piątek, 13 marca 2020

John Everson NightWhere 10/10

Horror ekstremalny, który nie jest wulgarny, powieść rozbuchana do granicy pornografii, a wyraźnie promująca tradycyjne wartości, w końcu horror połączony z opowieścią miłosną - a przede wszystkim porywający page-turner, świetna rozrywka z najwyższym znakiem jakości.
+
Mark kocha swą żonę Rae. Rae zaś kocha seks, w każdej postaci, byle było naprawdę ostro (a nawet OSTRO). Gdy małżonkom przestają wystarczać spotkania swingersów i przygodne orgie z przypadkowymi znajomymi, zaczynają poszukiwać czegoś specjalnego. Tym czymś okazuje się „Nightwhere”, klub erotyczny bez stałego adresu, do którego można wejść tylko otrzymując specjalne, imienne zaproszenie.
Podczas pierwszej wizyta małżonkowie poznają wewnętrzną organizację klubu : powszechnie dostępny bar i salę taneczną, sekcję BDSM, gdzie koneserzy mogą oddawać się swym wyrafinowanym rozrywkom, sferę zamkniętą dla zaufanych członków klubu, tzw. „Czerwień”, gdzie wrażenia stają się już, dosłownie, ekstremalne. Okazuje się również, że istnieje jeszcze jeden, legendarny, poziom - „Czerń”, o którym marzą najbardziej zaawansowani. Nad wszystkim w klubie czuwają tajemniczy Obserwatorzy... 
Rae rzuca się z pasją w wir kolejnych orgii SM, tymczasem Mark, znużony, cały wieczór sączy drinki, od niechcenia flirtując z barmanką. Podobnie wygląda druga przygoda; na trzecią Mark nie otrzymuje w ogóle zaproszenia.
Im bardziej Rae pogrąża się w erotycznym szale oferowanym przez „Nightwhere”, tym bardziej Mark się o nią martwi. Zaczyna na własną rękę szukać dojścia do klubu w nadziei wyrwania żony ze szponów szalejącego hedonizmu.
Gdy w końcu udaje mu się wedrzeć na kolejne spotkanie, zmuszony zostanie do przejścia trzech okrutnych prób, by móc spotkać się i porozmawiać z Rae...
+
Fabularnie „Nightwhere” nawiązuje trochę do twórczości Clive Barkera, w szczególności do powieści Hellraiser i koncepcji granicy pomiędzy Ziemią a Piekłem, cielesnych rozkoszy płynących z bólu oraz władających tymi terenami Cenobitów (to powieściowi Obserwatorzy).Jednak tam, gdzie Barker się cofnął i pozostawił szczegóły fabularne wyobraźni czytelników, tam Everson docisnął pedał do dechy. 
Seks poza wszelkie granice to w zasadzie jedyny temat „Nightwhere”. Bohaterowie nie posiadają swego własnego życia, sprowadzeni są wyłącznie do jednej funkcji - czy będzie to wyuzdane poza wszelkie granice pożądanie, czy skłonna do krańcowych poświęceń miłość. Również scenografia jest wyłącznie kartonową wystawką, na tle której rozpisana jest fabuła powieści. Z trudem dowiedzieć się można, że akcja toczy się w Chicago, cała energia opisu idzie na wnętrza Nightwhere. Ale to nie są niedostatki warsztatu - „Nightwhere” jest dokładnie tak wymyślone i napisane -  to ekstremalna powieść  erotyczna (momentami na granicy pornografii) z dużą dawką przemocy i grozy oraz szczyptą fantastyki.
Przyznać trzeba, że Everson nie robi sobie żadnych żartów, jego „pornografia” jest „dorosła” pisana z pełną powagą, bez infantylnego świntuszenia czy  chichotów. Różne seksualne przygody i tortury są uzasadnione fabularnie i emocjonalnie, raczej przerażajace niż nastawione na tani szok. Z kolei horror jest, to prawda, ekstremalny, ale w tym swoim ekstremiźmie w jakimś sensie wręcz „elegancki”.

„Nightwhere” to w mojej ocenie największy dotychczasowy przebój wydany przez Phantom Books. To całkiem jeszcze świeża pozycja (z roku 2012), nominowana do Bram Stoker Award - oczywisty kandydat na wielki hit sprzedażowy. W zasadzie trzeba go potraktować jak test możliwości „partyzanckiej” dystrybucji. Powieść jest z gatunku tych, które przy odpowiedniej oprawie i reklamie wskakują na szczyty bestsellerów różnej maści sępików. Pikantna tematyka, tradycyjna fabuła - mąż ratujący ukochaną żonę, a do tego żywe dynamiczne pióro Eversona to praktycznie przepis na sukces. Nic, pażiwiom, uwidim.

Tłumaczenie Igi Osowskiej jest  wyborne - gładka, przejrzysta fraza, czytanie to sama przyjemność, zdania znikają w oczach a strony same się przewracają. Serdeczne gratulacje.  Z kolei okładka wydała mi się nieco zbyt dosłowna. Nie jest zła, nieco przypomina VHSy z lat 80tych, ale bardziej elegancki byłby w mej ocenie wąż zjadający własny ogon - symbol klubu NightWhere.

„Nightwhere” przynależy trochę do kategorii guilty pleasure, bo to jednak „prawie pornol”, owoc męskiej fantazji seksualnej, swoistą odpowiedź na waniliowego Greya czy Blankę Lipińską. Gorąca, niewyżyta suka, w której płoną Piekielne Żądze, Zakochana Kobieta skłonna do najwyższych poświęceń w imię swej miłości no i ON, facet idealny, pełen wyrozumiałości i totalnej tolerancji, taki, który za swą Kobietą pójdzie, dosłownie, do Piekła. Te klasyczne klisze fabularne momentami bawią swą prostotą, niemniej klasa literacka, znakomita wyobraźnia i energia tkwiąca w tej prozie, a przede wszystkim wielka frajda, jaką daje (chciałoby się, żeby się nie kończyło) uzasadniają  najwyższą ocenę. 
Nawet nieudane zakończenie, nagle przesłodzone do zniesmaczenia, z niepotrzebnym dodatkowym finałem nie odebrało książce najwyższej noty.

Pewnie niektórzy uznają, że powieść Eversona potwierdza podskórnie funkcjonującą opinię, zgodnie z którą horror to domena niedojrzałych zboczeńców, no ale cóż, jest jak z Rock And Rollem u Rolling Stonesów - „i like it”.


PS.
Skoro jest przywołanie Barkera to będzie i fabularna gra grozy - KULT. „Nightwhere” byłoby wspaniałej scenariuszem przygody w realiach tejże gry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...