poniedziałek, 13 maja 2024

Josef Karika Szczelina 9/10

Totalna petarda ze Słowacji! “Szczelina” Josefa Kariki to piorunująca mieszanka klimatów znanych z “Blair Witch Project”, “X Files” i  “Pikniku Pod Wiszącą Skałą”, robiąca totalny mindfuck w głowie czytelnika, strasząca jak diabli, choć pozornie tradycyjnie rozumianego straszenia i jump scare’ów pozbawiona.



Młody mężczyzna po studiach zatrudnia się do rozbiórki starej willi w Żylinie, w której dawniej zlokalizowany był  szpital psychiatryczny. W budynku Igor znajduje zamknięty sejf, a w tym sejfie stare dokumenty dotyczące leczonego w szpitalu w latach 30tych mężczyzny, który po tym, jak na dłuższy czas zaginął bez śladu w okolicznym paśmie górskim Trybacz, został odnaleziony poraniony i zupełnie obłąkany.


Research netowy wyjawia, że temat tajemniczych zniknięć i zaginięć  w Trybeczu  to duży temat, że na przestrzeni lat dochodziło do wielu tego rodzaju tajemniczym fenomenów. Igor opisuje odkryte fakty na swym blogu, gdzie, w gorącej dyskusji ujawniają się zaprzysięgły wróg teorii spiskowych oraz ich zaprzysięgły wyznawca.


Koniec końców Igor umawia się oboma antagonistami by wspólnie, wraz ze swą dziewczyną Mią wyruszyć i rozpoznać sprawę na miejscu…

Grupa decyduje się początkowo na rozwiązanie “bezpieczne”. “Bezpieczne” - jak bowiem wynika z analizy przykładów, wszystkie fenomeny i zniknięcia następowały tylko w określonym, jesienno-zimowym okresie.  W trakcie wędrówki pomiędzy racjonalistą a sensatem narasta napięcie, podsycane jeszcze rzez Igora, który liczy, że kolejne kłótnie i swary będą świetnym materiałem na jego bloga. W efekcie wzajemnych wycieczek i złośliwości pod koniec wycieczki dochodzi do wyzwania - wszyscy umawiają się na kolejną wędrówkę, tym razem w “niebezpiecznym okresie”.


A o tej wyprawie traktuje trzecia część powieści…. Trzy dni i dwie noce - tyle mają spędzić w wspólnie w Trybeczu bohaterowie. Początkowo nic dziwnego cię nie dzieje, jest bezpiecznie i spokojnie; góry, widoki, różne miejscówki itp. Mija pierwszy dzień, drugi, jakoś mija nawet druga noc…. A trzeciego dnia, kiedy wszyscy pomału szykują się do kończenia wędrówki zaczyna się jazda…..


+


Mądie, ależ to jest znakomicie napisane!!! Karika ma w Polsce swoich wiernych fanów (a już w rodzimej Słowacji to jest gigantem pokroju naszego Mroza), ale aż takiego sztosiwa się nie spodziewałem. No bo niby co on miałby w tych pociesznych górkach koło Żyliny wymyślić? No ale, Panie, dał do pieca, aż miło…


Przede wszystkim Karika rozumie doskonale sedno współczesnego horroru - nie trzeba wymyślać żadnych potworów czy duchów, zresztą i tak nikt w nie dzisiaj nie wierzy,  straszna jest sama “cudowność” - zaprzeczenie fundamentów otaczającej nas rzeczywistości. Coś, co powoduje, że nasz dotychczasowy świat, system pojęć się wali, a w jego miejsce nie ma nic nowego,  jest tylko Niewyjaśnione, tylko Tajemnica.  

Jeezu - jakżesz cudownymi, pozornie prawie zwyczajnymi a budzącymi autentyczne dreszcze scenami usiana jest trzecia część powieści! Samotny chłopczyk, spiżarnia w napotkanym domu, “Krejczerowicz”, ci, którzy czytali “wiedzą o co chodzi”.  No i ten szok, kiedy nagle Igor odczuwa “przypływ sił” - to, jak narracja wbija w glebę i wykręca znaczenia i rozumienie powieści w zupełnie nieprzewidzianym kierunku! 


Co ciekawe, mindfuck bohatera (a i czytelników…) pozwala Karice na pozornie ewidentne błędy; mało - autor celowo je podkreśla, dodatkowo podważając wiarygodność narratora. Ta zresztą w pewnym momencie rozpada się w pył, i już do końca nie wiemy, w co wierzyć, bo Karika gra bowiem w grę “niewiarygodny narrator” mistrzowsko, w pewnym momencie  nawet mruga do czytelnika  rozwiązaniem z cyklu “to był tylko sen szaleńca”, które samo z siebie wydawałoby się już nadmiernie ostatnimi laty wyeksploatowane, ale tutaj trzyma nas w zupełnej niepewności.


Warsztat Kariki po prostu fe-no-me-nal-ny! To jest niby plain horror, ale on zahacza mocno o weird fiction uśmiecha się do spiskowo-ufockiego SF i różnego typu “odwiecznych tajemnic Ziemi”. Diabła bym się spodziewał prędzej niż tak niezwykłej powieści. Instant classic - nie wiem, czy już jest angielski przekład, ale jak będzie, to powieść szturmem powinna wziąć wszystkie listy bestsellerów.




PS.

 “Szczelina” na rodzinnej Słowacji stała się ofkors supebestsellerem, nic dziwnego zatem, że w te pędy powstała ekranizacja.


PPS.

Jak ktoś pozna “Szczelinę” i chciałby więcej zbliżonego klimatu, to warto poznać “Plamę Światła” Pawła Matei, która choć bardziej sfokusowana na scifi niż  horror, porusza się po podobnej trajektorii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...