Edward Benson, znany w Polsce za sprawą dwu zbiorów opowiadań wydanych przez C&T w ramach “Biblioteki Grozy) to autor trochę drugoligowy, nie dorównujący skalą dorobku tytanom pokroju Blackwooda czy Machena, niemniej mający w swym dorobku sporo udanych opowieści niesamowitych. Niestety, trzeba trafu, że prawie wszystkie one znalazły się w tomie “Widzialne I Niewidzialne”, tym samym dla właśnie omawianego “Pokoju Na Wieży” zostały przysłowiowe ochłapy.
Wszystko zaczyna się jeszcze z wysokiego C, bowiem tytułowy “Pokój Na Wieży”(8/10) - to świetne, ociekające onirycznym, niczym z Grabińskiego, klimatem, opowiadanie, w którym bohater wielokrotne śni o nocy w tytułowym “pokoju na wieży” i nieopisanej grozie tam się czającej. Po latach trafia do tego pokoju na jawie, a wtedy niektóre elementy koszmaru zaczynają do siebie pasować…na dodatkowe pochwały zasługuje wyborny twist wampiryczny w finale, jedyne, co nieco razi, to nijakie, deus ex machina, zakończenie.
No ale miłe złego początki…. dalej jest dużo, dużo słabiej :
“Grób Abdula Alego” (3/10) jest naprawdę fatalny. Egipski rabuś grobów i wannabe nekromanta usiłuje z wykopanego mocą truchła wydobyć tajmnicę ukrytego skarbu…, nie spodziewałem się u Bensona aż tak słabego opowiadania, naprawdę bardzo liche.
“Polowanie w Achnaleish” (6/10) jest lepsze. Szkoccy wieśniacy mieszkający wokół myśliwskiego domku położonego w tytułowej miejscowości Achnaleish mają zwyczaj wieczorami hasać po okolicach pod postacią … Wielkich Zajęcy (sic!). Kiedy przybyli do domku Angole szykują się do polowania na zające właśnie, klimat we wiosce Mocno Gęstnieje i grozi samosądem. Takiese
Dość znana jest “Jak Trwoga Odeszła Z Długiej Galerii” (5/10), ale czy na pewno warta uwagi? Duchy zamordowanej dwójki dzieci straszą w rodowej posiadłości, przy okazji rzucając na nawiedzaną osobę klątwę; każdy niedługo po nawiedzeniu umiera straszną śmiercią. Pewnego wieczora upiorki pokazują się kobiecie, która okazawszy im miłość i współczucie, przełamuje klątwę. Na plus lekki vibe “Ducha Z Canterville” (cały zestaw “rodowych upiorów”), ale generalnie przecukrzone rozczarowanie.
“Wyłonione Z Mroku” i “Sąsiednie Łóżko” (obie 6/10) to generyczne do bólu ghost stories w których duchy zmarłych prześladują żywych przebywających w miejscu ich śmierci.
“Istota Z Żywiołu” (7/10) wypada solidnie. Dwu przyjaciół lekarzy bada zjawisko paranormalne; jeden z nich zaprosił do tego świata “istotę z żywiołu”, złowrogi byt, który początkowo nieśmiało, wraz z upływem czasu coraz jednak bardziej materialnie, zaczyna się objawiać w realnym świecie. Owszem, po raz kolejny jest generycznie, “by the numbers”, ale tym razem mocno creepy i z jump scare’ami, a zasadniczo o to przecież w literaturze grozy chodzi, więc ogólna ocena na plus.
Niestety dobre wrażenie ulatnia się, bo kolejne opowiadanie, “I Przemówią Umarli….(5/10) nie zachwyca. Tym razem pora na szalonego naukowca, który opracował urządzenie do odczytywania myśli zmarłych. Zero twista i finału - w zakończeniu dowiadujemy się tego, co i tak wiemy, a do tego bezsensowna śmierć samego uczonego. Mało grozy, dużo słownej waty i pisania o niczym. Słaby pomysł (p. Valdemar Poego lepszy), i słabe wykonanie.
“Wyklęta” (7/10) zapowiada się doskonale, nie do końca jednak dowozi te początkowe obietnice. Urocza sąsiadka, wdowa po samobójcy, mimo urody i miłego usposobienia budzi swą obecnością dziwny lęk i niepokój. Kiedy kobieta tonie na morzu podczas rejsu statkiem wycieczkowym, wydaje się, że położy to kres strachom, ale tak naprawdę straszenie dopiero się zaczyna … najpierw jej ciało zostaje “odrzucone przez morze” i wyrzucone na brzeg, a kiedy pochowają ją w ziemi, również tutaj nie zazna spokoju; trumna (w naprawdę efektownym jump scarze) sama wygrzebuje się z ziemi. Altogether niezłe, ale można było wycisnąć o wiele więcej.
Również bardzo solidnie wypada “W Wiejskim Domu” (8/10). Mąż postanawia uwolnić się od swej koszmarnej, pogrążonej w alkoholowym nałogu, mieszkającej samotnie żony, która mimo swego upadku wciąż trzyma go na uwięzi skutego małżeńskimi więzami. Nocą zakrada się, by ją udusić i spalić dom, w którym mieszka… Mocno w stylu Poego, niejednoznaczne - czy żona faktycznie była wiedźmą, czy to umysł podpitego mordercy płatał mu figle? Udane, ponure, przesycone grozą.
Ale od tego momentu zbiór podąża konsekwentnie w dół. “Nieodgadnione Wyroki Losu “ (65/10) znakomicie się zapowiada; pewna kobieta pozornie piękna i dobra, w rzeczywistości skrywa w sobie fascynację i pożądanie okrucieństwa (temat modny zwłaszcza w twórczości Ewersa, że wspomnimy tylko “Alraunę”), niestety jednak finałowe rozstrzygnięcie napisane jest słabo, nieprzekonująco.
Jak nie idzie to nie idzie “Seans Pana Tilly’ego” (5/10) to nieśmieszna humoreska o duchu mężczyzny nawiedzającym seans spirytystyczny przyjaciół i przekomarzającym się z oszukańczym medium. A wszystko wieńczy, w wyjątkowo słabym stylu, jeszcze jedna śliwka robaczywka, “Historia Rodericka” (3/10) - nieznośnie zacukrzone opowiadanie o “miłości silniejszej niż czas” i duchu ukochanej przybywającym po umierającego starszego pana.
+
Zdanie podsumowania. “Pokój Na Wieży” to bardzo rozczarowujący zbiór, ani jeden tekst nie jest z tych groundbreaking (a parę takiem Bensonowi się udało napisać), większość do mdłe ghost stores ukazujące jedynie fascynację autora spirytyzmem i wirującymi stolikami (nawet jeśli je, jak w “Panu Tillym” trochę wyśmiewa). Z dwu tomów wydanych przez C&T zdecydowanie bardziej warto iść w “Widzialne I Niewidzialne”, tam poszło całe tłuste.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz