wtorek, 29 sierpnia 2017

Rock&Rose Fest Kutno

Jak zwykle, grupowe podsumowanie koncertu w Kutnie.
Najważniejsze - sztuka była bardzo, bardzo udana. Bardzo dobrze przyjęta, doskonale zagrana (w zasadzie nie było słyszalnych kap), przyzwoicie (jak na dość przypadkowe okoliczności) brzmiąca. Brawo my !
Najważniejsze - dźwięk. Pod nieobecność Poliego wróciła obawa, jak wypadniemy. Nerwowy, krótki soundcheck, miejscowy akustyk, tak jakby nie do końca w metalu siedzący, i jeszcze do tego kiepski stan bębnów Bomby  budziły  poważne obawy. Ale w sumie jakoś się nawet się udało.
Akustyk się bardzo starał, nie był zły i nie miał złego ucha. W bębnach kiepsko brzmiały stopy - albo było ich za mało, albo dudniły głucho. Podobnie było z tomami. Ale najważniejsze - werbel, hi-hat i klepnięcie w centralę - było słyszalne - a z tym już można zagrać koncert. Drugie, co ważne - było sporo gitary (czasami w przeszłości gitara nam się trochę traciła).
Jak jest podstawowy rytm i mocna gitara, podbita dudnieniem basu, a do tego dobrze słychać wokal - to numery się robią czytelne, można się przy nich bawić - tak było właśnie w Kutnie. Dlatego ostateczna ocena brzmienia jest całkiem pozytywna.
Na scenie wyglądaliście, jak zawsze, rewelacyjnie- show był przedni, to i rasa koncert świetnie odebrała. Miałem niezły odbiór, bo cały fest był specyficzny - 2,3 rządki ludzi pod barierkami, potem wielki kilkunastoosobowy młyn, a potem reszta rasy podzielona na kilkadziesiąt stojących grupek. Jako że cały koncert łaziłem z kąta w kąt i sprawdzałem brzmienie (co dziwne, cały czas się ono zmieniało, więc trzeba było nieustannie czuwać i interweniować ), to słyszałem, jak ludzie dobrze odbierali sztukę. Pod względem właśnie odbioru to był może najlepszy występ ? Naprawdę i wykonawczo i wizerunkowo i brzmieniowo wypadliśmy bardzo, bardzo OK.
Teraz koncert - po kolei. Demon i Memory już są sprawdzone i kopią należycie - Fred  tak dramatycznie wchodzi na scenę, że m,u się zdarza spóźnić wejście z wokalem - ale to całkowity szczegół. Zaczęło się od zbyt słabej gitary, ale po kilkudziesięciu sekundach było już OK. Naturalnie amok pod sceną w "voivodzie" w Memory - bezcenny :-)
Beliar to może nasz najważniejszy w tej chwili numer - natychmiast rozpoznawalny, szybki hit, ludzie skaczą, młyn się kręci - Fred śpiewa idealnie równo (brawo! ustabilizowała się nawet ta trzecia zwrotka).
Potem czas na "bomba solo" - co dziwne, już drugie raz solo nie kopie tak, jak należy. Coś, co było najmocniejszą nasza stroną w koncertach klubowych, na plenerach budzi mniejszy entuzjazm. Może chodzi o to, że w klubach ludzie są blisko bębniarza i bardziej im solo imponuje, na plenerze, z większej odległości - no, to bywa takie podejście, że se tam gościu garnki oklepuje. Do tego - jak pisałem, akurat brzmienie garów pozostawiało do życzenia (choć akustyk czujnie "podciągnął" tomy i overheady, żeby było lepiej słychać). Brawo dla Bomby że przepracował solówę, była krótsza, ciekawsze, więc i temperatura mocno nie spadła, ale już sam czekałem, żeby znowu podgrzać ekipę.
Armageddon - no, bez dwóch zdań - najlepiej wykonany Armageddon w nowoczesnej historii Dragona (choć naturalnie znowu za szybko). Bardzo równo, bardzo przejrzyście, z super bajerem ze śpiewaniem (świetnie to wypadło i bardzo fajnie grzało rasę - jeszcze trochę to dopracujemy i będzie naprawdę fajny moment!).
Teraz kolej na trylogię z Fallena - na początek drugi filar koncertowy - Łzy Szatana. Jak zawsze ciężar i moc, jak zawsze powtórzę, że akurat ten numer aż prosi, żeby go śpiewać po polsku - jestem naprawdę ciekaw temperatury odbioru (spodziewam się naprawdę wysokiej), jak Fred śpiewa po angielsku i tylko refren po polsku, to rasa się nie orientuje. Ale ogólnie - wspaniale. I nawet nieźle brzmi (choć wtedy  trwał na nagłośnieniu walka z basami - tj, albo brzmi wszystko suchawo -  biegnę do gościa i wrzeszczę - więcej dołów, albo, jak te doły daje, zaczyna taka chujowa studnia dudnić basowa, i znowu trzeba ściągać basy - ale generalnie brzmi wszystko przyzwoicie - a przede wszystkim czytelnie - brak czytelności brzmienia nas zabił w Katowicach).
Potem sam Fallen - naprawdę kapitalny pomysł Jarka z tym "zelżeniem" gitary - pojawia się w blastowym wirze sporo powietrza i (znowu do tego wrócę - czytelność utworu.). Szymon Piotr również wykonany doskonale, bez żadnych vtop - ale tu  uwaga - taka duża kondensacja ciężkiego materiału z Fallena w jednym miejscu chłodzi nieco ludzi. Młyny zwalniają, trochę wkrada się podmęczenie łomotem ze sceny. Może zastanowimy się na próbie, czy jakichś lekkich przestawek tam nie zrobić, żeby w koncert więcej powietrza wpuścić.
Na szczęście pora na balladkę, która żre, jak naprawdę mało co ! No nie, że młyny, ale doskonały odbiór, wzrastający entuzjazm rasy - świetne solówy i świetne ciężkie momenty. 4 WDW było może najsłabszym momentem koncertu, ludzie, na moje oko-  nie znali riffu i tak nie bardzo wiedzieli, czy to coś nowego, czy to taka dłuższa "coda" (:-) ale za to Siedem Czasz !!! Rzeź ! Wykonane naprawdę bardzo dobrze ( ok - jeden eknięty talerz Bomby, zaraz wyrówanany przez gitary i ledwo dający radez pędu śpiewać w końcówce Fred  - ale to rzeczy nie do usłyszenia dla normalnych fanów, to się nie liczy) -  przez ludzi jakby ogień przeszedł, młyn największy się zrobił, dość powszechny amok i entuzjazm ! Rewelacja . No i doskonale to idzie, jak riff leci od razu, bez przerwy i ciszy, a Fred zapowiada  numer już podczas jego grania.
Jeszcze tylko świetnie już sprawdzone w bojach Song Of Darkness - już można kończyć - choć bardzo brakowało Wierzę - ludzi głośno skandowali, żebyśmy jeszcze zagrali, a znane Wierzę by znowu temperaturę podniosło. Akustyk był niepocieszony, bo jak się zgadaliśmy, jednak trochę metalu słuchałi i wspominał, jak kiedyś na koncercie w Toruniu był na Kacie w jakiejś małej salce, tuż przy przodach Faziego i ,jak mówił, tak waliły basy, że go żebra dwa dni bolały :-)
Po koncercie - wiadomo,  dobra zabawa (w busiku powrotnym aż za dobra :-D) i już możemy spokojnie czekać na jesienne sztuki.
Wnioski - hitów nigdy dość - warto zrobić Wieczne Odpowywanie ASAP. bo będzie jeszcze jeden żelazny punkt koncertowy. Waarto też szybko dorzucić do seta 1, 2 nowe kawałki, żeby nie było, że tylko stare gramy. Może jeszcze obgadamy całą setlistę, pod kątem większej ilości powietrza koncertowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...