Niestety, młodzieżowa seria o przygodach Wojowników Nocy słabnie z tomu na tom, czego część czwarta - "Powrót Wojowników Nocy", najlepszym przykładem.
+
Nowo narodzone dzieci w Louisville zapadają na tajemniczą chorobę, która nie pozwala im zasnąć. Po dniach wypełnionych nieustannym krzykiem i płaczem wyczerpane maluchy zaczynają umierać. Medycyna jest bezradna, okazuje się, że ich sny są kradzione przez kryjące się w krainach snów kolejne monstra - Zimomorda i Wysokiego Konia (wiem, że śmieszne, aż się Bareja przypomina i zawołanie "czy konie mnie słyszą?"). Potwory te zamierzają za pośrednictwem snów noworodków poznać Tajemnicę Istnienia (dzieci znają ją tuż po narodzeniu, później dopiero życie wymazuje im to z pamięci)a poprzez to doprowadzić do Końca Świata.
Na szczęście świat pełen jest Wojowników Nocy (tak przynajmniej wynika z powieści), gotowych zmierzyć się z siłami Zła. Może to być dziennikarka tabloida, otyły kierowca ciężarówki, przygodny nastolatek, jego ociężały umysłowo brat, lekarka z kliniki neonatologii, a ostatecznie nawet para pracowników sklepu spożywczego - wszystkich ich znany już czytelnikom sagi hermafrodytyczny "anioł" Springer zbierze w nową kompanię, która wejdzie w krainę snów by tam, wyposażeni w coraz bardziej absurdalne "moce" i "zbroje", stoczyli wielki bój, pokonali, nie bez ofiar, wszystkich obrzydliwców i, oczywiście, uratowali nasz świat przed upadkiem.
+
To słabe, kiedy człowiek, ledwie zacznie czytać, już z niecierpliwością wygląda zakończenia książki, by tylko móc przejść do czegoś ciekawszego. Taka sytuacja spotkała mnie z "Powrotem Wojowników Nocy".
Owszem, Masterton umie pisać sprawnie warsztatowo - to się nie zmienia, i "Powrót ..." czyta się bez bólu. Ale nic w nim nie ma inspirującego, ciekawego. To kolejne mechaniczne powtórzenie znanego już schematu - manifestacja Zła, zebranie Wojowników Nocy, kolejne wyprawy do krainy snów, walka, ofiary i końcowe zwycięstwo. Coraz bardziej zanika w serii element grozy - o ile początek serii to był udany miks real-life horroru i fantasy w sennej krainie, to tym razem liczy się wyłącznie dziecinny element przygodowy, który dobrze charakteryzują coraz bardziej sztuczne moce bohaterów i coraz bardziej przestrzeleni przeciwnicy. Horroru wcale nie ma prawie wcale, brak również typowego dla najsłynniejszych tytułów Mastiego połączenia sex&violence.
Jak już pisałem, czyta się co do zasady bezboleśnie, ale irytuje pewien męczący trick. Masterton w każdej kolejnej powieści o wojownikach nocy zmienia od podstaw całą drużynę Niby dzięki temu może wymyślać nowe moce i zbroje, ale tak naprawdę idzie o to, że za każdym razem blisko 1/3 książki zajmuje przełamanie niewiary i akceptacja swej roli przez nowych adeptów. Autorowi objętość powieści rośnie, napychana tą słowną watą, ale czytelnik całej serii czuje się już setnie zmęczony, kiedy kolejna ekipa "nie może uwierzyć" w świat snów i "anioła" Springera.
Ciekawie rozpoczęta seria Wojowników zabrnęła w ślepy zaułek i jest obecnie adresowana praktycznie do nikogo. Fani Mastertona pulpowego, brutalnego i pełnego seksu zmęczą się zmiękczanym pod rynek "young adult" pomysłem. Ten zaś rynek raczej nie sięgnie po autora wsławionego drapieżnymi sex horrorami. Tylko dla zapalonych fanów Mastiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz