W latach 50-tych w USA działała nieformalna grupa wybitnie uzdolnionych, młodych twórców fantastyki i grozy, zwana czasem „Southern California School Of Writers” a najczęściej po prostu „The Group”. Wszyscy ci autorzy byli mocno związani z przemysłem filmowym - dostarczali scenariuszy dla filmów i seriali fantastycznych produkowanych wtedy w Hollywood (Alfred Hitchcock Presents, Thriller, Twilight Zone, Night Gallery itp). No ale przede wszystkim - pisali książki. W swych powieściach i opowiadaniach mieszali fantasy, horror, science fiction i thriller tworząc wiele znakomitych, sławnych i do dziś ważnych dla gatunku pozycji. Najsłynniejszymi „grupowiczami” byli Charles Beaumont (o zgrozo, do dziś w Polsce nieznany!) Richard Matheson i właśnie Ray Bradbury.
Bradbury’emu nieśmiertelność zapewniły przede wszystkim powieści science fiction - „Kroniki Marsjańskie” czy „451 Fahrenheita” i z tym właśnie gatunkiem jest najczęściej utożsamiany, niemniej na początku swej drogi twórczej sięgał również, i to z ogromnym powodzeniem, po horror. Te wczesne teksty Bradbury publikował w latach czterdziestych w …. „Weird Tales”! Tak, tym samym, w którym jeszcze dekadę wcześniej pojawiały się dzieła samego H.P. Lovecrafta! Opowiadania Bradbury’ego, zebrane w jeden tom, i uzupełnione o kilka nowych zostały w roku 1947 wydane w debiutanckim zbiorze pt. „Dark Carnival”, a przeredagowane i ponownie uzupełnione utworzyły wydaną w 1955 roku „Październikową Krainę”, która dziś, słusznie, uznawana jest pozycją kanoniczną i kamień milowy w rozwoju gatunku.
Mowa była o Lovecrafcie - ale Bradbury pisze zupełnie inaczej! Bradbury (podobnie jak i pozostali autorzy „Grupy”) zrewolucjonizował podejście do horroru. Zamiast gotyckich ekstrawagancji, teatralności, zamiast duchów i cmentarnych mgieł groza rodziła się w najbardziej codziennych okolicznościach, w rzeczywistości otaczającej współczesnych mu ludzi. U Bradbury’ego nie ma komiksowych potworów (no, z drobnymi wyjątkami), jego horror rozgrywa się na ulicach amerykańskich miastach i wsi, w najbardziej powszednich okolicznościach.
Druga sprawa - to oryginalność pomysłów. Horror jako gatunek jest pełen konwenansów i archetypów. Nie u Bradbury’ego - dla samej świeżości jego spojrzenia na literacką grozę, dla oryginalności pomysłów warto oddać się lekturze „Krainy”.
To szukanie świeżości i oryginalności ma swoje konsekwencje; czasami odbywa się to kosztem „horroru” jako takiego (opowiadania bardziej zadziwiają, niż straszą), ale w ostatecznym rachunku jest to warte swej ceny, zaskoczenia, zachwycenia czytelnika.
Impakt grozowy „Krainy” zmniejszają również dwie inne cechy. Po pierwsze - Bradbury pisze często nostalgicznie, refleksyjnie, nastrojowo, tak, trochę „jesieniarsko”. (co ciekawe większość opowiadań napisał przed trzydziestką, jako młodzieniec!. Tym większe uznanie dla jego talentu, który pozwolił mu tak udanie wejść w tę dojrzałą, refleksyjną nutę). Po drugie zaś - czarny humor, obecny w sporej części opowiadań.
Opowiadania w „Krainie” można połączyć w pewne grupy. Na początek creme de la creme - czyli „czyste”, najbardziej straszące, horrory :
Oto „Szkielet” (10/10) - typowy, wydaje się, przypadek hipochondrii (każdy hipochondryk rozpozna samego siebie w groteskowym bohaterze opowiadania), zakończony drapieżnym, makabrycznym twistem. Albo „Mały Zabójca” (10/10) - zwykłe przedmieście, domek, młoda matka pogrążona w depresji poporodowej, w której wydaje jej się, że niemowlę zagraża jej życiu….każdy fan zobaczy tu zapowiedź „Omena” i wszystkich późniejszych historii o demonicznych dzieciach.
Dalej „Zbiegowisko” (9/10). Pewien mężczyzna po swym wypadku wpada na trop tajemnicy - tłum zawsze tych samym osób zbiega się do wypadków samochodowych. Kiedy w jednym przypadku niepotrzebne ruszanie ofiary doprowadzi ją do śmierci, postanawia od podjąć działania i ujawnić spiskowców. Znakomite, świetny pomysł, mrożąca krew w żyłach atomosfera - absolutnie creepy!
I jeszcze „Wiatr” (8/10). Kapitalnie skontrastowane „zwykłe życie” i klimat niczym z lovecraftowskiego „Szepczącego W Ciemności”, gdzie głównym „protagonistą” jest właśnie tytułowy wiatr. Zaskakująco przerażające, niezwykle oryginalne.
A na sam koniec „Słój” (10/10) - jedno z najsłynniejszych opowiadań w całym dorobku Bradbury’ego, mistrzowskie połączenie tajemnicy, makabry i czarnego humoru. Tytułowy słój to eksponat w obwoźnym cyrku, w którym, zanurzone w formalinie, pływa tajemnicze Coś. Zafascynowany rolnik kupuje słój i zaprasza sąsiadów na wieczorne seanse. Zgromadzeni snują opowieści i przypuszczenia dotyczące zawartości słoja. Krzywo patrzy na to zła, zawistna żona…Dla samego Słoja warto sięgnąć po Październikową Krainę!
Twórczość Bradbury’ego swym tajemniczym klimatem przypadnie z pewnością do gustu fanom weird fiction. A niektóre opowiadania to weird w czystej postaci :
„Następna” (8/10) - turystka w Meksyku zwiedza lokalne katakumby i ułożone tam mumie biedaków, których nie stać na pogrzeb. Przerażona przeżyciem, dręczona narastającym przeczuciem tragedii kobieta za wszelką cenę chce opuścić upiorne miasteczko…Zaskakujące, jak młodziutki Bradbury potrafił oddać lęk przemijania, przeczucie śmierci, ulotność ludzkiego życia. Nie tyle przerażające, co chwytające za serce. Duża literatura, nie tylko „horror” (nb. gatunkowo niewiele się dzieje, dyskretnie narasta napięcie wiodące do smutnego, przewidywalnego finału).
„Burzowiec” (8/10) - tego opowiadania nie powstydziłby się sam Thomas Ligotti w swych „Pieśniach Umarłego Marzyciela”. Dwie starzejące się, samotne siostry, jedna zaczyna snuć dziwaczną opowieść o dwojgu martwych, zakochanych ludzi przebywających w burzowcu, ożywających wraz z deszczem, który na chwilę unosi ich ciała. A za oknem leje jak z cebra… Tutaj groza przychodzi dopiero na sam koniec i zaskakuje czytelnika w cudownym, „małpiołapkowym” finale.
Wśród opowiadań łączących horror z humorem najbardziej wyróżniają się :
„Lokator Z Piętra” (9/10) - quasi-wampiryczna, groteskowa opowieść o tajemniczym lokatorze, pracującym w nocy i unikającym srebra, o morderstwach i zaginięciach w okolicy i o małym chłopcu, który prowadzi w tej sprawie własne śledztwo (świetna klamra z faszerowanymi kurczakami!). Co ciekawe, mimo zabawnej tonacji to opowiadanie jednocześnie znakomicie straszy!
Natomiast wyraźnie „for laughs” napisana jest znakomita „Była Sobie Starsza Pani” (9/10) - historia zawziętej staruszki stanowczo (i skutecznie!) odmawiającej uznania własnej śmierci to trochę jakby parodia „Ligei” Poego („człowiek nie ustępowałby aniołom i nie podlegałby wcale śmierci, gdyby nie słabość wątłej jego woli"!).
W grupie opowiadań nostalgicznych i nastrojowych godne uwagi są :
„Jezioro” (6/10) - subtelna, sentymentalna ghost story. 22 letni mężczyzna (już „stary”!) wspomina swą dziecięca miłość, dziewczynkę, która utopiła się w tytułowym jeziorze.
„Emisariusz” (7/10). Ukochany pies przyprowadza gości do obłożnie chorego małego chłopca. Gdy pewnego dnia ginie w wypadku jego ulubiona nauczycielka, pacjent nie potrafi zwalczyć tęsknoty i marzeń o jej dalszych odwiedzinach….więcej smutku i melancholii,
Na koniec zostawiłem kilka parabol i alegorii.
Przede wszystkim mroczna „Kosa” (9/10). Pewien farmer otrzymuje zasobną farmę dla swej rodziny w zamian za przejęcie obowiązków…śmierci. Kapitalne, zaskakujące oryginalnością, na kilku poziomach poruszające - łącznie z „ekonomicznym” (trudno, ludzie giną, ale moja rodzina ma co jeść). Drapieżny finał.
W „Pajacyku W Pudełku” (6/10) opis chłopca żyjącego wraz z mamą samotnie w wielkim domu, który jest jego całym światem, stanowi wyraźną alegorię niedojrzałości, uwięzienia w domu pod maminą spódnicą.
No i na koniec „Wuj Einar” (7/10) - żart z mężczyzn, których „górne i chmurne” ambicje ograniczane są przez skrzeczącą codzienność - żonę, dzieci, obowiązki domowe…
Oryginalne pomysły, horror, humor i nostalgia zmieszane w jedną efektowną całość, napisane wspaniałym, lekkim językiem - wartość literacka „Październikowej Krainy” jest bardzo wysoka a jej znajomość dla fanów horroru - konieczna. MUST READ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz