tylko jako dyskretny kostium dla opowiadanej historii.
Z jednej strony rozumiem świadomie stosowany przez Ziębińskiego „prezentyzm” (nałożenie współczesnych realiów i bohaterów na konkretny punkt historyczny - najbardziej rozpoznawalny był on w kinowym „Popiele I Diamencie” i w postaci Maćka Chełmickiego) - to pozwala współczesnym czytelnikom lepiej wczuć się w przygodę, w losy bohaterów powieści. Z drugiej strony jednak można było spróbować i wycisnąć jeszcze więcej z epoki (a może napisać powieść stylizując ją na obowiązujący podówczas soc-realizm ?). Na trzecią nóżkę - taki zabieg raczej odebrałby atrakcyjności lekturze, więc może się i nie ma co dziwić autorowi,że nie szarżował zanadto ?
Podsumowując - „Dzień Wagarowicza” to doskonała, niebanalna rozrywa dla wszystkich fanów horroru a zwłaszcza dla miłośników slasherów i dobrych monster movies.
Otwarte zakończenie daje nadzieję na dalszy ciąg - jest can’t wait. Polecam !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz