Trochę później niż zwykle, ale relacja z dwu zamykających Reunion koncertów musi być :-)
Co zabawne - obok siebie znalazły się jeden z gorszych (Kraków) i chyba najlepszy (Chorzów) koncertów. Grane były back to back, z nowo przestawioną setlistą i z Polim na nagłośnieniu, więc są elementy wspólne. Ale jednak więcej różnic :
Kraków
Docieramy wszyscy bez większych trudności. Boss Garage, jak Boss Garage, taka trochę buda zimna i do nagłośnienia wściekle trudna. Na szczęście mamy Poliego. Soundcheck poszedł nam błyskawicznie a Infected Mind pukał po kociołkach z godzinę. I tak im nic nie pomogło, brzmieli żałośnie - cianko i zupełnie bez dynamiki. My wychodzimy OK, leci intro, potem kapela - zaczyna się wszystko bardzo dobrze, bo tłusto, mocno brzmiącym "Demonem". Różnica z supportem porażąjąca (mimo że docelowo to nasze brzmienie też będzie dalekie od ideału - o czym później). Tylko rasy mało, do naszych stałych problemów (słaba promocja) dochodzi jeszcze jak na złość koncert Testament/DeathAngel/Annihilator robi swoje. Ale nic to, kilkadzesiąt osób przyszło, trochę młodzieży takoż (w trakcie koncertu na merchu dorobimy 300 zł). Ale z powrotem do sztuki. Tutaj niestety - katastrofa - czyli makabrycznie (aż 3 razy) posypane "Memory". Uffff, ciężko było, często se mówimy "i tak nikt spoza kapeli kapy nie słyszał". No to tym razem raczej każdy słyszał....jak pomyślałem w jej trakcie, że następne ma być "Siedem Czasz Gniewu" to mi się zimno zrobiło. Na szczęście, jak to często z takimi obawami bywa, akurat "Siedem" wypadło całkiem akceptowalnie (zwłaszcza w porónaniu z poprzednikiem). Rasa lekkiego rozchybotania w rytmie raczej nie miała szansy usłyszeć.
Jedziemy dalej - rozpoczyna się Strefa Smędzenia - aż się boję, bo trzy wolne kawałki pod rząd. Na dzień dobry sprawnie zagrane "Łzy Szatana" rasa się bawi, jest git. Potem "Spell" - no, jest całkiem dobrze, ballada się nieco ciągnie, ale publiczność godnie znosi uspokojenie koncertu. No ale za chwilę zaczyna się tragifarsa "4 WDW" - Bomba nabija rytm, Fazi stara się go hamować ,nie grając motywu, ale nasz glentipton jest twardy, nic se z tego nie robi i , ku mojemu przerażeniu, "wymusza" numer. Dżizzzz, myślę, to będzie zusammen zdrowo ponad 20 minut wolnego grania ! Po kiego ? No, ale trzeba grać - przeszło nawet znośnie, niemniej na kolejnym - "Song Of Darkness" temperatura już wyraźnie siadła. No, nieco za dużo tego w jednym miejscu. Jak zrobimy nasz obecny "Noname 1"to będzie zamiast Sągu świetne miejsce dla niego w secie.
Na szczęście już leci "Fallen Angel" się przydarzy, wraca łomot, lecą blasty, rasa się znowu zaczyna grzać, nie zwracając nawet uwagi na kolejny spory fakap w numerze (Kraków to nie był dzień Bomby...). Pominę milczeniem pomylenie intra, nie wiem, co Polemu się w tym kompie znalazło...
No i teraz już poleci z górki, pomyślałem i miałem rację !
BELIAR teraz, w 2/3 gigu to JEST TO! Sala odlatuje wprost pod sufit, wszyscy śpiewają, pod sceną leci headbanging, granie sprawne, bez błędów, brzmienie niezłe (przede wszystkim dynamiczne, pełne, z dołami, i wystarczająco selektywne). jak zaraz potem odpalamy Armageddona, to jest naprawdę wyborne. Śpiewy wychodzą doskonale, kolejna (sic!) kapa jakoś rozgrzanym fanom umknęła. Pora na Szymona - może nie jest wykonany idealnie (w Krakowie prawie w każdym numerze jakieś drobiazgi czkały), ale rozpędzony thrashem i rozśpiewany przebojowym refrenem fajnie kończy sztukę.
Na deser gorąco przyjęte "Wierzę" - choć tutaj wokal akurat był nie w punkt - więc to było do poprawki.
Generalnie - frekwencja mogła być zdrowo lepsza, ale ci, co przyszli (przekrój wiekowy fajny, weterani ale i młodsze pokolenie), byli oddani metalowi i przygotowani na nas (więc odbiór sztuki bardzo dobry) brzmienie przyzwoite, ale do naprawdę dobrego brakowało (selektywność była taka se), wykonawczo - nie ma co owijać, jeden z najsłabszych koncertów, nowa setlista ma ciężki moment zwolnienia, ale kapitalnie podbija drugą część sztuki (kiedy zawsze nam napięcie siadało).
Chorzów
Jak jeden koncert nie wyjdzie idealnie, najlepiej zagrać zaraz drugi, lepszy :-) Chorzów był - wykonawczo, a przede wszystkim brzmieniowo - NAJLEPSZYM koncertem całego Reunion.
Już jadąc z Bombą na sztukę widziałem, że może być dobrze. Bomber czuł że to jego głównie granie szkodziło w Kraku - wiadomo, dobre bębny nie wystarczą, żeby uratować koncert, ale złe bębny na pewno go zepsują. A w Krakowie ani brzmienia garów, ani dobrego grania, nie było. Więc się niesłychanie już w aucie spinał.
W Leśniczówie wszystko po staremu (nawet piździawa), soundcheck z Polim to sama przyjemność - chwila moment i wszystko poustawiane.
Infected Mind grali drugi raz z nami, tym razem świetnie brzmieli (odżałowali pieniądze na akustyka i było warto:-) ) , My wchodzimy na scenę i jedziemy.
Frekwencja też do poprawy, choć nie było jakoś szczególnie źle, taki leśniczówkowy standard. Wiekowo spora część to nasi weterani, ale nic to, tym lepiej - dostaną fullproof Dragonforce.
Od początku jest GENIALNIE. Kapela brzmi, jak milion dolarów, jak Death na Leprosy. Bębny świetne (pierwszy raz, odkąd są nagłaśniane, wcześniej tylko "cudzesy" czasem brzmiały dobrze), BAS APOKALIPTYCZNY - coś fenomenalnego - każda nutka, każde uderzenie w struny, wspaniała ściana dźwięku. Gitara - potęga, jest ciężar Kreatora, brud Voivoda i moc Metalliki. Fred - doskonale wkomponowany w instrumenty, nie przygłuszony, nie wybity ponad, w punkt jak na płycie.
Panowie - no, ja jestem w sumie jak członek kapeli, znam naszą muzę na wyrywki do ostatniego akcentu i ostatniego pisku na wiośle, ja bardziej koncerty traktuję, jakbym je z Wami grał, niż słuchał. Ale w tej Leśniczówie to byłem jak fan, gotów do wywijania piórami, do wspólnego śpiewania, do, generalnie amoku. jak mi w połowie sztuki Mathey dał komórę do kręcenia, to mnie aż skręcało, bo się musiałem uspokoić, a się aż rwałem w tany.
Demon wspaniale, bez uwag i zarzutów, Memory tak samo, równe i ciężkie jak czołg. Siedem Czasz i amok po raz pierwszy (wiadomo, numer z Hordy, rasa szaleje). Zaczynamy Tereny Podmokłe. Łzy Szatana - moc, potęga, perfekcja w wykonaniu. Balladka - przeszywające solówy, ciężar w środku, szybkim marszem do "Song". Potwierdza się prawda, że trzy walce jeden za drugim to zu viel, napięcie, mimo chęci fanów do zabawy, trochę przysiada. Ale już odpala fajerwery Fallen Angel ! Po takim wolnym fragmencie jego blasty smakują jeszcze bardziej. No a dalej to już wykładanie asów na stół - Beliar - szał i wspólne śpiewanie, Armegeddon -szał i wspólne śpiewanie (dobrze, że Mati mi dał tą komórę, poszła struna w wiośle i trzeba było szybko wymieniać, miał co robić). Wspólne śpiewanie Fred warto trochę potrenować, bo nie było najłatwiej wejść we wspólny rytm (wiem, bo tez śpiewałem i nie zawsze trafiałem :-) ) ale generalnie - WYPAS. Szymon na koniec to taka superrozwałka. Na sam finał siada bas Faziego, ale wystarczy zmiana baterii i można zagrać bisa - dobrze zagrane i bardzo dobrze zaśpiewane Wieże.
No i koniec Reunionu :-) Teraz głównie nowy materiał, koncert sporadycznie, chyba że jakiś szczególny się trafi.
Teraz kończę szanując Waszą cierpliwość, ale niezadługo kolejny wpis - podsumowujący całość trasy.
Galfryd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz