“Domy Na Dnie Morza” to hołd, złożony przez Caitlin R. Kiernan twórczości H.P. Lovecrafta, hołd totalny i ekstremalny - opowiadania z (obszernego!) tomu to w zasadzie “fanfiki”, podejmujące motywy i wątki obecne w jego twórczości; czasem przerabiające oryginalne tytuły, czasem rozszerzające lub uzupełniające ich fabułę, wzbogacające o nowe znaczenia i kierunki.
Ten kiernanowski hołd robi tym większe wrażenie, że naprawdę rzadko się zdarza, by uznany, posiadający własną silną “markę” autor aż tak mocno angażował się w świat, w dzieło innego twórcy. Poszczególne opowiadania są jak cegiełki na ołtarzu ku czci Lovecrafta, często prawie że cytujące oryginalne teksty, aczkolwiek mutując te lovecraftowskie motywy Kiernan filtruje je przez własną wrażliwość i nadaje własny kształt. Znacznie mniej tutaj grozy, mniej tego obezwładniającego koszmarnego klimatu, raczej intryguje nowa perspektywa, nowe spojrzenie na znane już motywy i rozwiązania.
Kiernan lubi zabawy z nielinearną narracją - często niczym w “Grze w Klasy” u Cortazara (tout proportions gardees) rozrzuca chaotycznie elementy historii a czytelnik sam ma sobie ją poskładać.
Częsty motyw to miłość lesbijska i, szerzej, tożsamość płciowa. To zdecydowane (wręcz ostentacyjne) wychodzenie z szafy, tak, że jakby kogoś miały tego typu wątki bardzo mierzić, niech będzie ostrzeżony (aczkolwiek Kiernan jest tak barwną i znaczącą postacią w ruchu LGBT, że nikt się nie powinien tutaj czuć niczym zaskoczony).
W przeciwieństwie do innych fanów piszących w lovecraftowskim uniwersum (z Augustem Derlethem na czele) miejsce magicznych naparzanek, zaklęć, przeklętych ksiąg i seryjnie dopisywanych do panteonu kolejnych bóstw, u Kiernan dominuje nastrój melancholii i niepokoju, własny styl i własna wrażliwość „nałożona” na znane ramy fabularne.
Tom zawiera blisko 30 opowiadań, nie ma większego sensu drobiazgowo analizować poszczególnych fabuł, warto raczej spojrzeć bardziej z lotu ptaka.
Początkowe teksty rozczarowują - za dużo w nich paleontologicznego bełkotu (Kiernan studowała paleontologię) za mało grozy. Najczęściej zbudowane są na zasadzie paleontologicznego odkrycia wskazującego na istniejące przed milionami lat cywilizacje i tajne kulty. Kiedy jednak czytelnik zacznie pomału tracić nadzieję, zaczyna się Samo Dobre - zamiast niezbyt przekonującego łączenia nauki z fantastyką Kiernan zaczyna bawić się klasycznymi tekstami Old Genta.
Najczęściej będzie to dotyczyło jednego z najlepszych - “Widma Nad Innsmouth”. Opisane zostaną kolejne przemiany w rybio-ludzi (“Rybia Panna Młoda”, “Przemiana Elisabeth Haskins”), kultyści Dagona praktykować wciąż będą religijne rytuały (“Na Rafie”), wspomnienia podmorskiej przeszłości prześladować będą współczesnych bohaterów (“Modlitwa Kości”, “Domy Na Dnie Morza”) a koty (niczym u Gaimana) ratować będą ludzkość przed morską zagładą (“Koty Z River Street”).
Drugi powracający motyw to ghule, znane najbardziej z “Modelu Pickmana” (choć fan HPL i “Przyczajoną Grozę” sobie przypomni). Tak jest np. w “Martwym I Szalonym” czy w “1003 Baśni Szeherezady”. Warto odnotować szczególne poczucie humoru, każące Kiernan opisać romans ghula z… rybio-dziewczyną z Innsmouth na melodię Romea I Julii (“Miłość Jest Zakazana, My Kraczemy I Wyjemy”).
Trzeci nurt to opowieści z Krainy Snów. Tutaj znajdziemy m.in. “Niebezpieczeństwa Uwolnionych Obiektów”- w której tajemna księga „ucieka” z Królestwa Snów i wpada w ręce pewnej kobiety, “Córka Alchemika” - alchemiczka znajduje „jajo smoka”, jej żona kaleczy się i zaczyna odmieniać w tegoż smoka, czy rozbudowana “Madonna Pickmana” (tutaj rozbudowana mitologia Krainy łączy się z opowieściami o ghulach).
Bardzo udane są pendants to znanych opowiadań. “U Bramy Głębszego Snu” 7/10 stanowi uzupełnienie do arcysławnego “Ducha Ciemności” vel “Nawiedziciela Mroku” (pewna kobieta znajduje na plaży wyrzucony przez morze … Świecący Trapezoedr. Obiekt doprowadza ją do szaleństwa i tragicznego końca, co obserwuje jej ukochana. Z kolei imponująca stężeniem niepokoju, mroku i grozy “Żona Ogara” rozwija wątki znane z “Ogara” (ponownie pojawia się statuetka Ogara, są kultyści, śmierć która „nie jest śmiercią”, powrót nieumarłej (odmienionej jak w Cmętarzu) a w kiernanowskim bonusie miłość lesbijska).
Wyróżniają się również łączące mitologię Lovecrafta z body weirdem Kathe Koja, epatujące klimatem śmiertelnej choroby (i znowu miłością lesbijską) “Siły Pływowe” (cień z morza „rani” bohaterkę i czyni w jej boku dziurę do „centrum kosmosu” i szalonego Azathotha).
Chyba najlepiej w zbiorze wypadły jednak dwie mroczne, ponure wariacje post-apokaliptyczne. Najpierw przypominające obraz Beksińskiego opowiadanie “John Four” (być może tłumacz się zdrzemnął, bo treść zdaje się nawiązywać do opowieści o Samarytance, trzeba trafu, rozdziale 4 ewangelii św. Jana) - na Ziemi po “inwazji” Azathotha, rządzonej przez czarnego faraona Nyarlathotepa, bezimienna kobieta oferuje zgromadzonym nieszczęśnikom łyk z sadzawki zapomnienia, a potem kapitalne “Czarne Statki Widziane Na Południe Od Nieba” (South Of Heaven - you got it?) - tym razem cywilizacja się wali pod naporem Wielkiego Cthulhu i jego morskich armii, wśród niedobitków ludzkości zamkniętych w obronnych twierdzach kultyści knują swe kultystyczne spiski - mniamh!
Jest jeszcze rozbudowana opowieść sci-fi “M Jak Mars”, bardziej od Lovecrafta przypominająca… Seksmisję (baza kosmiczna na Marsie, społeczność samych kobiet, obudzony z letargu samotny mężczyzna niesie zagładę).
W zamykającym tom tzw. “Cyklu Dandridge”, klimatem przypominającym komiks Rork (jeszcze jeden inspirowany HPL…) połączone są motywy morskiej inwazji Cthulhu/Dagona i znanego z “Muzyki Ericha Zanna” motywu jednostki samodzielnie powstrzymującej (“hold the door”!) katastrofę.
+
Podsumowując - ocena łączna przewyższa sumę pojedynczych opowieści. Tutaj liczy się raczej nastrój całości, konsekwencja w budowaniu weirdowego klimatu, niepokoju i dyskomfortu czytelnika.
Fani Lovecrafta muszą sięgnąć po ten tom, to dla nich lektura obowiązkowa, przy pomocy znanych motywów i rozwiązań snująca własną, niepokojącą, melancholijno depresyjną opowieść, nowoczesne weird fiction wysokiej próby, choć przyznać trzeba, że zdarzają się czasem Kiernan ewidentne misfire’y, gdzie nie bardzo wiadomo, o co jej chodzi i czemu biadoli.
Z drugiej strony osoby nie znające twórczości Mistrza z Providence nie powinny rozpoczynać poznawania jego uniwersum od “Domów”. Oczywiste, częste i gęste nawiązania do źródłowych oryginałów Lovecrafta co rusz powodować będą u przygodnego czytelnika poczucie zagubienia, a nawet jeśli uda się śledzić przebieg wydarzeń, to i tak szereg znaczeń umknie.
PS.
Co do “John Four” się nie upieram, ale odmiany (a w zasadzie jej braku) nazwy Ulthar to się doczepię. W mojej ocenie, uświęconej dotychczasową tradycją przekładów, słowo “Ulthar” się odmienia! Do Ulthar-U, z Ulthar-EM, w Ulthar-ZE (tak samo jak np. Londyn czy Paryż). W końcu jest opowiadanie “Koty Ultharu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz