Nie zawsze jest wiosna, nie zawsze jest maj…Po znakomitym debiutanckim “Zero” oczekiwania wobec kolejnej powieści Kathe Koja były duże, niestety, “Urazy Mózgu”, mimo tkwiącego w nich potencjału, mimo intrygującego pomysłu wyjściowego, zawodzą, i to zawodzą mocno…
+
Austen Bandy artysta malarz zarabiający na życie w sprzedawaniem t-shirtów ze śmiesznymi napisami nie może się ostrząsnąć po tym, jak rzuciła go jego żona. Utracił motywację do tworzenia, wegetuje z dnia na dzień i sprzedaje koszulki.
Pewnego dnia, wychodząc ze sklepu z 12-pakiem browara upada tak nieszczęśliwie, że rozwala sobie czaszkę. Długo dochodzi do siebie w szpitalu, cierpi na zaburzenia świadomości, zaniki pamięci, ma dziwne, przerażające wizje, w których pojawia się dziwaczny, rtęciopodobny srebrzysty glut.
Niby nic więcej złego się nie dzieje, ponawiające się jednak ataki budzą coraz większy niepokój w Austenie, obawę przed chorobą psychiczną, której zwiastunem miałyby być wizje srebrzystej plamy. Lekarze nie pomagają - każdy kolejny twierdzi, że wszystko się dobrze goi, że nie ma powodów do obaw a “ataki” to tak naprawdę psychosomatyczne urojenia użalającego się nad sobą hipochondryka (tak, Austen mimo choroby wciąż jest przygnębiony rozstaniem z żoną).
A akcie desperacji Bandy rzuca wszystko i wyjeżdża do swej od lat niewidzianej matki. Nic to nie zmienia, rodzinny dom nie przynosi żadnego ukojenia, jedyne, co zostaje Austenowi to codzienne pijaństwo w okolicznych klubach. A ataki ponawiają się z coraz większą częstotliwością….
W końcu jednak pojawia się światełko w tunelu - poznany podczas jednej z imprez znajomy traktuje opowieści o srebrnym glucie poważnie. Uważa on, że niektórzy ludzie mają dar “spojrzenia za zasłonę” - wspomina w tym aspekcie własnego ojca, epileptyka, którego wizje podobnie jak w przypadku Austena, lekceważyła oficjalna medycyna. Decyduje się zabrać Bandy’ego do szczególnego specjalisty. Zawiadamia również o pogarszającej się kondycji byłą żonę…
+
Będzie długi wątek osobisty :
Ćwierć wieku temu złota era horroru w Polsce była już martwa i pogrzebana. Dla fanów gatunku zamiast krzykliwych ejtisowych okładek i prostych, drapieżnych historii pozostały Artystyczne Poszukiwania - “literatura niepokoju” balansująca na granicy pomiędzy niesamowitością a literaturą głównego nurtu (dzisiaj to się nazywa weird fiction, wtedy nie miało to swojej nazwy, przynajmniej w Polsce). Prym wiodły dwa wydawnictwa i ich bliźniacze (do granicy plagiatu) serie - Rebis z Salamandrą i Zysk z Kameleonem.
Właśnie w ramach zyskowej serii Kameleon wydane zostały “Urazy Mózgu”. Miały być “świeżym głosem i “nową ścieżką” w literackim horrorze. Bram Stoker Award, Lotus Award, w ogóle hiper super. Kupiłem pełen nadziei, no ale na tej nadziei się skończyło… Zmęczyłem, roniąc krwawe łzy, te “Urazy” po to tylko, by z całym przekonaniem ocenić je na 1/10. To było tak męczące w lekturze, tak - IMO - nieudane, tak “misfired”, że aż mnie mdliło, a jako że jestem naiwny i wierzę blurbom i komentarzom to, uznając, że faktycznie “taki będzie horror XXI wieku” na długie lata wypisałem się z gatunku, a w zamian za to, wymachując mieczem/toporem i ciskając na prawo i lewo fireballe, zanurzyłem się w światach fantasy.
Ponowna lektura “Urazów”, po upływie dobrych 20 lat, była, mimo wszelkich zastrzeżeń znacznie lepszą przygodą. W powieści są zalążki fascynujących pomysłów, coś, co dobrze napisane, zmieniłoby “Urazy Mózgu” w hit podobny do debiutanckiego “Zero”. Bo też w sumie “Urazy” leżą tuż obok tematyki tam obecnej - ponownie mamy fizyczne deformacje, ponownie psychiczne tripy, ponownie coś na kształt kultu “drugiej strony”. Odrobina fabularnego zdecydowania, nieco więcej wydarzeń i powieść mogłaby gdzieś dotrzeć.
No niestety, tutaj NIC SIĘ NIE DZIEJE! Bohater obawia się, czy nie popada w chorobę psychiczną, polegającą na chwilowych utratach świadomości i postrzeganiu srebrnego gluta, i tą swą obawą dzieli się z całym światem - z kolejnymi lekarzami, różnej maści “uzdrowicielami”, mamą, przygodnie poznanym facetem….i to tyle. Ta historia zmierza donikąd, choć tak naprawdę niewiele jej byłoby potrzeba, żeby dotarła blisko fascynujących terytoriów.
Na minus też postaci - mało nieciekawe i nie przyciągające uwagi czytelnika. Austen użala się nad sobą z intensywnością Thomasa Covenanta (z legendarnej sagi fantasy autorstwa Stephena Donaldsona), ale nie budzi większego współczucia. Relacja bohatera z byłą żoną też w sumie zostawia czytelnika obojętnym, motywacje przypadkowo poznanego kumpla nie bardzo przekonują (żeby jeszcze miał na Austena crusha…), żona i matka niczym wycięte z czytanki o poisonous relatives…
Mały plus za styl - on jest rozdygotany, neurotyczny, ale ma w sobie szczególny drive, który przyciąga uwagę.
Podsumowując, pomysł wyjściowy z potencjałem, intrygujący, ale niewykorzystany, fabuła i postaci nieciekawe i momentami nużące, żywy, niespokojny styl - “Urazy Mózgu” to intrygująca przygoda literacka, która jednak większość czytelników raczej zmęczy niż zachwyci. Owszem, ona potwierdza możliwości tkwiące w prozie Koja, (mimo narzekania już nie mogę się doczekać spotkania ze kolejną jej powieścią, “Skóra”) ale tym razem przytrafił się raczej zakalec. Wiem, bo dwa razy, w dwu etapach mojego życia, czytałem, i za każdym razem szału, oględnie pisząc, nie było. Raczej nie polecam, chyba że die-hard fanom weirdu (najlepiej takim, których “My Work Is Not Yet Done” Ligottiego zniechęca “nadmiarem horroru”. W “Urazach” będzie weirdowo, jak znalazł).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz