Klasyczna historia w nowych szatach - „Zarażeni” to reprezentant współczesnego horroru (rok 2007), uznany i nagradzany (m.in. Bram Stoker Award), nie tyle poszukujący nowych tematów i pól eksploatacji, co starający się ożywić znane schematy efektownym wykonaniem - ciekawą akcją i niecodziennymi rozwiązaniami fabularnymi.
+
Małe miasteczko Corpus Christi w Maine (no jaha, ukłonom wobec Króla nie będzie w powieści końca). Podczas szkolnej wycieczki do sąsiedniej miejscowości, strawionej przez pożar (też se miejsce na spacery znaleźli….) gubi się bez śladu pewien nastolatek.
Chłopiec błąkając się między drzewami odnajduje tajemnicze miejsc. Na przesiąkniętej krwią, cuchnącej siarką ziemi rozrzucone są kości zwierzęce. To szczątki ofiar zagrzebanego w ziemi Wielkiego Zła, dostającego się do umysłów zarażonych nosicieli, zmuszającego ich do polowania i zjadania żywych istot, do rozsiewania choroby coraz dalej (choć możliwe też, że jest to tylko efekt chemicznych zanieczyszczeń wywołanych pożarem okolicznej fabryki chemikaliów). Zaginiony (nb. kawał wykolejeńca; nieprzypadkowo Zło wybrało właśnie jego) ożywia złe miejsce.
Kolejną ofiarą choroby padnie dręczona wyrzutami sumienia nauczycielka, która nie mogąc się pogodzić z faktem zaginięcia ucznia obsesyjnie przeszukiwała lasy obok pogorzeliska.
Głuchą nocą zarażony nastolatek, na czworakach, z czarnymi oczami i cuchnącym oddechem zaczyna odwiedzać szkolnych kolegów, na koniec zaś wraca do rodzinnego domu, do tamy i mamy. Tymczasem nauczycielka po powrocie z lasu, zamyka się w swym pokoju. Z każdym dniem jest coraz bardziej chora, w końcu przerażona matka wzywa lekarza, dr. Wintroba.
Większość wydarzeń, infekcja rozwijająca się w Corpus Christi (a wkrótce dalej i dalej, covid pokazał, że we współczesnym świecie nie sposób okiełznać wirusa), przedstawiona jest właśnie z perspektywy rodziny doktora Wintrob. Doktor stoi na pierwszej linii walki z infekcją, zdeterminowany, by ochronić najbliższych, żonę i dwójkę nastoletnich dzieci, przed zagrożeniem. I ta determinacja narasta w nim do ekstremalnych proporcji….
Tymczasem zaraza rozszerza się coraz bardziej. Z objętego kwarantanną miasta nie da się wyjechać, partole wojskowe otwierają ogień bez uprzedzenia. Liczba chorych narasta lawinowo, mnóstwo osób umiera, pozostałe zamieniają się w przykurczone, czarnookie, napędzane śmiertelnym głodem potwory. Nieliczni żyjący kryją się w zabarykadowanych piwnicach…
+
Popkultura lubi wracać do sprawdzonych wzorców z przeszłości. I podobnie jak w XXI wieku powodzeniem cieszą się młode grupy neo- hard rockowe „odtwarzające” stary sound, tak jest i literatura „odtwarzająca” Złotą Erę Horroru. „Zarażeni’ to właśnie przykład takiego trendu.
Po pierwsze - powieść jest potężnie zadłużona u Stephena Kinga. Klimat małego miasteczka (w Maine!), sposób budowania relacji międzyludzkich, poszczególne postaci bohaterów, to jest „kingowskie” do bólu, a jako główną inspirację wskazać można „Miasteczko Salem”, z tym, że czosnkowo-krucyfiksowe wampiry oryginału (w XXI wieku wampiry stały się postaciami z erotycznych romansów a nie powieści grozy…) zastąpiły takie, no, powiedzmy, „zombiaki”, efekt zgrabnego (choć nie bardzo konsekwentnego fabularnie) połączenia - klątwy (wendigo?), zanieczyszczeń chemicznych i wirusa.
Jak zwał, tak zwał - ważne, żeby kopało (jak mawiają koneserzy biedronkowej Amareny). A na poziomie fabularnym „Zarażeni” kopią aż miło. Powieść skrzy się od jump scare’ów, scen grozy i przemocy, langanowe „zombiaki” są odpowiednio obrzydliwe i przerażające.
Świetnym pomysłem jest opis „umysłowości zombie”. W „Zarażonych” nie są to generyczne bezmózgi powłóczące nogami i wyjące „braaains”; czytelnik ma wgląd w uczucia i myśli ludzie powoli pochłanianych przez chorobę. Ich umysły wciąż działają, wciąż myślą, a infekcja powoli wypacza te myśli, wyolbrzymia to, co złe, w końcowym efekcie zaś budzi konieczność przemocy i głód (wendigo!), zmienia człowieka w potwora. Ten motyw, stopniowy zanik ludzkich emocji i narastanie obłędu to świetny motyw.
Mimo, że centrum powieści stanowią losy doktora Wintrob i jego bliskich, naiwny byłby czytelnik oczekujący standardowych opisów bohaterskich zmagań amerykańskiej rodziny z narastającą grozą. Nic bardziej mylnego - „Zarażeni” to raczej studium napięć szarpiących rodziną w kryzysie, studium rozpadu małżeństwa, studium mężczyzny na skaju załamania nerwowego, pogrążającego się w obliczu osobistych problemów w coraz głębszym szaleństwie.
Jako że „Zarażeni” są opowieścią pandemiczną - kolejną „na czasie” (choć w sumie już zapominamy o covidzie), w finale przechodzą w rasowe post-apo, budzące silne skojarzenia z „Ptakami” Daphne du Maurier (a nawet jeszcze bardziej z zakończeniem filmu Hitchcocka).
Nieco gorzej wypada sam przebieg fabularny powieści, raczej banalny i bez większych fajerwerków, zabrakło czegoś więcej. Zabrakło też talentu Kinga do opisu relacji ludzkich. Niektóre zachowania bohaterów są niekonsekwentne, niektóre wątki porzucone lub mało przekonująco poprowadzone
Ostateczny rezultat budzi nieco mieszane uczucia, obok momentów świetnych pojawiają się też mielizny i niedociągnięcia. Niemniej warto poznać - głównie za świeże potraktowanie znanego tematu. Prawie „instant classic”.
PS.
Choć dziwnym bardzo nie jest, że, jak na razie, nikt jeszcze nie ekranizuje „Zarażonych” - to nie jest aż tak odkrywcza opowieść, żeby u filmowców musiała obudzić konieczność działania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz