Nie, nie i jeszcze raz nie!
Nigdy nie przestanę chwalić zasług Stefana Dardy dla polskiej grozy - to on i jego sukces wydawniczy pozwolił wielu innym autorom na publikację i zachęcił inne wydawnictwa do poszukiwania kolejnych przebojowych tytułów, dodatkowo zaś pierwsza część serii “Czarny Wygon : Słoneczna Dolina” była naprawdę porządnym folk-horrorem, no ale następny tom - “Starzyzna” - o którym dzisiaj zdań parę, jest po prostu OKROPNY!
+
Na początek rekapitulacja dotychczasowej historii. Pewien młodzieniec podczas podróży przez lubelszczyznę przypadkowo dostaje się do “przeklętej” wsi. Czas tutaj stanął w miejscu, nikt nie potrafi Starzyzny opuścić, nikt się nie starzeje ani nie umiera, nawet jeśli zginie, powraca żywy kolejnego dnia.
Koło wsi jest upiorne miejsce, Czarny Wygon, gdzie, pod przewodnictwem przeklętego księdza gromadzą się Ci, którzy, zdesperowani zawieszeniem w czasie, popełnili samobójstwo. Zamach na własne życie zamienia ich w białookie zombiaki, których głównym zadaniem jest namówienie pozostałych mieszkańców do tego samego, bezbożnego czynu, na dołączenie do legionu nieumarłych.
Chłopakowi, wraz z poznaną w Starzyźnie ukochaną, udaje się jakoś uciec z wioski i przekazać informacje na jej temat dziennikarzowi warszawskiej bulwarówki, Witoldowi Uchmanowi, który zaintrygowany tematem przybywa na Roztocze chcąc z bliska przyjrzeć się sprawie.
“Starzyzna” podejmuje historię dokładnie w tym miejscu, w którym zakończył się pierwszy tom. Dochodzi do swoistej “wymiany” - zamian za chłopaka to dziennikarz zostaje teraz więźniem przeklętej wioski. Na miejscu spotyka niedobitki poznanych wcześniej bohaterów, ukrywających się przed rosnącymi w siłę hordami zombie. Wszystkim przyjdzie, w klimacie przypominającym nieco “30 Dni Nocy”, walczyć o przetrwanie, czekać na jeden jedyny dzień w roku, kiedy otwierają się bramy między światami i możliwa jest ucieczka.
Przywódcą białookich zombiaków jest pewien, poznany już w “Słonecznej Dolinie”, przeklęty ksiądz. Stopniowo zmieniając mieszkańców w żywe trupy zmierza do realizacji demonicznego planu…
Jednocześnie poznajemy rekonstrukcję wydarzeń, które doprowadziły do powstania klątwy, do zawieszenia Starzyzny w czasie. Poznajemy historię lubieżnego (no ihaaa) klechy, zbrodnię, której się dopuścił, i przerażający rytuał, który połączył w nieprawości wszystkich mieszkańców…
+
Jak już pisałem, “Słoneczna Dolina” była solidnym, fajnie napisanym pop-horrorowym czytadłem, rozrywką nawet jeśli dość prostą i niewymagającą, to potrafiącą dobrze zabawić czytelnika. Tym bardziej boli klęska “Starzyzny”…
Tu NIC NIE DZIAŁA. Powieść jest mdła jak niedosłodzony budyń, kiepsko napisane postaci obsadzone w kiepsko wymyślonej historii (i co z tego, że nieźle napisanej - Stefan Darda ma dobre pióro i nawet bardzo zła powieść nie męczy nadmiernie oczu). Źle „sklejone” z jedynką, blisko pół tomu czytelnik miota się jak we mgle.
Przede wszystkim książka nie działa jako horror, po prostu w ogóle nie straszy. Historia dziennikarza ukrywającego się z niedobitkami przez rok w przeklętej wsi przypomina, jak już wspomniałem “30 Dni Nocy”, ale kudy tam do klimatu grozy znanego z tego komiksu/filmu? Uwagę Dardy zajmują raczej patenty survivalowe rodem z Robinsona Crusoe, opowieści o urządzaniu bazy ocalałych w starym kościele, a napięcie mają wywoływać drobiazgowo opisywane „przygody” w rodzaju załatwiania potrzeb fizjologicznych i kopania wychodka (yikes!). No pls!
Bardzo słaba jest back story - tak naprawdę sedno “Starzyzny”. W końcu mieliśmy się dowiedzieć, cóż tak strasznego uczynili mieszkańcy, by zasłużyć na straszliwą klątwę. Mieliśmy się dowiedzieć, jaka to straszliwa magiczna moc klątwę tę rzuciła.
A tu - pst, jak z mokrego kapiszona. No dobrze - lubieżny klecha mordujący w religijnym obłędzie jest git majonez, scena Krwawej Komunii odpowiednio makabryczna, no ale DLACZEGO cała wieś słuchała Przeklętego Wikarego? Co ich do tego skłoniło, co spowodowało tak straszliwą klątwę?
Do tego dochodzi dosłownie zerowy research. Historia księdza toczy się w latach pięćdziesiątych XX wieku (po II wojnie światowej). To jest wyjątkowo silny, charakterystyczny setting, setting który jest jak „strzelba” u Czechowa, skoro wisi na sianie, to trzeba z niego strzelić. No to ja się pytam, gdzie jest reforma rolna (i przedwojenny “pan”), gdzie elektryfikacja, gdzie partia, sojusz robotniczo chłopski, gdzie rozkułaczanie i prześladowania księży, gdzie stonka i brygady SP??? A wystarczyłoby cofnąć fabułę o kolejne sto lat…
Mimo potoczystej, wartkiej narracji czytanie męczy i irytuje, dużo pomysłów fabularnych jest nielogicznych i nieudanych, często brak konsekwencji w opowiadanych wydarzeniach, a bohaterowie nie przyciągają uwagi. Tak naprawdę wszyscy mieszkańcy Starzyzny zlewają się w jedną, nieinteresującą postać, w oku wydarzeń pozostaje zaś tylko stołeczny dziennikarz , nawet on jednak jest znacznie mniej ciekawy, niż w części pierwszej. Żeby zwrócić uwagę czytelnika Darda rozbudowuje motyw jego osobistej traumy - utratę syna - ale czyni to mało przekonująco i wygląda raczej jak mechaniczny gimmick fabularny niż autentyczna emocja.
W sumie szkoda wątku z “listą Wildsteina” - ciekawiej opisanego w “Słonecznej Dolinie” i dodającego energii fabule.
Last and least, ale jednak na koniec poskarżyć się trzeba na momentami zbyt nachalne folk-religianctwo, opisywane w myśl zasady „kościół jest dobry, a tylko Przeklęty Ksiądz zły”. Nie żebym nawoływał „wincy Siwca” (dla niewtajemniczonych - Tomasz Siwiec to autor polskiej grozy, który w swej twórczości prezentuje zdecydowanie antyklerykalną postawę), ale kolejni rozmodleni bohaterowie na wsiowych mszach zaczynają pod koniec przymęczać bułę.
Naprawdę - powinien być JEDEN “Czarny Wygon”, poszerzony o DOBRZE WYMYŚLONĄ i dobrze napisaną backstory przeklętego księdza, logicznie i konsekwentnie poprowadzony do zgrabnego fabularnego końca. Byłaby dobra powieść grozy, a jest ciężkostrawny zakalec.
Stefan Darda ma, zasłużenie - cały czas podkreślam lekkość, przystępność stylu i żywą wyobraźnię - liczne grono fanów i dobre wyniki sprzedaży. Jedna opinia, nawet tak furiacko krytyczna jak moja, go nie zaboli (inaczej pisałbym może łagodniej). Ale, naprawdę, lektura “Starzyzny” budziła we w mnie najżywszą irytację, a jej wynikiem jest tak niska, wywołana gniewnymi emocjami, ocena. Srry, ale na terytorium popowego folk-horroru zdecydowanie przedkładam Artura Urbanowicza.
PS.
A podobno będzie jeszcze gorzej… LC ostrzega przed “Bisami” i “Bisami II”. Liczne krytyczne opinie zarzucają tym powieściom generalnie to, co mnie złościło już w “Starzyźnie” - nieudane pomysły fabularne, całkowity brak grozy i powiewającą nudę. O zgrozo, autorzy tych opinii z reguły CHWALĄ “Starzyznę”, jako powieść ciekawą i wciągającą (!). Mimo że ośli upór zmusza mnie do kontynuacji serii (kupiłem w końcu cału komplet, c’nie?), to jeżeli zachować proporcje zachować, jak ja ocenię te książki? Ożeszq…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz