środa, 22 listopada 2017

Guy N. Smith Węże 4/10

Guy N. Smith      Węże        4/10


Słabo, bardzo słabo...


Cieżarówka przewożąca hodowlę niebezpiecznych węży rozbija się w wypadku drogowym (patent z "Pragnienia"). Gady uciekają i znikają bez śladu w okolicy pobliskiego miasteczka Stainforth. Władze publiczne organizują wyjątkowo wręcz niemrawe i oczywiście bezskuteczne poszukiwania Węże co jakiś czas napadają na przypadkowe ofiary. I to by było w zasadzie na tyle z fabuły....
Akcja wlecze się niemiłosiernie. Ataki wężów są bardzo rzadkie i kiepsko opisane - o ile sceny gore w wykonaniu krabów Guy ma opanowane do perfekcji, o tyle cierpienia ofiar porażonych jadem lub miażdżonych w splotach pytona wychodzą mu słabo.
Główne postaci powieści to zdegradowany na prowincję stołeczny policjant, który marzy o powrocie do łask, miejscowy bezrobotny zoolog (jedyna siła fachowa poszukiwań) i ....łapiący dorywcze fuchy kosiarz trawy. Romans między kosiarzem a dziewczyną z "lepszego domu" to główny wątek fabularny, wiodący do śmiertelnie nudnej, trwającej blisko pół książki sceny uwięzienia ich w samochodzie przez agresywnego węża (jakiś blady refleks po Kingowym "Cujo").
Szukający szansy na odbicie zawodowe policjant zapłaci życiem za swą gorliwość a zoolog... cóż, zoolog na zoologii nie zna się wcale i zupełnie nie potrafi odnaleźć węży. Na szczęście dla Stainforth wykazuje się za to znajomością klasycznej literatury brytyjskiej, a konkretnie opowiadania Rudyarda Kiplinga "Riki-Tiki-Tak", które poddaje mu skuteczny pomysł rozwiązania całej sytuacji.


O rany, reasumując, "Węże" są, mówiąc krótko, fatalne. Pal sześć słabości i nonsensy fabularne - one są u Guya zawsze. Ale z reguły rekompensowane to wszystko bywa żywą akcją, drapieżnymi scenkami gore i jedynym w swoim rodzaju pulpowym szaleństwem, do którego tylko Smith jest zdolny. W  "Wężach" jest  jeden  moment, kiedy to matka jednego z bohaterów, żwawa MILF, pozostawszy sama w domu oddaje się uniesieniom autoerotycznym (Guy N. Smith on fire ! ), które przerywa wpełzający między jej nogi pyton. To scena w swym absurdzie mistrzowska - ale, niestety, jedyna. Reszta powieści to wyjątkowo banalna i nudna pisanina.


Gdyby nie obowiązki (konkretnie przynależność do Official Guy N. Smith Fan Club) i generalna przychylność dla niskopiennej pulpy, oceniłbym pewnie na 2/10, a tak, dodając jeszcze uchachany punkcik za dojrzałą Ledę z Pytonem wychodzi mi ledwie 4/10. Jedna z najsłabszych powieści Guya - ani beki, ani pomysłu, ani wykonania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dean R. Koontz - Północ 8/10

Whoah, ależ petarda! “Inwazja Porywaczy Ciał” spotyka “Wyspę Doktora Moreau” (oba te tropy sprytny Koontz wprost podał w powieści) czyli kol...