Bardzo sprawny, “filmowy” dreszczowiec, przypominająca twórczość Deana Koontza dobrze zaplanowana i dobrze napisana mieszanka gatunkowa horroru i thrillera. Czysta, bez głębszych wartości, rozrywka, wzorowo rozplanowana i zrealizowana.
+
Rozwiedziony mężczyzna chcąc poprawić relacje ze swą mieszkającą z matką nastoletnią córką zabiera ją na wakacje do położonego w lesie nad jeziorem ośrodka wypoczynkowego. Miejsce to typowa “głusza”, kilkanaście domków na leśnej polanie, praktycznie nie ma zasięgu internetowego, do pobliskiego miasteczka kilka kilometrów spaceru. Dziewczyna początkowo trochę marudzi (i tak jest delikatnie - wystarczy sobie wyobrazić współczesnego nastolatka, któremu tata proponuje 2 tygodnie offline, no pls…), ale wkrótce nastrój jej się poprawia, bo zaprzyjaźnia się z przystojnym synem małżeństwa z sąsiedniego domku. Wprawdzie z wakacyjnego romansu nici, chłopak bowiem okazuje się gejem, ale jest fajnym, wesołym i inteligentnym kompanem.
W trakcie rozmowy z sąsiadami tata dowiaduje się, że w miejscu, gdzie teraz działa ośrodek, 20 lat temu doszło do okrutnej zbrodni - podczas nocnej schadzki została brutalnie zamordowana para opiekunów na obozie młodzieżowym. Podejrzany o morderstwo nastoletni fan norweskiego black metalu zniknął bez śladu, podobno uciekł do pobliskiej Kanady.
Podczas spaceru do miasteczka młodzi natykają się na parę dziwacznych, dość ponurych lokalnych nastolatków, to bliźniaki - brat i siostra. Tubylcy omiatają turystów niechętnym wzrokiem, chłopak, złapawszy na chwilę zasięg, publikuje na insta złośliwego posta na temat “dziury zabitej dechami”. To nie był, jak się okazało, najlepszy pomysł. Pod postem wkrótce pojawiają się dziesiątki rozwścieczonych lokalnych wpisów. Niektórzy komentujący posuwają się wręcz do zaowalowanych gróźb. Co gorsza, groźby te zdają się materializować w pozornie drobnych, ale niepokojących wydarzeniach na terenie obozu. Przed domkiem chłopaka ktoś podrzucił królika z poderżniętym gardłem, dziewczynie do łóżka wpuszczono mrówki, gubią się różne rzeczy.
Zupełnie nieśmiesznie robi się, kiedy umiera jedna z wczasowiczek, której nieznany sprawca schował leki na serce, a samotnie wracająca wieczorem z miasteczka dziewczyna natrafia na trójkę dziwacznych postaci ze zwierzęcymi maskami na twarzach. Ojciec udaje się na skargę do recepcji, oczekując od właściciela, że “załatwi” sprawę w miasteczku, że zapewni wczasowiczom spokój i bezpieczeństwo. Okazuje się jednak, że ponure bliźniaki, najbardziej podejrzane o udział w sprawie, to jego dzieci…
Zbliża się wieczorne spotkanie obozowiczów przy grillu. Obok piwa i kiełbasek ma być również prelekcja na temat zbrodni sprzed lat, spotkanie z mężem jednej z ofiar. Tymczasem właścicielka księgarni z mieście, atrakcyjna kobieta, która wpadła (z wzajemnością) w oko bohaterowi, ostrzega go przed nieznanym niebezpieczeństwem i radzi natychmiast opuścić ośrodek…
+
No, i to się nazywa rzetelne, solidne rzemiosło - sprawna, znakomicie się czytająca (spora zasługa świetnego, lekkiego przekładu Agata Suchocka) książka, wzorowo rozplanowana i sprawnie poprowadzona, z dobrym pomysłem, zgrabną fabułą i ciekawymi bohaterami.
Leśny obóz i zbrodnia sprzed lat budzi natychmiastowe skojarzenia z “Piątkiem 13”, i do początkowo autor trochę surfuje na takich skojarzeniach, jednak wkrótce fabuła ostro zakręca i zmierza w odmiennym kierunku - zamiast prostego slashera pojawiają się neo-poganie i posthippisowskie, wiccańsko-szamansko-ekologiczne klimaty (nb. też potraktowane raczej lightowo, jedynie jako dosmaczacz akcji).
Jak na błahą, rozrywkową książkę, bardzo udanie odmalowane są postaci bohaterów. Budząca sympatię i uwagę czytelników córka, jej przyjaźń z równie sympatycznym synem sąsiadów, nieco dziwaczni lokalesi (dalekie echa wszelkich “Deliveranców” się pojawiają).
Ale najlepiej wygląda sam Tata, nieco zgorzkniały dziennikarz muzyczny, dawna gwiazda zawodu, który na skutek rozwoju darmowych mediów elektronicznych traci kolejne etaty i zlecenia (rozważania nt. branży to efektowny wątek poboczny “Głuszy”). W tajemniczym morderstwie przed lat wietrzy szansę na ciekawy materiał (może dlatego zwleka z szybkim opuszczeniem wczasowiska, kiedy sytuacja gęstnieje).
W połączeniu klimatu horroru z sensacyjną, ale pozbawioną elementów nadprzyrodzonych narracją Edwards uderzająco przypomina Deana Koontza - aż sprawdzałem w trakcie lektury, czy książek nie pomyliłem, stąd też fanom Koontza szczególniej polecam lekturę “Głuszy”.
Przy wszystkich plusach jest jednak jedno ALE - owszem, bawiłem się przy lekturze przednio, ale jednak strasznie lekka i błaha to zabawa, do tego dość przewidywalna i bez większego napięcia. Mocno brakuje powieści klimatu, ona jest “prawie że wesoła”, taka naprawdę lightweight, z powietrzem z wręcz humorem. Jasne, czyta się świetnie ale taka lekkość i “niestraszalność” to jednak wada - no bo w końcu mato być trzymający w napięciu thriller!
Generalnie - warto, czytanie “Głuszy” to czysta przyjemność i rozrywka z dreszczykiem. Finał sugeruje możliwość dalszego ciągu, ale nie wiem, czy historia warta jest kontynuacji.
PS.
Powieść to totalna Świeżynka, napisana w 2021 w trakcie covidowych lockdownów, - jest tak żwawa i sprawna, że tylko czekać ekranizacji.
PPS.
Dla tych, którzy znają powieść Pawła Matei “Plama Światła”. “Głusza” porusza się na dość podobnym terytorium - obóz na odludziu, grupy szurów badających tajemnice, ale zgrabnie unika tych pułapek, w które wpadła powieść polskiego autora. Jest konkretny villain (a nawet cała grupa!), są trupy (a jak wiadomo nic tak nie ożywia akcji, jak kilka trupów), nawet wątek obyczajowy jest rozsądnie wyprowadzony (i to bez scen łóżkowych) :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz