czwartek, 29 lutego 2024

Piotr Sikorski Strefa Lęku 4/10

Dziwacznej pasji rozczytywania polskich grozowych vanitów ciąg dalszy. Dziś pora na zbiór opowiadań “Strefa Lęku” Piotra Sikorskiego. Autor też dzisiaj zupełnie zapomniany, od publikacji Strefy Lęku (2013) nic nowego (przynajmniej na poletku literackiej grozy) nie napisał/nie wydał. No i, summa summarum, raczej słusznie, bowiem lektura ww. zbioru wykazuje, że raczej zbyt wiele do powiedzenia w tej dziedzinie nie miał…


To jest tak - w przeciwieństwie do czytanego miesiąc temu Michała Jagiełły (“Piętno Kaina”) Piotr Sikorski pisać umie, i to całkiem sprawnie. Zręczne pióro umiejętnie radzi sobie z budowaniem klimatu, niepokojącego nastroju, czy to w otwierającym zbiór opowiadaniu “Bliźniacze Nacięcia”, gdzie wokół otoczonego mgłami zimowego jeziora kaszubskiego grasuje wracający po latach, morderca, czy to w “Późnych Odwiedzinach”, z nocnym, dziwacznym niczym u Grabińskiego pociągiem wiozącym bohatera ku tajemnicy.

Dobrze też potrafi autor budować suspens, szczególnie w najlepszym tekście całego zbioru, kończącym go “Krwawym Plenerze” - gdzie czytelnik obserwuje, przypadkowe spotkanie fotografa amatora chcącego zdobyć dobre ujęcie przyrody z mordercą usiłującego zakopać zwłoki swojej ofiary.


Cóż jednak z tych warsztatowych, technicznych sprawności, skoro w ślad za nimi nie idą jakkolwiek zajmujące historie! Na froncie wymyślania interesujących fabuł Sikorski niestety sobie poradził znacznie słabiej, często popadając w banalność, wręcz na granicy krindżu.

 

Oto na początek wspomniane już “Bliźniacze nacięcia”. Niby wszystko dobrze, bohaterka, samotna młoda kobieta mieszkająca nad spowitym mgłami kaszubskim jeziorem, jest prześladowana przez traumę zbrodni sprzed lat (nieznany zbrodniarz porwał jej siostrę). Kiedy ponownie zaczynają znikać dzieci, kobieta sama podejmuje śledztwo i wieczorem udaje się do opuszczonej leśniczówki, gdzie mieszka podejrzewany przez nią o udział z zbrodniach starzec, a na miejscu w w piwnicy znajduje  - porwane dziewczynki! Koniec! 

No wau, twist jak cholera … naprawdę, po dobrym w tonie i klimacie opowiadaniu taki zonk - trudno wręcz powstrzymać poczucie zażenowania.


Jeszcze gorzej prezentuje się “Rok 2121. Przegrane Zwycięstwo”. To opowiadanie to nie groza, a science fiction. Władimir Putin (sic! już jest wesoło) przenosi się przy pomocy wehikułu czasu do roku 2121. Budzą go i  - no szok - świat jest inny, ludzie mieszkają na księżycach Jowisza, lub w tzw. stratowieżowcach, unoszących się w powietrzu na zalaną oceanami (globalne ocieplenie) Ziemią. I to by było na tyle…

Nie dość, że to opowiadanie zmierza zupełnie donikąd i praktycznie niczym się nie kończy, no to jest praktycznie pozbawione jakiegokolwiek plotu! Co, kto, komu, po co? Sam opis “świata za 100 lat” to jeszcze nie opowiadanie.


Nieco lepiej, ale nadal pozostawiając wiele do życzenia, wypadają “Późne Odwiedziny”.  Stary leśniczy zaniepokojony przedłużającym się milczeniem jedynego syna, który wyjechał z lasów na studia, rusza w odwiedziny, jadąc tam w coraz bardziej mrocznym, pustym pociągu…na pewno na plus wspomniany już wcześniej klimat, ale brakuje opowiadaniu większego sensu fabularnego. Gdyby fajny twist końcowy jakoś spiąć z nastrojem tej nocnej jazdy, trochę wywalić i posprzątać zbędne flashbacki, to coś by się mogło z tego urodzić, ale niestety…


Następna “Samotność W Tłumie” jest bardzo nieudana. Bohater-przegryw, upada w księgarni i przy tym uderza się w głowę. Oszołomionemu wracają łzawe wspomnienia przyjaciela, który zginął za młodu….  Opowiadanie srodze irytuje, brakiem przygotowania akcji fabularnej (absurdalny “napad na księgarnię”), brakiem pomysłu, brakiem punchu, takie ckliwe mimroły no, jak nie ma z czego, to nie ma…pieron wie, o co chodzi autorowi.


Na szczęście na koniec humor poprawia najlepszy tekst zbioru - zgrabny, suspensowy thriller “Krwawy Plener”. Ścieżki dwu mężczyzn, fotografa amatora zachłyśniętego nowym obiektywem i mordercy, chcącego zakopać zwłoki swej ofiary, przecinają się na zimowych wydmach nadmorskiego jeziora. 

Całkiem dobre,  byłoby wręcz bardzo dobre, gdyby nie autentycznie koszmarne zakończenie koniec. OK, spalę, ale bądźmy szczerzy -  i tak nikt tego zbioru nigdy nie przeczyta.  No więc tak, to jest zakończenie w stylu -  “to był sen”, wiecie o co chodzi?  

Oesu!! To naprawdę krindż level max tak kończyć opowiadanie, to jest do bólu zużyte i oklepane, a jeszcze na domiar złego autor dopuszcza się tutaj brutalnego fabularnego skłamania. “To był sen”? Ta połowa opowiadania opisana  z perspektywy mordercy??? No wstyd. Najlepiej udawać, że tego finału w ogóle nie ma…


+


O co tu chodzi?  Michał Jagiełło nie umiał pisać, a szkoda, bo miał niezłe pomysły. Piotr Sikorski umie pisać sprawnie, ale nie ma wiele do napisania. Jakby połączyć talenty obu tych autorów, powstałby całkiem udany zbiór opowiadań niesamowitych, a tak to albo rybka, albo akwarium…Nic, przeczytałem, żebyście Wy nie musieli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Annę Rice Opowieść O Złodzieju Ciał 6/10

“Opowieść O Złodzieju Ciał”, czwarty tom “Kronik Wampirów”, przynosi znaczną zmianę tonacji wobec swoich porzedników. Zamiast rozlewnych his...