Z zamiarem opuszczenia świata literackiego horroru Stephen King nosił się już co najmniej od czasów "Misery" (1987), która przecież opisywała niedole pisarza porzucającego swą lukratywną niszę dla "mainstreamu". Ale strach przed zmianą tkwił w nim tak mocno, że jeszcze parę lat koncentrował się na tworzeniu kolejnych powieści grozy, rozstając się z gatunkiem (do czasu naturalnie) właśnie książką "Sklepik Z Marzeniami" (1991).
"Sklepik" to, podobnie do "Miasteczka Salem", opowieść o Złej Mocy przybywającej do niewielkiego miasta z zamiarem jego zniszczenia. W Castle Rock (dobrze znane z uniwersum kingowskiego miejsce, w którym toczy się akcja kilku jego znanych powieści i opowiadań) otwiera się nowy sklep - "Needful Things" (tytułowy "sklepik z marzeniami"), coś na kształt antykwariatu czy sklepu ze starzyzną. Wbrew pozorom sklep ten okazuje się zaskakująco dobrze wyposażony. Każdy z odwiedzających sklep mieszkańców odnajduje w nim przedmiot swych najgłębszych marzeń - brakującą do kolekcji, bardzo cenną kartę, elegancki kryształ, różne pamiątki przypominające kupującym szczęśliwe dzieciństwo, a których posiadanie przynosi przedziwne ukojenie. Właściciel dostosowuje cenę do możliwości każdego z klientów, można nabyć cenny przedmiot za zupełne grosze. Oprócz zapłaty w gotówce kupujący zobowiązany jest jednak do - jak to określa sprzedawca - wyrządzenia figla, żartu, jednemu z mieszkańców Castle Rock.
Niestety, coś, co określane jest jako "żart" w rzeczywistości jest w najlepszym razie aktem wandalizmu (zniszczenie suszącej się pościeli, wybicie okien w domu, pocięcie opon w samochodzie), a gorszych sytuacjach, wręcz przestępstwem. Zawsze zaś powoduje u ofiar wybuch morderczej furii i agresji wobec "wrogów" odpowiedzialnych za krzywdę.
Dochodzi do eskalacji przemocy - w spokojne niedzielne południe dwie dotknięte "żartami" panie, przekonane wzajemnie o winie drugiej strony, mordują się w ataku dzikiej wściekłości.
Szeryf usiłuje wyjaśnić tę dziwną, ponurą zbrodnię, tymczasem w Castle Rock popełniane są kolejne okrutne i rozwścieczające czyny, pomiędzy mieszkańcami dochodzi do kolejnych napadów niewytłumaczalnej furii i wzajemnej nienawiści. W pewnym momencie w mieście wybucha prawdziwe pandemonium groteskowej przemocy, mordu i zniszczenia. Tylko samotny szeryf staje naprzeciw Odwiecznego Zła.
"Sklepik Z Marzeniami" to nie jest najlepsza powieść Stephena Kinga - od razu warto sobie to powiedzieć. Pomysł Zła przybywającego do małego miasteczka to właściwie kalka z "Miasteczka Salem' (ok. wampira zastąpił tym razem diabeł) a akcja jest bardzo mocno naciągnięta na ramie fabularnej (powieść ma blisko 700 stron). Ale bynajmniej nie znaczy to, ze "Sklepik" jest powieścią złą - co to, to nie. Nasz ulubiony master storyteller daje tu prawdziwy popis kunsztu narratorskiego. Prowadzi ogromną, wielowątkową opowieść, z kilkunastoma głównymi bohaterami, pewnie i energicznie, nie tracąc z pola widzenia kierunku, w którym zmierza cała historia powieści. Tak naprawdę "Sklepik" nie ma głównego bohatera - tutaj ":bohaterem"
jest cała społeczność Castle Rock - King tylko przerzuca reflektor swej
uwagi z jednej osoby na drugą. Każda z postaci opisana jest bardzo ciekawie, przyciąga uwagę czytelnika, nie sposób się ani chwilę nudzić. Szczególnie zapada w pamięć miejscowe biuro szeryfa - wyraźnie inspirowane Miasteczkiem Twin Peaks (nawet skład osobowy posterunku jest uderzająco podobny).
Na odrębne brawa zasługuje Leland Gaunt - powieściowy diabeł (pls, tylko bez uwag o "spojlerach" - już okładkowy blurb zapowiada jasno treść książki ...)
Pewne zdziwienie budzić może fakt, że w powieści jest bardzo mało grozy - to jednak, paradoksalnie, nie jest wcale jej wadą. Otóż "Sklepik Z Marzeniami" jest tyleż horrorem co... komedią. W zamierzeniach Kinga książka stanowić miała satyrę na rozbuchany konsumpcjonizm reaganowskiej Ameryki (umówmy się, tego rodzaju konsumpcjonizm to problem całego turbo/kapitalistycznego świata Zachodu - taki Sklepik Z Marzeniami to mógłby swobodnie w Suwałkach stanąć - niech mi Artur Urbanowicz puna wybaczy :-) W rezultacie nawet najbardziej makabryczne wydarzenia w powieści niespecjalnie straszą, natomiast co i rusz czytelnik może parsknąć zdrowym śmiechem.
Minus jednakże za nieudany finał (no czyżby...), banalny i niezbyt wiarygodny w swym happy endowym kierunku. Moce nagle wspierające siły dobra pojawiają się tak bardzo "zczapy" i deus ex machina, że aż czytelnik zaczyna się z konsternacją drapać się w głowę. Gdyby tę ponurą diabelską groteskę Król Stefan skończył "harryangelowym" depresyjnym finałem, byłoby rewelacyjnie - a jest "tylko" bardzo dobrze.
Kawał lektury, bardzo dobrze napisane, bardzo szybko się czytające, z mnóstwem zapadających w pamięć, ciekawych postaci (niewiele z nich jednak dożyje finału :-) ) Godne polecenia fanom literackiej grozy.
PS.
King wydał Needful Things jako "last Castle Rock novel" - wprawdzie tej literackiej obietnicy do końca nie dotrzymał (wiadomix - pecunia nie omlet), ale, faktycznie, rozmach finałowej apokalipsy wyraźnie pokazywał, że pierwotnie zamierzał swe uniwersum całkowicie zaorać. Warto zwrócić uwagę, że, po Carrie i Salem's Lot, to kolejne amerykańskie miasteczko praktycznie całkowicie unicestwione przez wyobraźnię Krwawego Stefana.
PPS.
Mały kamyk do ogródka tłumacza - o ile całość Krzysztof Sokołowski przełożył znakomicie - z nerwem i energią, o tyle sam tytuł (i nazwa tytułowego sklepu) są w mojej ocenie o jeden żart za daleko. Atmosfera powieści jest tak sama z siebie sowizdrzalska i kpiarska, że dodatkowe podkręcanie jej "Sklepikiem z Marzeniami" było IMO niepotrzebne Już chyba dosłowne "Rzeczy potrzebne" byłoby lepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz