Jak zwykle, pokoncertowe wrażenia i przemyślenia.
Występ znakomity - graliśmy jako headliner, główna atrakcja - większość rasy (m.zd. ok. 500 osób) przyszła właśnie na nas. Znakomite brzmienie, o klasę lepsze, niż pozostałych zespołów - wielkie brawa dla Poliego, owszem, na początku trzeba było nieco korygować, ale słychać, że facet na metal we krwi, w mgnieniu oka dźwięk nabierał właściwego kształtu.
Nie wiem, jak wyszło na magnetofonie, ale nawet netowa wrzuta z komórczaka brzmi dobrze (można porównać z Krakowem, gdzie już też było OK, jaka różnica). Gitara masywna, równo z obu stron dajca, bas selektywny, mocny, dźwiękowo tam, gdzie ma być, ani za bardzo na przodzie (nie miesza się z wiosłem), ani z tyłu (nie miesza się ze stopami). Głos bardzo dobrze wyważony i zbilansowany z muzyką. KAPITALNE brzmienie na solówach gitary. Tylko stopy jeszcze trochę do poprawy - było tak dużo basu, że traciła na tym selektywność. Jak Bomba leciał na dwie, to się to raczej czuło na klacie niż słyszało w uszach. Ale generalnie - wypas.
Teraz koncert. Bardzo dobry start - jako jedyni (headliner w końcu, c'nie?) startujemy z intro, i to jest jak zawsze świetny moment, jest półtorej minuty, żeby wszyscy się skapnęli, że Dragon zaczyna granie i mogli podejść.
"Demon Wojny" - brzmieniowo na nim właśnie trwały lekkie korekty soundu, więc gdzieś tak dopiero po 2/3 wszystko było OK, do tego dość wyraźna kapa, ale temperatura koncertu dobra, rosnąca górę.
"Memory" jest już tak mocne, że łeb urywa. Amok taki, ze nawet viovod w środku numeru nie jest w stanie podkręcić atmosfery, od samego początku lecą dwa młyny i do tego wspólne klaskanie i wrzaski.
Potem przywitanie i zagajka - nieco ryzykowna zagrywa z "kopcem" (kopiec za daleko i za mało obsadzony, by go mogło być słychać - lepiej się dać wyryczeć tym pod sceną), i do tego dość przypadkowo przerwana startującym "Beliarem" - minimalnie szkoda, to to wielki hit i można poryczeć z ludźmi "Beliar" - ale to na przyszłość
"Beliar" - najlepszy moment koncertu. Brzmi świetnie, grany jest świetnie, ludzie szaleją, niesie się wspólnie ryczane "Beliar - sługa diabła", jest doskonale. Śpiewany także bardzo dobrze - jest mała wykopyrtka w trzeciej zwrotce - już wiem, o co kaman. W DRUGIEJ zwrotce Fred śpiewa jednym cięgiem - "Płonie stos, szyderczy śmiech" - i potem jest pauza. I tak samo śpiewa w TRZECIEJ zwrotce - a tam właśnie trzeba inaczej - "Płonie stos - i teraz jest pauza - obok drugi człowiek". Takie śpiewanie i jest łatwiejsze (łatwiej powietrza nabrać) i jednocześnie nabija rytm kolejnych linijek.
Ale to szczegół - ogólne wrażenie - miażdżące.
Solo Bomby - zaskakujące - o ile do tej pory to solo to był jeden z highlightów koncertów, o tyle na open airze nam nie do końca posłużył. Nieco spadła temperatura koncertu i już potem na tak pełne obroty, jak na samym początku nie wskoczyła. Chyba wiem, o co chodzi - do tej pory, w klubach, to solo to by moment wytchnienia od potwornego łomotu (nie dość, że od samych przestrzeni ciasnych głośno, to jeszcze mieliśmy kłopoty z nagłośnieniem). Tutaj, gdzie wszystko doskonale brzmiało, solo trochę wystudziło ludzi. Sam Bomba też wspominał, ze mu się nie najlepiej grało.
Generalnie, solo byłoby dobrze nieco skrócić, koncentrując się na najbardziej bajeranckich momentach (kanty, stadionowe klepy, kołowrotek, marsz) - tak 2, 2 i pół minuty.
"Armageddon" - bardzo dobrze wypadła zajawka Freda, kapitalnie "Cervezza" rewelacyjnie numer - ALE tylko do końca drugiej zwrotki. Część instrumentalna to IMO najsłabszy moment koncertu - w pewnym momencie było słychać tylko klepę Bomby, nieustanne jakby solo Jarka i szukającego się w tym wirze Faziego.
Przemyślałem to głębiej - i oto, co mi wyszło. Wiem, napiszę herezję, Bomba aż się w aucie zapluł, jak mu moje zdanie powiedziałem - ale tak mi wychodzi - "Armageddon" nie działa już koncertowo tak dobrze, jak działał kiedyś. Dokładniej, ta druga część nie działa - bo pierwsza faktycznie jest rewela - ludzie ryczą razem z Fredem "Armageddon" i jest git. Ale "Armageddon" najgorzej wypadł w Wiatraku, w Kwadratach i w Piekarach. Po prostu ta druga część jest niezwykle wymagająca - to prawie dwie minuty nieustannej solówy z ciężko uchwycalnymi motywami "kotwiczącymi" numer. Do tego Bomba nieustannie (również w Piekarach) podkręca tempo.
Można mocnej pogrzebać aranżacyjnie w tej części, żeby lepiej żarła - ale czy nie szkoda w sumie na to czasu ?
Wiem, Fred mnie zabije za sam durny pomysł, ale może by się przymierzyć, żeby ZAMIAST Armegeddona grać "Wieczne Odpoczywanie" ? Numer można tak samo (a nawet lepiej) dedykować Markowi, tak samo jest "śpiewalny", jest sporo prostszy i dla Was, i dla rasy. Jest w nim i "Wieczne Odpoczywanie" i "Szatan, Szatan, krew, rozpusta, płacz". W każdym razie - do przemyślenia.
"Łzy Szatana" - no i gites, że po tym sonicznym koktajlu pojawia się MegaHit, perfekcyjnie wykonany i zaśpiewany - "Łzy Szatana". Drugi highlight koncertu - młyny, świetna zabawa i gorący odbiór. Minimalne "ale" to wyraźne oczekiwanie rasy, żeby numer śpiewać w całości po polsku - jak Fred śpiewa tylko refren, to ludzie się nie orientują i nie startują do śpiewania.
"Fallen Angel" - mały rozgardiasz w zapowiedzi się wkradł - numer poleciał generalnie nieźle, no, była też bombowa kapa, ale w zasadzie zatarta, nie rzuciła się w ucho. Nowy aranż gitary dał sporo powietrza do tej najszybszej części i sporo lepiej to brzmi. Również tu (Fred mnie naprawdę zabije...) lepiej by wypadł polski tekst, choć z racji szybkiego napierdolu i braku wspólnych zapiewań nie jest to tak istotne, jak we "Łzach".
"Szymon Piotr" - bardzo dobrze wykonany, doskonale brzmiący. Kolejny bardzo mocny punkt sztuki. Żadnych pytań, tylko brawa.
Mały problem, jaki zauważam, to bardzo duża koncentracja materiału z Fallen - gramy pod rząd trzy megawymagające wałki - w sumie 20 minut progresywnego death thrashu. Bardzo dobrze, że będzie balladka, bo już wyporność festiwalowa jest na granicy. Może warto jednak na przyszłość jakieś zmiany tutaj lekkie przemyśleć.
"Spell Of Recollection" - już pisałem, ale nigdy dość powtórzeń - nie miałem racji, "walcząc" z balladką. Ona znakomicie wypada koncertowo - i odetchnąć można po jazgocie i jest ciężar w środku. Na krótkie show to za mało mamy na nią czasu, ale na full wersji - rewelacja. Wykon perfekcyjny.
"4WDW" - naturalnie wchodzi po balladzie i z powrotem rozpędza koncert.
"Siedem Czas Gniewu" - :-) Jakoś czułem w majtkach, że nie będzie źle :-) Było nie tylko nieźle, ale wręcz dobrze. numer wystartował dość znienacka - ale to wypadło bardzo dobrze, jak Jarek zaczął ten smolisty riff. Potem dobrze, równo, ze świetnym brzmieniem, bez przygód specjalnych muzycznie. Wokalnie tam Fredowi się zdarzyła obsuwa, ale do przeżycia, kapela przez to nie wyleciała, a jak muzyka idzie równo, to wokal zawsze się "dogoni". Odbiór bardzo dobry.
"Song Of Darkness" - to jest megohicior ! On rewelacyjnie brzmi, rewelacyjnie gibie, i rewelacyjnie go gracie. Mniam.
"Wierzę" - zastąpienie "radyjka" NDCem ciekawe, ale nieco dezorientujące rasę - w sumie nie wiedzieli, co się dzieje i dopiero jak poleciał główny riff, to się ludzie odnaleźli. Ja bym może wolał, żeby po NDCu było jeszcze radyjko, bo to logiczne wejście w utwór - ale to jak chcecie. Wykonane bardzo dobrze, zaśpiewane REWELACYJNIE (wszystkie "wierzę" w punkt), przyjęte również bardzo dobrze.
I już po wszystkim. Bardzo dobry występ, bardzo dobrze przyjęty - tylko tak dalej. Odczuwalne oczekiwanie ludzi na :
- polskie teksty
- nowe numery
Wnioski :
1. Poli rządzi - wart jest swych pieniędzy, bo brzmienie było rewelacyjne. Nie musiałem już myśleć, co powinno być lepiej, a co inaczej,
2. Jakby Armageddona zastąpić Wiecznym Odpoczywaniem to by koncert na tym zyskał,
3. Jakby po Łzach od razu grać Szymona, po nim zamiast Fallen Angel, Wierzę, a Fallenem zamykać koncert, to by też było oks, bo jednak napierdol na koniec wymiata,
4. Łzy dobrze w całości śpiewać po polsku
5. solo Bomby warto skrócić
6. Warto ASAP do setlisty włączyć coś nowego - ludzie są na to gotowi i już się zaczynają dopominać
tylko tak dalej :-)
Galfryd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz