Yes, yes, yes! To dopiero petarda! “Odwieczny Wróg” to prawdziwa esencja “złotej ery horroru” - genialna w swej prostocie, znakomicie wymyślona i znakomicie napisana, pełna żywej akcji i szokujących jump-scare’ów powieść, prawdziwie “ultimate Dean R. Koontz novel”.
+
Pewnego jesiennego popołudnia cała ludność górskiego kurortu Snowfield niknie bez śladu. Przybyłe do miasta dwie siostry napotykają opustoszałe ulice, puste sklepy i mieszkania. Po bliższym przeszukaniu paru pustych domostw znajdują one kilka zwłok mieszkańców w różnym, niepokojącym stanie.
Dziewczyny wzywają policję z pobliskiego miasta okręgowego, ta jednak również nie potrafi znaleźć żadnej odpowiedzi na pytanie o przyczyny tajemniczego losu, który dotknął obywateli Snowfield.
Wraz z zapadnięciem zmroku groza potęguje się. W krótkiej chwili, kiedy gaśnie światło miejsce, niknie bez śladu jeden z policjantów, drugiemu zaś gigantyczna ćma wielkości orła (sic!) wyżera - dosłownie! - twarz i mózg!
Dowodzący akcją szeryf uznaje, że pora na kawalerię i wzywa wojsko, a wraz z nim służby sanitarne. Te po przybyciu początkowo podejrzewają, że wszystkie niepokojące zgłoszenia to efekt halucynacji wywołanych nieznanym wirusem lub gazem bojowym, ale wkrótce na własnym przykładzie przekonują się o prawdziwości koszmarów mających miejsce w mieście.
Jedynym człowiekiem, który może coś wiedzieć o sprawie jest szalony naukowiec, który swego czasu został odstawiony na boczny tor z uwagi na głoszenie dziwacznych teorii dotyczące tzw. “odwiecznego wroga”, nieznanego bytu odpowiedzialnego za podobne zniknięcia mające już miejsce w historii ludzkości…
+
Koontz zwyczajowo traktowany jest jako autor grozy wysoko-profilowej, ambitnej. Długimi latami, przynajmniej w Polsce, porównywany był do samego Stephena Kinga; trzonem jego popularności była luksusowa, hard-coverowa seria, wychodząca ponad 5 lat (1993-1997), bardzo elegancka i tworząca wrażenie, że mamy do czynienia z produktem z górnej półki. Nb. warto zauważyć, że seria amberowska właśnie przez to kooontzowe zakamuflowanie na granicy gatunkowej, przez racjonalne wyjaśnianie fabuł, przez rozbudowaną psychologię bohaterów i elegancką, “wysoko-profilową” narrację, suchą nogą przetrwała upadek “złotej ery” horroru w Polsce.
O ile jednak zwyczajowo Koontz tworzy w opisany wyżej sposób, o tyle w “Odwiecznym Wrogu” porzucił większość z tych ograniczeń i poszedł szeroko w kierunku jasnej i oczywistej pulpy grozowej.
Jasne, ponownie mamy do czynienia z balansowaniem na granicy pomiędzy horrorem (pierwsza część powieści) a science - fiction (druga część, z bajerancką, choć mało przekonującą próbą racjonalnego wytłumaczenia fabuły); mamy szczyptę thrillera w pulpowo absurdalnym, ale wspaniałym wątku “kultystów Odwiecznego Wroga”, ale już często go trawiąca ambicja tworzenia przekonujących psychologicznie postaci, próby analizowania ich wzajemnych relacji i uczuć oraz typowe dla koontzowej prozy, mocno nieznośne wstawki mentoringowe idą tutaj prawie w całkowitą odstawkę.
Fabuła “Odwiecznego Wroga” jest porażająco wręcz prosta i w tej swojej prostocie genialna. Cała ludność górskiego kurortu niknie bez śladu - odpowiedzialne za to jest drzemiące w Ziemi Zło, tzw. Odwieczny Wróg a nieliczni bohaterowie muszą stoczyć walkę na śmierć i życie, walkę pozornie bez szans. No ale pozwólcie, że głos oddam Stevenowi Seagalowi z jego złotego okresu : “We're outgunned, and undermanned. But you know sumpin'? We're gonna win. You know why? Superior attitude. Superior state of mind” (Hard To Kill). Dokładnie tak samo jest w Odwiecznym Wrogu, it’s a Dean R. Koontz novel, tu zawsze jest happy end i końcowy zrzut cukru.
Prosty, wręcz, wydaje się momentami, prostacki pomysł, został jednak absolutnie perfekcyjnie wykonany, co przyniosło Koontzowi triumf! Wszystko w “Odwiecznym Wrogu” działa - szybka i pełna nieoczekiwanych zwrotów akcja, perfekcyjnie budowane napięcie, tony grozy, efektowne ozdobniki i zwroty fabularne - no, po prostu bezbłędnie.
Praktycznie wszystkie, nawet te najbardziej ryzykowne, wręcz momentami zdawałoby się że absurdalne zagrywki fabularne Koontza zadziałały w powieści koncertowo : pulpowo rewelacyjny subplot z kultystami- satanistami Odwiecznego Wroga, brawurowe połączenie koncepcji Wroga z wątkiem religijnym, nawet ten aż nadmiernie optymistyczny “deux ex machinowy” koniec. No - ręce same składają się do oklasków.
Podsumowując, jak tylko Koontz porzucił bieda-kingowanie i bieda-mentoring, jak zajął się czystą rozrywką, koncentrując się na szalonych pomysłach i zapierającej dech w piersiach fabule - to są efekty! Cóż z tego, że postaci są nieco papierowe, nikt dla wiarygodności psychologicznej horrorów nie czyta, tu ma być fun i frajda! No i jest - “Wórg” to absolutny mus, najlepsza powieść Koontza - po prostu KANON!
PS.
“Wróg” był udanie, choć dość skromnymi środkami, przeniesiony na ekran - w roku 1998 powstała adaptacja filmowa z Benem Affleckiem w roli szeryfa i Peterem O’Toole jako szalonym naukowcem. Mimo chłodnych recenzji, polecam seans.
PPS.
Odwieczny Wróg swymi manifestacjami przypomina nieco pulpową (świetną!) powieść Harry Adama Knighta “Gen” (Slimer) a, przede wszystkim “The Thing” Carpentera, ale nieprzypadkiem przywołałem tego Knighta. Tenże autor w 1986, trzy lata pod “Odwiecznym Wrogu” napisał powieść (świetną!) “Macki” (Tendrils), wyraźnie inspirowaną Wrogiem. Naprawdę szczerze polecam wszystkie przywołane wyżej tytuły, bo są genialnymi reprezentantami swej epoki.
PPPS.
Dlaczemu, ach dlaczemu, jak zaczynałem swego czasu lekturę Koontza, to trafiłem na okropny “Grom”, który uznałem (słusznie!) za tandetną podróbkę Terminatora” a który zraził mnie do autora po całości! I dlaczemu wydawca - Amber - postanowił nadać Koontzowi rangę Wielkiego Mistrza literatury godnego mierzyć się z samym Kingiem, co mnie, szukającego brutalnej grozowej rozrywki skutecznie od tegoż Koontza odpychało! Tyle lat czekałem, by odkryć takie złoto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz