środa, 7 grudnia 2022

Dziwne Opowieści 7/10

Antologia “Dziwne Opowieści”, wydana w 2021 przez Dom Horroru nie spotkała się z tak głośnym przyjęciem, jakby się można było spodziewać a bardzo niesłusznie, projekt to bowiem “high profile”, zbierający śmietankę polskiego weird fiction (brakuje chyba tylko Kuby Bielawskiego, przebywającego wtedy na urlopie od pisania i jeszcze wówczas nieodkrytego Szymona Majcherowicza), a na dodatek podkręcający całość gośćmi z zagranicy. I to jakimi gośćmi!


Bo zacznę prosto z mostu - cztery opowiadania amerykańskich autorów to najważniejszy powód, dla którego warto sięgnąć po Dziwne Opowieści. Jasne, rodzimi twórcy również nie wypadli sroce spod ogona, również w “polskiej” części antologii jest wiele dobrych tekstów, ale stanowczo “finis coronat opus” (koniec wieńczy dzieło) - goście zza oceanu bowiem zamykają antologię.


Zatem zacznijmy :


Na początek Christopher Slatsky i “Na Tym Świecie Nie Śpi Nikt” (8/10). 


Lada chwila Dom Horroru wyda “Alektromantę”  zbiór Slatsky’ego, z którego pochodzi to opowiadanie. Przyznam, że miałem okazję przedpremierowo zapoznać się z “Alektromantą” i przyznam, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. To są męczące, pokręcone, pełne trudnego do uchwycenia mroku historie, owszem, historie niesamowite, ale nie zawsze idące zgodnie z gatunkowymi oczekiwaniami (trochę w tym meandrowaniu przypominającego twórczość Roberta Aickmana). 

Tak, że skończyłem lekturę raczej oszołomiony niż zachwycony. No ale, jak się okazało, ponownie wejście w świat Slatsky’ego, właśnie za pośrednictwem „Dziwnych Opowieści” było już strzałem w dziesiątkę! Co to jest za paskudny,  koszmarny tekst! 


Rozpoczyna się dalekim echem “Zakazanego/Candymana” Clive Barkera. Dwie panie badające prace tajemniczego architekta Alexisa odnajdują jedną z jego budowli w rozpadających się slumsach Los Angeles. Włamują się do zapuszczonego, niepozornego budynku, jakiegoś pustego magazynu, by w środku natknąć się na….KULTYSTÓW Wielkiego Architekta! (Do tego - sic! - w workach na śmiecie na głowach! Ależ to jest nasty wizja!).

Nawet jeśli czytelnik nie do końca ogarnie cały koncept, to klimat, którym ocieka to opowiadanie, nadrobi wszystko. 

Przyznam, że na ukazanie się “Alektromanty” czekam jak na mało co, w zasadzie pewien, że ponowna lektura odkryje przede mną pełnię złowrogiego uroku twórczości Slatsky’ego.


A dalej jest równie mocno : 


Brian Evenson “Grottor” (8/10) - osierocony mały chłopiec przybywa do domu swojej babki. W zapuszczonej chatynce mieszkają pewna staruszka i tajemniczy „Grottor”, półnagi chłopiec pojawiający się tylko nocą. Dlaczego ich nigdy nie ma razem? Jakie tajemnice kryją się w jaskiniach kryjących się we wzgórzach nad  domkiem? Znakomite, mrok i suspens można kroić nożem! (Fani Grabińskiego przypomną sobie pewnie jego “Czad”).


Ale, co oczywiste, creme de la creme “Dziwnych Opowieści” jest opowiadanie arcykapłana weird fiction, Thomasa Ligottiego - “Cień Na Dnie Świata” (10/10)


“Cień” to niezwykły poemat prozą (poemat grozą?) - tekst zamykający drugi tom jego opowiadań, “Grimscribe”. Na tle rozmarzonej niczym wiersze Leopolda Staffa jesieni Ligotti wraca do leitmotivu swojej twórczości - do mrocznej Anima Mundi, złej, czarnej siły wypełniającej otaczającą nasrzeczywistość, będącej istotą wszelkiego życia. 

Oto pogranicze miasta - jesienne pole z zebranymi plonami, samotna postać stracha na wróble, który jednak, jak się okaże, nie jest zbity z desek a jest utworzony przez tajemniczą mroczną substancję powstającą z “dna świata”. 

Potem, wraz z postępującą w kierunku zimy porą roku pojawiają się kolejne wizje - są widma “trędowatych” twarzy na liściach i na wilgotnych plamach powstałych na ścianach, aż w końcu następuje zimna noc przełomu, a w niej szalony pan Marble i jego kosa. 

Piękne, afabularne, dogłębnie przejmujące i budzące gęsty niepokój. 


Nie spodziewałem się, że JAKIKOLWIEK autor współczesnej grozy może rzucić wyzwanie Ligottiemu, ale John Padgett swymi “Snami Origami” (10/10!) uczynił to z łatwością. “Sny Origami” to zapis poszarpanego, dusznego, przerażającego  koszmaru.


Mężczyzna znajduje w swoim materacu papierowy domek origami, a na tym domku zapisaną  maczkiem opowieść. W tej opowieści pewien mężczyzna wraz z żoną wyjeżdża na urlop. Po drodze cudem unika śmiertelnego wypadku a zaraz potem przypadkowo spotkany dziwny chłopiec prosi go o pomoc dotyczącą….egzorcyzmowania nawiedzonego domu. Mężczyzna w tym momencie uświadamia sobie, że znajduje się we śnie (dziwaczna scena z 6 palcami) i decyduje się udzielić pomocy. A dalej, z każdym zdaniem jest coraz dziwniej, mroczniej i koszmarniej…

Muszę jeszcze ze dwa razy przeczytać, ale już ten jedne wystarczył, by zakochać się na zabój.(Wieść niesie, że również zbiór opowiadań Padgetta ma ukazać się w 2023 roku - z góry piszę, że to chyba najbardziej wyczekiwany przeze mnie tytuł).


Szukając głównej różnicy między częścią polską a amerykańską wskazałbym przed wszystkim na “gatunkową determinację”. Twórcy zza oceanu z całą świadomością chcieli napisać “horror” i wszyscy ten “horror” napisali, w polskiej grupie ta determinacja (aczkolwiek również obecna) była jednak nieco mniejsza, więcej przestrzeni pozostawiono weirdowi - “dziwności”. A przecież obie te sfery potrafią ze sobą tak harmonijnie współgrać! 


Spójrzmy choćby na najlepsze polskie opowiadanie, “Przemiana Tamary D.”  niezawodnego Wojtka Guni (7/10)


Tak naprawdę „Przemiana” to drapieżna opowieść obyczajowa o kobiecie poddanej przemocy w związku i to właśnie przemoc domowa stanowi treść opowiadania. Jednak talent i szczególna wierność Wojtka wobec literackiej grozy powodują, że historia Tamary jest również pełnoprawnym horrorem, pełnym budzących dreszcze obrzydzenia i  grozy scen z symbolizującymi koszmar życia udręczonej kobiety wszechobecnymi pająkami.


Mocno łączy weird z grozą Zbigniew Golemienko  w  “Gościu” (7/10). Ojciec mieszka z córką w położonej w głuchym lesie chacie. Pewnej nocy znajduje za zewnątrz nieprzytomnego myśliwego. Ranny, wniesiony do chaty przynosi ze sobą Mroczne Objawienie. 

Nieco ten główny koncept jest poszarpany, ale klimat, łączący thriller z kosmiczną grozą (trochę jak ejtisowy horror sci-fi “Xtro”), parę jump scare-ów i zaskakująco poetycki nastrój mocno radują serce fana grozy.


Niepokojąco, klimatycznie i przerażająco jest również u Pawła Matei. “Macki” (6/10) to zgrabna opowieść niesamowita, eksplorująca lęki ciążowe. Młode małżeństwo w „niewielkim salonie w niewielkim mieszkaniu wielkiego bloku” czeka na dziecko. Ale ciąża nie jest dla nich okresem radości - raczej lęku, narastającego strachu i obaw przed nadchodzącą przyszłością. LI nic nie je i co noc budzi się w dziwacznych somnambulicznych konwulsjach.

DO pewnego dnia zostawia na parapecie niedojedzone resztki śniadania i w ten sposób nawiązuje kontakt z siłą, która, być może, znajdzie jakieś rozwiązanie. Wszystko zmienią narodziny Dziedzica… (opowiadanie pasowałoby jako suplement do znakomitego debiutanckiego zbioru Matei “Nocne”).


Za to u Dawida Kaina w “Na Zawsze W Dole”  (6/10) jest 100 % weirdu w weirdzie….


Mały chłopiec na swe 7 urodziny zostaje przez rodziców zabrany na pokaz magiczny. W jego trakcie jako wybrany z publiczności bierze udział w przedstawieniu - zostaje zamknięty w magicznej skrzyni, wewnątrz której zaczyna się niekończący upadek, który trwa i trwa  i trwa, obejmując całe jego życie… Po latach mężczyzna usiłuje rozwikłać zagadkę skrzyni, przegląda fora, internety, udaje mu się skonstruować jej kopię.


Nie do końca ogarnąłem zamysł autora, zbyt chyba momentami gęsty na moje niskopienne poczucie weirdu, ale były też chwile, kiedy zbliżałem się do objawienia i ogarnięcia idei, i te chwile wydawały mi się fascynujące.


Również mocno zakręcone jest ‘Twoje Królestwo Uległo Podziałowi” (6/10) AnMAri Wybraniec. Pozory mylą, wydaje się bowiem, że to relatywnie prosta opowieść o kalectwie i wiążącej się z tym traumie, no, ale teksty Wybraniec trzeba czytać uważnie (a najlepiej kilka razy…).

Oto jest strażak, który traci w pożarze rękę a po powrocie ze szpitala do „normalnego” życia usiłuje sobie poradzić z nową sytuacją i z traumą kalectwa. Nasilają się wizje otaczającego go ognia i płomieni, nasilają kłopoty codzienności okaleczonego ciała, narasta obsesja na tle utraconej ręki… 

Jak zawsze u tej autorki znakiem firmowym jest przepiękny język i zabawy słowem. Tym razem naokoło ognia i płomieni :-)


Nieco kafkowskie “Wniebowzięcie” (6/10) Dagmary Adwentowskiej i Agnieszki Biskup to zabawa z czytelnikiem, oparta na szczególnym twiście, na którym jest tekst zbudowany. (Stąd o fabule ani słowa, żeby nie psuć zabawy).


I jeszcze “Przemówić Musi Człowiek” (6/10) Marcina Majchrzaka - dobrze napisane, zgrabne, zwarte opowiadanie niesamowite. Ukryta tajemnica ofiarnej zbrodni sprzed lat, dociekliwy naukowiec - wszystko jest jak należy, szkoda tylko że całość wieńczy zbyt przewidywalny, wręcz generyczny finał.


Trochę mniej mnie przekonały :


“Wielki Dzięcioł” (5/10) Magdaleny Świerczek Grybos, opis inwazji Kosmicznych Krewetek, które zaatakowanej ludzkości oferują wybór - samobójstwo prowadzące “nicości” lub pożarcie, w efekcie którego pożarte osoby trafią do „raju” (Brzegu - miejsce wyobrażone przez „pożartego”). Ten apokaliptyczny, matrixowski pomysł zawiera w sobie ogromny potencjał. Niestety, odbiorowi szkodzi styl pisania, męczący, nadęty ambicją filozoficzno-artystyczną a zaniedbujący potoczystość. Aż ciekawość bierze, jak podobny temat rozpisałby Wojciech Gunia, deklarujący na nadchodzące lata wejście na terytorium weirdowego horroru scifi. 


“Martwy Ogród”  (5/10) Bartłomieja Fitasa (wychowanica domu dziecka prowadzi spokojne życie jako sprzątaczka by pewnego dnia, chcąc coś zmienić, wyruszyć w podróż która kończy się w tymże domu?)  to dobrze się czytające i generalnie nieźle napisane opowiadanie, niestety, nie bardzo zrozumiałem jego przekaz. 


“Domek Dla Os” (4/10) Pawła Matuszka (eksperyment, za pomocą którego Istoty Z Obcego Świata mogą łączyć swe świadomości z ludźmi?). Wyjściowy koncept jest intrygujący, ale, ponownie, nie bardzo wiem, dokąd to opowiadanie miało zmierzać (że niby wszyscy jesteśmy postaciami z kart książki? za daleki to strzał).


 i w  końcu :


“Negatyw I Ciągłość” (4/10) Łukasza Krukowskiego (mężczyzna/derwisz nawiedza sąsiada i potem opętuje jego rodzinę?), opowieść o poszukiwaniu Boga rozczarowująca brakiem fabularnego konkretu (jeszcze raz ad nauseam - w artystycznym nadęciu prostemu fanowi grozy  trudno ogarnąć zamysł).


To tyle - na koniec jeszcze raz dodatkowe wyrazy uznania dla Wojtek Gunia, który nie tylko napisał znakomitą “Tamarę”, ale i pełnił funkcję redaktora prowadzącego całego tomu a także wzorowo (i pięknie - ten Ligotti!) przetłumaczył opowiadania zagranicznych gości. 


Dla fanów weirdu pozycja obowiązkowa. 


PS.

I pamiętajcie! Christopher Slatsky - “Alektromanta”, John Padgett (jeszcze nie wiem, jaki będzie tytuł). MUST HAVE, MUST READ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...