Miałem przyjemność poznać osobiście Artura Urbanowicza. Bardzo go polubiłem, życzę mu wszelkich sukcesów (chyba szczerze, widząc, jak imponująco rozwija się jego kariera :-), nadto bardzo lubię ten rodzaj horroru, który pisze - rozbudowane fabularnie i obyczajowo "kingowskie" powieścidła.
Dlatego z dużym zaskoczeniem przyjąłem fakt, że jego powieść "Grzesznik" nie przypadła mi do gustu.
Krytyczna opinia zawsze sprawia przykrość, więc miałem kłopot, co zrobić. Czy pisać, jak pisać ? Nadto zbliżał się moment, jak się, okazało, przełomowy dla kariery Artura, publikacji jego kolejnej powieści "Inkub".
Swój raport czytelniczy zatem niejako "aresztowałem" na czas nieokreślony.
Dziś, gdy Urbanowicz odniósł niekwestionowany sukces, gdy nawet czasu nie będzie tracił, by moje połajanki czytać, mogę sobie pozwolić na napisanie, co mi nie zagrało i dlaczego. Zatem, Panie i Panowie :
Artur Urbanowicz - Grzesznik 3/10
"Grzesznik" to powieść ciesząca się sporym powodzeniem, doceniona również krytycznie (nagroda im. Grabińskiego 2018), jednak moje osobiste oczekiwania rozminęły się z nią w sposób zasadniczy. Mówiąc najkrócej, spodziewałem się pełnego żywej akcji rozrywkowego horroru, a otrzymałem irytująco napisaną religijną historię z dość nachalnym morałem. Szanuję i doceniam popularność, ale polubić nie potrafię,..
+
Marek Suchocki, vel "Suchy" to boss gangsterskiego półświatka Suwałk. Poznajemy go w momencie, gdy brutalnie egzekwuje swoją władzę, dręcząc jednego ze swych dłużników. Gdy do Suchego dociera wiadomość o wyjściu z więzienia i powrocie do miasta, poprzedniego szefa podziemnych Suwałk, gangstera Samielewicz zwanego "Samielem", bohater profilaktycznie postanawia pokazać konkurentowi, kto rządzi w mieście.
Jednak jego działania okazują się spóźnione. Rodzina Suchego jest zagrożona a jego ludzie przechodzą do gangu Samiela. Pewnego dnia gangster spotyka dwu ponurych bandziorów w służbie konkurencyjnego bossa - w trakcie ucieczki przed nimi spada ze schodów i traci przytomność.
Budzi się w szpitalu. Okazuje się, że Samiel przejął władzę nad całym miastem a Suchy może jedynie dołączyć do nowego gangu. Co gorsza, od wyjścia ze szpitala Marka zaczynają prześladować niezwykle plastyczne koszmary - widzi ludzi ukrzyżowanych na ścianach, spotyka na ulicach dawno zmarłe osoby. Najbardziej upiorne są jednak sny na jawie, w których jego własne rodzina odmienia się w upiory (dzieci pełzające po suficie, charcząca nocami demonicznie matka).
Stopniowo wszystko w życiu opuszcza Suchego. Odchodzi od niego żona wraz z nienawidzącymi go dziećmi, traci wszystkie pieniądze, i, na skutek dziwnego zakażenia, nogę (sic !) Ponura spirala wydarzeń wiedzie go do położonego za miastem domu uciech Hades....
+
Oj ! Oj oj oj oj. I jeszcze raz oj. Mam z Grzesznikiem kolosalny problem. Akcja fabularna ma rozmach, odpowiednio napisana na pewno przykułaby moją uwagę. Horror toczący się w realiach gangsterskich wschodniej Polski to w założeniu świetny pomysł. Ale wykonanie....drastycznie nie takie, jak bym sobie życzył.
Po pierwsze, styl. Urbanowicz pisze bardzo energicznie, żywo, teoretycznie reader friendly. Ale w praktyce czytało mi się to bardzo źle, rytm książki męczył umysł i oczy. Nieprzekonujące są nienaturalne, dziwnie brzmiące dialogi.
No i sama technika narracji - kamera ani na sekundę nie opuszcza Suchego. Wprawdzie zabieg taki wynika z fabuły i znajduje w niej swe słuszne uzasadnienie, ale blisko 500 stron bez krztyny powietrza - mocno poddusza czytelnika.
Po drugie rujnujące wszystko "poczucie humoru", Nie dość, że, nomen omen, suche, to jeszcze zupełnie nie pasujące do ponurego tematu i przesłania Grzesznika.
W powieści jest mnóstwo potencjalnie znakomitych scen grozy (wizje Suchego z ukrzyżowanymi pacjentami, sceny u matki, no a przede wszystkim upiorne, pełzające po suficie dzieci), ale, niestety, sceny te nic a nic nie straszą! Nie wiem, skąd to wynika, pewnie ze wspomnianego "humoru" (a z biegiem stron książki również z umoralniającego przesłania), ale nijak nie potrafiłem się przejąć powieściowymi jump scare'ami.
Również research gangsterski też nie wydaje się wiarygodny - a już zwłaszcza dupowatość głównego bohatera. Powieść pełna jest scen rodem wprost z gangsterskich komedii Lubaszenki z lat 90tych. A to zrzędliwa Mama której Suchy musi robić zakupy, a to ciosająca kołki na głowie żona, do tego namolne dzieci - aż się człowiek spodziewa zobaczyć głupią minę Milowicza czy Pazury.
W końcu TWIST. Urbanowicz wyznaje teorię twista - zaskoczenia fabularnego mającego wstrząsnąć czytelnikiem. Grzesznik jest w taki zgrabny twist wyposażony, ale autor - nie wiadomo po co ! - w pewnym momencie uchyla tę zasłonę i ni z gruszki ni z pietruszki, psując klimat opowiadanej historii - zapowiada - "uwaga, teraz będzie twist czyli zaskoczenie fabularne, któregoście się na pewno nie spodziewali". To zrujnowanie "zawieszenia niewiary", zerwanie złudzenia uczestniczenia w opowieści. Czytając książkę chcę za każdym razem "wejść" w jej świat, zatracić się na chwilę, a nie czytać techniczne wyjaśnienia pojęcia "twist". Twist zapowiedziany przestaje nim być, a łamanie bariery pomiędzy opowiadanym światem a odbiorcą wypadało dobrze na początku "House Of Cards", zaś w przygodowym horrorze nie działa.
Po twiście jest już downward spiral, zjazd w dół, wiodący do nachalnego morału - bądź dobry bo spłoniesz w Piekle, "ubarwionym" finałowym cytatem z siostry Faustyny....no, pls. Gdyby Grzesznika napisał zaprzyjaźniony ksiądz w ramach rekolekcji parafialnych, uznałbym go za całkiem udaną księżowską wprawkę - ale Grzesznik to przecież jedna z najlepszych powieści grozy wydanych w Polsce 2017 ! Mądie.
Na koniec najgrubsza kwestia. Taka świadomościowa. Czytając Grzesznika nie miałem tak naprawdę wrażenia, że czytam horror. Tak, jakby autor używał stylistyki gatunku do opowiedzenia czegoś zupełnie innego. Nie umiem tego ubrać w słowa, "nieszczerość" te złe i niesprawiedliwe określenie - ale, no ja wiem ? tak, jakby pisał on wypracowanie na zadany temat. Rzecz nawet nie w komercyjnym, popularnym charakterze powieści. Nie oczekuję tutaj mrocznych ponurosći rodem z weird fiction, ale King, pisząc swe przebojowe cegły mierzy się zawsze sam ze sobą, ze swymi lękami, sytuacjami życiowymi, w końcu zaś fascynacjami literackimi. Będąc multimilionerem nadal jest pasjonatem. U Urbanowicza nie potrafiłem tego wyczuć (choć tutaj może jestem najbardziej niesprawiedliwy).
Trzymam kciuki za powodzenie Artura Urbanowicza, mało, znając jego determinację i przebojowość jestem o tym sukcesie przekonany (EDIT po roku - miałem rację, Artur odniósł wielki sukces :-), ale, niestety, "Grzesznik" nie podobał mi się wcale.
PS.
"Kuba, Ty mnie nie maluj na kolanach, Ty mnie maluj Dobrze !"
"Harry Angel" DUŻO, DUŻO bardziej mi się podobał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz