Trzeci numer OkoLicy Strachu to stabilizacja dobrego poziomu poprzedników w części literackiej i coraz lepsza, konkretniejsza, publicystyka.
Numer otwierają dwa opowiadania o współczesnych czarach, Joanny Łańcuckiej "Włosy" i Aleksandry Zielińskiej "Igła W Oku Wielbłąda". Oba są udane, dobrze i mocno straszące, oba też jednak trochę cierpią na skutek nieudanych zakończeń.
"Włosy" (7/10) to historia klątwy, jaką pewna czarownica rzuciła na współczesną młodą kobietę. Opowieść bardzo konkretnie straszy, jest bardzo creepy, przypominając nieco swym stylem horror japoński spod znaku Ju On i Ringu. Niestety kulminacja w domu wiedźmy traci drive i nastrój pierwotnej historii, skręcając w kierunku sielankowego finału, lekko inspirowanego "Dzieckiem Rosemary".
"Igła W Oku Wielbłąda" (7/10) również traktuje o czarach, i klątwie, której wymiar jest jednak bardziej powszechny, obejmujący wszystkich mieszkańców pewnej wioski. Podobnie jak tekst Łańcuckiej, "Igła" nieszczególnie udanie się kończy, zbyt dosłownie trzymając się metafor ze swego tytułu, ale, podobnie jak "Włosy" ratuje się i uzasadnia wysoką ocenę duża ilość autentycznej grozy.
Tekst Alistera Crowleya z drugiego numeru OkoLicy Strachu rodził pytanie, czy Autor jest tak dobrym pisarzem, jak był magiem, okultystą czy skandalistą. Opowiadanie "Niewystarczająco Dobry" przynosi odpowiedź, niestety negatywną. Bohater, Simon Iff, w założeniu postać na miarę Sherlocka Holmesa, okazuje się nudnym starym dziadygą, siedzącym w jakimś londyńskim "Klubie Diogenes", i rozwiązującym zagadki kryminalne poprzez analizę przekonań życiowych podejrzanego. Może dla członków lóż wszelakich ciekawe jest przesłanie opowiadania, ale dla szukającego rozrywki czytelnika horroru mocno przeciętnie (5/10).
W trzecim OLSie jest jeszcze jeden, obok czarowniczego, dwupak tematyczny. To opowiadania Karola Zdechlika i Krzysztofa Wrońskiego, oba zbudowane na weirdowym archetypie "powrotu do miejsca dzieciństwa" (o podobnym "powrocie" traktuje np. tytułowy tekst debiutu Wojtka Guni).
Pierwsze z nich, "Kiedy Wrócimy Do Domu" (2/10) jest niestety najsłabszym tekstem numeru. Zaczyna się nawet dobrze, nastrojowo, jednak później z akapitu na akapit grzęźnie w pretensjonalności i prowadzi donikąd (do tego dochodzi ambarasująca scena kopulacji z "matką ziemią", mimowolnie kojarząca się z wyczynami erotycznymi niesławnego Marka Sabata). To na pewno nie był tekst adresowany do takich jak ja czytelników.
Natomiast drugi tekst, Krzysztofa Wrońskiego "To, Co Za Drzwiami Czeka" jest dla odmiany najlepszym opowiadaniem w zbiorze ! (8/10). Warto nadmienić, że Wroński pokazał już swój potencjał w naprawdę udanej, momentami wręcz porywającej powieści "Czarny Bóg". Najbardziej charakterystyczna cecha jego prozy to niezmiernie udane, i niezmiernie oryginalne nawiązanie do twórczości Lovecrafta.
Najłatwiej o takie nawiązanie poprzez pisanie lovecraftowskich fabuł - w taki sposób powstają setki mniej lub bardziej udanych pastiszy dzieł Mistrza, z mackami, rybioludźmi, tajemniczymi kultami i bóstwami o trudnych do wypowiedzenia imionach. Można też pisać po "lovecraftowsku" z punktu widzenia pesymistycznej filozofii zawartej w jego twórczości. Tak z kolei czyni współczesne weird fiction z Thomasem Ligottim na czele.
Wroński zaś trawestuje STYL literacki H.P.L, adaptując go do własnej narracji, do rodzimych legend i klimatów, tworząc pomału swe własne, pomorskie, uniwersum grozy. To bardzo udany zabieg - widoczny już w "Czarnym Bogu", obecny także w świetnym "To, Co Za Drzwiami Czeka". Z niecierpliwością czekam na kolejne publikacje Autora (w międzyczasie podziwiając jego piękne okładki rysowane dla Bibliotegi Grozy C&T).
"Zwłoki Najłatwiej Pociąć W Wannie" (7/10) to kolejna gangsterska makabreska Juliusza Wojciechowicza, gdzie tytuł w zasadzie udanie streszcza opowiadanie, w którym nieudolny bandzior usiłuje pozbyć się pewnych zwłok. Pełne czarnego humoru, przewrotne, zdecydowanie godne polecenia.
"Randka" Artura Urbanowicza (6/10) trochę zawodzi. Owszem, napisana jest bardzo sprawnie, i czyta się szybko, ale odkrycie, że schizofrenicy mają kilka osobowości w jednym ciele jest z gatunku tych mocno banalnych. To źle, gdy czytelnik wie, jak się opowiadanie skończy szybciej niż jego Autor.
Część literacką kończy opowiadanie kryminalne Iwony Mejzy "Komisarz Jodła Na Tropie" (6/10). Mimo że tytuł może pochopnie sugerować jakieś żarcioszki, to tekst jest całkiem poważnym thrillerem ze zgrabnie wymyśloną zagadką sensacyjną. Niezbyt odkrywcze, ale porządnie napisane.
*
Część publicystyczną otwiera wywiad z Magdaleną Kamińską, autorką monografii kina grozy "Upiór W Kamerze". Rozmowa bardzo ciekawa, godna polecenia, podobnie jak i książka Kamińskiej. (Żeby być precyzyjnym - książka godna polecenia głównie z uwagi na znakomity, kompetentny dobór omawianych filmów i na tychże filmów zgrabne omówienie. "Upiór W Kamerze" cierpi jednak na pewną wadę - to praca naukowa, przez co pisana jest językiem nieznośnie wręcz koturnowym, przemądrzałym i całkowicie hermetycznym dla przeciętnego fana filmu grozy. Nie miejsce to jednak by rozwijać temat).
Prawdziwą ozdobą publicystyki trzeciej OkoLicy Strachu jest rewelacyjny tekst Olgi Kowalskiej "Rączka Czy Nóżka", traktujący o "postaci kanibala w kulturze popularnej". Ależ to się czytało ! Ze swadą, ogromną znajomością tematu, rozpięte od "Raju Utraconego" i Szekspira do, oczywiście "Milczenia Owiec". Coś rewelacyjnego - ażbym chciał, żeby Autorka więcej tekstów i na inne tematy pisała. Brawo, brawo !
PS. Możnaby rozbudować tekst o kanibalizm w kinie grozy - tutaj aż się prosiła wzmianka o włoskiej eksploatacji kanibalistycznej (Cannibal Holocaust etc), no i bogata kinematografia dotycząca kanibalizmu w filmach zombie - ale to temat tak w sumie duży, że nie dziwota, że tekst się tylko na przykładach literackich oparł.
Wraca cykl Piotra Borowca, opisujący Londyn na kartach klasycznych powieści grozy. Tym razem pora na dzieła Oscara Wilde, Brama Stokera i Algernona Blackwooda. Równie porywające, jak pierwsza część eseju.
Mikołaja Kołyszki "Groza Zawsze Będzie Świętą" zaczyna się niewdzięcznie, ale w drugiej części, gdzie Autor efektownie analizuje "Piątek 13tego" pod kątem tez swej publikacji, robi się bardzo ciekawie
(PS. Niemniej kartofel za zdanie komentujące sporą popularność książki Autora "Groza Jest Święta" - cyt. "...wnioskuję, że moje badania były nie tylko interesujące dla MAŁEJ GRUPKI FANÓW LOVECRAFTA i literatury weird fiction, ale zwyczajnie potrzebne". Dolary przeciw powołanym kartoflom - że lwia część popularności książki Autora wzięła się właśnie z zainteresowania fanów Mistrza Z Providence - to oni "tysiącami ściągali ją na swe czytniki.")
Jedyny minus części publicystycznej to artykuł Kseni Olkusz "Wędrówki Potworów", publikacja napisana niewdzięcznym naukowym żargonem, bez żadnego powabu popkulturowego.
Spostrzeżenie natury ogólnej - warto w publicystyce stawiać na łatwiejsze formy przekazu, popularyzujące horror i jego tematykę. Prace naukowe pozbawione są z reguły wdzięku i lekkości, którego czytelnik spodziewa się od lektury czasopisma literackiego.
Nadal jest bardzo dobrze - już czytam czwarty numer :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz