Głównym tytułem, dla którego William Godwin bywa do dzisiaj rozpoznawany przez co wnikliwszych fanów grozy jest … jego córka, Mary, po mężu Shelley, autorka “Frankensteina”. Sam tata, przede wszystkim postępowy myśliciel i publicysta swej epoki, również nieźle pisał, a najsłynniejsza jego powieścią jest właśnie “Kaleb Williams”. Jedyny z nią problem, że nijak nie pasuje ona do literatury grozy, to raczej gotycka powieść sensacyjno-przygodowa służąca przekazaniu czytelnikom przekonań i idei nurtujących jego autora.
+
Kaleb Williams to młodzieniec ubogi i pośledniego rodu, ale, dobrze wykształcony i obdarzony żywą inteligencją, znalazł dobrą posadę sekretarza wielkiego pana, Mr Falklanda. Inteligencja, dociekliwość (a wręcz, można by rzec, nieznośne wścibstwo) powodują, że odkrywa pewną Mroczną Tajemnicę z przeszłości swego pracodawcy. Ten, opętany obsesyjnie dbałością o swój honor i szlacheckie dobre imię (te typowe angielskie “keeping up appearances”) wiąże młodzieńca przysięgą zobowiązującą go do zachowania tajemnicy tylko dla siebie, by następnie, nie dowierzając sile przysięgi, poinformować Caleba, że ten na wszelki wypadek pozostanie jego sługą do końca życia. Ot, żeby mieć wścibskiego trutnia na oku.
Williams nie przyjmuje takiego dobrze, jak to mówią “nic na siłę”, informuje więc Falklanda, że odchodzi ze służby i nocą opuszcza posiadłość. Wkrótce, oskarżony przez byłego pracodawcę o rabunek rodzinnych kosztowności zostaje zamknięty w ciężkim więzieniu, gdzie oczekuje na rozprawę. Usiłując się bronić oskarża byłego chlebodawcę o celowe ukartowanie sprawy, nie może jednak, związany przysięgą, zdradzić Tajemnicy…
W angielskim więzieniu XVIII wiecznym nie ma lekko, oj nie. Ludzie miesiącami, ba latami czekają na rozprawę wstępną, zdarza się, że absurdalnie oskarżony bez cienia dowodów delikwent nie dożyje posiedzenia sądu, na którym ma być uniewinniony. Williams, chcąc przeżyć, staje się zatem Papillonem i co rusz podejmuje rozpaczliwe próby ucieczki. Po kilku niepowodzeniach faktycznie wyrywa się na wolność, gdzie zaraz trafia, zupełnie skądinąd niechcący, do bandy zbójców.
Morale młodzieńca nie pozwala mu towarzyszyć bandziorom w ich przestępczych zajęciach, odchodzi zatem również z bandy i, udając Irlandczyka, usiłuje ustabilizować swe życie w Londynie, licząc, że w taj ogromnej metropolii zniknie ścigającym go gończym.
Niestety, zawziętość, z jaką ściga do prawo, zamożność Falklanda i chciwość jego londyńskiego gospodarza powoduje, że, koniec końców, ponownie zostaje ujęty. Tutaj jednak czeka go niespodzianka, a na czytelnika Twist….
+
“Kaleb Williams” pomyślany był pierwotnie jako fabularyzowany traktat społeczny potępiający brytyjski wymiar sprawiedliwości, nierówność wobec prawa klasy panującej i klas niższych, niesprawiedliwy ustrój sądowy i fatalne warunki w więzieniach, ale jako że autor utalentowany, to wyszedł w efekcie bardzo zgrabny i trzymający w napięciu thriller gotycki, pełen przygód, napięcia i zaskakujących zwrotów akcji.
Powieść Godwina skonstruowana jest dość podobnie do …. “Justyny” markiza de Sade (tylko bez porno 🙂 oczywiście), podobny jest również zamysł twórczy, by na tle efektownej fabuły przygodowej przekazać swe przemyślenia filozoficzne. Kaleb, podobnie jak bohaterka markiza, to “cnota ukarana” - jakby się nie starał być prawy i szlachetny, tak coraz niżej spada społecznie, w coraz większe popada tarapaty i coraz większe go trapią nieszczęścia. Przy czym Godwin atakuje bezduszny i niesprawiedliwy angielski system prawny - przewagę lordów nad prostym ludem, wielomiesięczne areszty wydobywcze, surowe warunki uwięzienia
Równość praw społeczeństwa angielskiego okazuje się tylko pozorna. W rzeczywistości oskarżenie możnowładcy znaczy dużo więcej niż słowa prostaczka. Co ciekawe, stan ten trwa w Anglii poprzez wieki, warto zwrócić uwagę, że podobnie skutecznie swej lordowskiej pozycji społecznej używał Maxim de Winter w “Rebece’ Daphne du Maurier (1938 rok!), by oddalić od siebie oskarżenia o morderstwo żony.
Bardzo ciekawa jest para głównych bohaterów, o znakomicie i intrygująco zarysowanych osobowościach. Główny Złol, Lord Falkland, to żaden banalny villain, to człowiek intencjonalnie szlachetny i prawy, a przy tym człowiek pełen obsesyjnie rozumianego honoru. To w efekcie konfliktu pomiędzy tymi wartościami, konfliktu, w którym Falkland postawi na honor, dopuści się on różnych niegodziwości, które jednak zniszczą go psychicznie i doprowadzą do moralnej ruiny.
Z kolei sam Williams też nie taki jednoznaczny pozytyw. No dobra, niech będzie, że to chłopiec inteligentny i pełen dobra, ale jego obsesyjne grzebanie w przeszłości własnego pracodawcy, jego raniące nerwy przymówienia i aluzje, jego częsta niesubordynacja budzą przez długi czas wątpliwości co do czystości jego zachowania, budzą podejrzenia że gra on w ukrytą grę, że terroryzuje i prześladuje swego pana psychicznie. Dość długo ciężko go przez to polubić, człowiek myśli “co to za menda jest!”. No a coś takiego jak inteligencja emocjonalna u Williamsa po prostu nie istnieje. Nie ma on świadomości krzywdzenia Falklanda przez swe dwuznaczne zachowania, nie ma świadomości braku swej wiarygodności przed kolejnymi instancjami i osobami, zachowuje się jak słoń w składzie porcelany i w więzieniu i między zbójcami. No debil emocjonalny po prostu…
Mimo dwustu lat “Kaleba Williamsa” nadal czyta się zaskakująco dobrze. Nie jest to jeszcze level wspomnianego markiza de Sade czy naszego Potockiego (od “Saragossy”), ale już gotycką konkurencję swych czasów, z Ann Radcliffe na czele, zostawia w pobitym polu pod względem łatwości lektury, z zamierzenia przecież dość poważnej - to miał być traktat społeczno filozoficzny a nie powieść przygodowa. Warto poznać i dziś, choć raczej tylko dla fascynatów starej literatury
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz