Wydany w 1976 “Duch” to jest jeden z przebojów tzw. “złotej ery horroru” - epoki, która miała swój charakterystyczny styl, swój jedyny i niepodrabialny vibe i to głównie dla tego efektu, dla powrotu do seventiesów i ówczesnych prostych, energicznych narracji przygodowych, dla jędrnych jump scareów, warto zanurzyć się w lekturze. Gorąco polecam każdemu fanowi literackiej grozy, zanim w ogóle przejdę do samej książki!
+
Ekspedycja naukowa, która w Kanadzie badała pogłowie karibu i łosi zakończyła się tragedią. Jakaś tajemnicza istota zamordowała trzech jej członków (odrywając im głowy - sic!), czwarty podróżnik został ogłuszony i poturbowany przez towarzyszącego stworowi nieznanego napastnika.
Mężczyzna po powrocie do zdrowia rusza w obsesyjny pościg za sprawcami rzezi. Kontaktuje się z naukowcem badającym na uniwersytecie mit Wielkiej Stopy, kryjącego się w bezludnych ustroniach niebezpiecznego potwora, bada indiańskie mity na ten temat, śledzi doniesienia opisujące kolejne morderstwa, w których ofiary zostały pozbawione głowy.
Na miejscu ostatniej zbrodni udaje mu się doprowadzić do konfrontacji - potwierdza się, że potworowi towarzyszy jakiś Indianin wraz z agresywnym psem. “Wielka Stopa” zostaje wprawdzie ranny, ale ucieka przed prześladowcą. Myśliwy nie gubi już śladu - ten wiedzie w zaśnieżoną górską kotlinę, w której prężnie działa zatłoczony ośrodek narciarski.
W zimowej scenerii dojdzie do ostatecznego pojedynku…
+
Zacznę od tego, że w ocenie “Ducha” jestem nieobiektywny. Inicjatywa tajemniczego Wydawnictwa Akabra, które zupełnie znienacka pojawiło się w naszym grozowym światku, stanowi spełnienie mych własnych planów i marzeń. Kiedy Vesper, który swego czasu przybliżył polskim czytelnikom kilka głośnych tytułów “złotej ery” (“Ten Drugi”, “Aukcjoner”, “Czarna Ambrozja”, “Żywiołaki”, “Całopalenie”, “Dom Maynarda”, “Zabawny Się u Addamsów” - bierzcie i czytajcie je wszyscy) porzucił dalszą eksplorację tematu, pojawiła się wielka dziura, Tyle jeszcze niewydanych przebojów, o których tak pięknie pisze Grady Hendrix w swym pomnikowym “Paperbacks From Hell”.
Potrzeba, by sięgnąć głębiej do tej skarbnicy i wydawać kolejne książki była tak duża, że zacząłem się tu i ówdzie odgrażać, że “powinienem sam sobie założyć wydawnictwo do wydawania tych perełek”. I na to wszystko zupełnie niespodziewanie wjechała Akabra z zapowiedzią “The Spirit”- “Ducha” Thomasa Page, absolutny klasyk epoki!
Wbrew pozorom “Duch” nie jest zasadniczo “animal horrorem” - owszem, osią fabuły jest polowanie na mordercze monstrum, zostawiające za sobą bezgłowe ciała ofiar, ale w opowiadanej historii tkwi znacznie więcej materiału, przeplatających się tematów.
Na pierwszym planie jest historia przygodowa. - opowieść o obsesyjnym pościgu myśliwego za mitycznym stworem. Raymond Jason nieustępliwie śledzi Wielką Stopę, zakłada pułapki, wdaje się w kolejne spotkania i pojedynki.
Równocześnie obserwujemy poszukiwania indianina towarzyszącego Big Footowi, Johna Moona, dla którego bestia jest elementem rozwoju duchowego, wręcz warunkiem mającym ukształtować jego osobowość i pomyślność w życiu (dosłownie - nadać mu imię).
Jest w końcu element gatunkowej grozy; brutalność, z jaką popełniane są kolejne morderstwa, narastający suspens trwającej pogoni, tajemnica otaczająca postać Wielkiej Stopy, no i w końcu finałowy Twist, nawet jeśli średnio fabularnie przygotowany (a średnio przygotowany…) to dla samego efektu zaskoczenia wart odnotowania i uznania.
+
“Duch” nie jest pozbawiony wad. Po energicznym, trzymającym w napięciu początku tempo akcji spada i nieco grzęźnie w fabularnych meandrach, by nabrać ponownie szwungu dopiero w trzymającym w napięciu finale, wiodącym do końcowego nadnaturalnego twista. Do tego dochodzi nieco kwadratowy, chwilami wręcz trudny w śledzeniu styl narracji, któremu brak tej “seamless” potoczystości znanej z prozy Kinga, Simmonsa czy McCammona. Nawet podejrzewałem że może to czasami tłumacz nie daje rady, ale porównanie z angielskim oryginałem (tak - mam całą valancourtową serię w oryginale!) rozwiało wątpliwości.
Mimo nieco sztywnego stylu obydwaj protagoniści powieści są dobrze wykreowani, sugestywni i zajmujący. Z pozostałych postaci w pamięć najbardziej zapada wiecznie podpity, sympatyczny właściciel resortu narciarskiego.
Thomas Page siadając do “Ducha” nie był anonimowy - przeciwnie, rok wcześniej na ekrany wszedł animal attackowy film “The Bug”, ekranizacja jego wcześniejszej powieści “The Hephastus Plague” - więc nowa powieść przyjęta została z zainteresowaniem i cieszyła się sporym powodzeniem (choć kolejnego filmu chyba nie było). Po latach “The Spirit”, jako jasna gwiazda “złotej ery” został wznowiony przez wydawnictwo Valancourt, które, na fali powodzenia książki “Paperbacks From Hell” odpaliło we współpracy, Grady Hendrixem całą znakomitą serię. Liczę, że Akabra na jednym “Duchu” nie poprzestanie!
Przygoda, dziki pojedynek myśliwego ze ściganym potworem (tak, przypomnijcie sobie “Predatora”, to ten sam klimat!), indiański folklor i do tego zaskakujący nadnaturalny finałowy twist - “Duch” to czysta seventiesowa frajda. Brać i czytać!
PS.
Polska okładka dobrze oddaje treść fabuły, ale jest chyba, jak na “złotą erę” zbyt elegancka, stonowana - urokiem paperbacków jest chamska krzykliwość, ostre kolory, krwista czerwień, wiecie o co chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz