Najsłynniejsza powieść grozy wszechczasów, niewyczerpana kopalnia pomysłów i motywów, wzorzec literackiego horroru niczym z Sevres - jak się jednak przy bliższym poznaniu okazuje, obok niezwykłych wspaniałości (których jest pełna), niewolna też od wad.
+
Historia jest bardzo znana. Młody angielski prawnik przybywa do Transylwanii, by osobiście przywieźć zamieszkałemu tam klientowi, hrabiemu Draculi, dokumenty nabycia nieruchomości w Anglii.
Na miejscu zostaje uwięziony w zamku hrabiego, który w międzyczasie wyrusza w podróż do swego nowego miejsca zamieszkania. Dracula przybywa, dosłownie, na skrzydłach burzy, na pokładzie statku widmo, którego załogę wcześniej wymordował.
Wampir rozpoczyna nocne wizyty u panny Lucy Westenra, wizyty, które doprowadzą ofiarę do intensywnej anemii. Mimo zaangażowania w proces leczenia aż dwu lekarzy, kochającego się w dziewczynie dr. Sewarda oraz holenderskiego konsultanta prof. Van Helsinga, mimo wielokrotnych transfuzji krwi od wielu chętnych dawców, Lucy umiera.
Jej śmierć to dopiero początek koszmaru. Wkrótce po pogrzebie tajemnicza „biała dama” zaczyna prześladować dzieci bawiące się po zmroku w pobliżu cmentarza (nb. upiorne musiały być te dzieci…). Prof. Van Helsing wykrywa, że białą damą jest Lucy, która sama padłszy ofiarą wampira, po śmierci zamieniła się w krwiożercze monstrum. Wraz z narzeczonym ofiary oraz dr. Sewardem ponurej nocy postanawia zakończyć potworne bytowanie Lucy (klasyczna metoda, zaostrzony kołek w serce i ucięcie głowy).
Po przywróceniu spokoju duszy zmarłej ekipa postanawia odnaleźć sprawcę tragedii i pomścić dziewczynę. Do grona łowców dołącza również, wraz ze swą żoną, najbliższą przyjaciółką Lucy, nasz młody prawnik...
+
Pomysł, klimat, efektowne rozwiązania fabularne - to są najmocniejsze elementy Draculi, to cechy, które unieśmiertelniły (pun trochę intended) tę powieść, uczyniły z niej archetyp o sile wręcz memicznej, historii wampirycznej. Tak naprawdę przecież Dracula nie był pierwszą powieścią o wampirach (polecam lekturę świetnego posłowia Macieja Płazy, gdzie te tropy są wszystkie rozpisane). Dracula za to jest powieścią, która mit wampira opisuje najefektowniej i najbardziej kompletnie. Wszystko tutaj jest kanonem - upiorne zamczysko, ofiary ukąszenia same przemieniające się w wampiry, quasi erotyczny charakter ukąszenia (Dracula nie wysysa krwi z Jonathana, a szczuje na niego swe wampirzyce, choć tutaj powieść jest niekonsekwentna - vide wymordowanie załogi statku „Demeter”), zamiana w wilka, nietoperza czy mgłę czy spanie w trumnach (skrzyniach z ziemią ojczystą). Równie klasyczne są metody walki - czosnek, krucyfiksy i hostie, i klasyczny kołek w serce.
W tych momentach, w których fabularnie wszystko dobrze działa (początkowe rozdziały na zamku w Karpatach, podróż „Demeter” do Anglii”, przemiana Lucy w wampira i późniejsza walka z nią, finałowy pościg łowców) „Dracula” jest naprawdę dziełem natchnionym - arcykanonem literackiej grozy, lekturą absolutnie obowiązkową.
Ciekawa jest też konstrukcja powieści. Składają się na nią trzy pamiętniki - małżeństwa Harkerów oraz doktora Sewarda. Trzy narracje wzajemnie się uzupełniają i krzyżują, pokazując akcję z różnych perspektyw.
No ale są i wspomniane wady… Przede wszystkim - tak, jak pomysł jest genialny, tak fabuła czasem mocno szwankuje. Dlaczego Dracula, dysponujący mocą 20 mężczyzn, bez trudu zsyłający śmierć na całą załogę statku, nie potrafi poradzić sobie z grupą angielskich mydłków, i po raptem jednym spotkaniu face to face swój „przez setki lat knuty” pomysł przybycia do Anglii zamienia na histeryczna ucieczkę ? Dlaczego uciekając wybiera do tego celu 2-tygodniową podróż morską zamiast szybkiego i wygodnego Orient Expressu? (już to, że załogę powrotnego statku pozostawił przy życiu pominę).
Po drugie - nadmiar postaci ! Za wampirem ugania się cała wataha łowców, postaci niezbyt ciekawych i trudnych momentami do odróżnienia jeden od drugiego. Na dodatek w pewnym momencie co wieczór drużyna urządza sobie długaśne narady, na których junacy wygłaszają pełne bigoterii ciężkostrawne kocopoły motywacyjne o „nienawiści do złego i poświęceniu życia sprawie”. Wszystko to zaś spisane męczącym językiem, nużące w trakcie lektury, wlekące się bez końca przez dziesiątki stron.
Te tyrady ujawniają zawarty w powieści prawdziwy strach - strach Słabego Faceta przed Demonicznym Kochankiem. Jak się zastanowić - to ten element jest chyba największą siłą Draculi, on powoduje nieustanną, ponadczasową popularność powieści. Ten lęk, że my tutaj sobie z naszymi paniami w spokoju życie małżeńskie planujemy, a nagle przybywa paskudny, Amor Latino, jakiś rumuński proto Grey i już nasze cnotliwe damy płoną z pożądania, stają się lubieżne i „nieczyste”, namiętnie zlizują krew z torsu kochanka, a na ich czołach trzeba wypalać hostią znak krzyża. Prawie każdy facet skrywa taki lęk w sobie, no a sporo kobiet skrywa zaś takie marzenia (stąd przecież popularność i samego Greya i „naszej” Blanki Lipińskiej). Dracula to opis kliniczny tej sytuacji, ozdobiony efektownymi ornamentami gotyckimi.
Lektura chwilami męczy i ciągnie się nieznośnie, no ale znać, naprawdę, trzeba. To jest numer 1 w całym Kanonie Literackiego Horroru.
PS.
Najsłynniejsza na świecie powieść grozy nie była w Polsce wydawana przez cały okres trwania komuny ! Najwyraźniej , inaczej niż to miało miejsce z chociażby Frankensteinem, nie została uznana za "wartościowy zabytek literacki". Po 1989 też miała ciekawą historię. Najpierw wydała ją oficyna Civis-Press w efemerycznej "serii z wampirem" - ale nie była to pełnoprawna powieść, tylko jakaś dziwaczna przeróbka (nie było w niej nawet Van Helsinga!). Również drugie wydanie (charakteryzujące się z kolei wyjątkowo wręcz szpetną okładką) było niekompletne. Dopiero premiera filmu Coppoli spowodowała, że wydawnictwo Alfa przygotowało pełną wersję.
PPS.
Ekranizacji Draculi były dosłownie setki. W 1922 Friedrich Murnau nakręcił swe arcydzieło „Nosferatu” (bez praw autorskich do powieści, stąd zmieniony tytuł), w 1931 w Hollywood powstał legendarny film z legendarną rolą Beli Lugosiego. W 1958 brytyjska wytwórnia Hammer odnowiła legendę w technikolorze, angażując do roli tytułowej kolejną legendę - Christophera Lee (powstał cały cykl przygód hrabiego, w ostatniej z nich, mającym miejsce w latach 70tych „Satanic Rites Of Dracula” wampir zaplanował…światową pandemię śmiertelnego wirusa!), w końcu w 1992 Francis Ford Coppola nakręcił najbliższą oryginalnej powieści, wystawną adaptację. Niestety, wplótł w fabułę nieudany pomysł „wiecznej miłości”, osłabiający demoniczność Draculi (a na dodatek osobiście uważam, że kiepsko obsadził główne role - Gary Oldman jest aktorem świetnym, ale ze swą drobną sylwetką i nerwowymi ruchami do roli Draculi się średnio nadaje, z kolei Anthony Hopkins nieznośnie zagrywa się i wygłupia w roli Van Helsinga.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz