Brutalna opowieść gangsterska, opowieść o napadzie trzech desperatów na furgonetkę z pieniędzmi narkotykowego kartelu meksykańskiego, dużo bardziej przypomina serial “Narcos” niż horror, ale to mocna, chwytająca za gardło i waląca czytelnika pięścią między oczy, aż do ponurego, depresyjnego finału, powieść. Tak wygląda współczesny, zaangażowany horror!
+
Portorykańczyk Mario ma ukochaną żonę, ukochaną córeczkę i średnio płatną pracę w ubezpieczeniach. Jego nadzieja na szczęśliwy amerykański sen wali się w gruzy, kiedy lekarze diagnozują u małej Anity ostrą białaczkę. Koszty leczenia pochłaniają wszystkie pieniądze a opieka nad żoną i córką i związane z tym absencje powodują utratę pracy. Zdesperowany mężczyzna w poszukiwaniu pieniędzy decyduje się zostać płatnym zabójcą. wszystko to jednak na darmo, córeczka umiera a chwilę potem odchodzi od niego pogrążona w żałobie żona.
Od tego czasu Mario żyje niczym samotny wilk. Zabija jeszcze kilka kolejnych ofiar, w końcu jednak pojawia się szansa na Wielki Skok - wraz ze swym kumplem ćpunem i nadającym całe zlecenie Meksykaninem mogą przejąć furgonetkę z mafijnymi pieniędzmi. Oczywiście taki furgon jest bardzo mocno chroniony, misja zatem wydaje się straceńcza, ale mające przyjść na każdego 200.000 USD jest pokusą nie do odparcia; Mario marzy, że dzięki tym pieniądzom będzie mógł odzyskać żonę i rozpocząć gdzieś normalne życie.
Desperaci ruszają w długą drogę, wiodącą przez teksańska-meksykańskie pogranicze i przez tunele przerzutowe wykopane przez kartele narkotykowe, w których zamieszkują złowrogie upiory.
W zniwelowaniu dysproporcji sił, w poprawie szans na udany skok, trójce bohaterów dopomóc ma meksykańska magia - specjalny (zdobyty podczas arcymakabrycznej ceremonii) ochronny artefakt i pozyskany od będącej na usługach ich bossa czarownicy zombiak (sic!)….
+
Fabularnie “Diabeł Zabierze Was Do Domu” kojarzy się, jak już pisałem, raczej z brutalnym kinem gangsterskim niż z horrorem. To sceneria serialu “Narcos”, “Człowieka Z Blizną” czy komiksu “100 Naboi”. Pogranicze meksykańsko-amerykańskie, upał, brzydkie, zapuszczone miasta, powszechna bieda i desperacja, pogrążony w osobistej rozpaczy bohater i całe tony brutalnego okrucieństwa. Elementy fantastyczne są w zdecydowanej defensywie, przez dłuższy czas nie ma ich prawie wcale, tyle, że opresyjna, brudna atmosfera skrywanych kultów przypomina nieco klimat znany z “Pieśni Bogini Kali” Dana Simmonsa, aczkolwiek żadnych tu nawiązań fabularnych, mówimy o charakterystycznym, budzącym niepokój i zagubienie czytelnika vibie.
Na pierwszym planie jest Mario, ponury bohater tragiczny, gangster-depresant, trochę w stylu meksykańskiego Alaina Delona. Do dobry, niegdyś, człowiek, człowiek, który uwierzył w amerykański mit, uwierzył, że będzie wiódł wraz z kochaną rodziną szczęśliwe, dostatnie życie. Osobista tragedia, brutalność systemu łamie go, jak zapałkę - to, co zostaje to gorzki desperado, bez żadnego szacunku dla życia ludzkiego, coraz bardziej obsesyjnie wierzący, że pieniądze zdobyte w napadzie pomogą mu jeszcze raz zacząć od początku, odbudować związek z ukochaną żoną, zapewnią finansowe bezpieczeństwo.
Właśnie, pieniądze, “dinero”. Powieść ma drapieżny rys ekonomiczny, w tle fabuły przewijają się przejmujące, gorzkie obrazy amerykańskiej biedy; brudne, zaniedbane przedmieścia, ponurzy ludzie bez żadnych perspektyw, brak środków na elementarne wygody, na leczenie.
Do tego gesty systemowy rasizm - tym razem manifestowany wobec “brązowych”. Tak, “Diabeł” to jest kolejny w MAGowskiej serii “zaangażowany” modern horror.
W kontekście fabuły “Diabła” warto przypomnieć sobie kultowy, stary film francuski “W Kręgu Zła” (stąd pewnie mi się wziął ten Delon…). Podobnie jak w filmie Melville’a, treścią opowiadanej historii jest akcja trójki przygodnie poznanych rabusiów zmierzająca do zdobycia dużych pieniędzy. O ile jednak film francuski staje się apoteozą swoistej uczciwości, prawości przestępców, którzy w finale gotowi są umrzeć jeden za drugiego, o tyle gorzki i ponury “Diabeł” jest tego zaprzeczeniem. Tutaj od początku między uczestnikami napadu tlą się tajone konflikty, zadry, podejrzenia. Wraz z przebiegiem akcji nabrzmiewa to aż to szokującego (REWELACYJNEGO) finału.
Ciężkie, lepkie, przejmujące i depresyjne książczydło, bez cienia nadziei i optymizmu. Bardzo warto.
PS.
W powieści jest całe mnóstwo nietłumaczonego (!) języka hiszpańskiego - czasami czyta się naprawdę ciężkawo, ale po chwili człowiek się przyzwyczaja; to dodatkowy element wzmacniający efekt obcości kulturowej, można się trochę jak na tej granicy meksykańskiej poczuć.
PPS.
Oj, byłby film, byłby! I oglądałoby się z wypiekami!