Przejdź do głównej zawartości

Joe Abercrombie - "Czerwona Kraina" 8/10

Szósty tom (albo trzeci stand-alone, zależy jak liczyć) cyklu Pierwsze Prawo - tym razem  mamy do czynienia z westernem przebranym w kostium fantasy (nie przypadkiem powieść dedykowana jest Clintowi Eastwoodowi).


+


Daleka Kraina, rubieże znanego świata (tak, to taki Dziki Zachód). Włoszka Południem, prowadząca farmę, mająca swoją pełną przemocy przeszłość za uszami dziewczyna, pewnego dnia, wracając z targu z wiernym sługą, łagodnym (wręcz tchórzliwym) pomocnikiem Owcą (noblesse oblige…) zastaje spalone gospodarstwo, wymordowaną służbę i porwaną dwójkę młodszego rodzeństwa. 

W dwójkę natychmiast ruszają w ślad za bandytami. Kiedy udaje om się dopaść dwójkę, która oddzieliła się od oddziału, Owca nagle okazuje się też mieć przeszłość (a nawet Przeszłość, co znający całość serii przyjmą z wielką radością) - wcale nie jest taki łagodny, jak się wydawał, i zupełnie nie jest tchórzliwy. Mało, żądając informacji o miejscu, do którego porywane są dzieci, potrafi wykazać się Wyjątkową Stanowczością (aż się Płoszka zacznie obawiać, co to za wilk w Owczej skórze jej się objawił).


W tym samym czasie kompania kondotierów Nicolo Coscy, doskonale znana z poprzednich tomów, pod pretekstem wspierania wysiłków Inkwizycji ścigającej opozycję polityczną, poszukuje bogactw rzekomo skrywanych w Dalekiej Krainie. No a do tego jeszcze osadnicy - podążający w karawanie wozów na Zachód (mówiłem, że western, c’nie?).


W pewnym momencie ścieżki wszystkich przecinają się w westernowym miasteczku, podzielonym między dwie konkurujące ze sobą bandy. Osadnicy usiłują, jak to oni, osadzić się na miejscu, Kompania najemników zaś wraz z Płoszką i Owcą (już zupełnie nie Owcą po tym, jak w pojedynku zatłukł na śmierć lokalnego czempiona - jest western, muszą być i pojedynki) rusza w okoliczne góry - tam ukrywa się tajemnicze plemię, które : a. przetrzymuje porwane dzieci, b. ukrywa rozliczne Skarby….


+


Od razu zacznę od stwierdzenia, że Czerwona Kraina podoba mi się najmniej z wszytstkich 9 części Pierwszego Prawa (wliczając również drugą trylogię). To nadal znakomita lektura i wspaniały fun na poziomie niedościgłym dla większości autorów fantasy (8/10 to mocna nota!), ale trochę jest “przefajniona”.


Konkretnie - Abercrombie za bardzo skoncentrował się tym razem na westernowej stylizacji, za dużo miał z tego frajdy i za mocno skupiało to jego uwagę, co odbiło się na jakości  samej fabuły. Ona jest nadal OK, ale brak zwyczajowych wbijających w glebę twistów, brak podnoszących mocniej ciśnienie przygód, akcja toczy się w tempie żwawym, ale daleko jej do dzikiego pędu poprzednich tomów.

Przez to kurczowe trzymanie się stylizacji traci się związek emocjonalny z fabułą, czuje się, że autor jest mniej zaangażowany w przebieg akcji, miej zatem i ja się w nią angażowałem, bardziej analizując technikalia (trochę jakby zza opowieści widziało się kartonowe dekoracje). Nienaturalne, “przefajnione” wrażenie pogłębiają nadmiernie kozackie, sprowadzane do seryjnych one-linerów, dialogi między bohaterami.


No właśnie, ci bohaterowie też wypadli średnio. Świetny jest mój faworyt, nie tylko cyklu ale w ogóle całego współczesnego fantasy, mało odważny a za to chytry prawnik (czuję dużą bliskość z gościem :-) ), ale sama Płoszka jest średnio udana (moim zdaniem ofkors), szybko wypłukująca się z pamięci. No jasne, jest Cosca, jest pani Burmistrz i jest przede wszystkim Owca (#pozdrodlakumatych), ale nawet tutaj - wszyscy sprowadzeni są do jednego, powtarzanego z przeszłości grepsu.

(btw #kumatych - po co Owcy był szał bojowy podczas pojedynku ? Ja rozumiem Fenris Straszliwy, ale takiego Glamę to on na śniadanie zjadał bez żadnej przemiany; trochę jakby Abercrombie zapomniał swego bohatera).


Dla OK, bo narzekam i narzekam, i ktoś może odnieść błędne wrażenie. Czerwona Kraina to znakomita przygodówka fantasy, kapitalnie się czytająca (strony znikają w oczach), trzymająca w napięciu i imponująca kolejnymi zwrotami akcji. To barwny, dynamiczny western, z mnóstwem trupów, pojedynków, pogoni, walk a nawet, a jakże, romansów. Czytana jako stand alone (spokojnie wchodzi, nawiązania do poprzednich części są ale powieść można czytać saute) może zachwycić każdego fana przygodowego fantasy. Po prostu na tle obłędnie dobrych innych części cyklu (żadna nie zeszła u mnie poniżej kosmicznego 10/10!!!) wypada odrobinę mniej przekonująco. Niemniej - w zasadzie lektura obowiązkowa. Highly recommeded.

Komentarze