„Nawiedzony” - klasyk „złotej ery horroru”, być może najlepsza (z szeregu świetnych), powieść Jamesa Herberta, to znakomita, wzorcowa ghost story - praktycznie jeden niekończący się jump scare, trzymający czytelnika przez cały czas w napięciu. Nawet jeśli dziś tego rodzaju fabuła wydaje się doskonale znana i nieco wyeksploatowana (zwłaszcza przez kino), to nadal sama sprawność narracji i umiejętność straszenia będą dla fanów horroru wystarczającą nagrodą.
+
David Ash to profesjonalny badacz zjawisk paranormalnych. Ash zajmuje się głównie podważaniem naiwnej wiary w nadprzyrodzone; sam, sceptyk, wielokrotnie w przeszłości demaskował różnych oszustów i naciągaczy, wyjaśniał racjonalnie pozorne manifestacje sił pozaziemskich. Tak naprawdę jednak poprzez swą krucjatę przeciwko „światu duchów” David chce zagłuszyć dręczący go od dzieciństwa koszmar - wizję żądnego zemsty ducha własnej siostry, która utonęła w nieszczęsnym wypadku, za który mały David się obwinia.
Pewnego dnia badacz zostaje wezwany do wiejskiej posiadłości rodziny Mariell. Mieszkają tu dwaj bracia; starszy Robert i młodszy Steven, ich siostra, Christine i prowadząca dom starsza ciocia. To właśnie ciocia wezwała firmę Davida (jak była mowa, zajmuje się on szukaniem duchów zawodowo), informując, że w domostwie mają miejsce nadprzyrodzone zjawiska.
Ash po przybyciu rozstawia wszędzie swą aparaturę („Poltergeist” vibe), prosi jednak, by, „póki co” nic mu nie mówić; nie chce się w żaden sposób niczym sugerować. Już pierwszej nocy objawia mu się…duch (?) czarnowłosej dziewczyny. W pogoni za nią mężczyzna wpada do położonego obok domu stawu i prawie w nim tonie - zostaje dosłownie w ostatniej chwili wyciągnięty ze stawu przez, przyznać trzeba, nieco rozbawionych jego wypadkiem, domowników.
Zwiedzając okoliczne lasy Ash natrafia na grobowiec rodowy Mariellów. Pochowani są w nim rodzice, którzy zginęli w wypadku, oraz jeszcze jedna, młodsza, siostra. Rodzeństwo w końcu opowiada detektywowi historię - tragiczne wypadki, które doprowadziły do obecnego stanu rzeczy.
Tymczasem medium zatrudnione w instytucie Davida odbiera niepokojące sygnały zza światów - detektywowi grozi jakieś nieokreślone, ale straszliwe niebezpieczeństwo. Jako, że zawodzą wszelkie próby kontaktu z posiadłością Mariellów (okazuje się, że nie posiadają oni w ogóle telefonu!), zdesperowana i przerażona kobieta w końcu wsiada w samochód i sama udaje się na spotkanie z Ashem.
Ten zaś prowadzi dalej swe śledztwo. Badanie piwnicy kończy się wizją potwornego pożaru, z którego nie ma ucieczki. Davida od koszmarów nawiedzających jego głowę po raz kolejny ratuje piękna Christine…
+
Jeśli cokolwiek chcieć zarzucić „Nawiedzonemu”, to może tylko pewną przewidywalność - bez specjalnego spojlerowania większość fanów horroru od razu będzie wiedziała, o co w tej historii tak naprawdę chodzi. Końcowe twisty fabuły zatem, jakby nie były efektowne, nie będą bardzo zaskakujące. Ale to naprawdę nieważne - „Nawiedzony” jest tak dobry, tak pełen energii, tak zgrabnie skonstruowany i tak przerażający, że jego lektura jest czystą przyjemnością.
Tak, przerażający, „Nawiedzony” spełnia bowiem najważniejsze zadanie stawiane przed dobrymi powieściami grozy - straszy! Powieść, jako się rzekło, jest praktycznie jednym długim jump scarem, trwającą bez końca sceną grozy. Już prolog wali czytelnika między oczy klasycznym, rodem wprost z opowiadań Poego, momentem „ożywienia”, a potem - od pierwszego momentu, kiedy Ash przybywa do posiadłości Mariellów, groza wciąż narasta i narasta, od jednej sceny do drugiej, by ostatecznie eksplodować horrorem w finale krzykliwym i efektownym niczym „Lśnienie” Stephena Kinga.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że „Nawiedzony”, w przeciwieństwie do powieści Kinga (czy np. „Nawiedzonego Domu Na Wzgórzu” Shirley Jackson) nie jest opowieścią o przeklętym domu. Od strony gatunkowej mamy tu do czynienia z opowieścią o duchach, z klasyczną ghost story, wywodzącą się wprost z klasyków XIX wieku (M.R.James, Edith Wharton, E.F. Benson itp. - wszyscy do poznania w rewelacyjnym cyklu „Biblioteka Grozy” wydawnictwa C&T). W konsekwencji tytułowym „nawiedzonym” jest właśnie nasz sceptyczny badacz, będący igraszką w rękach mściwych i złośliwych duchów.
Co ciekawe, James Herbert zdobył powodzenie poprzez swe kipiące energią i swoistą punkową wściekłością pulpowe horrory („Szczury”, „Mgła”), brutalne, prostackie, nie unikające przemocy, gore i ostrego seksu. Na ich tle „Nawiedzony” zaskakuje elegancją narracji, wyciszeniem, unikaniem nadmiernej krzykliwości, nie tracąc jednak grozowego temperamentu, potrafiąc zdrowo docisnąć mocnymi, budzącymi dreszcze, scenami
Niewielka powieść napisana jest znakomicie - nie sposób oderwać się od czytania, a że nie jest zbyt duża, to zabawa na dosłownie jedno popołudnie. Albo wieczór - z tym, że wieczór ten będzie naprawdę „z dreszczykiem”.
KANON - mus znać.
PS.
Nic dziwnego, że tak udana powieść została błyskawicznie przeniesiona na ekran. Film jest całkiem niezły, choć daleko mu do powieściowej intensywności powieści; dziś uwagę wzbudza zwłaszcza młodziutka Kate Beckinsale w roli Christiny Mariell.
PPS.
Kontynuacją „Nawiedzonego” jest powieść „Duchy Ze Sleath”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz