sobota, 12 stycznia 2019

Stephen King Zielona Mila 10/10

Zacznę od apelu do Redakcji. Apelu o umieszczenie w naszej grupie raportu nt. "Zielonej Mili". Ja wiem, że przynależność gatunkowa budzi zastrzeżenia, że "Mila" to nie jest "czysty" horror. Nic tu nie straszy, przynajmniej w powszechnym tego słowa znaczeniu, jest sporo emocji i wzruszenia (wrażliwsi czytelnicy mogą uronić nawet tu i ówdzie łzę), ale to jednak jest literatura "niesamowita" - opis cudowności w codziennym życiu. Niesamowitość nie składa się wyłącznie z duchów, potworów czy scen przemocy - to każdy element, kiedy Nienazwane pojawia się w życiu człowieka. A o tym jest własnie "Zielona Mila".
A i prywatnie zagaję - różnego typu zastrzeżenia dotyczące "Zielonej Mili" skutecznie latami odpychały mnie od tej książki. Cóż za błąd ! Dlatego każda okazja dobra, by pokutować i Milę zachwalać.

A przechodząc do rzeczy :

Niezwykła, współczesna "baśń", przejmująca ale i pełna dramatycznego napięcia opowieść o Cudzie i o walce, jaką w każdym z nas toczy dobro ze złem. Prawdziwe Arcydzieło kultury

+

Pewnego dnia na więzienny oddział skazanych na śmierć (tytułowa "Zielona Mila"), którym zawiaduje narrator powieści, Paul Escombe, trafia ogromny, nieco niedorozwinięty umysłowo, Murzyn - John Coffey skazany za gwałt i zabójstwo dwu 10letnich dziewczynek.
Osadzony jest bardzo spokojny, tak potulny, że wręcz nieprawdopodobne wydaje się popełnienie przez niego straszliwych zbrodni, niemniej okoliczności sprawy są oczywiste, zbrodniarz został praktycznie ujęty na gorącym uczynku, z ciałami obu ofiar w dłoniach.
Wkrótce po swym przybyciu więzień okazuje niezwykłą moc - swym dotykiem leczy chorobę męczącą Paula, nieco później zaś praktycznie przywraca życie oswojonej myszce jednego ze skazańców, rozdeptanej przez sadystycznego strażnika Percy'ego.
Kierowani narastającymi wyrzutami sumienia dotyczącymi sensu swej pracy strażnicy postanawiają nielegalnie wywieźć Coffeya, by swym dotykiem uleczył umierającej na nowotwór mózgu żonie naczelnika więzienia. Cud się wydarza - kobieta wraca do zdrowia a Coffey do celi śmierci.
Paul Escombe zaczyna wątpić w winę skazanego - wydaje mu się niemożliwe, by tak osoba obdarzona tak cudowną mocą mogła jednocześnie być psychopatycznym mordercą. Rozpoczyna własne śledztwo w sprawie...

+

Czasami aż trudno uwierzyć, jak bardzo można być nieświadomym dóbr współczesnej popkultury, jak bardzo można, kierując się fałszywymi uprzedzeniami, nie zauważać jej prawdziwych skarbów.
Tak, mam na myśli siebie i  mam na myśli "Zieloną Milę" Stephena Kinga.  Latami udawało mi się przed nią uciekać - bo to "nie horror a fantasy", bo jest "sentymentalna" i "przesłodzona". I tak tkwiłem w nieświadomości...
Wprost brakuje mi słów, by opisać mój zachwyt po lekturze. Tutaj dosłownie WSZYSTKO się zgadzało, wszystko było wspaniale wymyślone, poprowadzone i opisane.
Po pierwsze, "Zielona Mila" ma wspaniale wymyśloną, zapierającą dech w piersiach fabułę. Mądrą, przejmującą, zmuszającą do głębokich przemyśleń - doskonałą artystycznie, ale i porywającą rozrywkowo.  Po lekturze "Mili" każdy wrażliwy czytelnik zastanowi się nad sensem kary śmierci. Po pierwsze, jak wywodzi King, nie ma czegoś takiego jak "bezsporne dowody". Nawet najbardziej, wydawałoby się, oczywiste sytuacje mogą mieć drugie dno i inne wytłumaczenie. Ale - po drugie -nawet wykonanie "sprawiedliwej" kary śmierci nigdy nie jest naprawdę sprawiedliwe. Dobitnie widać to na przykładzie losu nieszczęsnego Delacroix, kiedy rozsierdzonemu potwornością nieudanej egzekucji i cierpieniem skazańca przełożonemu Paul odpowiada - "to było skuteczne wykonanie kary śmierci".  No i w wyrzutach sumienia, dręczących Paula  na starość ("zamordowałem w swym życiu ponad 70 osób").
Długo z czytelnikiem pozostanie też wspaniała, przerażająca wizja śmiertelnej choroby jako rodzaju demonicznego opętania. Jasne, King sobie trochę ułatwił zadanie, wybierając jako obiekt opisu guza mózgu, niemniej tak pomysł jak i wykonanie są brawurowe.

Nie można, zachwycając się "Milą" nie wspomnieć o bohaterach książki. Postaci to zawsze była mocna strona Kinga, ale w "Zielonej Mili" dał prawdziwy popis. Narrator, Paul Escombe, jego towarzysze, sympatyczny Brutal czy odrażający Percy, skazańcy - wzruszający (mimo popełnionych zbrodni) Delacroix czy przerażający Dziki Bill Wharton, no a przede wszystkim sam John Coffey (jak napój, tylko inaczej pisane), zostaną z każdym czytelnikiem na zawsze.

Zachwyt również budzi maestria formalna, z jaką King napisał "Zieloną Milę". Jak mistrzowsko splótł on wątki głównej opowieści  i historii ramowej, dziejącej się dziesiątki lat później w domu spokojnej starości. No i docenić można  kunszt, z jakim splatane były poszczególne odcinki powieści. Zamiast spodziewanego streszczenia poprzednich części King wplótł rekapitulacje w bieżącą fabułę tak, by czytelnik z jednej z strony nie pogubił się w opowiadanej historii, z drugiej zaś nie tracił czasu  na czytanie powtórek. 

W końcu pora  jeszcze i na przynależność gatunkową... naturalnie "Zielona Mila" to nie jest "horror" w sensie dosłownym - coś, z czym King jest utożsamiany. Niemniej w mojej ocenie jest to klasyczna "opowieść niesamowita". Opowiada o pojawieniu się w zwykłym świecie Cudu, i o reakcji na tenże Cud.

Fani Kinga czasami traktują "Zieloną Milę" tak, jak fani Stonesów "Angie" - jako "hak na uwagę" dla profanów, niegodny porównywania z najsłynniejszymi jego tytułami.  Cóż, każdy ma prawo do własnej opinii... Prawdziwe Arcydzieło popkultury, książka w każdym calu wybitna, najlepsza znana mi powieść Kinga. 11/10

PS.
Lisa Rogak w swojej biografii Stephena Kinga podaje anegdotkę opisującą genezę "Zielonej Mili". Otóż kiedyś King wraz ze swym wydawcą rozmawiał o Dickensie, o tym, jak jego najsłynniejsze powieści publikowane były w prasie w odcinkach. W pewnym momencie musiało paść sakramentalne "a może Ty byś spróbował". King wyzwanie przyjął, a jego efektem była wydana w sześciu częściach "Zielona Mila"

PPS.
Mnóstwo ludzi zna "Zieloną Milę" za sprawą oscarowej adaptacji kinowej. Owszem, film jest bardzo dobry i zasadniczo dość wierny przebiegowi fabularnemu książki. Niemniej znacznie, w mej ocenie, ustępuje on genialnej powieści Kinga. Ta jest wyraźnie ostrzejsza w tonie, bardziej drapieżna, mniej przesłodzona. Widać to przede wszystkim w opisie choroby jako demonicznego opętania (i pojedynku sił Dobra ze Złem), widać także w wyraźnym złagodzeniu opowieści ramowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...