Tytułowa "czarodziejka", Deb w młodości była świadkiem brutalnego molestowania seksualnego siostry. Później pracowała jako striptizerka, by w końcu poznać tajemniczego Mistrza, który nauczył ją kontroli samej siebie i wykorzystywania psychologii (tytułowe "czary") do realizacji życiowej misji, którą jest tropienie i ostateczne zniszczenie zorganizowanej grupy przestępczej trudniącej się handlem żywym towarem - porywaniem dzieci i ich późniejszą sprzedażą różnym zdegenerowanym pedofilom.
Deb mści się bez litości na zwyrodniałym samczym świecie i wyrywa chwasty brukające dziecięcą niewinność. Tropiąc firmę remontową, która jest przykrywką gangu, kobieta trafia do małej miejscowości, gdzie znajduje się baza przerzutowa porywanych dzieci (i hodowla marihuany, jako działalność poboczna degeneratów). Wojownicza mścicielka, stosując kombinację swego kobiecego czaru (czarodziejka...). i przemocy kastruje (!!!) i morduje obsadę bazy, zaś sam budynek wraz z ukrytą plantacją marihuany wysadza w powietrze.
Porywając jednego z wyżej postawionych przestępców, trafia do luksusowej willi, gdzie zamożni pedofile zaspokajają swe zwyrodniałe żądze. Również tam rozpętuje się piekło przemocy a męski trup ściele się gęsto. W końcu Deb, unikając organizowanych w międzyczasie zamachów na jej życie dociera do głównej siedziby organizacji mieszczącej się, naturalnie, na najwyższym piętrze luksusowego hotelu.
Tymczasem policja prowadzi śledztwo w sprawie rzezi urządzanych przez kobietę. Prowadzi ono w to samo miejsce. Prowadzący akcję policjant również pojawia się w hotelowym penthousie.
Można było z pomysłu zawartego w "Czarodziejce" wycisnąć zgrabny thriller, można było go wzbogacić o elementy magicznych mocy kobiety, mogłaby to być naprawdę dobra i ciekawa książka.
Ale niestety taka nie jest. "Czarodziejka" to powieść fatalna, napisana katastrofalnie słabo.
Nieudana jest konstrukcja fabularna. Akcja aż roi się od krzyczących nonsensów i absurdalnych zbiegów okoliczności. Owszem, można by próbować sobie wyobrazić, że mamy tu do czynienia z jakimś weirdowym szalonym snem (co i rusz w powieści plan realny przeplata się z wyobraźnią i zwidami bohaterki), tylko że nawet z tej perspektywy nadal czyta się wszystko fatalnie.
Postaci to pojawiają się, to znikają, jak królik z kapelusza.
Szwankują również umiejętności konstruowania postaci. Pojawiają się one w powieści i znikają niczym królik z kapelusza. Pomijając traumatyczną scenę z gwałtem siostry nie wiadomo nić o głównej bohaterce, nie wiadomo też nic o jej jedynym przyjacielu, siedzącym w leśnej głuszy nawiedzonym ekologu. Podobnie jest z Mistrzem, z szefem organizacji - to jedynie literackie fantomy potrzebne do rozegrania konkretnej sceny - bez żadnej historii, motywacji bez nawet zapamiętywalnej charakterystyki wyglądu.
Styl, w jakim napisana jest "Czarodziejka" jest bardzo kiepski od strony warsztatowej - książkę się bardzo ciężko czyta, bywa, że czytelnik gubi się w gąszczu nieporadnie zestawianych ze sobą słów; zastanawia się, co się właściwie dzieje, co robią i gdzie są poszczególni bohaterowie.
Autor ma też szalenie irytującą manierę - mozolnie wyjaśnia każde, najdrobniejsze i najoczywistsze nawet zdarzenie dziesiątkami zbędnych słów. (Ot, powiedzmy tak : " Idąc przed siebie weszła do pokoju, który był pusty, ponieważ nie było w nim nikogo" - jasne, zdanie sam wymyśliłem na poczekaniu, ale oddaje ono istotę krytykowanej przeze mnie "metody twórczej").
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz