Mocno zapomniana, a niesłusznie, "orientalna" powieść gotycka, proto-horror w realiach mitycznego bliskiego Wschodu.
Do kalifa Watheka, władcy potężnego i zamożnego, zgłasza się wędrowny, oferując mu różnorakie dobra, wśród nich piękne zaklęte miecze. Obiecuje on władcy wiele więcej, dostęp do "pałacu podziemnego ognia", w którym ukryte są nieprzebrane bogactwa i talizmany, dzięki którym możliwe jest władanie całym światem. Wathek musi jednak w tym celu złożyć ofiarę z życia pięćdziesięciu dzieci.
Zdeprawowany kalif bez wahania przyjmuje ofertę, doprowadza do śmierci dzieci a przy pomocy lubianego wezyra uspokaja wzbudzonych poddanych. Dla uzyskania przychylności Giaura ( pod takim mianem znany był kupiec, w rzeczywistości demoniczny byt z piekła rodem) Wathek oraz jego równie niegodziwa matka dokonują kolejnych zbrodni.
W końcu nadchodzi dzień, w którym wezwany przez demona władca wraz z całym orszakiem wyrusza w podróż ku "pałacowi podziemnego ognia". W trakcie wędrówki zatrzymuje się on w posiadłości jednego ze swych poddanych, uwodzi jego córkę przyrzeczoną innemu. Dziewczyna, ku rozpaczy ojca czuje ogromny pociąg do bogactwa i władzy i bez skrupułów ulega jego czarowi.
Obydwoje zstępują do "pałacu podziemnego ognia", gdzie, jak się jednak łatwo było domyślić, czeka ich kara za popełnione bezeceństwa i zbrodnie
+
Trudno zbornie streścić fabułę Watheka - to niewielka książeczka, ale bardzo gęsto napisana, pełna wydarzeń, postaci, czarów, cudowności i grozy. To taka turbodoładowana mrokiem i nieco "sataniczną" atmosferą braku hamulców moralnych opowieść z tysiąca i jednej nocy - niezmiernie oryginalne połączenie gotyku i orientu. Jej lektura naturalnie stanowi pewne wyzwanie czytelnicze, książeczka powstała grubo ponad 200 lat temu i z dzisiejszej perspektywy jej styl jest dość wymagający - ale nie aż tak, jak by się mogło wydawać na pierwszy rzut oka (w mojej ocenie czytało się ją sporo "nowocześniej", żwawiej niż takiego "Frankensteina"). Fabuła obfituje w widowiskowe zdarzenia i pełne makabry sceny, akcja jest dynamiczna, a postaci świetnie wykreowane i zapadające pamięć. Nie, no ma "Wathek" dobrego drajwa, dobrze się czyta i silnie zapada w pamięć.
Najbardziej jednak pozostaje w czytelniku ta, przywołana już, atmosfera zepsucia i deprawacji. Absolutna amoralność bohaterów, samego kalifa, jego upiornej matki i żądnej bogactw kochanki szokuje do dziś. Czuć, że sam autor doskonale się bawił piętrząc okropieństwa - końcowa "kara za grzechy" jest dość zdawkowa i pozbawiona energii, której pełno było w scenach zbrodni i grzechów. Bo też i William Beckford to niebanalna postać - taki trochę Oscar Wilde swoich czasów, piekielnie bogaty hedonista i sybaryta (do granic, za którymi jego własne bezeceństwa i niemoralne wyczyny, głównie jawny homoseksualizm - Beckford otaczał się za życia tabunami młodych przystojnych "przyjaciół"), a jak się przy okazji "Watheka" okazało, wielce uzdolniony autor.
"Wathek" w anglojęzycznych opracowaniach jest należycie honorowany i uznawany za część klasycznej literatury grozy. Za ważkie i godne uwagi dzieło uznawał go sam Lovecraft w swym "Nadnaturalnym Horrorze W Literaturze". Gorąco polecam odważnym czytelnikom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz